Czy ktoś również czuje nieustanny ból serca...bez powodu?

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

Czy ktoś również czuje nieustanny ból serca...bez powodu?

Postprzez alexx » 3 wrz 2009, o 23:04

Witajcie Drodzy Nieznajomi...Pierwszy raz wysyłam uczucia i myśli w otchłań internetowych zakamarków, szukając odbicia moich wniosków, pytań, wątpliwości. Z góry dziękuję za poświęcony czas, o ile ktoś to przeczyta. Na wstępie dziękuję za Wasze słowa, choć nie bezpośrednio do mnie. Widzę, że naprawdę wspieracie się wzajemnie i to jest dobre...Chciałabym porozmawiać na forum z osobami, które mają podobne rozterki jak ja...jeśli ten temat był już poruszany, przepraszam za powielanie...Od kilku lat wiem, że jestem DDA. Sabotuję swoje związki z mężczyznami, wybieram zawsze Pana Niewłaściwego, Pana Groźnego, Pana Nieodpowiedzialnego. Dla ludzi jestem człowiekiem, który gdzie się nie pojawi odnosi sukces, wszystko załatwi, rozchmurzy towarzystwo...Maskotka rodziny do dziś rozwiązująca problemy mamy 18 lat po rozwodzie rodziców. Z pomocą wielu wspaniałych książek liznęłam temat DDA i już nie gardzę sobą tak jak dawniej. Właściwie nie mam powodu by sobą gardzić- prowadzę sensowne, moralnie czyste życie i jestem z tego dumna. Nie mam złamanego serca, nie opłakuję bliskiej osoby. Jednak w moim sercu czuję stały ból, który codziennie zaznacza swoja obecność. Ból, odrętwienie, obręcz...Określenia można mnożyć...Nie pamiętam kiedy tak naprawdę czułam prawdziwą radość, choć jestem uważana za osobę bardzo radosną, która zawsze pociesza innych i chodzi uśmiechnięta. Kiedyś myślałam o terapii-nawet poszłam zapisać się na konsultacje w moim mieście w Poradni Leczenia Uzależnień. Już samo zadanie pytania o terapię było dla mnie wysiłkiem, tym bardziej, że pani w okienku nie była wcale przyjazna. W końcu w dzień umówionej rozmowy nie przyszłam do ośrodka, bo coś mi wypadło(chyba pomagałam mamie), a potem doszłam do wniosku, że to i tak bezsensu. Dostępne są tylko mityngi z innymi DDA. A co jeśli spotkam kogoś znajomego?Nie przeżyję tego. W gruncie rzeczy nie chcę iść na terapię z powodu jakiegoś załamania, depresji, poczucia braku sensu życia. Zastanawia mnie tylko ten ból...Czy to rzeczywiście ustępuje po terapii? Czy może to po prostu oznaka samotności, która minie, gdy spotkam prawdziwą miłość? Czy rzeczywiście nie można sobie poradzic bez terapii? Pracuję dużo i nie mam czasu na regularne spotkania, a zresztą w moim mieście są tylko mityngi, na które nie chcę chodzić. A może to nerwica? Jak mogę to sprawdzić?Kiedyś przechodziłam epizod depresyjny po rozstaniu z chłopakiem, który podobno mnie kochał, a ja zakonczyłam znajomość "zanim on zostawi mnie". Wiem, że czuję lęk przed porzuceniem i wiem z czego wynika. Tylko nie wiem co z tym fantem zrobić dalej...Martwi mnie to, że nie znam swojego własnego serca. i martwi mnie, że nie wiem jak je poznać, od czego zacząć i jak mu pomóc. Nie liczę na cudowne uzdrowienie przez terapeutę, wiem, że do mnie należy wykonanie pracy...ale mam wrażenie,że zgrywam silną przed samą sobą. Dziękuję za uwagę, dziekuję za cierpliwość, za przeczytanie. To był mój pierwszy post, mam nadzieję, że nie ostatni...Pozdrawiam wszystkich, którzy choć w niewielkim stopniu zobaczyli w moich słowach siebie...
Avatar użytkownika
alexx
 
