żałoba po mamie

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

Re: żałoba po mamie

Postprzez BellaMar » 4 cze 2013, o 21:59

Tęsknię za nią mimo, że od dawna właściwie nie miałyśmy zdrowego kontaktu.
To, że uświadamiam sobie, że nigdy już jej nie zobaczę, że nie ma szans na naprawienie czegokolwiek sprawia, że pamiętam mocno dawne czasy, te lepsze, a wszystko, co złe jest rozmyte.
Uświadamiam sobie jak bardzo ostatnio musiała cierpieć. Ona, kobieta, która zawsze wydawała mi się taka silna. Musiała się bardzo bać życia.
Może to jest tak, że od czasu, gdy nie piła te 3 miesiące, dochodziło do niej, czego się dopuszczała po pijaku, co robiła za alkohol, może to ją dobijało. Może chęć picia była tak bardzo silna. A może to te zmiany w mózgu od leków i alkoholu? Może miała "widzenia", których się bardzo bała. Męczą mnie dziś te "może". Ja tak właściwie, próbując żyćnormalnie dla siebie, odpychałam od siebie te rzeczy. Nie chciałam się im przyjrzeć, zobaczyć, z czym ona się zmaga. Z resztą nie wiem, co bym zyskała, poza świadomością, gdyby okazało się, że ona np. widzi coś, czego się bardzo boi. Nie wiem, czy umiałabym coś zrobić.
Dziś myślę, że alternatywą było umieszczenie jej na siłę w zakładzie zamkniętym przez udowodnienie policji, że sobie zagraża. Może mogłam tak uczynić? Przynajmniej by żyła. Ileś czasu jeszcze..
Chyba niezbyt dużo wnoszą moje wpisy. Może tyle, że wylewając je i przekuwając w litery coś sobie w głowie układam.. Hmm..
BellaMar
 
Posty: 25
Dołączył(a): 26 maja 2013, o 18:05

Re: żałoba po mamie

Postprzez ewka » 5 cze 2013, o 10:36

Bella, w przypadku śmierci samobójczej zawsze dopada pytanie "co zaniedbałam, co mogłam zrobić, o czym zapomniałam, czego nie widziałam". Nie wiem, czy jeśli kogoś dopada taka czarna dziura i nie szuka pomocy ani fachowej, ani wśród bliskich... czy ktokolwiek może przewidzieć i przeciwdziałać. Szczerze wątpię.

Jesteś młodą dziewczyną... ja nie:) Wierz mi, że z upływem lat wiele rzeczy widzi się inaczej. I jeśli to życie było raczej średnio udane + uzależnienie, które z życia średnio udanego czyni raczej kompletną klęskę... ona się po prostu od tego wszystkiego uwolniła. Ja bym na to tak próbowała patrzeć.


Może tyle, że wylewając je i przekuwając w litery coś sobie w głowie układam..

Ależ jak najbardziej! Opanujesz chaos, który siłą rzeczy masz. To zrozumiałe i niedziwne.

Pisz.


:buziaki:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: żałoba po mamie

Postprzez ewka » 5 cze 2013, o 12:25

felicity napisał(a):Ewka biedaku mam nadziej, że to nie jest nic poważnego z tą nogą :cmok: . Wierzę, że z córką uda Ci się jeszcze spotkać i pobyć.

Dzięki dzięki :cmok: Jakoś daję radę, choć lekko nie jest. Ale jak obejrzałam ostatnio "Tomasz Lis na żywo", w którym była dziewczyna, na którą spadł samobójca (skoczył z 7 piętra) i połamał jej kręgosłup z przerwaniem rdzenia kręgowego... to cóż tam kawałek mojego gipsu:)

Tak marudzę ostatnio, że rano muszę wstać do pracy budząc się przed budzikiem, a przecież budzę się po to, aby przeczytać kawałek książki, zjeść smaczne jabłko, spotkać dawnego znajomego, poczuć zapach pierwszej skoszonej trawy, zrobić zdjęcie przecudnym kwiatom, i mnóstwo takich małych kamyczków układających się w codzienność.
Warto było łapać wiosnę za siebie i w imieniu tych, którzy już nie zdążyli i nie zobaczę jej w tym rozkwicie. W ogóle warto łapać chwile. Trzeba się przełamywać, próbować, pomimo tego, ze trudno, że się nie chce, a czas gna do przodu i nie będzie dubla chwili.

