Mam 25 lat, jestem DDA - w związku od 5 lat, małżenstwo od prawie roku.
Kiedy odkryłam niewinne flirty jeszcze-nie-męża w internecie i to, ze zalogował sie do portalu typu sex-randka (nigdy nie aktywował konta aby móc rozmawiać z innymi, ale umiescił zdjecia) - walnęło mną o scianę.
Czułam wszystkie mozliwe rzeczy: od upokorzenia, poprzez żal, złość, wsciekłość aż po lęk, który pozostał do dzisiaj.
Lęk, ze on mnie zostawi.
Że nie jest fair, a przeciez powinien.
Że z pewnośicą juz mnie nie kocha i ze dalsze bycie razem nie ma sensu.
Chodziałm po scianach kilka tygodni az w końcu coś do mnie dotarło:
1. Ja również flirtowałam niewinnie przez net i nigdy nie umniejszało to mojego uczucia do męża
2. Mój flirt wydawał mi sie mało ważny, bo kogo mogłaby obchodzić taka osoba jak ja.
3. Zupełnie nie pomyslalam o tym, czy ja byłabym gotowa go zostawić tylko gorączkowo zastanawiałam sie czy on tego nie planuje.
I tak jest w kółko.
Mówią, że nic nie dzieije się przypadkowo i ja w to wierzę.
Cała ta sytuacja sprawił, że zaczełam baczniej przyglądac się sobie.
Zapytałam sie siebie: czego Ty chcesz dziewczyno. DLA SIEBIE
I nie umiałam odpowiedzieć
Bo jedyne co mi przychodziło do głowy to: JEGO CHCE ale czułam ze to nie jest własciwy trop.
Dlaczego się zamartwiam i boję opuszczenia?
Dlaczego nie podobam sie sobie, mimo, że podobno niebrzydka jestem
Dlaczego uwazam sie za grubą, choć mam tylko kilka kilo nadwagi (tzw. kobiecy typ
Dlaczego ciagle porównuję się z innymi kobietami,jakie maż spotkał na swojej drodzę i czuje się od nich gorsza?
Dlaczego w ogóle postrzegam siebie przez jego pryzmat?
Kiedy uświadomiłam sobie, że kocham za bardzo a moja akceptacja zalezy od akceptacji męża poczułam zal i ulgę. Zal, że ktoś odebrał mi dzieciństwo i umiejetność prawidłowego postrzegania swiata i prawdopodobnie spaczyło t o już dawno mój związek i moje poczucie wartosci.
Ulgę, bo zaczełam wierzyc, ze mozna coś zmienić.
I zamirzam to zrobić.
1.Od kilku tygodni czytam dostępne w sieci i księgarniach ksiązki na ten temat.
2.Zaczełam dbac o siebie (wczesniej dawałam wyraz mojemu przekonaniu o sobie - jestem brzydka, zła i beznadziejna więc nie warto sie ładni eubrać i umalować i tak niekt si emną nie zainteresuje - nie dawałm sobie szansy być piekną i zadbaną, żeby moc sie nad soba uzalac i potwierdzac, ze jestem mniej atrakcyjna niz ładnie ubrane i pachnące kolezanki z pracy)
3.Zaczęłam afirmować, powtarzam sobie codziennie miłe rzeczy i jakby trochę pomaga
Muszę nauczyć się kochac siebie i odnajdywać radość z bycia odrębna jednostką, nieuzależnioną od humorów i obecności drugiej osoby. Muszę uwierzyć, że nie jestem gorsza od innych, że zasluguję na miłość i uznanie.
Bardzo proszę o cenne rady i kciuki, bo przede mną długa droga.
Zaprasza tez do mojego wątku wszystkich, którzy chcą się nauczyc kochać siebie