Posty: 3
Dołączył(a): 3 wrz 2009, o 22:03
Lokalizacja: Radom

Postprzez zizi » 3 wrz 2009, o 23:52

witaj alexx

na początek mocno Cię przytulę :pocieszacz:
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez silverka » 4 wrz 2009, o 00:15

Alexx pozwól że i ja Cię uściskam :pocieszacz:
Też jestem DDA i mam podobny dylemat jeśli chodzi o terapię. Zrozumiałam skąd się biorą moje uczucia, myśli, zachowania, więc teoretycznie powinnam się zmienić, a jednak nie potrafię. Wiem, że w niektórych momentach zachowuję się irracjonalnie, ale nie potrafię tego powstrzymać. Coraz bardziej skłaniam się żeby jednak porozmawiać z kimś kto się na tym zna, żeby pokazał mi drogę. Życie nam ucieka, a drugiej szansy raczej nie będzie. Tylko jak się otworzyć przed drugim człowiekiem? :oops:
Avatar użytkownika
silverka
 
Posty: 12
Dołączył(a): 27 sie 2009, o 11:52
Lokalizacja: Częstochowa

Postprzez Księżycowa » 4 wrz 2009, o 00:34

Ładnie napisane Silverka.

Alexx podoba mi się Twoja świadomość i treść Twojego postu. Jesteś bardzo świadoma. Ja jako chyba DDA (nie byłam zdiagnozowana, lecz objawy i sytuacja w domu pasują do tej całej układanki) jestem rozdygotana, roztrzęśiona i dość haotyczna, tak mnie się wydaje. Ostatnio coraz częściej słyszę, że jestem w porządku... w co sama nie potrafię uwierzyć.

Rozumiem Ciebie dobrze, wiele osób pewnie będzie rozumiało.

Jeśli mogę coś powiedzieć na temat terapii, to mnie bardzo pomaga, jest przydatna i odczuwać to zacznam. Zachęcałabym Cię byś nie rezygnowała i spróbowała jeszcze. Na pewno daje ona większy wgląd w siebie samego. Wiesz, że sama musisz chcieć i moje skromne zdanie jest takie, że już wygrałaś, bo to by wiedzieć jest połową sukcesu.

Pozdrawiam Ciebie ciepło...
Księżycowa
 

Postprzez wuweiki » 4 wrz 2009, o 07:47

---------- 07:29 04.09.2009 ----------

Witaj Alexx,
A co jeśli spotkam kogoś znajomego?Nie przeżyję tego. W gruncie rzeczy nie chcę iść na terapię z powodu jakiegoś załamania, depresji, poczucia braku sensu życia. Zastanawia mnie tylko ten ból...Czy to rzeczywiście ustępuje po terapii? Czy może to po prostu oznaka samotności, która minie, gdy spotkam prawdziwą miłość? Czy rzeczywiście nie można sobie poradzic bez terapii? Pracuję dużo i nie mam czasu na regularne spotkania, a zresztą w moim mieście są tylko mityngi, na które nie chcę chodzić. A może to nerwica? Jak mogę to sprawdzić?Kiedyś przechodziłam epizod depresyjny po rozstaniu z chłopakiem, który podobno mnie kochał, a ja zakonczyłam znajomość "zanim on zostawi mnie". Wiem, że czuję lęk przed porzuceniem i wiem z czego wynika. Tylko nie wiem co z tym fantem zrobić dalej...Martwi mnie to, że nie znam swojego własnego serca. i martwi mnie, że nie wiem jak je poznać, od czego zacząć i jak mu pomóc.

