do niewidzialnych dzieci, choć nie tylko

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

do niewidzialnych dzieci, choć nie tylko

Postprzez margetta » 27 mar 2009, o 17:03

'Dziecko 'niewidzialne' (zwane także dzieckiem we mgle lub dzieckiem zagubionym) zachowuje się tak, jakby go nie było. Godzinami potrafi zajmować się sobą. Nie sprawia kłopotów wychowawczych, zwykle niczego nie chce. W kontaktach społecznych jest wycofane, czasem uznawane za nieśmiałe. Robi wszystko, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Czasem udaje mu się to na tyle dobrze, że wychowuje się w swoistej izolacji społecznej, pomimo ludzi wokół. Takiemu dziecku brakuje podstawowych umiejętności interpersonalnych: nawiązywania kontaktu, wyrażania swoich potrzeb czy współpracy z innymi. W szkole wyraźnie odbiega od swoich rówieśników poziomem umiejętności społecznych.
'Niewidzialne' dziecko czuje się bezwartościowe, niegodne uwagi innych i osamotnione. Ale równocześnie jest zagniewane, iż nikt nie zwraca na nie uwagi.

Chcialam zapytac czy komuś z was przypadła ta wlasnie rola? I jeśli tak to jak sobie z tym radzicie w życiu? Odnosze wrazenie ze we wszelkich publikacjach jest to rola najbardziej pomijana, kilka zdań w standardowej regułce. W mojej rodzinie to wlaśnie ja jestem ta niewidzialna. zawsze z boku, zawsze pomijana... zawsze samotna, w poczuciu ze nie zasluguję nawet na czyjąs uwage, nie wpominajac o przyjazni czy jakimkolwiek poswięcaniu mi czasu.nigdy nie mialam paczki przyjacioł czy nawet znajomych. relacje z mężczyznami- w miom slowniku nie ma takiego hasla.
O tym że jestem dda dowiedzialam się jakies 4lata temu, niestety nie udalo mi się nigdy wytrwac na zadnej grupie wsparcia mimo ze probowalam kilka razy. zawsze konczylo sie na 1-2 spotkaniach. zawsze uswiadamialam sobie, ze ja wlasciwie nie mam o czym mowic. Że moje zycie jest szare, nudne, ze nic sie nie dzieje. Definicja podaje kilka zdań, za ktorymi, za kazdym po kolei, kryje się smutek, bol i cierpienie, kryje sie piekło bo to jest prawda, bo tak wygladalo i wyglądanadal moje zycie. W domu zawsze bylo coś wazniejszego niz ja, niz moje sprawy, problemy, nawet jesli byly to jakies blachostki, dla moich rodzicow urastajace do rangi kataklizmu czy niewadomo jakiej tragedii. W takich warunkach kazdy walczy o uwagę i przetrwanie. Maskotki, bohaterzy i kozly zrobia wszystko by ją zdobyc.
Jak zaczelam zauwazac w mojej rodzinie ale nie tylko, cechy przypisane kazdej z rol bylam strasznie zazdrosna. O to ze mimo emocjonalnej pustki kazdego z dda, pozostale role maja umiejetnosci ktore pozwalaja im BYĆ wsrod ludzi i zachowywac sie tak, ze ktos kto nie wie o problemie i przeszlosci dda, nigdy nie wpadl by na to jaka jest prawda, jak ta osoba czuje sie naprawde w srodku. Dusze towarzystwa, perfkcyjni pracownicy. Niewidzialne nie maja nawet tego. Niewidzialne uciekaja w swoj swiat.
Swoj samotny, niby bezpieczny swiat. U mnie na poczatku byly to ksiazki, czytalam wszystko co wpadlo mi w rece. na szczescie, pomogalo to w szkole.
dobre stopnie, zero problemow. widoczny znak ze wszystko jest ok i ze nie trzeba poswiecac uwagi. ze taki stan rzeczy to norma. niestety ksiżki sie skonczyly. przyszla depresja, brak koncentracji, czytanie stalo sie niemozliwe. Drugim mechanizmem ktory pozwolil mi przetrwac byl moj wymaginowany swiat. wiele dzieci we wczesnych latach przechodzi faze niewidzialnego przyjaciela, porzucaja go jednak, kiedy realne kontakty sa ciekawsze i bardziej satysfakcjonujące. ja nie wyszlam z tej fazy nigdy.
opanowalam do perfekcji emocjonalna nieobecnosc mimo fizycznej obecnosci. nie wiem dokladnie jak to mozliwe- jest to jakis absurd, ale czesto bedąc gdzies potrafie wyobrazic sobie ze jestem gdzies indziej. i ze sa ze mna ludzie ktorzy mnie lubią, zauwazają, dla ktorych jestem wazna. i ja w tych wyobrazeniach tez jestem inna, zupelnie niepodobna do tej na zewnatrz. dwa swiaty. miemozliwe do polączenia. nałogowe zaspakajanie elementarnych potrzeb w najbardziej bezsensowny sposob. w chwilach kiedy jestem sama- niezastąpiony. kazdego dnia. od ponad 20 lat. wymyslanie ze ktos rozmumie, choc tak naprawdę nie rozumie, bo nikogo obok nie ma, bo ten ktos nie istnieje. wymyslanie że ktos jest obok, bo przyjęcie do wiadomosci ze nikogo nie ma i tak naprawdę nikt sie nie przejmuje jest za trudne do przyjęcia. prawda o samotnosci zabija. przychodzi depresja.a ona ułatwia...
to jest moj mechanizm obronny, sposob zeby przezyc. ogromnie nieskuteczny, bo w momentach kiedy widac ze tak naprawde nikogo nie ma, ze to tylko wytwor umyslu- wtedy chce sie umrzec. zniknąć. nie byc. bo po co. kiedy nawiazanie realnych kontaktow staje sie niemozliwe. kolo się zamyka. najsmutniejsze jest to ze jest to poza moja kontrola. nie potrafie tego zatrzymac, zmienic.

