Boję się...

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

Boję się...

Postprzez anonimowa » 4 mar 2009, o 21:34

Boję się... Zaczynam bać się samej siebie. Boję się, że kiedyś się nie opanuję i zrobię coś złego. Bardzo złego.
Jestem przepełniona wściekłością i nienawiścią. Resztkami sił opanowuję się, aby nie zrobić mu krzywdy. Dziś miałam autentyczną ochotę rozerwać go własnymi rękami. Rozbić mu talerz o głowę. Zrobić cokolwiek, aby tylko nie patrzeć w te przepełnione obłędem oczy i nie słuchać jego głosu.
Co mam robić? Pomocy... Jestem znerwicowanym wrakiem człowieka, ale z tym się już pogodziłam. Ale boję się, że mogę kiedyś nie wytrzymać i zrobić mu krzywdę.
Czy to normalne? Czy to jeden z nieodłącznych "objawów"? Czy można sobie z tym poradzić?
anonimowa
 
Posty: 18
Dołączył(a): 3 lut 2008, o 22:10

Postprzez flinka » 4 mar 2009, o 22:39

Anonimowa tak sobie myślę, że przede wszystkim musisz czuć się bardzo zmęczona tą sytuacją...

Zastanawiałaś się co może tkwić u podłoża tej nienawiści? Co może być z nią ściśle związane? Bezradność, że nie możesz nic zrobić/zmienić? Poczucie krzywdy, że nie masz ojca takiego jakiego chciałabyś mieć albo poczucie krzywdy związane z tym, że musisz z nim mieszkać (musisz?)? Może jakiś żal za tym co straciłaś (było kiedyś inaczej?) albo nie dane było Ci doświadczyć? A może poczucie zagubienia? Może lęk, że nigdy nie wiesz co na Ciebie czeka w domu? Pewnie wiele emocji się w Tobie kłębi, zatrzymaj się i zobacz co ta wściekłość do Ciebie "mówi".

Obawiasz się, że nie zapanujesz nad sobą i tak się zastanawiam czy zdarzyła Ci się już taka sytuacja czy to bardziej Twój lęk, że emocje zacznął Tobą rządzić?

Co się dzieje Kochanie w Twoich kontaktach z ojcem czy są krzyki, czy bardziej milczenie, czy zdarzają się jakieś "normalne" chwile?

Może też zechciałabyś napisać jak wygląda Twoje życie poza domem, czy czerpiesz z niego satysfakcję, czy czerpiesz radość z kontaktów z innymi ludźmi?

Czy robisz coś, by zadbać o siebie, swoje życie, funkcjonowanie emocjonalne?


Trzymaj się mocno!
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez Poranek » 6 mar 2009, o 09:54

Po przeczytaniu Twojego postu pierwsze co pomyślałam to:

UCIEKAJ dziewczyno! RATUJ SIĘ!

Myśleć będziesz później, na terapię pójdziesz później!

Teraz ODIZOLUJ sie od sprawcy twojego stanu!

Oczywiście, zrobisz jak zechcesz. Ja jestem po terapii DDA i jedną z najważniejszych rzeczy jakie się nauczyłam to unikanie ludzi, którzy mają na mie zły wpływ. Oczywiście, że takich spotykam, ale PO TERAPII lepiej sobie z nimi radzę, jednak w sytuacji kiedy sobie nie radzę uciekam fizycznie, psychicznie i emocjonalnie. Nie pozwalam się niszczyć. To jest mój obowiązek wobec samej siebie, aby dbać o siebie.

Pozdrawiam Cię serdecznie
Poranek
 
Posty: 9
Dołączył(a): 9 lip 2008, o 15:39

Postprzez anonimowa » 8 mar 2009, o 21:33

Co chwila przychodzę tutaj, aby coś napisać... Ale tak ciężko przelać to wszystko...

Wasze słowa początkowo wywoływały płacz. Trafiały w samo sedno. Dopiero teraz podchodzę do nich ze spokojem...

Nie mogę uciec... Nie mogę odejść... Nie widzę takiej możliwości.
Dlaczego? Tu mam dom, rodzinę, tu mam pracę.
Poza tym powiedziałam sobie, że nigdy nie zostawię Mamy. Wszystko co robię, robię po to aby miała odrobinę radości. Taki mały bohater. I może przez to ta nienawiść, ta chęć zniszczenia go, bo on niszczy Ją. Nie mogę patrzeć na Jej cierpienia, na Jej łzy. A Ona z kolei jest tu przez co innego uwiązana... Nie możemy uciec...
Poza tym gdy pojawia się taka myśl, to odsuwam ją od siebie, bo boję się, że on zrobiłby sobie krzywdę, a potem my żyłybyśmy ze świadomością, że to przez nas. Zresztą ja czuję, że wszystkie nieszczęścia są przeze mnie...

