---------- 07:29 04.09.2009 ----------
Witaj Alexx,
A co jeśli spotkam kogoś znajomego?Nie przeżyję tego. W gruncie rzeczy nie chcę iść na terapię z powodu jakiegoś załamania, depresji, poczucia braku sensu życia. Zastanawia mnie tylko ten ból...Czy to rzeczywiście ustępuje po terapii? Czy może to po prostu oznaka samotności, która minie, gdy spotkam prawdziwą miłość? Czy rzeczywiście nie można sobie poradzic bez terapii? Pracuję dużo i nie mam czasu na regularne spotkania, a zresztą w moim mieście są tylko mityngi, na które nie chcę chodzić. A może to nerwica? Jak mogę to sprawdzić?Kiedyś przechodziłam epizod depresyjny po rozstaniu z chłopakiem, który podobno mnie kochał, a ja zakonczyłam znajomość "zanim on zostawi mnie". Wiem, że czuję lęk przed porzuceniem i wiem z czego wynika. Tylko nie wiem co z tym fantem zrobić dalej...Martwi mnie to, że nie znam swojego własnego serca. i martwi mnie, że nie wiem jak je poznać, od czego zacząć i jak mu pomóc.
Od siebie powiem tak: ja również, może nie tyle chcę poznać, co zrozumieć moje serce... Napisałaś, że nic więcej, poza tym bólem w sercu, Ciebie nie trapi.... ja jednak dostrzegam w Twoich słowach co innego jeszcze...
"Wiem, że czuję lęk przed porzuceniem i wiem z czego wynika. Tylko nie wiem co z tym fantem zrobić dalej..."
Lęk... "Sabotuję swoje związki z mężczyznami" , "Dla ludzi jestem człowiekiem, który gdzie się nie pojawi odnosi sukces, wszystko załatwi, rozchmurzy towarzystwo...Maskotka rodziny" .. "już nie gardzę sobą tak jak dawniej." "Nie pamiętam kiedy tak naprawdę czułam prawdziwą radość" ... "w dzień umówionej rozmowy nie przyszłam do ośrodka, bo coś mi wypadło(chyba pomagałam mamie)" ... "A co jeśli spotkam kogoś znajomego?Nie przeżyję tego." ... "czuję lęk przed porzuceniem, mam wrażenie,że zgrywam silną przed samą sobą"
"zgrywam silną przed samą sobą" - to celowo podkreśliłam, nie żeby się pastwić ;-)... chcę zwrócić Twoją uwagę właśnie na to stwierdzenie...
Zaciskanie zębów, udawanie z wierzchu silnej, uśmiechniętej, zadowolonej z siebie etc... - taka "typowa" maska :-)
Ja widzę po tym jednym poście Twoim dziewczynkę tęskniącą za swobodą. Swobodą serca.... dzieci się nie boją odkrywać świat.
"Martwi mnie to, że nie znam swojego własnego serca. i martwi mnie, że nie wiem jak je poznać, od czego zacząć i jak mu pomóc."
zaczęłam terapię jak Ty pełna lęku, że ktoś się dowie, co za wstyd, że ta X-yam, dusza towarzystwa, tryskająca dowcipem, humorem, inteligencją i elokwencją :-D - że okazuje się zagubioną dziecinką we mgle :-D ... jak ja się tego wstydziłam.... nawet przed moimi "oprawcami" a może zwłaszcza :-)
Ale usłyszałam coś, co mną wstrząsnęło ... że a i owszem, mam wiedzę, wiem nawet co mi jest, i nawet znam jakieś tam metody - teoretycznie... ale kompletnie nie wiem, co z tym zrobić ani kim jestem oraz czego właściwie chcę.... jestem jak wąż zjadający własny ogon, pies kręcący się za własnym ogonem... jak by nie określać - siedzę zatopiona pod kupą różnych masek "wypada" "trzeba" "muszę" "jestem tym/owym" "jestem taka/śmaka"... a GDZIE JEST X-YAM???
Po mojemu uciekałaś dotąd przed samą sobą.... umysł możesz oszukać.... serca oszukać się nie da :-)
Ból jest doskonałą wskazówką, że coś jest nie tak.
Mi terapia pozwala...hmm.. uświadamia sprawy, w jakich się zamotałam i pokazuje kierunki rozwiązań tych supłów. I tak jak kiedyś byłam sceptyczna bardzo {bo się bałam}, tak teraz zachęcam do terapii....
Co do strachu, że ktoś Ciebie zobaczy to co? To co z tego, że runie ten fałszywy obraz Ciebie w oczach innych? Czy nie warto w końcu zrzucić te nawarstwione, uwierające maski i odetchnąć? Zacząć żyć? Dla siebie. Co kto inny tak naprawdę może wiedzieć o Tobie i Twoim życiu? I przede wszystkim - co mu do tego?
Pozdrawiam... serdeczności i odwagi :-)
---------- 07:47 ----------
aha ... i tak od siebie jeszcze dodam - to bardzo dobrze, że nie liczysz na cudowne uzdrowienie przez terapeutę. Masz całkowitą rację - uzdrowić możesz siebie sama. Jednak terapeuta to osoba, która patrzy na Twoje "zaszłości" z lotu ptaka, chłodnym okiem... Terapeuta stawia lustro i pomaga Ci się w nim zupełnie nagą, taką bez masek przygladać.... Pokazuje kierunki i możliwości rozwiązań.... Jest palcem, wskazówką.... nie zaś metodą, rozwiązaniem i lekarstwem :-)
Co do terapii w grupie to z mojej strony uważam ją za bardzo ważną... Z jednego podstawowego powodu - przy terapeucie czuję się swobodnie, bo to 1. jeden tylko człowiek 2. to ktoś, kto ma taką pracę, zna niejeden przypadek i obowiązuje go tajemnica 3. on patrzy na mnie z pozycji lekarza 4. można mu ewentualnie zaufać :-D
Natomiast w grupie trudniej.... bo 1. a nuż ktoś znajomy mojego znajomego 2. w grupie podlegam ocenie 3. co z tego, że tajemnica, skoro nie wiem, na co kogo stać i co naprawdę zrobi z tą wiedzą - jest bezkarny 4. w grupie trudno więc zaufać i się otworzyć - no i właśnie... właśnie przez takie czy inne przeszkody grupa jest bardzo cenna.... ja dzięki grupie zobaczyłam, że są i inni ludzie, którzy borykają się z podobnymi problemami i cierpieniem.... zauważyłam też, jak jestem pozamykana w rzeczywistości, że otwarta to i może jestem, ale wśród swoich "ziomów" i to też nie do końca :-).... a przede wszystkim gdy odważyłam się na grupie mówić, od tamtej pory uczę się swobodnie wyrażać siebie.... gdy coś mi się nie podoba, uwiera, coś cieszy czy po prostu mam inne zdanie....
Jesteśmy zwierzętami stadnymi :-) nie da się uniknąć konfrontacji z innymi ludźmi w życiu codziennym.... dzięki grupie uczę się żyć po swojemu wśród innych żyjących po swojemu :-) tak, aby każdy miał swoje pole swobody, bez krzywdzenia się nawzajem - co wbrew pozorom wcale nie jest takie łatwe.
Grupa uczy mnie żyć swobodniej tu i teraz nie teoretycznie, lecz praktycznie.
I co bardzo ważne - tylko w grupie mogę otrzymać informacje zwrotne...
Takie są moje doświadczenia.
Trzymaj się Alexx!