DDA wykluczone z terapii

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

DDA wykluczone z terapii

Postprzez Fiołek » 10 cze 2010, o 15:47

Hej

Chciałam się podzielić swoim smutkiem i przygnębieniem....
wczoraj byłam na spotkaniu indywidualnym ze swoją terapeutką. Jestem po 2miesiecznej grupówce edukacyjnej, no i teraz czekam (czekałam) na wrzesniową roczną grupę pogłębioną.
W miedzyczasie co 2 tygodnie jestem w stałym kontakcie z terapeutką.
Moi rodzice - oboje alkoholicy z syndromem DDA,współuzależnienia etc.
Wiek licealny niestety to moja przygoda z alkoholem i narkotykami wszystkimi poza grzybami. Próby samobójcze przy odstawieniu z lęku przed swiatem, z niemożności przeżywania kontaktu ze sobą (omamy,urojenia)....samoistnie odstawiłam wszystko,jakoś powstałam.
Problem wówczas nie był diagnozowany,bo wazne było zeby go zakopać pod dywan i usunąć chwasta. Nie jego przczynę i następstwa.

Test MMPI wyszedł w moim przypadku niediagnostyczny.
po rozmowie z psychiatrą i konsultacji z terapeutką dostałam info, że istnieje duze prawdopodobieńśtwo, iż oddelegują mnie do innego ośrodka. Psychiatra stwierdził zaburzenia osobowosci.
Wcale mnie to nie dziwi,bo właśnie tak to czułam,ale nikt mi nie wierzył, nie słuchał....a aj podatna jestem na opinie i akceptację,sądy inych więc uznawałam, ze pewnie demonizuję.

Ponoć pomoc mi jako DDA przy zaburzeniach nie przyniosłaby efektu,bo temat jest głębszy i praca z takimi osobami wymaga większego nakładu i doświadczonego specjalisty.

I tak od wczoraj czuję ulge nie do opisania i jednocześnie odczuwam taki dziwny pokłon ku mej osobie. Takie unizenie się (nie użalanie) ku temu jaki zafundowano mi los/jaki zafundowałam sobie w następstwie i ja.

Nagle już nie tylko przypominam sobie "utracone pamięciowo" dzieciństwo,ale ja to czuję. Czuję to co wtedy mnie dotknęło,poszczególne elementy. Strach, lęk, samotnośc,ale tak dobitnie jak by to było przed chwilą....i łzy mi się leją strumieniami.....nie poddam sie. Jest mi jednak cholernie źle,tak wewnetrzie boli, ze to taka długa droga przede mną. Taka kręta,trudna, która mam nadzieję zreperuje mi umysł, z którym zaczynam sobie nie radzić. Nie wytrzymywac. Jakby siedziało w nim kilka różnych osób, sprzecznych....i choć uczę sie czuć. Próbuję, odczuwam to jednak pod naporem takiego ciśnienia, przepływu gigantycznje ilosci myśli,fali krytyki i analizy - bardzo trudno to przerwać. Jestem w pełni swiadoma, ze to co mi się tam w srodku dziej mnie wykancza,ale nie potrafię tego powstrzymać.

Czy ja jestem neinormalna?
Czy mogę w końcu wylądować u czubków?
I czy osoba z zaburzoną osobowością jest w stanie się naprostować? Odnaleźć swoją tożsamosć?


Czuję sie b. zagubiona i zapdanieta we własnej tęsknocie za wszystkim z czego mnie odarto.
Dzięki za wysłuchanie.
Avatar użytkownika
Fiołek
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 maja 2010, o 15:59
Lokalizacja: z samotni

Postprzez NNicola115 » 10 cze 2010, o 20:43

A może to nie są TYLKO efekty DDA jak opisujesz i jak psychiatrzy to także swierdzili wraz z ZWYKŁĄ I KLASYCZNĄ niestabilnościa emocjonalną tylko.................
http://bpd.szybkanauka.net/

Poczytaj sobie inf w tym linku i spróbuj odnieśc się do samej siebie, może cierpisz własnie na te zaburzenia jak w linku i na ta chorobę?? Warto zwrócic uwagę także i zapytac sie psychologów o tej chorobie oczywiscie jeżeli znajedziesz punkty wspóne dotyczące twojej osoby a powiązania z ta chorobą
:?: :?: :?: :?: :?: :?: :?: :?: :roll:
NNicola115
 

