jak ze soba bezbolesnie skonczyc

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

jak ze soba bezbolesnie skonczyc

Postprzez debussy » 23 wrz 2010, o 22:48

witam,
Pierwzy raz tu jestem i mam pytanie, mam 31 lat i potrzebuje waszej pomocy:
Czy ma ktos moze wiedze jakich tabletek, lekow najlepiej uzyc i w jakich ilosciach zeby wzglednie szybko umrzec, chodzi mi o to aby jak najmniej cierpiec, po prostu zasnac i zdechnac? z gory dziekuje....
debussy
 
Posty: 9
Dołączył(a): 23 wrz 2010, o 22:43

Postprzez Filemon » 23 wrz 2010, o 23:55

wedle mojej wiedzy będąc w takim stanie ducha najlepiej pójść do psychiatry i dostać takie tabletki po których "nie zdechniesz", tylko po pewnym czasie poczujesz się na tyle lepiej, że obudzi się jednak w Tobie chęć by jeszcze zawalczyć o siebie, własne życie i samopoczucie...

jeśli natomiast na własną rękę nałykasz się jakiegoś gówna (pardon!), to efekt może być mocno odmienny od zamierzonego...

po pierwsze, jeśli już nastąpi śmierć, to najczęściej w takich okolicznościach jest to zaduszenie się w stanie nieprzytomności własnymi wymiocinami... :? więc raczej nie będzie to bezboleśnie i "gładko"...

po drugie, bardzo często takie coś kończy się uszkodzeniem mózgu i inwalidztwem mniejszego lub większego stopnia do końca życia... wydaje mi się, że jest to wówczas całkiem wymierny problem i poważne życiowe nieszczęście... nie kwestionuję faktu, że bywają też inne nieszczęścia i innego rodzaju ból - ból psychiczny, ale z nim należy przynajmniej SPRÓBOWAĆ zawalczyć i to szczególnie jeśli jeszcze ma się dopiero 31 lat...

ja mam prawie 20 lat więcej, czuję się dziś ch*jowo jak rzadko kiedy, mam chwilowo dosyć wszystkiego, ale... się nie daję i tanio skóry sprzedać nie zamierzam... :P tak gdzieś do... osiemdziesiątki, jak trzeba zamierzam powalczyć, a potem to już.. ch*j z tym - co będzie to będzie... ;)

trzymaj się i idź do lekarza psychiatry się ratować! bo jesteś stanowczo za młodą osobą na tak skrajne i nieodwracalne "rozwiązanie" Twoich problemów...

pozdrawiam

Fil
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez debussy » 24 wrz 2010, o 01:40

dzieki Fil za bardzo wyczerpujaca odpowiedz. Rzeczywiscie odechcialo mi sie tabletek po Twoim opisie. jesli chodzi o psychiatre to nie czuje tego. Bralem juz kiedys bioxetin (prozzac), ktory tylko sztucznie podnosi samopoczucie. Bylem tez w psychoterapii rok czasu, zrezygnowalem jenak. Mam niestety odchyly, tzn. pacyfikuje sam siebie, jakies drobne niepowodzenie wkurza mnie, sam siebie nienawidze za to ze nie radze sobie w zyciu. Z drugiej strony staram sie walczyc , pokonywac przeciwnosci itp. Niestety co 3 dni przychodzi taka pustka ze tylko alkohol mi pomaga, upijam sie wtedy przed kompem. W glebi duszy marze o jakims lepszym zyciu gdzie mi dobrze a w realu tkwie w bezczynnosci. Zawislem, tu problemmmmm.....
debussy
 
Posty: 9
Dołączył(a): 23 wrz 2010, o 22:43

Postprzez Bene » 24 wrz 2010, o 08:36

---------- 08:30 24.09.2010 ----------

debussy napisał(a):witam,
Pierwzy raz tu jestem i mam pytanie, mam 31 lat i potrzebuje waszej pomocy:
Czy ma ktos moze wiedze jakich tabletek, lekow najlepiej uzyc i w jakich ilosciach zeby wzglednie szybko umrzec, chodzi mi o to aby jak najmniej cierpiec, po prostu zasnac i zdechnac? z gory dziekuje....
Chlopie,rozumiem Cie bardzo dobrze.Wiem co Ci dusza spiewa czy tez placze.Bo tez przez te etapy przechodzilem.I nie bylo czlowieka ktory moglby mi pomoc wtedy.
Przynajmniej ja to tak widzialem.
Ale jednoczesnie gdy ktos inny stal po szyje w szlamie staralem sie podac mu jakos reke i o dziwo,to dzialalo tak ze moje bagno stawalo sie jakby plytsze.