Pięknie powiedziane. Będę wracać do tego kawałka, jak mnie dopadnie "nie chce mi się". Dzięki :)

Nie wiem jak jest z tym umieraniem, życiem po śmierci i przeistaczaniem się, stawiam różne hipotezy, ale która jest właściwa nie wiem. Na wiele pytań nie znam odpowiedzi i to jest droga, chyba jedyna rozsądna jaka przychodzi mi do głowy- zaakceptować fakt, że człowiek nie będzie miał nigdy pewności jak to jest ze śmiercią, umieraniem, bytami czy duszami.

Ano nie ma. Jakąkolwiek wersję wybierzesz - TRZEBA wierzyć, że tak właśnie jest. Pewności nie ma, jest wiara.

Najważniejsze w życiu jest po prostu życie. Taki truizm wychodzi...

Może nie truizm, a po prostu prostota? Jedna z fajniejszych rzeczy dla nas na tym świecie. Tak jak pytanie o sens życia... sensem życia jest po prostu życie. Takie, jakie jest - z możliwością ulepszania i polepszania tego, co możliwe. Bo przecież ludzie żyją bardzo różnie i każde ma swój sens i wartość.

Moja mama była dobrym człowiekiem z trudną historią życia- jej apodyktyczna matka, która przeżyła wojnę i kochała ponad wszystko syna (tak jest do dzisiaj), miała męża alkoholika, walkę z instytucjami, załamania nerwowe, chorobę dwubiegunową do tego bóle układu nerwowego i polineuropatię- kto i jak długo jest w stanie trwać w takich chronicznych warunkach? Do tego trójka dzieci, wyjazdy zagraniczne by podreperować budżet rodzinny, ukrywanie przez długie lata picia przed całą rodziną, walka z instytucjami, byle jaka praca, brak bliskich więzi z ludźmi i kolejny alkoholik, który też miał swoją historię i problemy z sobą zdrowotne i osobowościowe. To jak się okazało dużo za dużo. I od czasu do czasu jasne punkty w życiu, które nie zdołały być przeciwwagą dla tego co trudne i żmudne na co dzień. Nie potępiam jej, nie oceniam czy zrobiła dobrze czy źle, bo to nie takie kategorie.
Po tym wszystkim dzisiaj już nabrałam przekonania, że nie warto robić w życiu wszystkiego i za wszelką cenę dla innych, a w głębi przetrzymywać, dusić w sobie, tłamsić i dawać dawać dawać szansę za szansą. Jednak łatwo przeoczyć moment że zabrnęło się już za daleko i czasem mała decyzja uruchamia lawinę takich nieodwracalnych konsekwencji. To nasza ludzka natura, nasza niedoskonałość. Wtedy pozostaje rozdzielić to co możliwe od niemożliwego i przyjąć rzeczy takimi jakimi są, tak jak w modlitwie o pogodę ducha.

Wszystko jest konsekwencją czegoś. Nikt z nas nie spada z niewiadomoskąd z czystą kartą... ona jest tylko teoretycznie czysta. Praktycznie już częściowo zapisana, a my jakimś tam ogniwem w długim łańcuchu. Im więcej nienormalności, tym łańcuch słabszy... aż któreś ogniwo pęka. Jedyna "korzyść" (w cudzysłowie), to jakieś ostrzeżenie lub zwrócenie uwagi, aby może dokopywać się do czegoś głębszego. Bo jeśli nie, to nie wiem, po co i jaki jest sens takich zdarzeń. Szare na złote. Koniecznie.

Szukanie równowagi jest istotne, ale w moim odczuciu nie przez sztuczne sterowanie tylko uważną obserwację przyrody, w niej jest tyle odpowiedzi…

Każda sztuczność "wyjdzie", prędzej czy później. Przyroda - tak, jak najbardziej. Wiosna, lato, jesień, zima. Normalny cykl.

W pracy zdobyłam się na rozmowę. Nie żałuję mimo wszystko, chociaż dowiedziałam się z niej, że jest osoba lub osoby w moim zespole, które nie są właśnie mi przychylne i systematycznie informowały mojego przełożonego o tym co robię, co mówię i jak się zachowuję w określonych sytuacjach z domieszką, że mam „taryfę ulgową”. Jego decyzja to rozluźnienie kontaktów ze mną. Czuję się ukarana za coś, co źle zrobiłam...

Kurczę, jakie to paskudne. Co ludźmi powoduje?
Przypomniałaś mi... pracowałam dobrych kilka lat z kolegą, relacje mieliśmy ok, ale on nie był zbyt lubiany. Taki cwaniaczek, często pogardliwy, krytyczny i nieprzyjemny w stosunku do innych. Mieliśmy różnych przełożonych... i jego przełożony zaczął mnie podgadywać, jak to z tym moim kolegą jest. Parszywe to i obrzydliwe. Powiedziałam mu, że stawia mnie w bardzo niezręcznej sytuacji... Powiedział: ok, nie było pytania. I miałam z głowy.