Postprzez pszyklejony » 10 cze 2010, o 23:40

Wszystko co opisujesz jest mi znane. Właśnie chodzi o to, żeby czuć, bo to jedyny kontakt z tą warstwą osobowości. Boli, jest męczące ale warto. Cała zmiana polega na tym, że nie można być sobą i kimś innym jednocześnie, stąd to wahadło, trzeba rozbujać psychikę, emocje. Wymaga to dużych ilości energii. Niczego nie powstrzymuj, będzie dobrze.
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez Fiołek » 10 cze 2010, o 23:49

Dzięki. Tak. To cholernie trudne ale i jednocześnie oczyszczające.
Tak jakbym wchodziła do wewnątrz siebie i poznawała siebie na nowo....z niedowierzaniem, lękiem i okropnym bólem. Pozwalam sobie na ten ból. Mam nadzieję tylko, że sie nie zatracę.

Stronkę o bpd kończę czytać...nakręcam się może niepotrzebnie. Tak. Wiele opisów mnie przeszywa i dotyczy. Poczekam jednak na diagnoze konkretną mojej terapeutki i jej grupy.
Przeraża mnie świadomośc, która nie towarzyszyła mi przy terapii DDA.
Że jednak moze się okazać, ze pewne rzeczy są nie do przejścia. Że będę musiała się nauczyć z nimi/sobą tak żyć.Że nie uda mi się oczyścić siebie z biologicznych zmian. Do wczoraj wydawało mi się, że zadręczanie się myślami,krytyką, poniżanie mimo wszystko jest pod moją kontrolą. Przełamę schematy i będzie normalnie.
teraz czuję, że jednak szkody dla własnego mózgu i takie linczowanie wieloletnie to nie zabawa. Powiem wam szczerze, że jestem przerażona. Bardzo się boję i chyba nawet martwie się o siebie. Jest mi siebie trochę zal.

Tak bardzo chce czuc sie dobrze ze soba i wiedzieć kim jestem.
Avatar użytkownika
Fiołek
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 maja 2010, o 15:59
Lokalizacja: z samotni

Postprzez pszyklejony » 11 cze 2010, o 00:10

Wszystko jest do przejścia. Ogólnie to kwestia dystansu, jednak żeby go mieć trzeba się zmienić w środku, swoje przekonania, głównie na swój temat. Po woli, dasz radę.
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez Fiołek » 29 sie 2010, o 22:37

Cały czas was podczytuję, jednak napisanie choć kilku słów to dla mnei jak zwykle mega trudny krok. Strasznie się izoluję...boję oceny,wyśmiania etc.

6 września zaczynam 3miesięczną terapię psychodynamiczną w Gliwicach.
Jestem przerażona, na krańcu wytrzymałosci, z coraz częstszymi myślami samobójczymi, walką co parę minut o wiarę, o zmianę.....bo obiecałam sobie, że się nie poddam. Choć w jednej rzeczy w życiu bedę wytrwała...i choć normalnie momentami ktoś by uznał, ze przegrywam, że co trochę się poddaję to jednak walka jaką toczę ze sobą, swymi demonami jak dla mnie jest dalej walką. Tzn trwam w niej pomimo upadków.

Najgorsze były dla mnie ostatnie miesiace,tygodnie....kiedy to bez żadnego wsparcia z pootwieranymi ranami zostałam sama na placu boju czekając na werdykt w innym ośrodku i termin.
Ten burzliwy okres uwidocznił mi wszystko gówno które we mnei siedzi i wyniszcza.
Momentami to aż myślę, ze wariuję. Mam również czasami wątpliwości czy terapia mi pomoże, czy szkody które coraz trudniej mi przeobrazić w zmiany,zapowiedzi zmian nie okaża się zbyt kosztowne?

Pani psychiatra po kilku konsultacjach uznała, że min. głosy które otworzyły się w mej głowie i podczas wyjść na dwór to wytwór o charakterze dyscojacyjnym a nie psychotycznym,więc pewnie to dobra nowina,ale starsznie sie boję.