Pytasz jak to zrobic w miare bezbolesnie.
Filemon powiedzial Ci dosc dokladnie co moze sie stac jesli nie zrobisz tego tak jakbys tego chcial.
Widzialem kilku ludzi (bylem 8 tyg w sanatorium - psychosomatyka oraz wielomiesieczne leczenie w klinice) ktorym to sie nie udalo.
I uwierz mi kolego,takiej woli zycia jak u tych ludzi widzialem trudno spotkac.Wszyscy bez wyjatku powiedzieli ze nigdy by tego nie zrobili na nowo.
Tak,mamy juz tego wszystkiego dosyc,tego bolu ktory odbiera mozliwosc zaczerpniecia powietrza,dusimy sie po prostu.
Tylko ze czlowiek to takie bydle,ktore moze przyjac coraz wiecej i wiecej bolu.Granica wytrzymalosci na bol ciagle przesuwa sie i to co by sie wydawalo niemozliwe po czasie bylo "malym pikusiem"
Wiem jak to zrobic.Ale Ci nie powiem bo nie jestem na 100% przekonany czy to zadziala z pelnym skutkiem,wiec Ci nie powiem.Chyba ze mi sie kiedys to uda,wiec wtedy Ci tez nie powiem.Bo nie wiesz gdzie jestem.

To co Ci powiem,jest trudne do zrobienia ale wykonalne.
Otworz sie na innych jak mozesz najszerzej bys zobaczyl ze masz droge przed soba.
Staraj sie wysluchac innych i w miare swoich skromnych mozliwosci byc dla nich.
Pomalutku i kroczkami na dlugosc stopy idz przed siebie.Dokadkolwiek ale idz.Nie mozesz stac w miejscu.
Bedzie dobrze.Ja Ci to mowie bo przechodzilem to wszystko.
Trzymaj sie jakos stary.

---------- 08:36 ----------

Jeszcze bym dodal,ze alkohol raczej nie jest zadna pomoca,omijaj go jesli mozesz.Chwile dobrego samopoczucia po napiciu sie nie rekompensuja tego dola ktory powstaje po wytrzezwieniu.Ten cykl potem poglebia sie i jest coraz gorzej.Sinusoida nastroju poszerza sie wtedy na coraz dluzsze okresy dna i w koncu juz nie 3 dni,ale dwa tygodnie i dluzej czujesz beznadzieje.
Bene
 
Posty: 307
Dołączył(a): 5 gru 2009, o 18:02

Postprzez debussy » 24 wrz 2010, o 13:57

dzieki Bene za te madre slowa. Wiesz ja posuwam sie do przodu caly czas, tylko jakos mam wrazenie ze zycie mi przez palce przecieka i te doly. nietety wiele rzeczy okupuje niepotrzebnym jak sie pozniej okazuje stresem. no ale ide dalej.... pozdrawiam.
debussy
 
Posty: 9
Dołączył(a): 23 wrz 2010, o 22:43

Postprzez prince » 24 wrz 2010, o 21:31

No... to jeszcze w sumie brakuje żebym ja coś powiedział.
Jakie tablety żeby 'szybko' i 'bezbolesnie'?Są takie oczywiście ale tak jak powyzej nie zamierzam dzielić się wiedzą.W każdym badz razie nie miałem ich pod ręką podczas moich dwóch prób 's'(bo nie tak łatwo je wycyganić od konowała).Na pewno 'benzo' nie da Ci rady chocbyś wszamał z 5 paczek Xanaxu 1mg - popitych sam już nie pamietam iloma browarami (co najwyżej będzie niezłe puszczanie pawia na personel izby przyjęc - a potem kilkudniowe leżenie na 'wewnetrznym' pod kroplówkami na niewygodnym wyrze w wieloosobowej sali wypełnionej przez śmierdzących dziadków opowiadających 'jak to się za okupacji bimber pędziło').