Wiem ,ze w miom alienowaniu się doszlam do perfekcji, i domyslam się nikt nie zyje w az tak potwornej pustce i samotnosci jak ja. napisalam tego posta z nadzieją ze ktos z podobnymi odczuciami w przeszlosci da mi jakis skrawek nadzieji, ze niewidzialne tez moga czegos dokonac w zyciu, znalesc szczescie z innymi ludzmi i cieszyc sie z tego ze zyja.
i po to zeby sie przyznac sama przed sobą jak jest naprawdę

pozdrawiam
margetta
margetta
 
Posty: 1
Dołączył(a): 27 mar 2009, o 14:30
Lokalizacja: z nikąd

Postprzez ewa_pa » 27 mar 2009, o 17:32

ja myślę że takich dzieci jest trochę przynajmniej takich co izolowały sie czasowo ja izolowałam sie praktycznie do 25 roku zycia chodziłam do jednej szkoly drugiej i trzeciej z bieda poznaje nazwiska kolezanek gdy któras na nk mnie zagadała pogadałysmy szczerze o tamtym czasie usłyszałam"bo ty byłaś inna" pytam czemu no bo nie interesowały cie fryzury ciuchy rowiesnicy miałas inne cele plany i zamierzenia ...tak dopiero teraz rozumiem jaka byłam wtedy teraz coraz bardziej jestem otwarta na ludzi wokól mnie znam duzo osób a one mnie a to ze tak naprawde całkiem bliko dopusciłam tylko kilka to w niczym nie przeszkadza sa wiem ze sa ze moge na nich polegac i ciesze sie ze juz nie jestem tak bardzo samotna mam rodzine rownierz ale to zupełnie inna historia
Avatar użytkownika
ewa_pa
 