Strasznie zalękniona jestem,izolujaca sie momentami, nerwowa, rozdrażniona. Zapewne potęguje to nasza syt.finansowa,mąż w innym mieście, moja samotność i masę spraw do uporania się z dwójka dzieci i psem w bloku. Do tego sprawy matki/ojca wciąż popaprane,siora i cała masa....pewnie mam powody do mega rozdrażnienia,gniewu,ciągłej złości,smutku który przychodzi z nienacka co chwilę....ale najgorsze, ze odbija się na dzieciach.
I wtedy sie załamuje...bo jak krzyknę,lub zacznę sie złościc przez zęby za to, że są dziećmi (biegają, smieją się, krzyczą,skaczą...)a potem i w trakcie mimo nieudolnych prób przerwania 'wykładu" pojawiają się poczucie winy,wstydu,bezsilności,lęku o nie, nienawisci do siebie....to chce tylko zasnąć i się nie zbudzić.


Do tego widzę u siebie ogrom nieufności do ludzi,strach przed ich agresją,pretensjami,oceną. Oczywiście negatywną. Idąc ulicą mam wrażenie, ze jestem wyśmiewana (choć swiadmośc podpowiada że wyolbrzymiama,tworzę coś czego nei ma),że wszyscy mnie obserwują,widzą ten wstyd,ból,niepewnośc,tą złość.

Jakby ktoś miał chwilę to poniżej parę zapisków z ostatnich dwóch miesięcy.
Jakaś taka potrzeba we mnie napisania tego,bo inaczej nie potrafię.
................................................................................................

Otulona kołdrą łez
przykryta ciszą mąconą
raz po raz
tupaniem dziecięcych stóp

wpatrzona w nicość
ogniem źrenic
czarną plamką spływającą
po policzku

czekająca na koniec
gdzieś pośrodku drogi
zbyt obolała
zbyt mała żeby iść dalej
zbyt opuchnięta

kołysana wciąż przez nią
Jest mi Bliska
choć ją odpycham

Koi mnie do snu
wsłuchuje się w me piekielne
prośby
pociesza swą wyrozumiałością
a na koniec
delikatnie głaszcze po główce

ONA
Prześmiewcza i oskarżycielska
niecierpliwa i złowieszcza
kaze mi odpuścić
zrezygnować
ulżyć swym cierpieniom
ostatecznie

zejść

Tak moja pocieszycielko
kusicielko
O samotności ty moja
Nienawidzę cię kochając
boję się i brnę
O samotności ty nieskończona

Zabierz mnie tam
gdzie me miejsce jest
Utul do snu i nie budź
Nie budź nigdy więcej

Tak cię proszę pocieszycielko ty moja.

.....................................................................................................

Rozrywa me serce
przeszywa na wylot
zapadnia bólu
studnia rozpaczy
gorycz samotności

oh!jakie to okrutne uczucie
Moja samotnia przeplatana
pustką głębi

Zeszklone oczy
pażą od żaru łez
i niezrozumiałych strumieni
wylewanego smutku

On się sączy
nieustannie
Nie ostrzega zawczasu
że zaraz zaatakuje mą duszę
że z nienacka
porozrywa serce na strzępy
umysł doprowadzi niemalże
do obłędu

śmiejąc się w oczy
panu lękowi
On walczy z kontrolą
świadomości i podświadomości
Obłędna ta bitwa
Krwawa
Rozpaczliwa

Zabijająca nadzieję
i siłę do walki
o siebie
o to nędzne życie

Popieprzone i niesprawiedliwe


A na dnie serca
siedzi skulona przytrzymująca
swe kolanka dziewczynka
mała,drobna,wystraszona

Swymi delikatnymi dłońmi
otula się
jak kołdrą
i boi się wstać
otworzyć oczy
Podnieść sie z tej
zapadni smutku
i bólu samotności

Bólu nie kochania.

.............................................................................

Demony w moim umyśle
trzymają za klamki
przytrzymują futryny
zagradzają stopami wejście
do pokoi...prawdy.