Debussy,byłbym skrajnie fałszywy gdybym prawił Ci tu jakies morały.Ale mogę z czystym sercem prosic Cię byś jeszcze choc przez pewien czas 'pomeczył' sie tutaj,na tym padole,ze mna i paroma innymi osobami.Chcemy Cie poznać.Dlaczego zamieściłes swój post akurat na forum DDA?Jeśli nie sprawi Ci to jakiegos dyskomfortu to proszę napisz coś o sobie.

prince (porypaniec jakich mało)
prince
 

Postprzez Salome » 25 wrz 2010, o 14:47

Prince ma rację. Pobodź tu. Popisz, wygadaj się.
Wiesz...nawet jeśli mulisz przed tym kompem i czujesz jak Ci życie przelatuje...to jednak przelatuje...a nie się kończy...trwa...i pamiętaj, że przed tym kompem też coś ciekawego może się zdarzyć (nie jednemu się zdarzyło :) ) Ja wierzę, że na każdego człowieka czeka w życiu coś dobrego. Pozdrawiam.
Avatar użytkownika
Salome
 
Posty: 783
Dołączył(a): 23 lip 2009, o 16:45

Postprzez wera » 25 wrz 2010, o 18:53

Witaj.

Jestem po 3 próbach samobójczych, z czego ostatnią pamiętam najlepiej i powiem Ci, że to nic przyjemnego. Dziś cieszę się, że jednak żyję i nie chcę nigdy więcej czuć się tak jak tamtej nocy gdy nażarłam się prochów ani tak jak się czułam dnia następnego. Uwierz, nie warto. Zresztą tak jak Ci chłopacy pisali wcześniej, zawsze może się nie udać i możesz później wegetować, być jak roślinka. Uwierz mi, że z każdego kryzysu nawet najgorszego można wyjść. Obecnie też jestem w dołku. Zbliża się jesień, czas dla mnie bardzo trudny, ale nie myślę już o samobójstwie. Przeszłam już tyle w życiu, że wiem, że wytrzymam jeszcze trochę, bo moja granica wytrzymałości wciąż się przesuwa.
Avatar użytkownika
wera
 
Posty: 2932
Dołączył(a): 23 paź 2008, o 00:04
Lokalizacja: Szczecin

Postprzez mariusz25 » 26 wrz 2010, o 07:50

pojdz na jakis miting i spotkaj sie z ludzmi
fajnie pobyc razem z innymi, ja nie lubie byc sam, jestem bardzo towarzyski
poza rodzina lubie pisac i rozmawiac z ludzmi, taki cel sobie dalem
mariusz25
 
Posty: 779
Dołączył(a): 8 maja 2007, o 18:22

Postprzez debussy » 27 wrz 2010, o 09:28

witam ponownie. Dzieki wszystkim za te wywazone slowa. Czemu DDA? bo wychowalem sie w rodzinie gdzie stary chlal i bil matke a ja to wszystko widzialem. Miewam doly, pustke i ciezko wtedy. 2 lata mieszkalem za granica gdzie sobie dobrze razilem, rok poza domem w Polsce wynajmujac a teraz znowu tu w domu gdzie sie chowalem. Ojciec juz nie pije ale za to jest agresywny. Wiecie jest cos dziwnego w tym wszystkim, ze jakos trudno sie z tej patologii wyrwac, jakby ciagle sie ludzilo ze ta milosc sie dostanie, ale to zludzenie.
debussy
 
Posty: 9
Dołączył(a): 23 wrz 2010, o 22:43

Postprzez Filemon » 27 wrz 2010, o 15:59

o tak, to prawda, co piszesz debussy - znam to doskonale z własnego doświadczenia... to jest w człowieku jakieś skrzywienie czy uwikłanie w coś, co bardzo jest trudno rozwiązać, żeby się wreszcie skutecznie i raz na zawsze oddzielić i uwolnić... a z kolei jak się w tym tkwi, to się żyć odechciewa... :( ja jestem na całkiem podobnym etapie - znowu powrót do destruktywnego rodzinnego domu i rozwałka psychiczna, mimo że wcześniej przez ładnych parę długich lat dochodziłem do jakiejś równowagi z dala od tego domu i nawet były okresy, że całkiem dobrze mi się to udawało...

wiesz co? po pierwsze, pociesza mnie fakt, że były jednak dobre okresy - czyli, że może się jeszcze udać znowu je przywrócić... a nawet jeśli to jest rok czy dwa, to to się jednak liczy i mam nieco takich wspomnień, które podnoszą mnie na duchu...

po drugie, mimo że byłem w wielu terapiach i niewiele mi to pomogło, to jednak póki nie jestem jeszcze starym dziadkiem... :) postanowiłem nie poddawać się i dalej próbować - a nuż trafię jednak na coś co we mnie coś ruszy i w jakiś istotny sposób pomoże...? chcę próbować, bo bez próbowania jak inaczej dać sobie szansę na zmiany...?