Posty: 812
Dołączył(a): 30 sie 2007, o 21:15
Lokalizacja: bielsko

Re: do niewidzialnych dzieci, choć nie tylko

Postprzez Amir » 27 mar 2009, o 19:04

---------- 14:58 27.03.2009 ----------

tu sie klania jeden z "niewidzialnych",

chcialoby sie rzec ex-niewidzialny, ale... sama wiesz, jak jest

mysle, ze sam termin i sama koncepcja invisible child (IC) jest w polsce po prostu jakby rzadziej, niz gdzie indziej stosowana, moze dlatego o nas troche ciszej

ale problem, inaczej tam sobie nazwany, dotyczy w mojej subiektywnej opinii sporej ilosci osob, no przynajmniej ja juz pare takich spotkalem, ktorym moje doswiadczenia nijak nie chca byc obce, niestety, choc kazdy jest troche inny i w nieco innym stopniu jest IC, ale znajdujemy wspolny jezyk

kiedys tam (stosunkowo wczesnie i na szczescie trafilem na madra osobe) wyszedlem (chetnie opowiem jak to bylo indywidualnie) poza swoj zaklety krag wyobrazonych relacji

i dzis jestem czlowiekiem o stosunkowo bogatym i udanym pakiecie rozwojowych, pozytywnych relacji, mozna mnie nazwac dobrze uspolecznionym

wyobrazone fantomy udalo sie pozostawic w przeszlosci, przebaczyc rodzicom doznane krzywdy, przytulic w milosci i siebie i ich

ale dziecinstwo, jak je dzis postrzegam i okres adolescencji, to byly jednak zarowno role, jak i relacje glownie wyobrazone, mimo treningow, mimo sportu, mimo otwartego domu rodzinnego

potem juz jako licealista i student nie umialem przez to utrzymywac relacji na dluzej - zadna realna relacja nie byla przeciez tak bogata, jak te wyobrazone

to, co mi po syndromie IC pozostalo, to kompletna bezradnosc wobec "bezinteresownej zawisci" niektorych osob w otoczeniu

bo wiesz margetta, ci wyobrazeni nigdy nie atakowali bez powodu, nia lazili za toba, czekajac na okazje, zeby ci dowalic lub dopiec, nie komentowali zlosliwie twoich potkniec, jedynie byli niewidzialnym pakietem zludzen, ale w miare pokojowych, milych, grzecznych, dobrych

jezeli juz ktos obcinal siebie, to ty sam, ty sama, no ale dla siebie nie jest sie nigdy tak okrutnym, jak ktos obcy kto sie nudzi i bawi z toba w zabijanie komara

realne zycie niesie ze soba calkiem spory margines agresorow - od zawistnych sasiadek ze szklankami przy scianach, poprzez jajcarzy zawodowych, do calego szeregu czytelniczek wylacznie claudii i superlinii, zadnych nie tyle sukcesu wlasnego, co wyczytania, ze komus sie tam cos nie udalo, a jak juz im potkniec wielkich gwiazdek za malo, to moga zaczac polowanie na ciebie, jezeli tylko poczuja twoja slabosc

szczegolnie, ze my IC jestesmy dobrze oczytani, jajoglowi (jakby "claudie" chetnie nas nazwaly), wrazliwi, wiemy podejrzanie sporo, na podejrzanie wiele tematow, bywamy w 'ich' oczach pretensjonalni, sztuczni, odrealnieni

skad maja wiedziec, ze "niewidzialne dziecko" nie ma doswiadczen ze swiatem relacji, jaki oni znaja?

z tym sobie IC radza slabo

ale dobra nowina margetta - z tej samotnosci zapelnionej fatamorganami da sie wyjsc

i raczej przez pokochanie siebie, jakim tam sie jest, niz przez zaprzeczenie sobie

bo pamietaj - IC maja w sobie cenne, czule, pelne pragnienia milosci dziecko, do tego dziecko bardzo madre i tak po ludzku bardzo dobre, moze nawet czesto za dobre i pewnie zawsze takim jak my bedzie jednak troszke zal, ze swiat realny nie wyglada jednak tak, jak ten nasz wyobrazony

to jest nasza sila, wlasciwie - o ile nam sie uda pokochac siebie i kogos tam realnego, kto nas zrozumie, a taka chwila przyjdzie, przyjdzie, to nigdy sie nie zestarzejemy wewnetrznie i raczej na zawsze obca nam (i niezrozumiala) bedzie konstrukcja zawisci

my w to miejsce mamy smutek i bezbronnosc, a... to jest lepiej, moim zdaniem, niz pomarszczyc sie z zazdrosci :) :) :)

