Zmienność uczuć typowa dla DDA?

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

Zmienność uczuć typowa dla DDA?

Postprzez roses_rain » 28 paź 2008, o 17:09

Jestem DDa i zaczynam szczerze powątpiwać, czy jestem zdolna do miłości :(
Miałam już wielu chłopakow.. Na początku, jak jeszcze nie jesteśmy razem, poznajemy się- jest dobrze i nawet zauroczona jestem. Ale gdy pocałujemy się po raz pierwszy, jakas bliskość między nami się pojawia to zafascynowanie mija.. Jestem od wczoraj w związku a już jestem nim zawiedziona.. Wczesniej widywaliśmy się tylko, w autobusie moze z trzy razy pogadaliśmy, takie nic szczegolnego ale to sprawiło że się w nim auroczyłam. Wczoraj było nasze pierwsze spotkanie, spędziliśmy ze sobą cudowny wieczor, był ze mną bardzo szczery, otworzył się, opowiedział o swoim życiu i randka skonczyła się pocałunkiem. Później powiedział mi: "to kiedy mam zadać Ci to pytanie" ? a ja odparłam "teraz możesz" i jesteśmy razem tylko że.. cała fascynacja nim minęła.. Tak mam z wieloma chłopakami, nie chce ich ranić ale kończy się to bardzo szybko. Ostatni moj związek trwał 1,5miesiąca a już po pierwszym tygodniu się meczyłam.. Bardzo pragne kogoś obdarzyć ciepłem i tęsknie za uczuciem.. zastanawiam się, w czym może tkwić ta przyczyna ale samej trudno mi sobie odpowiedziec.. może zmienność uczuc jest typowe dla DDA?
roses_rain
 

Postprzez liczmond » 28 paź 2008, o 18:17

Mi się wydaje, że to nie zmienność tylko zamrażanie uczuć...
liczmond
 
Posty: 27
Dołączył(a): 23 maja 2008, o 14:23

Postprzez roses_rain » 28 paź 2008, o 18:42

a co to znaczy? Lęk przed bliskością to nie jest mój problem, bo ja się nie boję dotyku, pocałunku.. wiec co to jest zamrażanie uczuc i z jakich powodów?
roses_rain
 

Postprzez Sinuhe » 28 paź 2008, o 20:51

Ja mając już hm... 32 lata do dziś nie za bardzo potrafię sobie z tym poradzić.
Związek, miłość są dla mnie cholernie niejednoznaczne.
Po prostu nie mam pojęcia, co z tym zrobić.

Dostaję strzał na jakiś czas i napawam się zauroczeniem a potem stwierdzam, że nie czuję nic.
Przeżywać potrafię wyłącznie straty.
Cholernie mocno - to są sztucznie nakręcane przeze mnie uczucia zaplątywania sie w poczuciu utraty, smutku itd.
Ale tym emocjom też nie należy wierzyć.


Tak sobie myślę, że uczucie odrzucenia, porzucenia, czy jakiś moralniak po rozstaniu są dziwnie bezpieczniejsze, bo jednoznaczne.
Znowu jest się samemu i mniej więcej wiadomo, co zrobić, bo nie ma już obok tej drugiej osoby, której uczuciom się nie dowierza, których się nie rozumie.
A przede wszystkim nie pojawia się już pytanie we mnie o jakość bliskości,
o której sądzę, że jej odczuwać nie mogę.

Mam w ogóle talent do obierania sobie, jako cel emocjonalny kobiet, z którymi być nie mogę, bo to, lub tamto.
Te, które mnie chcą nie budzą we mnie nic poza sympatią, być może popartą lekką irytacją, że mnie chcą.

Nie nauczyłem się być z drugą osobą.
Z trudem, ale uczę się radzić sobie z tym, gdy mnie się odrzuca.
Szczególnie, gdy gro osób mówi mi: co ty w niej widzisz, kompletnie cię nie rozumiemy.
Ok, co ja widzę, to widzę - ale hm... to nic nie znaczy :P

Na pewno się pojawia pytanie, czy tak naprawdę widzę w kimś to, co mi się wydaje, że widzę, czy to dla mnie gwarant emocji bezpiecznych.
Bo jednoosobowych i nie dzielonych z nikim...
I do woli przeżuwanych, miażdżonych i narkotycznie transowych...
Moc mojej miłości (?) do kogoś nigdy nie była tak silna, jak moc żalu...