Feli, jego decyzja o rozluźnieniu kontaktów z Tobą... myślę, że po prostu tak musiał. W końcu tworzycie wszyscy jakiś zespól i powinien wszystkich traktować jednakowo. Nie wiem, w czym się przejawiała ta taryfa ulgowa... no ale chyba w czymś się przejawiała, skoro tak to było widziane.


Te negatywne wydarzenia przecierają się, a te dobre wyostrzają. Mam na to zgodę i tak chcę, aby było. Takie prawidło, że o umarłych nie mówi się źle.

Też tak uważam. Poza tym... tak jest chyba łatwiej.

Co do „zdrady” to też mam tak, że nachodzą mnie takie myśli czasem czy ja mam prawo do tego, aby cieszyć się życiem skoro moja mama już nie żyje, więc z każdym dniem uczę się odczuwać tą emocje na nowo.

Tak nie wolno, dziewczyny! Na pewno Wasze mamy chcą, abyście były szczęśliwe. I tak wiedzą, że ich odejście położyło cień na Waszym życiu... no ale widocznie inaczej nie potrafiły, nie umiały, nie miały sił. Nie dokładajcie im jeszcze tą "zdradą".

:buziaki: :buziaki: :buziaki:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: żałoba po mamie

Postprzez BellaMar » 6 cze 2013, o 07:51

Witajcie,
zawsze pierwsza myśl po przeczytaniu Waszych wypowiedzi jest taka, że szkoda, że nie dane nam jest spotykać ludzi takich jak Wy na co dzień, w realu. Nie mam na celu schlebiania Wam, czy podlizywania się, ale po prostu stwierdzam, że bardzo podoba mi się Wasz sposób pisania, formułowania myśli, przekuwania ich w zdania. I jeszcze ta filozofia życiowa, jeśli możemy to tak nazwać. Może to kwestia Waszych doświadczeń i ich wpływu na Wasze osobowości, a może takie po prostu wyjątkowe z Was osobowości. A może to kwestia bycia w internecie i pewnej otwartości, do której bycie anonimowym skłania? Jakby nie było, bardzo doceniam fakt, że tu trafiłam. Bardzo mądrzy z Was ludzie. :kwiatek:
Dominujące emocje na dziś:
chyba poczucie, że zostałam opuszczona, może trochę "zawiedziona". Nie będzie mi dane już doświadczyć takiej czystej rodzicielskiej troski, szczerej i prostej. Wiem jednak, że są ludzie, którzy nigdy jej nie zaznali i żyją. W obliczu tego wszystkiego rodzi się we mnie jakaś taka myśl-chęć-potrzeba stworzenia własnej rodziny, podarowania komuś pakietu troski i miłości w ilości tak dużej jak tylko jestem w stanie. Nie wiem tylko, czy to, co dziś czuję jest czymś długookresowym, czy to efekt ostatnich emocji, które się zebrały.
Życzę Wam optymizmu. Taka moja myśl na dziś.
BellaMar
 
Posty: 25
Dołączył(a): 26 maja 2013, o 18:05

Re: żałoba po mamie

Postprzez ewka » 6 cze 2013, o 13:09

BellaMar napisał(a):A może to kwestia bycia w internecie i pewnej otwartości, do której bycie anonimowym skłania?

Myślę, że tak właśnie jest. W realnym życiu jakoś tak wszyscy i wszystko pędzi... no i często łatwiej jest napisać niż powiedzieć.

Dominujące emocje na dziś:
chyba poczucie, że zostałam opuszczona, może trochę "zawiedziona". Nie będzie mi dane już doświadczyć takiej czystej rodzicielskiej troski, szczerej i prostej.

Na raczej nie będzie Ci dane.

Tak mi się to "opuszczona" rzuciło w oko... to myślę sobie, że to opuszczenie nie wynika z niekochania czy "olania" własnego dziecka. Po prostu ból życia staje się tak wielki, za "zakrywa" wszystko inne. A przecież dorosłe dzieci poradzą sobie, w trudzie i bólu, ale poradzą. Wiele rozumieją i wiele zrozumieją. W przypadku dzieci małych musi być o wiele trudniej.


Życzę Wam optymizmu. Taka moja myśl na dziś.

Bardzo dobra myśl!!! Nawzajem oczywiście :kwiatek:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: żałoba po mamie

Postprzez felicity » 15 cze 2013, o 21:27

Wpadłam tu na chwilę, bo jak zrobiło się cieplej to więcej mnie nie ma niż jestem w domu.