pogadamy, musze teraz na weekend wyleciec w powietrze, pomysle, byc moze zdecyduje sie raczej odwiedzic ciebie na priw i bede i wtedy ostrozny, za co z gory przepraszam, ale wiesz jak jest, , trzeba siebie ochraniac, byc moze wiecej publicznie nie mozna, sam nie wiem, musze sie zastanowic

dzieki, ze sie odezwalas, prosze badz dzielna

jest wielu nas i wszyscy damy rade pokochac dziecko w sobie z czasem

bedzie dobrze, nie ma innej mozliwosci

choc czuje i wiem ci jak jest trudno i jak dlugi juz czas w tym swoim uwiezieniu tkwisz


---------- 16:04 ----------

margetta napisał(a):'Dziecko 'niewidzialne' (zwane także dzieckiem we mgle lub dzieckiem zagubionym)


dla tych co nie wiedza i nie znaja terminu krotka notka tutaj
Avatar użytkownika
Amir
 
Posty: 486
Dołączył(a): 24 lut 2009, o 08:31

Postprzez wuweiki » 27 mar 2009, o 20:01

---------- 18:43 27.03.2009 ----------

Margetta witaj
ja byłam z tej puli kozłem ofiarnym i to z całą gamą jego cech... do dzisiaj odczuwam tego skutki i w mojej rodzinie jestem tak traktowana ...mam 40 lat i wiem,że to akurat nie jest zbyt optymistyczne,że dopiero w tym wieku ;) ale dziś moja rodzina wie,że nie może sobie ze mną pogrywać i zrzucać na moje barki wszystkich ich niepowodzeń życiowych do czego dotąd byli przyzwyczajeni - bo ja im na to nie pozwalam... jest więc w tym jednak optymistyczny fakt [o który pytasz] - jest możliwe uwolnienie się z tego, zrzucenie ze swoich barków tego brzemienia i stanięcie o własnych siłach ...ja pracowałam nad tym niemal 30 lat... a jednak nie rozpaczam,że tak długo bo jestem tu i teraz i mogę wciąż cieszyć się, teraz już swobodniejszym życiem :)
nieocenione jest wsparcie przyjaznej,mądrej osoby,która albo sama przez coś podobnego przeszła i przepracowała, albo grupy osób z podobnymi problemami i oprócz tego dobrego,mądrego terapeuty
lecz w tym wszystkim najważniejsza jest moja postawa - chęć wyjścia z tego 'niby zaklętego' kręgu ...bo jest to możliwe !
napisałas
"Wiem ,ze w miom alienowaniu się doszlam do perfekcji, i domyslam się nikt nie zyje w az tak potwornej pustce i samotnosci jak ja."
to powiem Tobie że ja żyłam we własnym kokonie tak wyalienowana,że w pewnym momencie nie było kompletnie nikogo...nawet wymyślonego, kto choćby próbował mnie przytulić i zrozumieć.... ale to było moje,każdy ma swój ból,swoją samotność ...dziś wiem,że choć przyczynili się do tego kiedyś tam [mniej lub bardziej świadomie] inni ludzie - bliscy , nie mam dziś do nich żalu bo wiem,że działali, żyli tak jak umieli... wiem też,że w tym niby-zaklętym kręgu zamykałam się sama, więc sama też mogę się z niego wydostać dziś, jako dorosły człowiek,który rozumuje, i który potrafi dostrzec przyczyny jak i drogi wyjścia... jako dziecko po prostu tego nie widziałam...zaś jako dorosła już, poturbowana przez życie osoba musiałam przejść swoją drogę do zrozumienia tego.... to jest tak,że jeśli przez 30-parę lat tkwiłam i umacniałam w sobie pewne mechanizmy, to nie pozbędę się ich w tydzień.... najważniejszy jest ten moment przejścia - gdy zrozumiałam,że MOGĘ, że JEST DROGA WYJŚCIA i że zaczyna się ona od CHCENIA aby zmienić punkt, na którym dotąd byłam uwieszona emocjonalnie i umysłowo, więc i fizycznie.
zrobiłaś pierwszy NAJWAŻNIEJSZY krok, który i ja kiedyś zrobiłam i każdy, kto zechciał w końcu się uwolnić ze spirali cierpienia ...WYSZŁAŚ Z TYM DO LUDZI :):):) i otwarcie się do tego przyznałaś.. to bardzo ważny krok ! ważny dlatego, że wychodząc po wsparcie, wypowiadając wobec innych - wypowiada się także głośno do samego siebie.... to niezwykle wyzwalające [ja przynajmniej tak się poczułam - ogromną ulgę,że w końcu powiedziałam innym, obcym wówczas ludziom, o tym co najgłębiej skrywałam a co najbardziej bolało :)
serdecznie pozdrawiam i życzę nieustającej odwagi w drodze do siebie Margetto :kwiatek2:

