Moją głowę zaprzątają myśli dotyczące pracy zawodowej. Nawet zastanawiałam się czy nie jest to nowy wątek.
Czy nie zastanawiało Was kiedyś skąd bierze się to, że ludzie, z którymi pracujemy przeobrażają się z jakieś „potwory”, chociaż gdybyśmy tych samych ludzi spotkali w innych okolicznościach np. na jakimś niezależnym wyjeździe to nawet byśmy ich polubili lub miło spędzili czas.
A u mnie od jakiegoś czasu walka jak na poligonie, o dodatkowe pieniądze, o względy dyrektora, o władzę, o to, aby podrasować swojego EGO, o to, aby się poczuć dowartościowanym, bo na innych polach jest różnie…. i ta wymienianka mogłaby jeszcze potrwać. Przecież do pracy przychodzimy przede wszystkim P R A C O W A C?!
Męczy mnie to tworzenie podgrup, kto z kim, kto komu, kogo i za co. Bardzo miło wspominam czas, gdy zaczynałam pracę w tym miejscu gdzie jestem obecnie. Koncentracja na obowiązkach, uczenie się nowych zadań i tło w postaci ludzi bez wchodzenia z nimi w relacje.
To takie podłamujące, że zamiast pracować zespołowo zdecydowana większość patrzy na swój czubek nosa. Mam taki moment, że nie umiem się odnaleźć w tej sytuacji. Uruchomiło się donoszenie jednych na drugich, wyróżnianie pracowników dzięki którym dyrekcja na swoje stołki (tata pracownicy w zarządzie), nad kontrola własnych wypowiedzi, podsłuchiwanie czyichś rozmów, brak wyrozumiałości dla czyjś błędów, przywiązywanie wagi do drobiazgów….i takie różne.
Najgorsze jest to, że na forum dochodzi do klasycznego zamiatania pod dywan. Za półtorej tygodnia zaczyna mi się urlop, którego wyczekuję od dawna. Pracuję w tym miejscu któryś rok z rzędu i to mój najgorszy i najtrudniejszy rok.
Mam nawet myśli, że mogłabym stąd odejść z dnia na dzień, ale poczucie, że sama na sobie polegam w 100% nie daje mi szansy na taką decyzję. Zastanawiam się tez nad zmianą profesji, rozszerzeniem kompetencji i w perspektywie odejście stąd albo zainwestowanie w język i wyjazd za granicę. Kilka opcji chodzi mi po głowie. Nie chcę, aby praca zawodowa była moją udręką, bo to później rzutuje na moje samopoczucie w ciągu całego dnia. Są niby osoby, które potrafią zamknąć drzwi i już nie myśleć o pracy - ile w tym prawdy a ile kreacji?
Są też osoby, które wydawały mi się wiarygodne i takie, którym mogę ufać a tutaj efekt jest taki, że wcale niekoniecznie. Każdy chce coś ugrać dla siebie. Potwierdza się stara prawda ludowa
że nie ma przyjaźni w pracy. Nawet jak się pojawi to i tak znajdzie się ktoś, kto jest zazdrosny i nada inną interpretację intencjom, które kierujemy do innej osoby, a jak adresatem jest przełożony to już koniec- albo specjalne względy albo podlizywanie.
Najbardziej obawiam się tego, że jak to będzie tak sobie płynąc to pewnie zachowania i postawy się utrwalą i to stanie się normą. No i wtedy będzie tak jak to jeden z rozmówców w radiu powiedział- przychodzi się do firmy, a odchodzi się od szefa/ludzi.
Wysyłam swoje CV i to mnie uspakaja chociaż na moment, ale zdaję sobie sprawę, że na dłuższą metę to nie jest rozwiązanie.
Pozdrawiam