Witam,
jej.... dlugo nie moglam sie otrzasnac z ostatniego mojego zwiazku.Myslalam,ze juz nie bede z nikim szczesliwa.
Tylko pojawila sie on... znowu stworzylam "chory zwiazek"....
Ja jestem Dda ale od ponad roku w ciaglej terapii,juz rozpoznaje symptom y i staram sie z nimi walczyc.Jest niezle.
Zas on jak sie okazalo-ma nerwice i hipochondrie,jest jedynakiem.
Mysle,ze ma "dziwna " potrzebe bliskosci i ciaglego potwierdzania stalosci uczuc.
Ja juz czasem tego nie wytrzymuje... Ostatnio zauwazylam,ze jest w nim pewna doza skrywanej agresji i "specyficznego "patrzenia na swiat i kobiety...
Podobno akceptuje mnie w pelni,ale zauwazylam,ze tak naprawde sadzi,ze dla niego sie zmienie w pewnej kwestii.
Czesto wiele przykrych rzeczy dzieje sie w moim zyciu ,dokucza mi depresja.Czasem sama ze soba nie moge wytrzymac.Ze znowu to samo,ale staram sie jak tylko moge by sie temu nie poddac.
Wtedy potrzebuje wsparcia,meskiego "ramienia" poniekad,bo czasem to pomaga.
A tymczasem to ja znowu pelnie role pocieszycielki i Matki Polki.
Nienawidze tego.
Zastanawiam sie czy ja juz tak mam,ze nie znajde swojego szczescia i kogos kto mnie zrozumie i doceni w pelni i odwrotnie? A moze takie osoby jak ja nie powinny sie wiazac,zeby nie komplikowac zycia sobie i komus.....
Samotnie latwiej zyc....