'Dziecko 'niewidzialne' (zwane także dzieckiem we mgle lub dzieckiem zagubionym) zachowuje się tak, jakby go nie było. Godzinami potrafi zajmować się sobą. Nie sprawia kłopotów wychowawczych, zwykle niczego nie chce. W kontaktach społecznych jest wycofane, czasem uznawane za nieśmiałe. Robi wszystko, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Czasem udaje mu się to na tyle dobrze, że wychowuje się w swoistej izolacji społecznej, pomimo ludzi wokół. Takiemu dziecku brakuje podstawowych umiejętności interpersonalnych: nawiązywania kontaktu, wyrażania swoich potrzeb czy współpracy z innymi. W szkole wyraźnie odbiega od swoich rówieśników poziomem umiejętności społecznych.
'Niewidzialne' dziecko czuje się bezwartościowe, niegodne uwagi innych i osamotnione. Ale równocześnie jest zagniewane, iż nikt nie zwraca na nie uwagi.
Chcialam zapytac czy komuś z was przypadła ta wlasnie rola? I jeśli tak to jak sobie z tym radzicie w życiu? Odnosze wrazenie ze we wszelkich publikacjach jest to rola najbardziej pomijana, kilka zdań w standardowej regułce. W mojej rodzinie to wlaśnie ja jestem ta niewidzialna. zawsze z boku, zawsze pomijana... zawsze samotna, w poczuciu ze nie zasluguję nawet na czyjąs uwage, nie wpominajac o przyjazni czy jakimkolwiek poswięcaniu mi czasu.nigdy nie mialam paczki przyjacioł czy nawet znajomych. relacje z mężczyznami- w miom slowniku nie ma takiego hasla.
O tym że jestem dda dowiedzialam się jakies 4lata temu, niestety nie udalo mi się nigdy wytrwac na zadnej grupie wsparcia mimo ze probowalam kilka razy. zawsze konczylo sie na 1-2 spotkaniach. zawsze uswiadamialam sobie, ze ja wlasciwie nie mam o czym mowic. Że moje zycie jest szare, nudne, ze nic sie nie dzieje. Definicja podaje kilka zdań, za ktorymi, za kazdym po kolei, kryje się smutek, bol i cierpienie, kryje sie piekło bo to jest prawda, bo tak wygladalo i wyglądanadal moje zycie. W domu zawsze bylo coś wazniejszego niz ja, niz moje sprawy, problemy, nawet jesli byly to jakies blachostki, dla moich rodzicow urastajace do rangi kataklizmu czy niewadomo jakiej tragedii. W takich warunkach kazdy walczy o uwagę i przetrwanie. Maskotki, bohaterzy i kozly zrobia wszystko by ją zdobyc.
Jak zaczelam zauwazac w mojej rodzinie ale nie tylko, cechy przypisane kazdej z rol bylam strasznie zazdrosna. O to ze mimo emocjonalnej pustki kazdego z dda, pozostale role maja umiejetnosci ktore pozwalaja im BYĆ wsrod ludzi i zachowywac sie tak, ze ktos kto nie wie o problemie i przeszlosci dda, nigdy nie wpadl by na to jaka jest prawda, jak ta osoba czuje sie naprawde w srodku. Dusze towarzystwa, perfkcyjni pracownicy. Niewidzialne nie maja nawet tego. Niewidzialne uciekaja w swoj swiat.
Swoj samotny, niby bezpieczny swiat. U mnie na poczatku byly to ksiazki, czytalam wszystko co wpadlo mi w rece. na szczescie, pomogalo to w szkole.
dobre stopnie, zero problemow. widoczny znak ze wszystko jest ok i ze nie trzeba poswiecac uwagi. ze taki stan rzeczy to norma. niestety ksiżki sie skonczyly. przyszla depresja, brak koncentracji, czytanie stalo sie niemozliwe. Drugim mechanizmem ktory pozwolil mi przetrwac byl moj wymaginowany swiat. wiele dzieci we wczesnych latach przechodzi faze niewidzialnego przyjaciela, porzucaja go jednak, kiedy realne kontakty sa ciekawsze i bardziej satysfakcjonujące. ja nie wyszlam z tej fazy nigdy.
opanowalam do perfekcji emocjonalna nieobecnosc mimo fizycznej obecnosci. nie wiem dokladnie jak to mozliwe- jest to jakis absurd, ale czesto bedąc gdzies potrafie wyobrazic sobie ze jestem gdzies indziej. i ze sa ze mna ludzie ktorzy mnie lubią, zauwazają, dla ktorych jestem wazna. i ja w tych wyobrazeniach tez jestem inna, zupelnie niepodobna do tej na zewnatrz. dwa swiaty. miemozliwe do polączenia. nałogowe zaspakajanie elementarnych potrzeb w najbardziej bezsensowny sposob. w chwilach kiedy jestem sama- niezastąpiony. kazdego dnia. od ponad 20 lat. wymyslanie ze ktos rozmumie, choc tak naprawdę nie rozumie, bo nikogo obok nie ma, bo ten ktos nie istnieje. wymyslanie że ktos jest obok, bo przyjęcie do wiadomosci ze nikogo nie ma i tak naprawdę nikt sie nie przejmuje jest za trudne do przyjęcia. prawda o samotnosci zabija. przychodzi depresja.a ona ułatwia...
to jest moj mechanizm obronny, sposob zeby przezyc. ogromnie nieskuteczny, bo w momentach kiedy widac ze tak naprawde nikogo nie ma, ze to tylko wytwor umyslu- wtedy chce sie umrzec. zniknąć. nie byc. bo po co. kiedy nawiazanie realnych kontaktow staje sie niemozliwe. kolo się zamyka. najsmutniejsze jest to ze jest to poza moja kontrola. nie potrafie tego zatrzymac, zmienic.
Wiem ,ze w miom alienowaniu się doszlam do perfekcji, i domyslam się nikt nie zyje w az tak potwornej pustce i samotnosci jak ja. napisalam tego posta z nadzieją ze ktos z podobnymi odczuciami w przeszlosci da mi jakis skrawek nadzieji, ze niewidzialne tez moga czegos dokonac w zyciu, znalesc szczescie z innymi ludzmi i cieszyc sie z tego ze zyja.
i po to zeby sie przyznac sama przed sobą jak jest naprawdę
pozdrawiam
margetta