szukam też nie tylko psychoterapii, ale staram się szukać różnych możliwości w życiu, jak również wychodzić na przeciw tym które ono samo przynosi... nie ryzykując zbyt wiele, kiedy czuję się źle i nie mam prawie na nic siły, ale chociaż trochę wychodzę życiu na przeciw - w złych okresach choćby w najprostszych sprawach staram się postawić jakiś krok do przodu i daje mi to chociaż trochę nadziei, jeśli jeszcze nie zadowolenia... :)

aktualnie jest u mnie źle... podobnie jak u Ciebie - do wszystkich trudności doszedł jeszcze problem z rozstaniem, które niedawno miało miejsce i które jest trudne, bo jeszcze pojawia się odnawianie kontaktu - być samemu, źle a byś z kimś kto nas niszczy, też niedobrze... :(

wszystko to jest trudne i czasami się odechciewa... ale póki mam życie, póty mogę próbować i chociażby po to, żeby sobie na koniec powiedzieć, że byłem dzielny i zrobiłem wszystko co mogłem - choćby z taką świadomością kiedyś umrzeć, to już lepiej, niż się poddać, albo nie robić nic i na starość umierać ze świadomością, że zmarnowało się swoje życie... ja się tego boję, więc dopinguje mnie to do jakichś działań - czasami jakichkolwiek sensownych po prostu, kiedy na danym etapie życia nie stać mnie na wiele więcej... ale bywały też okresy, kiedy było naprawdę dobrze.... :)

pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dużo wewnętrznego światła pomocnego przy wychodzeniu z mroków duszy i trudnych sytuacji życiowych... :)

Fil

p.s.

ja też miałem agresywnego i pijącego mężczyznę jako rodzica...
z kolei matka, dziś właśnie powiedziała mi, że mnie kocha i pocałowała mnie i pogłaskała po twarzy... poprzednio zrobiła to jakieś parę miesięcy temu.... a jeszcze poprzednio... gdzieś kilkanaście lat temu...

tylko że jednocześnie jeszcze niedawno ubliżała mi od najgorszych słowami jakie wstyd przytaczać i jakich żaden obcy człowiek spoza rodziny do mnie nigdy nie używał... :(

okropne jest dla mnie to, że kiedy ona mówi o miłości, to ja nie tylko jej do niej nie czuję (a przecież jest to moja własna matka), ale wręcz mam wrażenie, że ona w ogóle nie wie chyba o czym mówi... i chociaż wiem, że nie kłamie, ale myślę sobie wtedy, że może jest nie całkiem normalna, albo już sam nie wiem co... bo jak można mówić komuś, że się go kocha a jednocześnie przez całe lata go niszczyć złym słowem, obelgą, poniżaniem, agresywnymi atakami, brakiem wyrozumiałości i zrozumienia dla jego kłopotów, problemów i życiowych trudności... :(

trzymaj się i napisz coś jeszcze o sobie... :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez debussy » 28 wrz 2010, o 01:58

zszokowales mnie Filemon piszac jak matka cie glaszcze, przytula i mowi ze kocha. Dla mnie jest to cos nie do pomyslenia, nie umial bym czegos takiegio przyjac ani dac. Mam syna ( 10 lat), na poziomie wiedzy wiem ze on pewnie potrzebuje mojej milosci, nie umiem jednak dac mu bezposrednich komunikatoe, ze go kocham itp. Nigdy mu nie powiedzialem ze go kocham i nie umiem, to zbyt trudne. Zreszta mnie nikt tego nigdy nie mowil bezposrednio,. Potrafie powiedziec kobiecie @kocham cie@ ale dziecku nie...zreszta nie rozumiem jak mozna mowic do dzieci @kocham cie@. Staram sie okazywac synowi uczucia nie wprost, ale slowami to nie dam rady. Oczywiscie potrafie powiedziec ze kocham muzyke, teatr, przyrode, itp ale dziecku...blokada.......
debussy
 
Posty: 9
Dołączył(a): 23 wrz 2010, o 22:43

Postprzez Abssinth » 28 wrz 2010, o 12:08

:(:(:(:(

nie rozumiem jak mozna mowic do dzieci @kocham cie@.


moj ojciec tez nie potrafil...
:(
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Bene » 28 wrz 2010, o 22:44

Bylo cos co rozwalilo to "cos" miedzy mna a moimi dziecmi.Przerwalo ten zloty lancuch ktorym bylismy zwiazani.Syn stara sie walczyc o mnie ale mnie jakos nie wychodzi.Brak mi tak cholernie brak tego co zostalo wyrwane z tego ciagu.Mimo tego jestem z moich dzieciakow dumny.
Tylko nie potrafie powiedziec ze kocham.