Dziękuję za optymistyczne życzenia Bella Mar :kwiatek: .
Można walczyć o umieszczenie osoby uzależnionej na odwyku, ale jeśli ona nie ma własnej woli to działanie jest bezskuteczne. Nie wiadomo jak by to było, może stamtąd by uciekła i jeszcze bardziej utrwaliła swoje mechanizmy. Pamiętam ile czasu nam zabrało szukanie sposobów na mojego ojca, aby zaczął się leczyć i w efekcie po powrocie miał ciąg alkoholowy najdłuższy w swoim życiu- pił dzień w dzień ponad pół roku a nas jeszcze bardziej znienawidził i wyrzucił z domu.
Trzeba chronić siebie na tyle na ile się da. Uzależniony alkoholik zrobi bardzo dużo, aby mógł pic, nawet kosztem życia i zdrowia rodziny.

Byłam nad morzem :haha: . Słońce naładowało mi moje baterie. Nie mniej wróciłam z ogromnym niedosytem wolnego czasu i czuję, że jak wybije mój urlop to skorzystam z niego do granic możliwości.

Kupiłam Biblię. Nie chcę jakiś interpretacji i wyjaśnień osób, chcę poczytać ją sama. Nadal uważam się za agnostyka, ale poczytać przecież mogę i sprawdzić różne informacje, jeśli ktoś będzie się na nią powoływał.

W pracy trochę zeszło napięcie, ale mi bardzo zależy na tym, aby sobie odpuszczać pewnie napięcia, nie umiem tego, ale wierzę, że sobie poradzę, bo jak do tej pory stawałam przed trudniejszymi wyzwaniami.

Pozdrawiam :buziaki: i życzę dużo słońca!!!
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31

Re: żałoba po mamie

Postprzez BellaMar » 16 cze 2013, o 21:34

Witajcie,
ostatnich kilkadni to walka z myślami. Kolejne mijające dni to większa łatwość w zwykłym życiu, tj. wykonywaniu czynności. Jest to też jednak większa łatwość w dopuszczaniu do głowy myśli. To chyba stres wcześniej kazał ciału nastawić się na małe "przetrwanie", stąd pewien automatyzm w działaniu. Stres stopniowo odpuszcza i myśli atakują.
Jest dziwnie. Przeważnie nie mogę uwierzyć w to, że już jej nie będzie. Nie ma, tak po prostu. A przecież niedawno jeszcze była. I mówiła mi, że bardzo się boi. A ja się właściwie złościłam na tą jej słabość i przekonać chciałam, że będzie dobrze o ile a)...b)... c)... Nie wiem, czy robię sobie wyrzuty. Wiem, że nie ma to sensu. Rozumiem niby wszystko.
Przede wszystkim większość moich myśli skupia się na tym, że bardzo mi jej szkoda. Żałuję, że miała tak ciężko, że było, jak było. Przyznaję, że trochę się na tym zafiksowuję. Niczemu to nie służy, a jednak samo się w głowie pojawia.
Miałam jechać na jej grób. I nie pojechałam. Wydaje mi się to jakieś takie trudne.

Ciągle chyba jestem na etapie pożądania odpowiedzi na pytania, których nigdy nie uzyskam. Mam nadzieję, że nie będą mnie one dręczyły w nieskończoność.
BellaMar
 