Jak wyglądają moje kontakty z ojcem? Nijak... On praktycznie nic o mnie nie wie, nie zna mnie. Przestaliśmy rozmawiać, ewentualnie wymieniamy się informacjami jak komuś coś trzeba lub składamy sobie sztuczne życzenia przy jakiejś okazji. Brzydzę się nim, gdy tylko zobaczę jego zamącone alkoholem oczy. Chociażby było tego niewiele. Zobaczę wszystko, a wtedy rodzi się we mnie wściekłość.

Czy próbuję o siebie zadbać? Nie.
Czasami marzę o terapii, ale wtedy pojawia się myśl, że tam są inni, oni na pewno mają gorzej, a ja się tylko nad sobą użalam.
Zresztą nie wiem co mogłabym zrobić, jak...
anonimowa
 
Posty: 18
Dołączył(a): 3 lut 2008, o 22:10

Postprzez Poranek » 9 mar 2009, o 12:42

Bardzo mi smutno, jak czytam co piszesz Anonimowa,

ja swego czasu dla swojej mamy bym zycie oddała, byłam jej koleżanką, powierniczką, przyjaciółką, partnerką, a teraz?
Teraz jej nie odwiedzam, ani ona mnie. Nie jesteśmy rodziną. Okazało się, że jestem jej córką tylko i wyłącznie wtedy, gdy jestem jej do czegoś potrzebna. Choćby do wysłuchania, pocieszenia, potwierdzenia jaka to ona dzielna, wspaniała, czy po prostu do fizycznych prac.

Kiedy się okazało, że ja zaniemogłam i fizycznie i psychicznie (wypalenie życiem) i emocjonalnie (wylądowałam na terapii DDA) - cóż moja najukochańsza mama zrobiła? ODWRÓCIŁA się ode mnie z pretensjami, wyrzutami, niechęcią! Teraz ma przyjaciela, powiernika, kolegę, partnera w moim bracie.

Czuję się wykorzystana, wymięta, oszukana i zdradzona przez własdną matkę!

Dobrze, ze przeszłam terapię. Na niej dowiedziałam się, że tak naprawdę mam tylko siebie i o siebie w pierwszym rzędzie muszę się zatroszczyć, a dopiero potem o innych, choćby najdroższych.
Jeżeli nie będziesz miała siły to i o matkę nie będziesz miała siły się zatroszczyć.

Pewnie pomyślisz, że Twoja matka jest inna niż moja. Pewnie tak, ale ja swego czasu też swojej wierzyłam, ufałam bardziej niż sobie. Nigdy nie wiemy co nam los przyniesie. Aby stawić mu czoła musimy być silne(i), zdrowe(i) i żyć w zgodzie ze sobą.

Pozdrawiam cieplutko :)
Poranek
 
Posty: 9
Dołączył(a): 9 lip 2008, o 15:39

Postprzez Amir » 9 mar 2009, o 23:29

anonimowa napisał(a):Czasami marzę o terapii, ale wtedy pojawia się myśl, że tam są inni, oni na pewno mają gorzej, a ja się tylko nad sobą użalam.
Zresztą nie wiem co mogłabym zrobić, jak...


8)

Witaj Anonimowa!

Nikt nie cierpi bardziej lub mniej. Wszyscy cierpimy indywidualnie i w każdym przypadku cierpienie jest wyraźnym sygnałem, podobnym do sygnału karetki pogotowia, że trzeba koniecznie podjąć działania ratunkowe.

Wobec terapii i na terapii wszyscy jesteśmy równi. Nie ma mniej lub bardziej potrzebujących, godnych lub niegodnych. Zależnie od podejścia na terapii się rozmawia lub wykonuje różne zadania, ćwiczenia itp.