---------- 19:01 ----------

jeszcze dodam że do 5 roku zycia byłam bohaterem... później w gwałtowny i zostawiający w mojej psychice ogromną rysę sposób zostałam kozłem ...więc widzisz, rozmaite są doświadczenia i przeżycia... wystarczy poczytać historie osób na tym forum - jak wiele musieli przejść i przechodzą ... a jednak nie rezygnują .... bo dopóki żyjesz Margetta masz możliwość być szczęśliwa tu i teraz i "czegos dokonac w zyciu, znalesc szczescie z innymi ludzmi i cieszyc sie z tego ze zyjesz.
i po to zeby sie przyznac sama przed sobą jak jest naprawdę"
wuweiki
 

Re: do niewidzialnych dzieci, choć nie tylko

Postprzez Gunia76 » 21 cze 2012, o 12:49

Hej z tego co napisała autorka wątku, wynika, że w okresie dzieciństwa i szkolnym też byłam niewidzialna.
Zawsze grzeczna,dobrze się uczyłam, pomagałam w domu. W szkole nie miałam koleżanek, nie interesowała mnie moda, fryzury, dyskoteki.Nie chciałam nigdzie jeździć n wakacje. Całymi dniami siedziałam w swoim pokoju i czytałam, albo bawiłam się sama. Chłopaka swojego poznałam w wieku 18 lat.Jednak byłam też bohaterm. Moją historię opowiedziałam w wątku : Dorosłe Dziecko Schizofremiczki.
Gunia76
 

Re: do niewidzialnych dzieci, choć nie tylko

Postprzez mahika » 21 cze 2012, o 12:56

Gunia, załóż swój wątek i tam opisz (skopiuj) swoją historię.
Będzie klarowniej, będziesz miała takie "swoje" miejsce na tym forum ;)
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Re: do niewidzialnych dzieci, choć nie tylko