Po drodze napotykam
absurdy
szepty i dziwaczne głosy
z czasów otłumanienia serca
głowy
z czasów ucieczki w śmierć
ucieczki od życia z nimi
z czasów młodzieńczych błędów
zakopanych w niewielkim kwadracie
pod językiem

I wizje z dziś
podobne do tych z wczoraj

Boję się
Chcę wygnać te demony
paranoiczne głosy
doradztwo nierealne
a tak mocno odczuwalne

Rozbujana psychika
galopuje w popłochu
ucieka przed postojem
zetknięciem się z samym sobą

Woli biec
niż zatrzymać się w pokoju
wspomnień

ciemnym przedpokoju
gdzie stulona niewinność
i mroczny dom
wypełniony straszną ciemnośćią
po brzegi

A po suficie płynie kamera nieświadomości
Rejestruje niechciany krajobraz
tylko obraz taki
rozmazany
czuć dobitny chłód
i paniczny lęk
lęk schowany między
palce.
Avatar użytkownika
Fiołek
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 maja 2010, o 15:59
Lokalizacja: z samotni

Postprzez Orm Embar » 30 sie 2010, o 14:25

---------- 14:18 30.08.2010 ----------

Cześć,

Nie masz choroby typu schizofrenia. Jeżeli nawet zdarzy Ci się epizod np. depresyjny, i będziesz się musiała leczyć w szpitalu - to nie jest to fajna sprawa, ale nie jest też ostateczna przegrana.

"Zaburzenia osobowości" to bardzo wieloznaczne i pojemne słowo. Jestem też DDA, i tak na upartego jakieś zaburzenia osobowości też u siebie wykryję, nic skomplikowanego. 8)

Dwie drobne uwagi: nie znasz jeszcze zakresu zaburzeń, więc nie pakuj się w negatywne rozmyślanie, że na pewno będą jakieś kosmiczne problemy. Jeżeli będą, to martw się jak będą, a nie przeżywaj teraz wizji najgorszych nieszczęść. Wiem, że łatwo się mówi a trudno robi, ale tak jest.

Uwaga druga: jeżeli jesteś w procesie terapii, licz się, że czeka Ciebie okres pogorszenia nastroju. Sama już trochę o tym piszesz - czyli np. to, że CZUJESZ swój ból z dzieciństwa, a nie tylko o tym WIESZ. W 90% przypadków jest to oznaka zdrowienia, tyle tylko, że z pootwieranych ran - zanim dobrze je się wyleczy - musi wylać się trochę starej ropy... Tak więc, gdyby Ci się pogarszało, nie panikuj, OK?

powodzenia we wszystkim!

Maks

---------- 14:25 ----------

Aha!

Wiesz jaka była moja pierwsza myśl po przeczytaniu tytułu "DDA wykluczone z terapii"? Ano, że przeszłaś jakąś traumę, i np. trafiłaś na terapeutę kretyna, który wyrządził Ci jakąś krzywdę (rzadko, ale niestety tak bywa...).

Prawda jest przecież taka, że Ciebie nie wykluczyli, tylko skierowali na INNĄ TERAPIĘ, która wg specjalistów powinnaś załatwić. Czujesz różnicę między tym, jak odbierasz sytuację, a tym, jaka ona mniej więcej jest?

Maks
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez Fiołek » 31 sie 2010, o 12:14

Chyba totalna porażka ze mną wiecie.......

znowu wykrzyczałam na ojca złość,gniew,ból i wypominanki z dzieciństwa. Mówię znowu,bo to już drugi raz w ciągu ostatnich miesięcy.

Ojciec i matka piją. On znalzał nową pijaczkę tylko bardziej ucywilzowaną i mieszkają razem od pół roku. Dawniej nasze relacje były pozornie ok. Tzn ok,bo cały czas myślałam, że to tylko matka ma problem i wszystkie tragedie przez nią. Jak poszłam na terapię powoli docierało, że ojciec był taki sam,nawet gorszy.


Wiem,że wybuchłam w błachej niby sprawie. Nieadekwatnie....po prostu rozmawialismy o pomocy przy odbiorze dzieci z przedszkola,bo ja będę wtedy w pociągu i na koniec,na jego słowa "że zobaczymy jak to będzie" powiedziałam,że w tej chwili potrzebuję poklepania po plecach i słów "zobaczymy jak to będzie,ale nie martw się. Będzie dobrze".

On,człowiek chory,napuszył się gniewem,że go ostatnio ciagle neguję...ja na to, że chodzi tylko o to żeby wreszcie dał mi poczucie spokoju,bezpieczeństwa że mi pomoże. nie docierało.
Wygarnęłam więc w złosci i gniewie wiele rzeczy z dzieciństwa. Wykrzyczałam, że terapia to przez nich. On oczywiście, że to było minęło,trudno i żyjemy dalej.
Wiem. To akurat prawda,ale gdyby się tak dało to bym nie poszła na terapię.
Wiem, że mój krzyk,stan jest niezrozumiały dla otoczenia.
Wysłałam mu przed chwilą esa że przepraszam za krzyk,ale ból jaki latami we mnie siedział musi znaleźć ujście.że gdyby on się tak odciął od przeszłości to by nie pił.

Wiem skąd moja reakcja....chyba stąd, że on zawsze mówił że niby będzie ok,ale mówił to takimi słowami pesymistycznymi, że nie wiadomo jak to wyjdzie, że moze być źle,nigdy w drugą stronę...do tego miny,wzdechy.
I teraz,kiedy ja potrzaskana na kawałki, chcę iśćdo przodu ale ograniczają mnie dzieci potrzebuję pomocy, znowu czuję się sama na placu boju.
Co czuję próbuję sobie odpowiedzieć?

Jak wyszedł w trakcie kłótni (dodam, ze dawniej on zawsze miał rację,był najlepszy etc więc takie akcje to nowość) trzęsłam się z imna. Wyleciało,ale odczuwałam lekki lęk....poza tym chyba ulga,spokój lekki i małe poczucie winy.
Że to nic nie da, że tylko szkodzę sobei,bo na zrozumienie nei ma co liczyć. Bo nie panuję nad emocjami. Bo jestem emocjonalną sierotą :(

Czy to efekt procesu zdrowienia czy efekt głupoty,nie radzenia sobie na maksa z samym sobą i bólem?
Bo korzysci z tego żadne. Chwilowa ulga,że wreszcie pewne rzeczy wykrzyczałam....a mam? Pospute znowu relacje (które i tak są puste i ograniczają sie do kawki na tydzień i ewentualnego wsparcia finansowego), wrażenie że jestem dziwna.
Że wszyscy idą do rpzodu. Żyją dziś. Przeżyli jeszcze gorsze tragedie i tak nie lamentują. Nie wyzywają tego do rodziców.Że to co mówi ojciec ma sens. Teraz żyjesz tu,a nie tam.
Tylko że ja nie wiem już jak żyć tu,bo za głęboko w to weszłam.....może za bardzo się w to wczułam, a nie o to chodzi?

Dzięki Orm za słowa otuchy. Potrzebowałam tego.
Tak. Widze różnicę z tą terapią,choć nadal momentami w mojej głowie funkcjonuje, że jestem mega dziwna skoro aż tak intensywnie muszę się terapeutyzować. No i z tymi doszukiwaniami u sibie największych traum masz rację,bo właśnie to robie i wzbudzam jeszcze większy lęk....za tydzień przeciez dopiero zaczynam i wszystko wyjdzie w praniu.
no ale jak widac po drodze chyba wyżywam się na innych :(
Avatar użytkownika
Fiołek
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 maja 2010, o 15:59
Lokalizacja: z samotni

Postprzez Orm Embar » 31 sie 2010, o 22:50

Cześć Fiołek,

Z doświadczenia wiem, że aby być w pełni TU I TERAZ, musisz ułożyć się (czy też dogadać) z tym, co było WTEDY. Tak to działo się w moim życiu, i dokładnie taki sam schemat widziałem w wielu terapiach.

Złość na ojca czy rodziców w ogóle jest OK, musisz tylko uważać z bezpośrednim kierowaniem agresji na nich.

Gdybyś była mocno stłumiona i wycofana, złość skierowana na rodziców byłaby sukcesem terapii, oznaczałaby bowiem, że udało Ci się choć trochę wyjść z tego stanu bycia szarą myszą w ciasnej norce alkoholizmu Twoich starych.

Poszukaj form jakiejś mniej agresywnej wobec nich formy wyrażania złości. Pogadaj o tym z terapeutą - może coś Ci podsunie. Ze złością nie poradzisz sobie tak, że udasz, że jej nie ma, ale jakoś tak, że w pełni zaakceptujesz jej obecność w życiu, ale poradzisz sobie z nią. Nie będziesz wyżywać się na np. rodzicach, także, jeżeli im się "należy".