Okazuje się, że zrobić można zarówno ze sobą, jak i ze swoją sytuacją bardzo wiele dobrego. Aby dojść do celu, z reguły wystarczy tylko wyruszyć w drogę. :arrow:
:roll:
Trzymam kciuki -

Amir

:)
Avatar użytkownika
Amir
 
Posty: 486
Dołączył(a): 24 lut 2009, o 08:31

Postprzez ksiezniczkaAnna » 26 mar 2009, o 20:40

Twoja reakcja jest reakcja naturalna i to jest najwazniejsze, uwazam jesli cos jes naturalne to takie jest i nie uwazam aby cos klasyfikowac jako normalne, czy nienormalne, najgorsza rzecza w zyciu jest tlumienie wlasnych uczuc i udawanie ze jest dobrze jak sie tak nieczuje, ja osobiscie czuje obrzydzenie do swojego ojca za to ze traktowal mnie jak odpad i sie na mnie wyzywa, ten czlowiek nie ma najmniejszego pojecia o mnie no i tak naprawde nie chce go miec bo ma swoja gotowa chora historyjke o mnie, teraz moj ojciec przystopowal z piciem z powodu zdrowia i zachowuje sie jak potwor, oczekuje zeby go pocieszac bo on nie moze sie zalac jak za dawnych czasow, twarz mojego ojca to twarz tyrana, nie mam zamiaru tego robic kosztem swojego zycia
zycie nauczylo mnie jednego, najgorsze jest zagluszanie samego siebie i oszukiwanie sie, jak cos mnie obrzydza to nie bede udawac ze mnie nie obrzydza, nawet jesli ktos powie ze to nie normalne, i tak jest ze wszystkim nawet z jedzeniem, jesli cos mnie obrzydza np. zupa zurek to za cholere tego nie zjem cokolwiek ktokolwiek by mowil, proste!!
Avatar użytkownika
ksiezniczkaAnna
 
Posty: 9
Dołączył(a): 19 mar 2009, o 22:18
Lokalizacja: Wroclaw

Postprzez AniaK » 6 maja 2009, o 23:45

może cos podpowiem (mam nadzieję, że się przyda)...Ja wyprowadziłam się od rodziców (relacje sa bardzo cięzkie)- jak nazwała to terapeutka-tanniec chochoła...Wyprowadziłam się, jest mi cięzko, nie ukrywam, ale przynajmniej patrzę w miarę zdrowym okiem. I wcześniej też myślałam o matce, jako o najlepszym na ziemi człowieku i tak bardzo jej współczułam, że jest tak krzywdzona... I wiesz co? Ona tylko tak grała, żeby wzbudzić we mnie litość "przekupic mnie" i żeby mnie odciągnąc od ojca...Jest i była świadoma swoich czynów (jak ją przyparłam do muru to sie wygadała, że najgorsze ma za sobą i wcale nie była tym zmartwiona tylko ucieszona...Co dla mnie jest dowodem, że doskonale wiedziała co robi) Nie wiem właściwie, po co i komu to piszę, ale z perspektywy i czasu i terapii inaczej na nią patrzę (i nie daje sie bynajmniej wplątać w te jej glupawe gadki). I wiesz jeszczo co? Moja matka bardzo nie chciała, żebym szła na tą terapię...( i nieomal z niej zrezygnowałam) I właśnie po terapii zrozumiałam dla czego...I chyba zgadzam sie z Porankiem. Dla mnie była to droga wyjścia.
Będzi mi miło, jak ta odpowiedź nie pozostanie bez echa.
AniaK
 