Postprzez Gunia76 » 21 cze 2012, o 13:20

Dzięki tak zrobiłam
Gunia76
 

Re: do niewidzialnych dzieci, choć nie tylko

Postprzez felicity » 8 lip 2012, o 02:22

Twój post przypomniał mi mnie sprzed lat. Czytałam go z wielką uwagą i wiele Twoich zdań to moje wypowiedzi czy myśli sprzed czasu terapii. Jestem pod ogromnym wrażeniem jak pewien sposób działania jest podobny.
Jestem przeświadczona, ze takich ludzi jak Ty jest więcej, są tacy, którzy właśnie się rodzą i będąc już małymi dziećmi w pełnej nieświadomości wyrabiają sobie takie mechanizmy, aby w takich mniej lub bardziej destrukcyjnych rodzinach przeżyć.
Myślę, że jako DDA jesteśmy bardziej złożeni niż wkładanie nas w 4 wzorce, bo dochodzą do tego różne inne czynniki, które determinują nasza osobę.
Po części tez byłam takim dzieckiem we mgle, uciekałam jak Ty w książki, uciekałam od życia jako dziecko i ustawicznie sobie wyobrażałam, że jestem narratorem i opisuję to co widzę. Relacja z inną sobą to był lęk. Poczucie bezpieczeństwa osiągałam w samotności, a raczej jego iluzję, bo mogłam kontrolować sytuację.
Pamiętam, że powrót do „realu” jest bardzo bolesny, bo żyłam jakby obok życia. Ten mechanizm jest dla mnie bardzo silny i możesz mi Wierzyc lub nie, ale zdarza się, że powraca w jakiś zachowaniach.
Wchodzenie w grupę wiąże się z pewnym poziomem napięcia i jak dla mnie takie przedwczesne uciekanie I wycofanie to strach przed konfrontacją z emocjami.
Potrafisz to zmienić. Mi się udało i Ty tez masz szansę na zmianę. Ja włożyłam w to dużo pracy, głównie terapeutycznej, bo to wychodzenie ze swojej skorupy można zrobić w kontakcie z drugim człowiekiem. Terapeuta jest dobrą opcją, taki mikroświatek, aby pozwalać sobie na odczuwanie i wyrażanie przy kimś życzliwym.
I tak teraz spotykam różnych ludzi, bo tacy są- różni. I co można zmienić to stosunek do nich, do przypatrywania się im i odkrywaniu siebie po kawałeczku.
I nigdy nie ma tak, że jest sytuacja zero jedynkowa, jak z czasem zaczęłam siebie poznawać to zobaczyłam, że są we mnie i ciekawe rzeczy.
Warto próbować mimo wszystko. :cmok:
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31

Re: do niewidzialnych dzieci, choć nie tylko

Postprzez Nikt_Wazny » 11 lip 2012, o 02:27

Hej,

Więc, cieszę sie z istnienia tego wątku. Myślę że idealnie wpasowywuje sie w mój ponury nastrój o 2 nad ranem.
Książki, jeszcze pare lat temu nie przyszłoby mi do głowy że dzięki nim uciekam, nie przyszłoby mi do głowy że jestem DDA. Cóż, wtedy nawet nie wiedziałam że coś takiego jak DDA istnieje. Boże miej w opiece moją ignorancję. Pochłaniałam książki jedna za drugą, jako jedynej pozwalano mi wypożyczać ich więcej niż innym a i tak wracałam za dwa dni po nowe. Aby udawać pilna uczennicę chowałam ksiażke w otwartym podręczniku i ktoś to na mnie spojrzał był przekonany, że sie uczę. Słodka iluzja. Kiedy podrosłam książki przestały mi wystarczać. Zaczełam wyobrażać sobie przyjaciół, mój własny świat, który uważałam za lepszy od prawdziwego, ale to było balansowanie na granicy, życie na granicy dwóch światów, mojego i tego prawdziwego. Potem przyszło rysowanie, to był piękny czas, kiedy zwyczajnie mogłam usiaść, wziąść kredki i rysować, bez zachamować, zwyczajnie i prosto. To co powstawało w mojej głowie rodziło sie grafitem na papierze.
Czasami kiedy siegam pamięcia wstecz ogarnia mnie zdziwinie. Jakim ja byłam grzecznym dzieckiem i wciaż jestem (niestety). Jaka ułożona, zdyscypliowana. NIEWIDZIALNA. No właśnie. Tak boleśnie niewidzialna.Nie chcę nikogo łudzić, nie, nie uporałam sie z tym jeszcze, dopiero niedawno zaczełam chodzić na terapię i jeszcze się nie złożyło by o tym pogadać. Moje życie to czarna dziura bez dna. Klatka w której trzyma mnie rodzina pętajać emocjonalnymi grami. Ale wiecie co, wierze, muszę i chcę wierzyć że warto jest z tym wszystkim walczyć. że warto choćby dla samej wygrany. Chcę ''wyzdrowieć''. Poczuć sie lepiej. Znaleźć kogoś komu uda sie rozświetlić mrok mojej duszy.
Jeśli was zasmuciłam, przepraszam.
Trzymajcie się.
Avatar użytkownika
Nikt_Wazny
 
Posty: 5
Dołączył(a): 30 cze 2012, o 20:56
Lokalizacja: Abyss

Re: do niewidzialnych dzieci, choć nie tylko

Postprzez Gunia76 » 11 lip 2012, o 08:32

Moim światem też były książki. Też je pochłaniałam stosami całymi. Byłam zapisana do dwóch bibliotek z każdej w tygodniu wypożyczałam po 3 tygodniowo.Lubiłam też puzzle. Nawet takie po 1000 szt.Pisałam wiersze .
jak dorosłam uciekłam w pracę. Pracowałam po 16 godzin, brałam wszystkie nadgodziny, przez 8 lat większość czasu spędzałam w pracy.
Gunia76
 

