Tak się zastanawiam...skoro olewali nas rodzice mniej lub bardziej to czy dzisiaj po latach da się zapełni pustkę po długoletniej ignorancji przez alkoholika. Jeśli nawet wiemy jakie sa przyczyny, dowiemy się o mechanizmach i uświadomimy sobie wiele spraw to przecież taka straszna pustka samotności z przeszłości nadal jest w nas niezapełniona i czasu nie da się cofnąc, n nawet jak wykrzyczymy żale albo przebaczymy to takie wybrakowanie zostaje.
Terapia to dla mnie proces większej świadomości, rozbiera się coś na kawalki i układa na nowo,ale czy jeśli większosc naszego czasu polegała na dostosowaniu się,ucieszce, wyręczaniu,czuwaniu na to co będzie to gdzie radosc z bycia dzieckiem? i czy to według was można nadrobic w jakiś sposób?
Zastanawiam się czy przyjdzie taki dzień, że poczuję się lekko w środku, że pomimo tego co się stało będe kiedyś umiała się zaśmiac tak mocno aż do bólu brzucha.
To wszystko we mnie jest,ja wiele pamietam, nie wiem może to źle ale jak nawet chce zapomniec to i tak sytuacja,człowiek w otoczeniu stanowią takie wyzwalacze, że nie sposób wymazac,przekreślic i zapomniec.
Bardzo mi smutno,czuję że się poddaję,że rezygnuję w środku, że brak mi wiary w to że moja przyszłośc bedzie dobra,wiary w świat, wiary w siebie i w innych ludzi...
Mam ochote przespac swoje życie.
Nie umiem się otworzyc na bliskie relacje a bardzo tego chce, bardzo, jestem w obycu taka kanciasta,szorstka,nieprzyjemna w ostatnim czasie i nie wiem jak inaczej zmienic swoje zachowania,ale tak aby ta zmiana była od środka.
A może to już się nie da,może produkt wyprodukowany z badziewnych elementów i już nie można tego naprawic, może za dużo się wydarzyło toego niedobrego,żeby było lepiej, sama nie wiem..