Posty: 60
Dołączył(a): 13 lis 2007, o 23:14

Postprzez ewa75 » 8 maja 2009, o 16:56

witaj anonimowa
rozumię cie doskonale przezylam podobna sytuacje choc moze nawet gorsza mam 34 lata mój ojciec pił od zawsze ale co rok bylo gorzej miałam siostre o dwa lata starsza zachorowala na raka zmarla po czterech latach moj ojciec miał to wszystko gdzieś wciąsz był pijany ja byłam wtedy zupełnie zdana na siebie mama była w okropnym stanie zreszta znalazłam ja ktoregos dnia ze sznurkiem na strychu ale jakos doszła do siebie pozniej urodziła sie moja siostra ma teraz 16 lat mam tez brata 14 i po ich urodzeniu w domu byla gechenna ja zalozyłam swoja rodzine i wyprowadziłam sie z domu i wtedy juz był szok ojciec zaczol sie znecac nie tylko nad mama ale i nad rodzenstwem bałam sie kazdego dnia o ich zycie zreszta nawet kiedys pobiłam ojca jak naszłam na awanture w domu wiez mi nic to nie dało ta gechenna trwała wiele lat rozwiodłam w miedzy czasie sama mam rowniez syna ale zrozumiałam ze nie mozna zyc w toksycznym zwiąsku tlumaczyłam to mamie zabrałam dzieci mame do wynajetego mieszkanka jeden pokoj ale wtedy zrozumiała ze nie warzene jest co ludzie powiedza co kościól powie na rozwod ale po latach placzow lametow zrozumiała ze wazna jest ona i dzieci dla ktorych warto zyc na dzien dzisiejszy jest po rozwodzie po eksmisji a moj ojciec siedzi za kratami z znecanie sie nad rodzina trwalo to 4 lata ale sprawiedliwosc zwyciezyła pomoglo nam wiele placowek i ludzie ktorzy potrafili nas zrozumiec .Nienawidze ojca i czasem zycze mu smierci wiem ze moze to zle ale tak czuje rozumiem twoja zlosc ale uwierz mi jest wyjscie z takiej sytuacji i sa ludzie ktorzy moga wam pomoc .napewno nie mozesz zostawic mamy samej ale mysle ze we dwie poradzicie sobie moge dac ci namiary na instystuje ktore moga ci pomoc jesli tylko napiszesz z jakiego rejonu pochodzisz trzymaj sie i uwierz ze złych ludzi spotyka kiedys kara ale wy nie powinniscie cierpiec
ewa75
 
Posty: 7
Dołączył(a): 8 maja 2009, o 16:11

Postprzez anonimowa » 22 maja 2009, o 21:14

Leży na podłodze w kuchni, a ja biję się z myślami...
Powinnam mu pomóc, wyciągnąć rękę. W końcu jestem jego córką...

Dziękuję za wszystko to, co mogłam tu przeczytać... Ważne jest dla mnie spojrzenie na sprawę ludzi, którzy znają ten ból, którzy przeszli przez to samo... I przed którymi mogę napisać wszystko, bo przecież... jestem "anonimowa"...
Przykre sprawy opisujecie... Nie mogę obiektywnie ocenić sytuacji z moją mamą. Wiem jednak, że nigdy nie mogłabym jej zostawić samej. Przychodzą momenty, kiedy stwierdza, że żyje dla mnie, że gdyby nie ja...
Jestem jej potrzebna... I ona też jest potrzebna mnie.

Ojcu jestem potrzebna tylko gdy trzeba rozłożyć łóżko albo podać jedzenie. Nieraz przekonuję siebie i mamę, że powinnyśmy go zostawić samemu sobie kiedy jest pijany - czyli praktycznie codziennie. Ale... to takie trudne... I zawsze dla świętego spokoju robimy to, co zwykle...

Boję się tego człowieka. Może on tylko jest "mocny w gębie", a może nie. Nigdy nie uderzył nikogo z nas (chociaż to dziwne, nieraz chciałabym aby jego podniesiona ręka wylądowała na mnie - może to by go otrząsnęło? nie wiem...), ale grozi nam... Zresztą agresję potrafi wyładować na obcych.

Ewo, piszesz, że złych ludzi spotyka kiedyś kara... Wierzę w to. Ale jeszcze bardziej w to, że cierpienie na ziemi zostanie nam kiedyś wynagrodzone. Strasznie ciężki krzyż przyszło nam nieść, ale wierzę, chcę wierzyć, że to jest na miarę naszych sił. Wiem, że w rozsądnej odległości od mojego miejsca zamieszkania prowadzona jest terapia. Ale wciąż wydaje mi się, że może się bez tego obejdzie, że jakoś sobie poradzę...
Chociaż widzę, że im starsza jestem, tym bardziej boję się ludzi, ich reakcji. Boję się złych spojrzeń, boję się podniesionego głosu... Łzy w oczach i wycofanie. Im jestem starsza tym staję się mniej samodzielna i pewna swego. Gubię swoje "ja"...

Aniu ja chyba nie jestem w stanie wyprowadzić się stąd. Tym bardziej bez mamy. Nieraz mówię, że kiedyś wyciągnę nas z tego, że zostawimy go... Ale aby zacząć normalnie żyć trzeba by chyba całkowicie zmienić środowisko. Nie wyobrażam sobie życia gdzieś w pobliżu niego... I wśród ludzi, którzy wszystko wiedzą... Z drugiej zaś strony wiele nas w tym miejscu trzyma... I koło się zamyka...

Ruszyć w drogę... Tylko w jaką...? I która będzie dobra...?
anonimowa
 
Posty: 18
Dołączył(a): 3 lut 2008, o 22:10


Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 21 gości