hej Feli!
Czytam Cie czasem,
ciesze sie ,ze troszke lepiej u Ciebie
felicity napisał(a):Ostatni tydzień byłam na zwolnieniu lekarskim i bardzo dużo spałam, dawno nie byłam taka odprężona, wypoczęta jak teraz. W ogóle my kobietki cudujemy z kremami....
Daję sobie czas na szukanie jasnych stron życia. Nie można zatapiać się w rozmyślaniach i wspomnieniach przez długie lata. Myślę, że to co się wydarzyło warto uporządkować, przeżyć i puścić. Nabieram przekonania, że martwienie się „na zapas” jest zgubne i nie jest to nic innego jak marnotrawienie energii życiowej w codziennych dniach, w których mamy tyle możliwości jeśli tylko zechcemy je zobaczyć.
Ostatnio zastanawiam się co jest ważne i nie mam wątpliwości, że nastawienie do świata, życzliwi ludzie, przyjemności dnia codziennego, szacunek do swojego ciała, aktywność zawodowa, rozwój osobisty.
Ostatnio myślę o tym, że śmierć jest bezwzględna, przychodzi, kiedy chce zabiera, kogo chce i jak chce. Nie pyta o nic i nasze chcenie, strachy nie są brane pod uwagę, więc po co dyskutować? Jak zaczynam tak patrzeć na odejście z tego świata mniej się boję
Żałoba trwa rok, dwa lata…różnie u różnych osób, bo dużo jest czynników, które na to wpływają. Ponad rok temu poznałam kobietę, której córka popełniła samobójstwo i od 6 lat nie ruszyła rzeczy i jej pokoju w nim. Czasem myślę o tej kobiecie jak sobie radzi. W takim silnym procesie łatwo zboczyć, schować się, przestraszyć i zblokować. Nie wiem czy w poradniach psycholodzy są przygotowani do takiej formy pomocy, czy taki człowieczek faktycznie zostaje z tym sam nie licząc najbliższych osób o ile takowych ma obok. To tylko taka refleksja.
Co do żałoby to czuję, że odwaliłam kawał roboty. Wyraźnie czuję, że to co się ułożyło w mojej głowie zaczyna się utrwalać. Jednak nie mam poczucia, że to coś definitywnie skończonego, bo układanie myśli, budowanie swojej tożsamości i kształtowanie relacji z innymi trwa do końca, życia- tak już jest. Sama nie wiem czy u mnie jest to taki koniec procesu, ale nawet nie czuję potrzeby się dowiadywać ile do końca jeszcze czasu mi zostało, przestało mieć to dla mnie znaczenie po prostu. Sam fakt, że doszłam już tutaj jest dla mnie dużym osiągnięciem, bo wielokrotnie miałam wątpliwości, zamęt, zwątpienie w różnych proporcjach i natężeniu.
Doświadczanie straty to jeden z elementów życia, jest w nie wpisany i bez śmierci nie ma życia, bo nawet jak „rozpadłam się” się na kawałki to teraz jestem i nadal istnieję, inna odmieniona, ale to dobrze. Jestem teraz mądrzejsza i dojrzalsza. Nie pozwoliłam, aby rozpacz się rozlała się we mnie tylko swobodnie przepływała.
To zasługa moja, ale i Twoja Ewka , bo byłaś dla mnie w czasie tego okresu wsparciem. Mam takie predyspozycje indywidualne co do samoświadomości i dzięki temu jest mi może trochę łatwiej, ale i tak mam w sobie przekonanie, że bez tego forum, bez żywych ludzi wokół jest często dłużej i ciężej.
Zwykłe dziękuję to za mało w moim odczuciu i chciałabym coś Ci przesłać od siebie o ile na to mi pozwolisz. Zastanów się ze spokojem czy chcesz ode mnie coś otrzymać. Nie myśl proszę o tym w kategoriach co i jak wypada, po prostu taki rodzaj wymiany. Jeśli mimo wszystko będziesz chciała inaczej to uszanuję Twoją decyzję. Podejrzewam, że i tak wyczuwasz o co mi chodzi.
Serdecznie pozdrawiam do do usłyszenia bo ja jutro z rana będę wypatrywać wiosny....
felicity napisał(a):To co się zbudowało na nowo jest jeszcze nietrwałe i chwieje się jeszcze w posadach, albo zboczyłam z dróżki albo to kolejny etap, nie wiem...
felicity napisał(a):Pozdrawiam Was i jakoś mi nieswojo, że tak tutaj u mnie kiepsko.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 40 gości