Wiem, że na pewno nie jestem w stanie oddać kontroli nad sobą drugiej osobie.
Hm... źle to ująłem - to nie tyle poddać się czyjejś kontroli, co zrezygnować ze swojej nad sobą.
Związki to dla mnie był zajebisty stres...

Nie chcę komuś zrobić krzywdy, nie chcę w którymś momencie stwierdzić, że koło mnie jest ktoś obcy.
Ale to odcinanie się to też nie jest metoda...

Tak mi się roi, że moje emocje są stricte jednoosobowe i nie dopuszczam do nich osób, tylko wyobrażone sobie przeze mnie postacie. Wszystko odbywa się tylko pomiędzy mną i moimi wyobrażeniami na temat związku, osoby itd.

Szkoda tylko, że kompletnie nie wiem, co mam sądzić o własnych uczuciach.
Nie mam pojęcia, czy rzeczywiście mi na kimś zależy, gdy zaczyna mi się tak wydawać.
Avatar użytkownika
Sinuhe
 
Posty: 468
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:02

Postprzez liczmond » 28 paź 2008, o 21:31

Zamrażanie uczuć tak wygląda i spowodowane jest często np. lękiem przed zranieniem. Ja miewam podobnie czyli chcę bliskości ale gdy druga osoba widać zaczyna coś więcej do mnie czuć mam taki stan gdy przestaje czuć cokolwiek i się zastanawiam...co jest nie tak?
No i to jak większość ma źródło gdzieś najczęściej w dzieciństwie. Moja matka np: bardziej opiekowała się moim pijącym ojcem myślę niż mną i teraz widze, że mam do niej o to żal. Z drugiej strony mogę się czuć przez nią w jakiś spośób porzucony co wpłynąć mogło na to że boję się odrzucenia gdy jestem zaangażowany i dlatego nie dopuszczam takiego stanu. Wyjątkiem jest zabieganie o uczucie osoby "niedostępnej", gdzie zdarzyło mi się zatracić jakąś część siebie aby ją zdobyć. Wiem, że jedyną droga dla mnie jest terapia i przyglądanie się moim relacją z kobietami bo wierzę, że potrafię kochać i każdy zasługuje na to aby być kochanym.
To są dość świeże problemy jakie poruszam na terapii więc rozgryzam to powoli ale nic sie nie dzieje bez powodu i trzeba go znaleźć aby moc coś zmienić.
liczmond
 
Posty: 27
Dołączył(a): 23 maja 2008, o 14:23

Postprzez roses_rain » 28 paź 2008, o 22:21

Dokładnie, ujeliście w słowa to wszystko czego ja nie potrafiłam wyrazić.. Własnie wrocilam z spaceru.. Oczywiście, myślałam o wszystkim.
Dzisiaj jak wracaliśmy w autobusie, odczuł moje nastawienie. Sama byłam zaskoczona, jak negatywnie go oceniałam.. Marianowi zależy na mnie, a ja mu dzisiaj tego nie okazałam. Spytał się czy wporządku, zapytał co dalej robić z naszym związkiem? Opowiedziałam: "postarajmy się ":) Dziekuje bardzo za odpowiedzi, daję szansę jemu a przede wszystkim sobie, żeby traktować te emocje bardziej z dystansem, tym bardziej ze to chwilowe złudzenia przez które mogę tylko skrzywdzić jego, siebie.. Byłam już w tylu związkach a nigdy nie kochałam, chcę wkoncu to zmienić i otworzyć się przed nim.
Pozdrawiam,
Cecylia.
roses_rain
 

Postprzez kate_s_ » 28 paź 2008, o 23:04

Sinuhe - rozwaliłeś mnie totalnie....
Podsumowałeś wszystkie uczucia jakie mną rządzą od też ponad 30 lat.

Będę miała o czym myśleć dziś w nocy....kurcze

Tylko jak to zmienić???????????????

Może ktoś kto sobie z tym poradził nam podpowie????
Avatar użytkownika
kate_s_
 
Posty: 122
Dołączył(a): 4 wrz 2008, o 15:07
Lokalizacja: Wlkp.

Postprzez Sinuhe » 29 paź 2008, o 07:50

Kate_s
Od lat słyszę - czuj, nie analizuj...
A okazuje się, że temu "czuj" wierzyć nie mogę...