Od siebie powiem tak: ja również, może nie tyle chcę poznać, co zrozumieć moje serce... Napisałaś, że nic więcej, poza tym bólem w sercu, Ciebie nie trapi.... ja jednak dostrzegam w Twoich słowach co innego jeszcze...
"Wiem, że czuję lęk przed porzuceniem i wiem z czego wynika. Tylko nie wiem co z tym fantem zrobić dalej..."
Lęk... "Sabotuję swoje związki z mężczyznami" , "Dla ludzi jestem człowiekiem, który gdzie się nie pojawi odnosi sukces, wszystko załatwi, rozchmurzy towarzystwo...Maskotka rodziny" .. "już nie gardzę sobą tak jak dawniej." "Nie pamiętam kiedy tak naprawdę czułam prawdziwą radość" ... "w dzień umówionej rozmowy nie przyszłam do ośrodka, bo coś mi wypadło(chyba pomagałam mamie)" ... "A co jeśli spotkam kogoś znajomego?Nie przeżyję tego." ... "czuję lęk przed porzuceniem, mam wrażenie,że zgrywam silną przed samą sobą"
"zgrywam silną przed samą sobą" - to celowo podkreśliłam, nie żeby się pastwić ;-)... chcę zwrócić Twoją uwagę właśnie na to stwierdzenie...
Zaciskanie zębów, udawanie z wierzchu silnej, uśmiechniętej, zadowolonej z siebie etc... - taka "typowa" maska :-)
Ja widzę po tym jednym poście Twoim dziewczynkę tęskniącą za swobodą. Swobodą serca.... dzieci się nie boją odkrywać świat.
"Martwi mnie to, że nie znam swojego własnego serca. i martwi mnie, że nie wiem jak je poznać, od czego zacząć i jak mu pomóc."
zaczęłam terapię jak Ty pełna lęku, że ktoś się dowie, co za wstyd, że ta X-yam, dusza towarzystwa, tryskająca dowcipem, humorem, inteligencją i elokwencją :-D - że okazuje się zagubioną dziecinką we mgle :-D ... jak ja się tego wstydziłam.... nawet przed moimi "oprawcami" a może zwłaszcza :-)
Ale usłyszałam coś, co mną wstrząsnęło ... że a i owszem, mam wiedzę, wiem nawet co mi jest, i nawet znam jakieś tam metody - teoretycznie... ale kompletnie nie wiem, co z tym zrobić ani kim jestem oraz czego właściwie chcę.... jestem jak wąż zjadający własny ogon, pies kręcący się za własnym ogonem... jak by nie określać - siedzę zatopiona pod kupą różnych masek "wypada" "trzeba" "muszę" "jestem tym/owym" "jestem taka/śmaka"... a GDZIE JEST X-YAM???
Po mojemu uciekałaś dotąd przed samą sobą.... umysł możesz oszukać.... serca oszukać się nie da :-)
Ból jest doskonałą wskazówką, że coś jest nie tak.
Mi terapia pozwala...hmm.. uświadamia sprawy, w jakich się zamotałam i pokazuje kierunki rozwiązań tych supłów. I tak jak kiedyś byłam sceptyczna bardzo {bo się bałam}, tak teraz zachęcam do terapii....
Co do strachu, że ktoś Ciebie zobaczy to co? To co z tego, że runie ten fałszywy obraz Ciebie w oczach innych? Czy nie warto w końcu zrzucić te nawarstwione, uwierające maski i odetchnąć? Zacząć żyć? Dla siebie. Co kto inny tak naprawdę może wiedzieć o Tobie i Twoim życiu? I przede wszystkim - co mu do tego?
Pozdrawiam... serdeczności i odwagi :-)

---------- 07:47 ----------

aha ... i tak od siebie jeszcze dodam - to bardzo dobrze, że nie liczysz na cudowne uzdrowienie przez terapeutę. Masz całkowitą rację - uzdrowić możesz siebie sama. Jednak terapeuta to osoba, która patrzy na Twoje "zaszłości" z lotu ptaka, chłodnym okiem... Terapeuta stawia lustro i pomaga Ci się w nim zupełnie nagą, taką bez masek przygladać.... Pokazuje kierunki i możliwości rozwiązań.... Jest palcem, wskazówką.... nie zaś metodą, rozwiązaniem i lekarstwem :-)
Co do terapii w grupie to z mojej strony uważam ją za bardzo ważną... Z jednego podstawowego powodu - przy terapeucie czuję się swobodnie, bo to 1. jeden tylko człowiek 2. to ktoś, kto ma taką pracę, zna niejeden przypadek i obowiązuje go tajemnica 3. on patrzy na mnie z pozycji lekarza 4. można mu ewentualnie zaufać :-D
Natomiast w grupie trudniej.... bo 1. a nuż ktoś znajomy mojego znajomego 2. w grupie podlegam ocenie 3. co z tego, że tajemnica, skoro nie wiem, na co kogo stać i co naprawdę zrobi z tą wiedzą - jest bezkarny 4. w grupie trudno więc zaufać i się otworzyć - no i właśnie... właśnie przez takie czy inne przeszkody grupa jest bardzo cenna.... ja dzięki grupie zobaczyłam, że są i inni ludzie, którzy borykają się z podobnymi problemami i cierpieniem.... zauważyłam też, jak jestem pozamykana w rzeczywistości, że otwarta to i może jestem, ale wśród swoich "ziomów" i to też nie do końca :-).... a przede wszystkim gdy odważyłam się na grupie mówić, od tamtej pory uczę się swobodnie wyrażać siebie.... gdy coś mi się nie podoba, uwiera, coś cieszy czy po prostu mam inne zdanie....
Jesteśmy zwierzętami stadnymi :-) nie da się uniknąć konfrontacji z innymi ludźmi w życiu codziennym.... dzięki grupie uczę się żyć po swojemu wśród innych żyjących po swojemu :-) tak, aby każdy miał swoje pole swobody, bez krzywdzenia się nawzajem - co wbrew pozorom wcale nie jest takie łatwe.
Grupa uczy mnie żyć swobodniej tu i teraz nie teoretycznie, lecz praktycznie.
I co bardzo ważne - tylko w grupie mogę otrzymać informacje zwrotne...
Takie są moje doświadczenia.
Trzymaj się Alexx!
wuweiki
 

Postprzez alexx » 4 wrz 2009, o 11:17

Dziękuję Wam wszystkim...z niepokojem sprawdziłam, czy jest jakaś odpowiedź...Jest!i to niejedna...Moje oczy się zaszkliły...!Pokazałam swoją prawdziwą pełną lęku i bólu twarz i co...i nic złego się nie stało.:-) Aż mnie ścisnęło za gardło po przeczytaniu Waszych postów. Dziękuję za Waszą wrażliwość na moje wypociny! Co też emocje potrafią robić z człowiekiem... To absurdalne, bo czasami myslę, że nie mam uczuć, nie mam serca...Rzeczywiście, nawet jeśli kogoś spotkam na terapii, to co z tego...To w końcu moje życie. Jestem za nie odpowiedzialna. Ale jeśli trafię na terapeutę, który nie przypadnie mi do gustu...?Będzie szorstki? Mieliście takie odczucia? Zastanawia mnie jeszcze jedna kwestia- czy kiedyś w końcu przestaje się być DDA? I czy można stworzyć związek z "normalnym" człowiekiem, wiecie co mam na mysli...Kiedyś myślałam, że też potrzebuję kogoś "po przejściach", a teraz myślę/wydaje mi się, że z kimś w miarę zdrowym może nie będę musiała zgadywać co jest normalne...Jak myślicie? Co mówi Wasze doświadczenie?
Avatar użytkownika
alexx
 
Posty: 3
Dołączył(a): 3 wrz 2009, o 22:03
Lokalizacja: Radom

Postprzez silverka » 4 wrz 2009, o 15:12

DDA mają zbyt wiele uczuć i w tym tkwi problem.
Terapeutę zawsze można zmienić - to przecież nasz wybór.
A jeśli chodzi o związek z "normalnym" człowiekiem - to ja mam to szczęście. I co dzień dziękuję Bogu, że postawił na mojej drodze kogoś takiego jak mój mąż. To od niego uczę się "normalności", on mnie wywleka na zewnątrz, jak się za bardzo zassam w siebie i to również dla niego chcę się zmienić. Jest jak balsam na rany. Nie wiem skąd bierze tyle cierpliwości dla mnie. Jakim cudem znosi moje humory, ataki paniki, zwątpienia i moją nienawiść do siebie. Myślę, że z kimś "normalnym" jest łatwiej. Jedna chora dusza w związku to wystarczające obciążenie.
Wiem jedno, warto czekać na swoją "połówkę pomarańczy". Prędzej, czy później każdy na nią trafi. Tylko trzeba się rozglądać, bo może jest w pobliżu.
Avatar użytkownika
silverka
 
Posty: 12
Dołączył(a): 27 sie 2009, o 11:52
Lokalizacja: Częstochowa

Postprzez zizi » 5 wrz 2009, o 12:11

też chodziłam na terapię.....miałam inny problem niż Ty....ale tu nie o to chodzi....

chciałam Ci napisać,że jak pierwszy raz rozmawiałam z terapeutą tak kryłam swoje uczucia,że miałam twarz jak maskę......jak mówiłam nie zmieniałam wyrazu twarzy....

potem z czasem odblokowałam swoje uczucia.....pozwoliłam sobie,żeby czuć.....

........chodziłam na terapię trzy lata....też bałam się na początku....

teraz wiem ,że chodzenie na terapię pomogło mi ...bardzo mi pomogło...

Ty nie przejmuj się,że spotkałabyś kogoś znajomego.....
teraz jak boisz się ...szukasz trochę różnych minusów terapi....tak jakby bronisz się...........

spróbować warto
:pocieszacz:
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez aska » 5 wrz 2009, o 19:31

Witam serdecznie!
Walcz, walcz, walcz o siebie....... Jeśli trafisz na terapeutę, który Ci nie"spasi" szukaj kolejnego. I tak do skutku, aż znajdziesz.I najważniejsze, abyś sama chciała i pracowała. Ja sama nie jestem DDA.
Właśnie rozpadło się moje małżeństwo. Mój mąż jest DDA i nie tylko. Wprawdzie prowadzi terapię, ale myślę, że bardziej to robił i robi dla "świętego spokoju" niż dla siebie. Nie potarfiliśmy zbudować związku opartego na wzajemnym zaufaniu i bliskości. Ja osobiście nie potrafię być w takim "zimnym" związku. W rodzinie męża nie znalazłam zrozumienia. Uważają, że się czepiam i wywyższam. Sama niczego nie zdziałam. Rozstanie jest dla mnie bardzo bolesne, bardzo to przeżywam , bo zainwestowałam w ten związek bardzo dużo z siebie. Teraz liżę rany i pewnie sama muszę poszukać pomocy. Trzymam kciuki za Ciebie i życzę znalezienia wspaniałego terapeuty.
PS.
Polecam książkę "Toksyczni Rodzice" Susan Forward
aska
 
Posty: 1
Dołączył(a): 5 wrz 2009, o 19:20

Postprzez alexx » 5 wrz 2009, o 22:03

---------- 20:17 05.09.2009 ----------

"teraz jak boisz się ...szukasz trochę różnych minusów terapi....tak jakby bronisz się...........

spróbować warto"

zizi dziękuję...Właśnie wróciłam z pracy i ledwo trafiam w klawiaturę...Z jednej strony chciałabym spróbować terapii, ale zastanawiam się czy tej pracy nad sobą równie dobrze nie mogłabym wykonać w domu?Z odpowiednią literaturą? Sama nie wiem...Chyba w tym wszystkim chodzi o kontakt z człowiekiem...Chyba masz rację, że szukam minusów...a ja to nazywam inaczej-analizuję za i przeciw, bo nie lubię podejmować pochopnych decyzji, żeby się ich potem nie wstydzić...Całe życie w końcu uciekam przed wstydem!...