Re: do niewidzialnych dzieci, choć nie tylko

Postprzez felicity » 11 lip 2012, o 19:56

Czy to praca czy książki to zawsze rodzaj ucieczki od doświadczenia bezpośredniego kontaktu. Jest to smutne co piszecie, ale skoro tak jest to nie można przeinaczać faktów, bo bez nazywania stanów nie ma zmian.
Do wyzdrowienia potrzebna jest wiara i tego Wam życzę z całego serca! :cmok:
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31

Re: do niewidzialnych dzieci, choć nie tylko

Postprzez mariusz25 » 31 lip 2012, o 23:15

role przypisane sa to tylko zaszufladkowania emocji i przezyc naprawde tylko prawda wyswobadza nie wypacza swiata i zycia. ja zylem w kokonie nauki az do 25 lat gdy chciałem zniknac na zawsze. nie oceniam nikogo ale teraz jako koziolek mam gorzej jak jako bohater, a pustka jednak mniejsza
mariusz25
 
Posty: 779
Dołączył(a): 8 maja 2007, o 18:22

Re: do niewidzialnych dzieci, choć nie tylko

Postprzez mariusz25 » 31 lip 2012, o 23:21

i mam takie pytanie, mieliscie z tym zwiazane dziwne powiedzmy zachowania sexualne w mlodym wieku aby zapewnic w sobie by nie zwariowac bliskosc i poczucie milosci?
mariusz25
 
Posty: 779
Dołączył(a): 8 maja 2007, o 18:22

Re: do niewidzialnych dzieci, choć nie tylko

Postprzez Księżycowa » 31 lip 2012, o 23:26

Mi się wydaje, że każda z tych ról ma swoje traumy i krzywdzące przeżycia... wydaje mi się, że nie ma tu co pisać, która rola ma lepiej a która gorzej, bo każda jest zaburzona i ma rozpieprzone życie na swj sposób, cierpi tez na swój sposób...

Ja jestem ,,kozłem ofiarnym" i to co przechodziłam to dla dziecka dramat tym większy, że mi się wmawiało, że wszystko jest ok. tak ma być... a teraz,.. na terapii i przed nią to zrozumiałam, że moje życie to jedna wielka klatka, mroźnia napchana lękami, nerwicą atakami panicznymi i lękowymi... nie jestem w stanie tego opisać słowami... jeszcze nigdy nie myślałam, że siedząc w domu, bedę mówić, że ,,nie chcę umierać, że się boję" chociaz nic się nie dzieje a czuje jakbym zaraz miała umrzeć, udusić się...

Jestem na etapie... szczerosci... za każdym razem kiedy widzę manipulacje jakie jeszcze chcą wobec mnie urządzać to im to mówię i mówię co o nich myślę... Czuję sę trochę lepiej, bo wiem, że już na mniej sobie pozwalają ale to jest kropla na cały ocean :bezradny:
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: do niewidzialnych dzieci, choć nie tylko

Postprzez enfant.terrible » 19 lut 2014, o 07:16

Też jestem przede wszystkim Niewidzialna.
Moje problemy, jakiekolwiek by one nie były, ignorowano i w domu i w szkołach do tego stopnia, że - prawdopodobnie w geście samoobrony - zachorowałam psychicznie. Nie piszę tu o "depresji", bo tę miałam praktycznie od dziecka.
Rodzice jakby trochę się ocknęli, choć nic to nie polepszyło naszych relacji. Myślę, że wszystko za późno, pewne rzeczy wrosły w człowieka. Terapia? Owszem, ale jak ktoś potrafi mówić tak otwarcie o sobie. Ja to mogę tylko anonimowo :roll:
enfant.terrible
 
Posty: 2
Dołączył(a): 19 lut 2014, o 06:33

Następna strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość