Witam
mam 31 lat, tato pił jak byłam mała ( nie pamiętam sytuacji kiedy pijany wracał do domu - oprócz jednej- mama to tłumaczy tym, że nas chroniła - tj mnie i starszą siostre o 5 lat ). Kiedy tato przestał pić zachorował na schizofrenie . Wtedy wszystko się zmieniło, tata zaczął brać leki a więc i więcej spać, nie wychodził z domu, izolował sie od wszystkich, włacznie od Nas a i miałam wrażenie że ode mnie najbardziej. Nie potrafiłam sie już zblizyc, przytulić czy porozmawiać z tatą który do niedawna był najukochańszym tatusiem pod słońcem. Do tego doszły problemy finansowe w domu a i więc zaczęłam sie wstydzić tego, jak jestem ubrana i jak mamy w domu. Wolałam iść do koleżanki, koleżanek niż zapraszać do siebie. Gdy miałam ok 15 lat siostra również zachorowała na schizofrenie, miała nieudaną próbę samobójczą, ja przestałam jeść ( naprzemiennie miałam okresy kiedy tyłam i chudłam ) a kiedy straciłam miesiączke mama lekarza okłamała , że odżywiam sie normalnie ( teraz myśle, ze nie chciała dopuścic do siebie myśli że i ja mam problemy ). Cała rodzina zajęła sie siostrą a ja po raz kolejny ( najpierw przez ojca , teraz przez reszte rodziny ) zostałam przesunięta na boczny tor. Rozumiem, że siostra jest chora jednak zazdrościłam jej tego zainteresowania cała rodziną.
Mając 20 lat poznałam męża, który się wtedy mna zaopiekował, dawał mi to czego nie otrzymałam we własnym domu...
Mając 22 lata urodziłam Nam córeczke i kupilismy mieszkanie, po około roku zaczął sie koszmar -mąż zaczął mnie żle traktować, szarpać, poniżać, ubliżać, a najbardziej dziwne było dla mnie to że im bardziej starałam sie JA tym było gorzej .... nie rozumiałam tego , a mąż jakby miał za każdym razem satysfakcje z tego coraz większą. Radziłam sie matki, nie pomogła mi zbyt wiele... Nigdy mi nie powiedziała, że jaka decyzje bym nie podjęła - będzie ze mną, że mi pomoże, że jest po mojej stronie. Bałam sie odejść i mimo że miłość sie "wypaliła" a ja "wypadłam" ze związku nie potrafiłam odejść od męża, który sprawiał mi ból... Tak bardzo bałam sie samotności i tego czy poradzę sobie sama.
Dwa lata poznałam mężczyznę w którym wydawało mi się, że się zakochałam. Ale nadal wolałam trwać przy mężu tyranie niż spróbować związku z kimś kto był opiekuńczy i traktował z szacunkiem. Martwiłam się, że jestem zbyt "słaba" dla niego, beznadziejna i że prędzej czy później odejdzie ode mnie bo zasługuje na kogoś lepszego .... Mąż dowiedział się o moim przyjacielu i nagle mu się "odwidziało" - nagle chciał ratować Nasz związek, zmieniać się a nawet iść na terapię ( pierwsza nieudana przy poradni przykościelnej ). Teraz zaczniemy "leczyc sie" u terapeuty który ma certyfikat i jest psychologiem z powołania.
Teraz wiem ( od całkiem niedawna ) że jestem DDA , że jestem kobieta która kocha zbyt mocno, ze moje problemy z jedzeniem to efekt picia taty. Ze schizofrenia siostry do nie tylko efekt genów ale i relacji z Nasza mamą.
I tu mam pytanie : czy jeżeli nie pamiętam taty pijącego powinnam spotkać sie z grupa wsparcia DDA? Chciałabym ale nie wiem czy powinnam ( w końcu "nie pamietam" że tato pił ). Czy powinnam też szukać innej pomocy ?? Jak nauczyć sie kochać samą siebie i być szczęśliwym ?? Gdzie i jak szukać pomocy ??