O jak fajnie, że napisałaś
. Odpisuję od razu.
Felicyty – to pseudo zaczerpnięte z jednego filmu o takiej młodej przesympatycznej dziewczynie, a Feluś to tak śmiesznie i zabawnie, w sumie tez jest OK.
I czemu nie ma być poufale, w końcu pisze tutaj bardzo osobiste przemyślenia i dzielę się odczuciami, zatem może i być „kumplowsko”
No dokładnie tez tak myślę odnośnie rozmówcy i jego postawy. Czasem mam wrażenie, że ludziom jest trudniej być słuchaczami i dlatego tyle osób ląduje u psychologów, bo wspierające słuchanie bez oceny, rad i komentarzy to dzisiaj duża sztuka.
Odkąd moja mama nie żyje mam tak, że uważniej rozmawiam z ludźmi, chociaż z drugiej strony ostatnio mało poruszam osobistych tematów, nie chcę tego nawet jakoś za szczególnie.
Chociaż odwiedził mnie niespodziewanie kolega ze studiów, taki specyficzny, odbiegający od normy, (tu się szeroko uśmiecham, bo czy to, ze większość żyje tak czy inaczej to już wyznacza normę) no mieszka sobie w lasach, uprawia wolny zawód i ma artystyczne zacięcie. Dużo z nim zawsze rozmawiałam o snach, odczuciach, kiedyś pojechaliśmy na akcje chodzenia po rozżarzonych węglach. Przy nim się trochę otworzyłam, bo słuchał i zadawał czasem pytania, takie odważne. Lubię takich ludzi spotykać w moim życiu- takich, czyli różnych, rozmaitych w swojej szerokości myślenia i otwartości na nowe doświadczenia. Przy nich też czuję się bardziej sobą. On jest na przykład przekonany, że można zadawać pytania umarłym i oni odpowiadają, ale trzeba wierzyć i cierpliwie czekać na odpowiedź. Tylko czy słyszy pytania? Nie wiem czy jak wyślę swoje podziękowanie mojej Mamie gdzieś tam to czy usłyszy. Nawet ostatnio tak myślę że nawet jeśli nie ma życia po śmierci to i tak sam fakt, że zostałam powołana do życia i mogłam tyle doświadczyć już jest czymś wyjątkowym. Tym bardziej, że moja w czasach swojej młodości z trójką małych dzieci i mężem alkoholikiem rozważała aborcję, moją aborcję. Przecież mogło mnie tu nie być. Oczywiście zdarzało mi się być kilka razy blisko jakiegoś załamania, że miałam poczucie, że nie warto, że nie dam rady, ale mimo łez, mimo poczucia bezsilności podnosiłam się i dalej, do przodu. Zresztą po terapii do mnie dotarło, że każdy człowiek ma swoją wewnętrzną siłę, z którą się rodzi. Po drodze gubi klucze i nie ma do niej dostępu, albo ją trwoni, a cała sztuka polega na tym, aby mieć z niej czerpać, bo na szczęście jest odnawialna.
Nie wierzę, że tacy ludzie, co od razu mówią o swoich problemach są zdrowsi, jeśli to takie marudzenie, które jest stylem życia niczym codzienne mycie zębów. Jednak część z nim potrafi tak zadziałaś takimi opowieściami, ze znajdują się bardzo szybko wybawcy i pomocnicy. Zresztą są tez różni Ci "opowiadacze", zapewne zależy czy to jest tylko takie wylanie swoich żali czy to raczej autentyczne wyrażanie swoich emocji wobec czegoś i kogoś, bo wtedy to jest jak dla mnie nie lada umiejętność!
Ech.. ile jeszcze potrzebuję się nauczyć o życiu, świecie i sobie jak mam dalej tutaj istnieć....
Napisałam, że wiem, bo chyba warto po prostu spytać, czego ta osoba potrzebuje i podążać za tym, a nie przykładać matrycę pasującą do każdego. Zresztą może i tak bym się wyłożyła, bo może spotkam kogoś, kto mnie zaskoczy swoją potrzeba, taki margines niepewności tez w sobie mam. Tylko chyba jest mały kłopot z taki m pytaniem, bo może być tak, że ktoś powie o czymś, czego nie da się zrobić, albo nie będziemy umieli w stanie zrobić i wtedy człowiekowi może być nieswojo. Obecność drugiego, żywego człowieka jest ważna, szczególnie w pierwszym etapie. Jestem przekonana o tym, ze osobie po stracie nawet zapewnieni, że może do kogoś zadzwonić w środku nocy już pomaga.
Tak o tym piszę, bo przeczytałam artykuł tej oto młodej wdowy:
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obc ... ielka.html...no i zaczęłam sobie zadawać pytania, ze gdyby tak ułożyć albo przybliżyć pewien modle postępowania to jak on by wyglądał, no może dlatego tak się „mądrzę”.
Śmierć i fajnie, jakie to dla mnie obce wyrazy na rozciągniętej skali. Sama nie wiem zresztą, to zaskakujące jak to brzmi!
No a święta spędzę u siebie w mieszkaniu, może przyjedzie do mnie bratnia dusza, mój serdeczny kolega- taki jest plan, ale ostatecznie nie wiadomo. Na razie taka jest koncepcja.
Jedna koleżanka z pracy zapytała tylko " a gdzie spędzasz święta?...a sama..." a druga dodała " no tak matka zawsze spajała rodzinę" i po co takie gadki, poczułam niesmak. Nie pytają i nie rozmawiają ze mną przez półtorej roku i nagle taki tekst, w gumiakach prosto z obory na salony. I nie wiem po co ludziom takie informacje, ni to życzliwość ni to ciekawość.
To bardzo dobry pomysł- list. jednak nie wiem czy teraz to dobry czas, chyba nie. Ni e wysyciły się wszystkie emocje. Tak, to prawda, nie umiem sobie wybaczyć. Nie umiem się z Nią pożegnać i nie umiem pozwolić Jej odejść. Dlatego nie lubię jak moje koleżanki rozmawiają ze swoimi mamami, po prostu jest to dla mnie drażniące, Zresztą w ostatnim czasie jestem drażliwa, nie ma co oszukiwać siebie. I wiem, ze to nie kwestia samego faktu, ze nie żyje tylko tego, ze odebrała sobie sama życie. I nawet ocena społeczna nie jest dla mnie wyznacznikiem tylko jak stoję przed lustrem i patrzę sobie w oczy to wiem, że zaniedbałam ją.
Nie umiem sobie wybaczyć. I racjonalnie to wiem, że przecież nie ma się wpływu tak jak z piciem kogoś drugiego, ale to jest coś innego. Nawet jak o tym piszę to łzy same się leją.
I teraz zrobiło mi się bardzo smutno, tak przygnębiająco wręcz…
Pozdr
i do usłyszenia,pa