W moim drugim zwiazku mam do czynienia z Jej doroslymi corkami.I nawiazala sie miedzy nami bardzo serdeczna wiez.Poczatkowo wygladalo to tragicznie bo one mierzyly mnie miara jaka stosowaly wobec ich ojca.Wtedy myslalem ze musze sobie isc by nie wciskac klina pomiedzy nimi a ich Matka.Teraz one wydrapalyby slipia komus kto by mnie zaatakowal.Mam ich szacunek i to jest wspaniale.
Bene
 
Posty: 307
Dołączył(a): 5 gru 2009, o 18:02

Postprzez Filemon » 29 wrz 2010, o 20:14

ja ostatnio wróciłem do książek Alice Miller, która dużo pisze na temat przemocy i nadużyć w rodzinie wobec dzieci i z tego co ją czytam, to rozumiem, że ona zawsze staje po stronie dziecka, jednak dostrzega też ten "łańcuszek" pokoleń - jak z rodzica przechodzi na dziecko a potem to dziecko kiedy staje się samo rodzicem, to znowu to samo powtarza... :(

podobno (przynajmniej ona tak twierdzi) można przerwać ten cykl tylko wtedy, jeżeli uda nam się przeżyć świadomie w sobie już jako dorosła osoba te wszystkie bolesne uczucia, których doświadczaliśmy jako dzieci... nie zaprzeczając niczemu, nie wybielając rodziców, nie starając się niczego zminimalizować ani zapomnieć lub z góry od razu wybaczyć...

mnie się wydaje, że ona może mieć rację, ale się jeszcze o tym na własnej skórze nie przekonałem...

debussy, jeśli chodzi o moją matkę, to dzisiaj ostatnie wrażenie z jednorazowego przytulenia rozwiało się ostatecznie - usłyszałem rano ponownie najgorsze plugawe obelgi i zostałem zaatakowany za to, za co właściwie raczej mogła powiedzieć mi dobre słowo... może trudne do uwierzenia, ale tak naprawdę było, bowiem moja matka jakby pomija prawie w każdej sytuacji jej jasną czy lepszą stronę a koncentruje się na tym co nieprzyjemne czy negatywne - i dlatego chyba nieustannie traci z oczu to za co mogłaby być wdzięczna, z czego mogłaby się ucieszyć, co mogłoby wywołać w niej zadowolenie, uśmiech, ulgę... a zamiast tego w tych wszystkich sytuacjach podkreśla i przeżywa właśnie ten element, który był jakimś cieniem, albo niedoskonałością lub czymś niefortunnym... bardzo często po prostu jej nie wystarcza to co dostaje, tylko chce więcej, i więcej, i więcej... a zapomina, że oto właśnie ktoś coś dla niej zrobił, coś jej ofiarował, dał z siebie, itd... :(

to jest już dla mnie ohydne, obrzydliwe, wykańczające i nie umiem z tym żyć... kiedy ona czuje się lepiej, to w domu jest gorzej.... bo jej energia jest jak czarna smoła - kiedy jej tej energii przybywa, to wylewa tą smołę z siebie na zewnątrz... :( a kiedy jest tak słaba i chora, że ledwo może się ruszyć, to wtedy jest przynajmniej spokój, bo nie ma siły toczyć z siebie tej swojej masakry... :( :( :(

ja jestem w głębi siebie zupełnie innym człowiekiem - mam swoje wady, ale nie noszę w sobie takiej pieprzonej czarnej psychologicznej smoły i nie zalewam nią siebie samego i innych... wykańcza mnie taka atmosfera w domu gdzie żyję... właściwie, to już ledwo żyję a raczej wegetuję i nie potrafię się z tego wydostać, bo brak mi odwagi na wybicie się na wystarczającą samodzielność i niszczą mnie zaburzenia lękowo-depresyjne, z którymi aktualnie znowu nie potrafię się na tyle skutecznie uporać, żeby się poczuć chociaż jako tako dobrze i nadawać się do jakiejś pracy, która dałaby mi większą niezależność... :(
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Następna strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 13 gości