Posty: 25
Dołączył(a): 26 maja 2013, o 18:05

Re: żałoba po mamie

Postprzez felicity » 17 cze 2013, o 22:23

Oj korci mnie aby wrzucić tutaj kilka rad. Uruchamia się moja empatia i przypomina mi się ten trudny czas po tym wszystkim.
Podejrzewam, że po części może to być automatyzm, bo człowiek niejako na raty dozuje sobie trudne informacje- to taki nasz konstruktywny mechanizm obronny. Dobrze, że tak jest, bo oswajamy się z tym co się stało. Żałoba przechodzi falowo- kilka dni, które są pozornie takie zwyczajne, a po chwili dociera świadomość różnych prawd o osobie, która umarła. Później znów takie dni i obniżenie nastroju, miotanie się ze swoimi myślami- taka przeplatanka. To jest naturalny element procesu. Najlepiej się przed tym nie bronic, tylko pozwolić płynąc tym uczuciom,bo nawet te najbardziej mroczne przeminą. Jak potrzebujesz warto płakać, jak chcesz się wyzłościć to zrób to. Nie oceniaj, siebie, nie poganiaj, bądź dla siebie dobra i wyrozumiała. Jesteśmy tylko ludźmi i obiektywnie patrząc dla każdego okres straty jest trudny.
Dzisiaj w sklepie sprzedawca powiedział mi w luźniej rozmowie, że kupił swojej mamie książkę i o niej opowiadał, pomyślałam sobie,że ja mojej już nie kupię niczego i pomyślałam o niej ciepło. Kiedyś jak weszłam do sklepu i patrzyłam na gruszki to stałam jak cielak z koszykiem w ręku i miała przed oczami obrazek jak moja mama bierze do ręki i smakuje taką soczystą i pachnącą. Myślałam, ze wybuchnę i rozpadnę się na kawałki z żalu, smutki, złości i swoistego osamotnienia. Do dzisiaj mnie to porusza, ale już nie z taką siłą, nie rozbraja i nie paraliżuje.
Po pogrzebie pojechała posprzątać kwiaty gdzieś po około miesiącu. Wróciłam totalnie przygnębiona i rozbita. Kilka dni po tym wydarzeniu miała ważny egzamin i byłam przeświadczona, że go nie zdam i że nie jestem w stanie się pozbierać. Jednak uruchomiła się moja wewnętrzna mobilizacja i wybroniłam się.
Pewnie każdy ma inaczej, są osoby, które potrzebują po śmierci najbliższej osoby być na cmentarzu codziennie, ale i są takie, które potrzebują się oswajać na raty, we własnym tempie. Warto siebie pytać na ile mogę i chcę, a nie kierować się opinią ludzi.
Pozdrawiam Cię ciepło, to nie jest łatwy czas, ale możliwy do przejścia.Trzymam mocno kciuki :cmok: za Ciebie.
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31

Re: żałoba po mamie

Postprzez felicity » 23 cze 2013, o 13:46

Moją głowę zaprzątają myśli dotyczące pracy zawodowej. Nawet zastanawiałam się czy nie jest to nowy wątek.

Czy nie zastanawiało Was kiedyś skąd bierze się to, że ludzie, z którymi pracujemy przeobrażają się z jakieś „potwory”, chociaż gdybyśmy tych samych ludzi spotkali w innych okolicznościach np. na jakimś niezależnym wyjeździe to nawet byśmy ich polubili lub miło spędzili czas.
A u mnie od jakiegoś czasu walka jak na poligonie, o dodatkowe pieniądze, o względy dyrektora, o władzę, o to, aby podrasować swojego EGO, o to, aby się poczuć dowartościowanym, bo na innych polach jest różnie…. i ta wymienianka mogłaby jeszcze potrwać. Przecież do pracy przychodzimy przede wszystkim P R A C O W A C?!
Męczy mnie to tworzenie podgrup, kto z kim, kto komu, kogo i za co. Bardzo miło wspominam czas, gdy zaczynałam pracę w tym miejscu gdzie jestem obecnie. Koncentracja na obowiązkach, uczenie się nowych zadań i tło w postaci ludzi bez wchodzenia z nimi w relacje.
To takie podłamujące, że zamiast pracować zespołowo zdecydowana większość patrzy na swój czubek nosa. Mam taki moment, że nie umiem się odnaleźć w tej sytuacji. Uruchomiło się donoszenie jednych na drugich, wyróżnianie pracowników dzięki którym dyrekcja na swoje stołki (tata pracownicy w zarządzie), nad kontrola własnych wypowiedzi, podsłuchiwanie czyichś rozmów, brak wyrozumiałości dla czyjś błędów, przywiązywanie wagi do drobiazgów….i takie różne.
Najgorsze jest to, że na forum dochodzi do klasycznego zamiatania pod dywan. Za półtorej tygodnia zaczyna mi się urlop, którego wyczekuję od dawna. Pracuję w tym miejscu któryś rok z rzędu i to mój najgorszy i najtrudniejszy rok.
Mam nawet myśli, że mogłabym stąd odejść z dnia na dzień, ale poczucie, że sama na sobie polegam w 100% nie daje mi szansy na taką decyzję. Zastanawiam się tez nad zmianą profesji, rozszerzeniem kompetencji i w perspektywie odejście stąd albo zainwestowanie w język i wyjazd za granicę. Kilka opcji chodzi mi po głowie. Nie chcę, aby praca zawodowa była moją udręką, bo to później rzutuje na moje samopoczucie w ciągu całego dnia. Są niby osoby, które potrafią zamknąć drzwi i już nie myśleć o pracy - ile w tym prawdy a ile kreacji?
Są też osoby, które wydawały mi się wiarygodne i takie, którym mogę ufać a tutaj efekt jest taki, że wcale niekoniecznie. Każdy chce coś ugrać dla siebie. Potwierdza się stara prawda ludowa :) że nie ma przyjaźni w pracy. Nawet jak się pojawi to i tak znajdzie się ktoś, kto jest zazdrosny i nada inną interpretację intencjom, które kierujemy do innej osoby, a jak adresatem jest przełożony to już koniec- albo specjalne względy albo podlizywanie.
Najbardziej obawiam się tego, że jak to będzie tak sobie płynąc to pewnie zachowania i postawy się utrwalą i to stanie się normą. No i wtedy będzie tak jak to jeden z rozmówców w radiu powiedział- przychodzi się do firmy, a odchodzi się od szefa/ludzi.
Wysyłam swoje CV i to mnie uspakaja chociaż na moment, ale zdaję sobie sprawę, że na dłuższą metę to nie jest rozwiązanie.
Pozdrawiam :heyka:
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31

