---------- 02:03 12.02.2010 ----------
Maui napisała:
Do tej pory myslałam, że jestem jakoś specjalnie leniwa w porównaniu z innymi ludźmi. Że duzo chcę, ale nie chce mi się tego realizować. Podziwiałam (i podziwiam) innych za ich pracowitość. Naczytałam się dużo książek nt. osiągania celów, niby wszystko jest proste i łatwe, ale w trakcie okazywało się, że mam słomiany zapał, albo...zapominałam o tym, że do czegoś dążę. Dlatego mam problem z wszelkimi nawykami, a raczej z wyrabianiem pozytywnych nawyków, np. regularna nauka języków obcych, codzienna gimnastyka - nigdy jeszcze nie udało mi się wytrwać w tym dłużej niż kilka dni. Bo mi się odechciewa, bo zapominam ,bo nie mam czasu - dużo powodów. Potem pojawia się samobiczowanie, że coś olałam, zaczyna się walka od nowa i znowu porażka. I tak w kółko. Aż w pewnym momencie zaprzestałam tego typu starań i zajmuję się raczej tym, gdzie ktoś stoi nade mną "z batem" - wtedy nie mam problemu, żeby coś robić regularnie. Ale moja automotywacja ma poziom mniej niż zero.
Wiesz Maui, zazwyczaj jak coś czytam to tak czytam to sobie w myślach.
Złapałem się na tym, że jak czytam Twój nick to mnie to strasznie irytuje
bo za cholere nie potrafie tego wymówić, nawet w myślach.
Ale do rzeczy. Tamat i tematy o których piszesz jest mi bardzo bliski.
Moim zdaniem te czytanie książek o której np piszesz nie ma chyba większego sensu na tym etapie.To tylko taka teoria. Kiedyś czytałem książki może nie dokładnie o tej tematyce, ale takie poradniki o rozwoju.Np powtarzanie sobie " jestem człowiekiem godnym szacunku", "znam swoją wartość i mocne strony", "jestem wartościowym człowiekiem" itp. No i co z tego zyskałem? No w sumie tylko irytowałem się bo czytałem to nie wiadomo ile dni,ile razy i w ogóle tego nie czułem. Nie wiem co to znaczy czuć się kimś ważnym i wartościowym. No niby tak powinno być ,ale tego uczucia, stanu brak. Właśnie ten słomiany zapał o którym piszesz (jestem w tym specjalistą więc jak chcesz jakieś rady...
) moim zdaniem wynika z niskiego poczucia własnej wartości, nieumiejętności planowania realnego i pragnienia silnych emocji i napięcia.
Tak sobie szczerze przeanalizowałem kilka rzeczy, które mnie zainteresowały i zacząłem robić....i nie skończyłem, albo nie moge skończyć. Wygląda to tak coś mnie zainteresowało,ale fajnie!, czuje dreszczyk, podniecenie,o bedzie to cos fajnego, nawet nie mysle jak to ma sie skonczyc i kiedy, ten stan daje mi pewne poczucie szczescia, nie tyle poczucie szczescia samym faktem, tylko jakby wyobrazeniem o tym co robie,tak sie nakrecam. Kiedy ten stan "euforii" zaczyna opadać zaczynam powoli odpuszczac, bo poziom poczucia szczescia opada, wycofuje sie, mysle eeeee nudne to, juz mnie to tak nie kreci, nie ma tych emocji. Nie mam tego stanu "szczęscia" w sobie i podświadomie szukam go w rzeczach zewnętrznych, co jak piszą mądre kksiązki i mówią madrzy ludzie jest nie do zdobycia,nierealne. To w pewnym sensie uzaleznienie od silnych emocji i poszukujac tych silnych emocji wchodze w cos nowego nie konczac starego.