---------- 20:50 ----------

Aska teraz słowo do Ciebie:-)
Miło Cię poznać, choć wirtualnie...Przykro mi, że musisz przechodzić to co przechodzisz...Trzymaj się dzielnie i zadbaj o siebie, o swoje wnętrze, bo warto. Jedno jest pewne, że nie tylko DDA cierpią w sercach i przeżywają bolesne uczucia...Na pewno dużo zależy od samoświadomości, inteligencji emocjonalnej, wrażliwości...I od tego czy ktoś chce robić postępy w postrzeganiu siebie i świata!Każdy z nas wybiera myślenie albo niemyślenie...Czasem 'cieszę się', że jestem DDA, bo może dzięki temu staram się zajrzeć w siebie, może w innym wypadku bym tego nie robiła...Nie wiem...Wielu ludzi tak bardzo powierzchownie traktuje życie, nie rozwijają się, nie próbują lepiej zrozumieć siebie i swoich bliskich, ich relacje są płytkie...Stykam się z takimi ludźmi...Ale to chyba pocieszanie siebie samej w stylu "dobrze, że mam kołek w sercu, bo jakbym nie miała, to zapomniałabym, że mam serce- jak wiele ludzi"...nie wiem...nie chcę nikogo osądzać w żadnym wypadku, trochę uogólniam...
Wracając do Ciebie, chciałam Ci jeszcze napisać, że wszystko w życiu przemija, może to marna pociecha, ale możesz wyjść z tego silniejsza...bardziej niż myślisz. Co do ksiązki- czytałam. Jest inna książka, którą gorąco polecam. Polecił mi ją psycholog, u którego kiedyś byłam, gdy przeżyłam lekkie załamanie nerwowe po rozstaniu z narzeczonym(zerwałam sama, a cierpiałam 3 razy bardziej niż on),dawno temu nie miałam w ręku ksiązki, która tak pozytywnie na mnie wpłynęła. "Leczenie uzleżnionego umysłu" Lee Jampolsky. Książka jest nie tylko dla DDA- nawet nie ma w niej takiego skrótu. Opowiada o barierach odgradzających nas od miłości, o tym jak je zidentyfikować ,a potem pokonać, żeby życie było źródłem radości, a nie ciągłego strachu, poczucia winy, wstydu.Każdy ma przeszłość, jeden jest DDA, drugi ma inne brzemię...Ja mam jeszcze inny skrót:DDRR!Ktoś zna?pozdrawiam i ściskam

---------- 21:03 ----------

Wracając do terapii...Pracuję w Warszawie/Piasecznie...czy ktoś z Was ma jakies namiary sprawdzone...?będę wdzięczna...
Avatar użytkownika
alexx
 
Posty: 3
Dołączył(a): 3 wrz 2009, o 22:03
Lokalizacja: Radom

Postprzez ada_kuch » 2 paź 2009, o 22:48

No tak skąd ja to znam...niby wszystko w życiu mi sie udało, wspaniale, skończyłam studia, wyszłam za mąż, mam wspaniałych przyjaciół, jestem zdrowa, a jednak ciągle odczuwam ten smutek, lęk, niepokój...to zupełnie normalne dla DDA. Ale przez 20 lat żyłam w domu pełnym nienawiści, agresji, alkoholu, lęku, więc trudno wszystko w sobie zmienić w ciągu 6 lat...uważam jednak, że należy pracować nad tym, nad wyrażaniem uczuć, nad związkiem, nad zadowoleniem z pracy, radością dnia codziennego i uważam również, że nie tylko DDA przeżywają takie rozterki, ale każdy człowiek. Szczęścia musimy szukać w sobie, niestety DDA nie zostały nauczone jak do szukać więc mamy trochę trudniej.... :) Ważne jak wielu z nas ma jednak świadomość naszych uczuć i emocji, nawet skąd pochodzą...to już pierwszy krok do świadomości samego siebie, a jak tą świadomość posiądziemy to pamiętajmy, że mamy również moc zmiany jej...
ada_kuch
 
Posty: 3
Dołączył(a): 1 paź 2009, o 23:17


Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 12 gości