Re: żałoba po mamie

Postprzez impresja7 » 25 cze 2013, o 20:03

tak w pracy zawsze było jest i będzie i nalezy sie z tym pogodzic ,tylko czasem ,tak jak teraz u Ciebie dochodzi do przejaskrawienia zjawisk,a czasem dzieje się to mniej widocznie,szeptem pomiędzy zainteresowanymi.
No możesz jeszcze zmieniać i zmieniać pracę,ale to kółko w klatce dla chomika
impresja7
 
Posty: 938
Dołączył(a): 25 lis 2012, o 11:05

Re: żałoba po mamie

Postprzez ewka » 26 cze 2013, o 14:23

felicity napisał(a):Byłam nad morzem :haha:

Ja ciągle nie, ale mam nadzieję być :D

Słońce naładowało mi moje baterie. Nie mniej wróciłam z ogromnym niedosytem wolnego czasu i czuję, że jak wybije mój urlop to skorzystam z niego do granic możliwości.

Brzmisz bardzo optymistycznie!!!

Kupiłam Biblię. Nie chcę jakiś interpretacji i wyjaśnień osób, chcę poczytać ją sama. Nadal uważam się za agnostyka, ale poczytać przecież mogę i sprawdzić różne informacje, jeśli ktoś będzie się na nią powoływał.

Oczywiście.
Czytasz (lub będziesz) wg jakiegoś planu? Wybiórczo? Po kolei? Bo to łatwa lektura nie jest, przynajmniej dla mnie. I nie mam na nią jakiegoś "sposobu".


Męczy mnie to tworzenie podgrup, kto z kim, kto komu, kogo i za co. Bardzo miło wspominam czas, gdy zaczynałam pracę w tym miejscu gdzie jestem obecnie. Koncentracja na obowiązkach, uczenie się nowych zadań i tło w postaci ludzi bez wchodzenia z nimi w relacje.

Bo to tak właśnie jest na początku - koncentracja na najistotniejszym... pozostałych rzeczy jeszcze się nie "widzi". Wydaje mi się, że gdyby rynek pracy wyglądał inaczej to i tego dziadostwa byłoby mniej. Zresztą - nie jest trochę tak, że jedni ludzie skupiają się rzeczywiście tylko na obowiązkach, a inni niekoniecznie? Myślę, że tak jest wszędzie. Jeśli od tego uciekasz... czy to się rzeczywiście da? Ja to widzę bardziej jako zamknięcie jakiegoś etapu w Twoim życiu... wiele drzwi udało Ci się zamknąć, te są na razie cały czas otwarte. Mogę się mylić rzecz jasna :)

Fajnie, że nie czujesz się do tej pracy przywiązana, tak dosłownie. I dostrzegasz wiele innych możliwości. I się ich nie boisz. I masz odwagę wykorzystywać swój potencjał. To bezcenne.


:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: żałoba po mamie

Postprzez impresja7 » 26 cze 2013, o 19:36

jeżeli motorem do zmiany pracy jest chęć rozwoju,ciekawość nowych zadań to ok,ale jeżeli to ma być ciągła ucieczka przed układami w pracy to błędne koło ,bo układy były są i będą,tylko w różnym natężeniu w różnych firmach.
I jeżeli jest się tego świadomym i nie dokucza to zbytnio,to należy się z tym pogodzić i zająć własnym stanowiskiem pracy
impresja7
 