No jak ktooś stoi nad głową z batem to adrenalinka jest i jakos sie bardziej chce. czuje to napiecie i to mnie trzyma przy dzialaniu. Poprostu w stanie spokoju sie dekoncentruje i zniechecam, stan spokoju jest moze i stanem szczesliwych ludzi, ale dla mnie obcym. No zycie w domu z alkoholikiem wiadomo...Krótko mówiąc skaczemy z kwiatka na kwiatek w poszukiwaniu tego dreszczyku i napięcia. Dłuższy stan spokoju jest niepokojący i droga ktora ide sie jakos rozłazi. No to smutne,ale wiesz to sie czasem udaje, udaje sie cos dokonczyc:) No a teraz bardziej pozytywnie
Mój sposób na to w chwili obecnej jest taki: mam coś do zrobienia, włącza mi się myslenie typu wyobrazam sobie jak to bede robil, jakie to bedzie miłe i przyjemne, takie wyobrażenie i kiedy i jaki bedzie koniec, (wyobrazenie jest lepsze od samego dzialania potem,albo jest tak nierealne ze rzadko sie spełnia). mówie STOP! (no nie zawsze) Myśle sobie, dobra nie mysl tyle o tym, nie podniecaj sie tak, poprostu zacznij to robic, tak nawet bez emocji i mysle sobie ze to robie tak tylko dla siebie, ze wynik przyjdzie. skupiam sie na tym co tu i teraz i nie próbuje sobie nic wyobrazac.Wogóle fajnie że zacząłem cos robic. Czasem trzeba na sile, zmusic sie , wiedzac ze to w tej chwili nie da mi poczucia szczescia, tak troche pocierpiec, a zazwyczaj efekt koncowy jest bardzo przyjemny i zadowalajacy(to daje taka siłe). Np. mam postanowienie chodzic na basen regularnie, no chodze. Czasem mam isc i mysle nie chce mi sie, po co , no i co poplywam w tej wodzie, co mi to da, no niby to fajne, i wroce i znow bede czul sie marnie. Ale mowie sobie w morde idz nie mysl o tym, poprostu idz, i jak juz tam jestem, jak sobie plywam, i jak koncze czuje sie naprawde fajnie,ze cos fajnego dla siebie zrobile, ze tak zadbalem o swoje zdrowie fizyczne i w jakims stopniu emocjonalne
Wiec chodz na te języki i sie gimnastykuj. Bedziesz sie czula pewnie w jakims jezyku, da Ci to kiedys ciekawa mozliwosc dzieki temu, no i bedziesz miala zgrabny tylek
Chodzi o to, że potem sobie powiesz, ano dobrze myslałam, dobrze robiłam, dzieki temu jest mi lepiej i to moja zasługa. To bardzo podnosi poczucie swojej wartosci i daje siłe na dalsze działania.To że chodzisz na terapie to przeciez robisz cos wspanialego dla siebie, wierzysz że to ma sens, no bo inaczej byś nie chodziła.
wiele Twoich wątków mnie tu zainteresowało, ale na reszte nie chce mi sie odpowiadać...na razie
---------- 02:05 ----------Maui napisała:
Do tej pory myslałam, że jestem jakoś specjalnie leniwa w porównaniu z innymi ludźmi. Że duzo chcę, ale nie chce mi się tego realizować. Podziwiałam (i podziwiam) innych za ich pracowitość. Naczytałam się dużo książek nt. osiągania celów, niby wszystko jest proste i łatwe, ale w trakcie okazywało się, że mam słomiany zapał, albo...zapominałam o tym, że do czegoś dążę. Dlatego mam problem z wszelkimi nawykami, a raczej z wyrabianiem pozytywnych nawyków, np. regularna nauka języków obcych, codzienna gimnastyka - nigdy jeszcze nie udało mi się wytrwać w tym dłużej niż kilka dni. Bo mi się odechciewa, bo zapominam ,bo nie mam czasu - dużo powodów. Potem pojawia się samobiczowanie, że coś olałam, zaczyna się walka od nowa i znowu porażka. I tak w kółko. Aż w pewnym momencie zaprzestałam tego typu starań i zajmuję się raczej tym, gdzie ktoś stoi nade mną "z batem" - wtedy nie mam problemu, żeby coś robić regularnie. Ale moja automotywacja ma poziom mniej niż zero.
Wiesz Maui, zazwyczaj jak coś czytam to tak czytam to sobie w myślach.
Złapałem się na tym, że jak czytam Twój nick to mnie to strasznie irytuje
bo za cholere nie potrafie tego wymówić, nawet w myślach.
Ale do rzeczy. Tamat i tematy o których piszesz jest mi bardzo bliski.
Moim zdaniem te czytanie książek o której np piszesz nie ma chyba większego sensu na tym etapie.To tylko taka teoria. Kiedyś czytałem książki może nie dokładnie o tej tematyce, ale takie poradniki o rozwoju.Np powtarzanie sobie " jestem człowiekiem godnym szacunku", "znam swoją wartość i mocne strony", "jestem wartościowym człowiekiem" itp. No i co z tego zyskałem? No w sumie tylko irytowałem się bo czytałem to nie wiadomo ile dni,ile razy i w ogóle tego nie czułem. Nie wiem co to znaczy czuć się kimś ważnym i wartościowym. No niby tak powinno być ,ale tego uczucia, stanu brak. Właśnie ten słomiany zapał o którym piszesz (jestem w tym specjalistą więc jak chcesz jakieś rady...