Ja miałem okres strasznych "wyzwisk" pod adresem mojej matki, tyle, że nie wyrzygałem jej tego nigdy w twarz - ale to także dlatego, że byłem właśnie bardzo wycofany. Mój dzielny ojciec alkoholik także sobie zasłużył... Żałowałem trochę, że choć raz nie dostał ode mnie po pysku. Nie mówię o jakimś rękoczynie, mówię o zwyczajnym spoliczkowaniu. Wiem, zaraz na mnie wszyscy nakrzyczą, ale takie miewałem myśli i tyle.

A potem jak się uspokoiło, zacząłem lepiej rozumieć moją mamę - i staram się dla niej być teraz czuły, nawet jeśli mam pełną świadomość jej błędów.

Co do awantury z Tatą, napisz lub powiedz mu, że stosujesz wobec tej awantury polecaną przez niego zasadę: czyli awantura była, ale to było dawniej, a teraz jest już dzisiaj, więc to co wczoraj się nie liczy. :-) :-) :-)

Aha! Fakt, że przechodzisz terapię może być źródłem siły. Ja przeszedłem trzyletnią, regularną psychoterapię indywidualną. Nie pojechałem na spotkanie (35 km od mojego miasta, pieszo na pociąg pół godziny, pociąg w jedną stronę 45 minut...) tylko RAZ. Dzisiaj jest to dla mnie wspomnienie bycia bardzo konsekwentnym facetem w pracy dla siebie i nad sobą.

tyle na dzisiaj :-)

powodzenia we wszystkim!

Maks
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez Filemon » 31 sie 2010, o 23:32

Orm Embar napisał(a):. Ja przeszedłem trzyletnią, regularną psychoterapię indywidualną. Nie pojechałem na spotkanie (35 km od mojego miasta, pieszo na pociąg pół godziny, pociąg w jedną stronę 45 minut...) tylko RAZ. Dzisiaj jest to dla mnie wspomnienie bycia bardzo konsekwentnym facetem w pracy dla siebie i nad sobą.


oooo.... zacięta bestia! ;) w słusznej sprawie... wyrazy uznania! :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Fiołek » 1 wrz 2010, o 10:47

Grunt to konsekwencja właśnie i stała praca.

Myślę, że mnie bardzo zgubiło właśnie:
a)czekanie na proces terapeutyczny (od 3 mies. byłam na kilku konsultacjach w Gliwicach gdzie tylko ja gadałam znowu te same historie nie dostając żadnej podpowiedzi,odpowiedzi...czekanie na diagnozę)

b)brak właśnie terapeuty który podpowiedziałby jak sobie radzic. Mi to b.pomagało wcześniej.
No ale teraz 6 września już lada moment, więc z błędami bo z błędami ale dotrwałam.

Wczoraj zadzwoniłam do ojca. On też powiedział, ze miał dzownić. Przeprosiłam go. Powiedziałam, że nie radzę sobie z własnymi emocjami:bólem,złością,gniewem a do tego poczucie samotności i "czasowej samotnej matki" daje mi w kość. Że nie powinnam go obarczać odpowiedzialnością za to, ze nie wiem jak się uporać z przeszłością.
POwiedział, ze mam sie nie martwić tym co zaszło wczoraj.

Dzis był na chwilkę. Zapytał jeszcze raz ile trwa terapia (pod katem odbierania dzieci z przedszkola), a potem przytulił mnie,poklepał po plecach :D i powiedział, ze będzie dobrze i damy radę.
Troche to było sztuczne,od przytulania po te słowa ale niech będzie.

Z tą agresją u mnei to na pewno czeka mnie mega praca,bo nie wiem jak okazać złosc w konstruktywny sposób.
Zresztą to, ze ja będę się rozliczać z przeszłoscią nei oznacza, ze wszyscy inni mają tego słuchać i wracać. Mam tą swiadomość.
Chciałabym już być po wszystkim. To najtrudniejszy okres w moim życiu. Póki co nie widzę końca, jakiejś jasności na końcu. W ogóle nie widzę nic przed sobą,tylko wszystko za. Jakbym lada moment miała już pożegnac się z życiem,które było takie do dupy. Mam nadzieję, ze w tych rozrachunkach znajdą się też chwile dobrych wspomnień,bo póki co zaserwowałam sobie podróż do piekła.
Avatar użytkownika
Fiołek
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 maja 2010, o 15:59
Lokalizacja: z samotni


Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 12 gości