Posty: 938
Dołączył(a): 25 lis 2012, o 11:05

Re: żałoba po mamie

Postprzez felicity » 1 lip 2013, o 19:30

Dużo w tym racji co piszesz Impresja :? .
Mam zamiar zając się właśnie swoim stanowiskiem pomimo układów i zależności, robić to co do mnie należy i zbudować sobie świat zainteresowań i autentycznego zaangażowania poza pracą. Myślę tutaj o swoim rozwoju artystycznym, do którego zawsze mnie ciągnęło.
Chcę tym ludziom bardzo jasno postawić granice. Nie mam zamiaru grać i udawać, bo ja jestem takim typem człowieka, po którym i tak szybko będzie widać, że oszukuje, a tak poza tym to strata czasu. Po co mi fałsz? Po co marnować czas na babranie? Na ich sympatii i tak zależy mi umiarkowanie. Trudniej będzie z jakimiś spotkaniami integracyjnymi, na które w najbliższym czasie tez nie mam zamiaru chodzić. Taki rodzaj odrzucenia na własne życzenie niełatwy do udźwignięcia, ale najtrudniejsze jest dla mnie to jak wszyscy siedzą przy jednym stole, uśmiechają się, rozmawiają jakby w Królestwie Hipokryzji a tak naprawdę to się nie lubią albo krytykują za plecami.
Pracodawca mnie zawiódł i to bardzo mocno i ten aspekt rozczarowania jest dla mnie bardzo nieprzyjemny. Widzę tyle wad tego systemu jak nigdy dotąd. Dzisiaj mi się śniło, że byłam w pracy i nie mogłam znieść napięcia, więc odesłano mnie do pokoju, w którym były napełnione strzykawki środkiem uspokajającym i zastanawiałam się czy tego użyć czy nie.
Zależy mi na dystansie i tym, aby Ci ludzie mi bardziej zobojętnieli. Unikać ludzi, którzy nakręcają siebie jakimiś napięciami i to mi się udziela i minimalizować to czym mogę nasiąkać, czyli być bardziej uważnym. Warto zadbać o swoje nastawienie i wtedy sprawdzić czy układziki przestaną na mnie działać. I warto być lojalnym sobie, bez opowiadania się po jakiś stronach i bez ulegania pokusie pseudo-przyjaźni poprzez wciąganie się w różne obozowe obmawianie jednego pracownika na drugiego.
Jak nada będzie mi ciężko to pomyślę wtedy, co dalej.
Może po przerwie urlopowej atmosfera się trochę oczyści, będzie lżej. Trudno powiedzieć to pokaże czas.
Mam zamiar spisać swoje postanowienia i takie ogólne zasady postępowania i konsekwentnie się ich trzymać. Na razie mam 8 punktów. Potraktować to, jako element rozwoju zawodowego- określenie siebie samej od nowa i powrót do źródła, bo jak pracowałam tutaj na początku byłam zadowolona, radosna i ciekawa.
Za 2 dni zaczynam swój urlop i tego się trzymam.

Biblię czytam na razie „na spontana”- tam gdzie otworzy mi się karta, ale to taki rodzaj wstępu. Na razie nie mam pomysłu jak inaczej, ale pewnie z czasem znajdę sposób- podzielę się.

Byłam w odwiedziny z moim kolegom ze studiów u jego mamy i spędziłam z nimi kilka godzin. Tyle w niej troski o syna i to mnie rozczuliło. Poczułam tęsknotę za moją mamą. I z jednej strony złości mnie jak on jej zamartwianie się ignoruje, a z drugiej wiem, że to jest trudno dostrzegalne z takiego bliska i niedoceniane.

Łapię się na tym, że nie lubię słuchać o moich znajomych, którzy czasem są i nawet starsi ode mnie a mają oboje rodziców. W mojej wypowiedzi robi się „dziura”, bo moja mama nie żyje, a z ojcem alkoholikiem nie mam kontaktu od lat. Pustka daje o sobie znać.
Pozdrawiam :heyka:
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31