) moim zdaniem wynika z niskiego poczucia własnej wartości, nieumiejętności planowania realnego i pragnienia silnych emocji i napięcia.
Tak sobie szczerze przeanalizowałem kilka rzeczy, które mnie zainteresowały i zacząłem robić....i nie skończyłem, albo nie moge skończyć. Wygląda to tak coś mnie zainteresowało,ale fajnie!, czuje dreszczyk, podniecenie,o bedzie to cos fajnego, nawet nie mysle jak to ma sie skonczyc i kiedy, ten stan daje mi pewne poczucie szczescia, nie tyle poczucie szczescia samym faktem, tylko jakby wyobrazeniem o tym co robie,tak sie nakrecam. Kiedy ten stan "euforii" zaczyna opadać zaczynam powoli odpuszczac, bo poziom poczucia szczescia opada, wycofuje sie, mysle eeeee nudne to, juz mnie to tak nie kreci, nie ma tych emocji. Nie mam tego stanu "szczęscia" w sobie i podświadomie szukam go w rzeczach zewnętrznych, co jak piszą mądre kksiązki i mówią madrzy ludzie jest nie do zdobycia,nierealne. To w pewnym sensie uzaleznienie od silnych emocji i poszukujac tych silnych emocji wchodze w cos nowego nie konczac starego.
No jak ktooś stoi nad głową z batem to adrenalinka jest i jakos sie bardziej chce. czuje to napiecie i to mnie trzyma przy dzialaniu. Poprostu w stanie spokoju sie dekoncentruje i zniechecam, stan spokoju jest moze i stanem szczesliwych ludzi, ale dla mnie obcym. No zycie w domu z alkoholikiem wiadomo...Krótko mówiąc skaczemy z kwiatka na kwiatek w poszukiwaniu tego dreszczyku i napięcia. Dłuższy stan spokoju jest niepokojący i droga ktora ide sie jakos rozłazi. No to smutne,ale wiesz to sie czasem udaje, udaje sie cos dokonczyc:) No a teraz bardziej pozytywnie
Mój sposób na to w chwili obecnej jest taki: mam coś do zrobienia, włącza mi się myslenie typu wyobrazam sobie jak to bede robil, jakie to bedzie miłe i przyjemne, takie wyobrażenie i kiedy i jaki bedzie koniec, (wyobrazenie jest lepsze od samego dzialania potem,albo jest tak nierealne ze rzadko sie spełnia). mówie STOP! (no nie zawsze) Myśle sobie, dobra nie mysl tyle o tym, nie podniecaj sie tak, poprostu zacznij to robic, tak nawet bez emocji i mysle sobie ze to robie tak tylko dla siebie, ze wynik przyjdzie. skupiam sie na tym co tu i teraz i nie próbuje sobie nic wyobrazac.Wogóle fajnie że zacząłem cos robic. Czasem trzeba na sile, zmusic sie , wiedzac ze to w tej chwili nie da mi poczucia szczescia, tak troche pocierpiec, a zazwyczaj efekt koncowy jest bardzo przyjemny i zadowalajacy(to daje taka siłe). Np. mam postanowienie chodzic na basen regularnie, no chodze. Czasem mam isc i mysle nie chce mi sie, po co , no i co poplywam w tej wodzie, co mi to da, no niby to fajne, i wroce i znow bede czul sie marnie. Ale mowie sobie w morde idz nie mysl o tym, poprostu idz, i jak juz tam jestem, jak sobie plywam, i jak koncze czuje sie naprawde fajnie,ze cos fajnego dla siebie zrobile, ze tak zadbalem o swoje zdrowie fizyczne i w jakims stopniu emocjonalne
Wiec chodz na te języki i sie gimnastykuj. Bedziesz sie czula pewnie w jakims jezyku, da Ci to kiedys ciekawa mozliwosc dzieki temu, no i bedziesz miala zgrabny tylek
Chodzi o to, że potem sobie powiesz, ano dobrze myslałam, dobrze robiłam, dzieki temu jest mi lepiej i to moja zasługa. To bardzo podnosi poczucie swojej wartosci i daje siłe na dalsze działania.To że chodzisz na terapie to przeciez robisz cos wspanialego dla siebie, wierzysz że to ma sens, no bo inaczej byś nie chodziła.
wiele Twoich wątków mnie tu zainteresowało, ale na reszte nie chce mi sie odpowiadać...na razie
---------- 02:07 ----------
o matko!,czy ja sie nie potrafie krótko i zwięźle wysłowić?