Re: żałoba po mamie

Postprzez impresja7 » 2 lip 2013, o 20:29

Poruszyłaś kilka ciekawych aspektów dotyczących wewnętrznego komfortu życia lub chociażby dość przyzwoitego życia,w którym nie będziesz zmuszona gwałcić swojego ja będąc w społeczności w której musisz być (praca).
Z jednej strony uciekanie przed ludźmi,którzy nam nie pasują może stać się niekończącym leitmotivem Twojego życia,co też jest bez sensu,gdzieś trzeba w końcu osiąść i nie uciekać przed problemem,zmierzyć się z nim,a z drugiej strony jak daleko możemy się posuwać w kompromisie ,na ile można pozwolić pracodawcy i współpracownikom przekraczać nasze granice i jak długo możemy nie zwracać uwagi na to ,że źle się dzieje.
Zajęcie się swoimi pasjami to jest fajny plan odskocznia na to,żeby nie przynosić w głowie pracy do domu,ale będąc w pracy nie zawsze i nie w każdej sytuacji możemy stać się przezroczyści,ślepi i głusi.Tez przeżywałam ostatnio w pracy spektakl "serdeczności ,słodkich uścisków,fałszywego komplementowania się nawzajem ludzi ,którzy za plecami psy na sobie wieszają". To było obślizgłe,ale zastanawiałam się potem ,czy należy te zachowania krytykować ,czy nie popatrzeć na to ,że obecnie ludzie zapędzeni nieprzewidywalną rzeczywistością ,lękiem o byt o jutro ,bombardowani brakiem stabilizacji,straszeni niepewnością posiadania stałej pracy,atakowani informacjami o wypadkach chorobach,epidemiach im grożących,czy ci ludzie już sami nie dostają pomieszania zmysłów i nie wiedząc jak się w życiu ustawić robią właśnie takie podjazdy,knucia,donoszenia jedni na drugich.I czy w sytuacji jakiejś uroczystości pracowniczej,jakiejś imprezy właśnie te uściski,te słodkości nie są wyrazem podświadomego pragnienia ,aby tak właśnie było,aby ludzie się lubili,okazywali sobie serdeczności,obejmowali się ,czuli się w grupie raźniej,bezpieczniej,aby mogli na sobie polegać a nie zwalczać siebie nawzajem.
Czy właśnie owe okazjonalne serdeczności nie są przejawem tych pragnień? Tak sobie myślałam.ale też myślałam to co pisałam na początku,ile można znieść nie zadając sobie gwałtu.Nie znam jeszcze odpowiedzi.
To co piszesz o spotkaniu z kolegą i jego mamą wygląda na smutne ,ale wcale takie być nie musi.Takiej całkowitej pustki to Ty nie masz,bo masz wspomnienia z dzieciństwa, z młodych lat,z ostatnich lat. Zawsze możesz mówić o przeszłości o dzieciństwie,możesz wspominać pozytywne sytuacje,masz o czym mówić ,miałaś mamę i masz przeszłość z Nią związaną.
impresja7
 
Posty: 938
Dołączył(a): 25 lis 2012, o 11:05

Re: żałoba po mamie

Postprzez felicity » 6 lip 2013, o 21:42

Jestem na urlopie i nabieram dystansu do tego, co się wydarzyło.

Pewnie można spojrzeć nieco empatycznie na moje koleżanki i kolegów z pracy, ale w naszym zespole liczącym blisko 30 osób siłą rzeczy będą powiązania i budowały się zależności. Pewnie każda z tych osób ma swoje doświadczenia życiowe i z nich może wynikają różne potrzeby zauważenia, docenienia, akceptacji, gratyfikacji i innych. Mogę spojrzeć na tych ludzi i tak, że sami mają i dobre intencje, ale na zakrętach nie wyrabiają, bo ich trudności z komunikacją, wyrażaniem swoich oczekiwań z czegoś tam wynikają- jasne. To dążenie, aby było sympatycznie w zabieganej codzienności pewnie i ma po części swoje uzasadnienie. Jednak pytanie, do czego dążymy? Po co pracujemy? Jakie są nasze zdania w pracy? i kilka podstawowych pytań ustawia tą sytuację, ale łatwo jest stracić kierunek i to się u nas stało w zespole. I teraz kwestia szefa, który wykazuje swoje umiejętności zarządzania w takich momentach - co robi? Raz zasygnalizował na ogólnym spotkaniu, a tak udaje rozbawionego – taki rodzaj maski. Są trudności, które „rozejdą się po kościach”, ale obawiam się, że to zaszło za daleko. Ci którzy są teraz bliżej dyrektora nie puszczą tak łatwo kołderki, bo będą ciągnąć w swoją stronę i nie popuszczą ani trochę. Może się mylę, nie wiem.
Patrzę na to tak: nie po to spędziłam tyle czasu na odbudowaniu swojego życia, rozmowach z terapeutami, warsztatach i zajęciach, aby teraz przesiąkać takimi niezdrowymi relacjami. Stąd decyzja o wycofaniu, bo po co ładować energię tam, gdzie efekt zależy ode mnie w bardzo małym stopniu? Nie będę sobie robiła krzywdy, lepiej się o siebie zatroszczyć a nie sobie dokładać ciężarów. Taki tekst mi wpadł w ręce niedawno: „Denerwować się to mścić się na własnym zdrowiu za głupotę innych” i to moje przewodnie motto w pracy. Czasem obniżenie zaangażowania i wyhamowanie robi miejsce na wolną przestrzeń do zagospodarowania i taki czas przyjrzenia się sobie i innym jest mi bardzo potrzebny.

Co do mamy to są albo TYLKO wspomnienia albo AŻ wspomnienia o niej.

Za 3 dni wyjeżdżam i już cieszę się niesamowicie na ten wyjazd.
Pozdrawiam i życzę duuuuuuuuuuużo słońca :haha: !
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 16 gości