I tego "Tylko jak to zmienić???????????" nie wiem...

Tyle zmieniłem od momentu, gdy się tu pojawiłem, przeszedłem terapię u psychologa a w temacie uczuć, związków nie ruszyłem ani krok do przodu...
Może jedynie tyle, że staram się już nie kierować tym, że mi kogoś żal, unikam kobiet z problemami, po przejściach, co dla mnie było zawsze przyciągające.
Chciałbym poznać po prostu osobę stabilną emocjonalnie...

Póki, co muszę się zastanowić nad "nie" z zeszłego tygodnia :P
Avatar użytkownika
Sinuhe
 
Posty: 468
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:02

Postprzez loli33 » 31 paź 2008, o 12:04

"Lęk przed bliskością" Janet G.Woititz autorka ksiązki "Dorosłe dzieci alkoholików" . Jak nie czytałaś tej autorki, poczytaj. Loli.
loli33
 

Postprzez skipo » 9 kwi 2009, o 20:11

Sinuhe napisał(a):Ja mając już hm... 32 lata do dziś nie za bardzo potrafię sobie z tym poradzić.
Związek, miłość są dla mnie cholernie niejednoznaczne.
Po prostu nie mam pojęcia, co z tym zrobić.

Dostaję strzał na jakiś czas i napawam się zauroczeniem a potem stwierdzam, że nie czuję nic.
Przeżywać potrafię wyłącznie straty.
Cholernie mocno - to są sztucznie nakręcane przeze mnie uczucia zaplątywania sie w poczuciu utraty, smutku itd.
Ale tym emocjom też nie należy wierzyć.


Tak sobie myślę, że uczucie odrzucenia, porzucenia, czy jakiś moralniak po rozstaniu są dziwnie bezpieczniejsze, bo jednoznaczne.
Znowu jest się samemu i mniej więcej wiadomo, co zrobić, bo nie ma już obok tej drugiej osoby, której uczuciom się nie dowierza, których się nie rozumie.
A przede wszystkim nie pojawia się już pytanie we mnie o jakość bliskości,
o której sądzę, że jej odczuwać nie mogę.

Mam w ogóle talent do obierania sobie, jako cel emocjonalny kobiet, z którymi być nie mogę, bo to, lub tamto.
Te, które mnie chcą nie budzą we mnie nic poza sympatią, być może popartą lekką irytacją, że mnie chcą.

Nie nauczyłem się być z drugą osobą.
Z trudem, ale uczę się radzić sobie z tym, gdy mnie się odrzuca.
Szczególnie, gdy gro osób mówi mi: co ty w niej widzisz, kompletnie cię nie rozumiemy.
Ok, co ja widzę, to widzę - ale hm... to nic nie znaczy :P

Na pewno się pojawia pytanie, czy tak naprawdę widzę w kimś to, co mi się wydaje, że widzę, czy to dla mnie gwarant emocji bezpiecznych.
Bo jednoosobowych i nie dzielonych z nikim...
I do woli przeżuwanych, miażdżonych i narkotycznie transowych...
Moc mojej miłości (?) do kogoś nigdy nie była tak silna, jak moc żalu...

Wiem, że na pewno nie jestem w stanie oddać kontroli nad sobą drugiej osobie.
Hm... źle to ująłem - to nie tyle poddać się czyjejś kontroli, co zrezygnować ze swojej nad sobą.
Związki to dla mnie był zajebisty stres...

Nie chcę komuś zrobić krzywdy, nie chcę w którymś momencie stwierdzić, że koło mnie jest ktoś obcy.
Ale to odcinanie się to też nie jest metoda...

Tak mi się roi, że moje emocje są stricte jednoosobowe i nie dopuszczam do nich osób, tylko wyobrażone sobie przeze mnie postacie. Wszystko odbywa się tylko pomiędzy mną i moimi wyobrażeniami na temat związku, osoby itd.

Szkoda tylko, że kompletnie nie wiem, co mam sądzić o własnych uczuciach.
Nie mam pojęcia, czy rzeczywiście mi na kimś zależy, gdy zaczyna mi się tak wydawać.


Mam identycznie!!! Jestem DDD.
skipo
 
Posty: 2
Dołączył(a): 20 lut 2009, o 00:42

Postprzez Bibi » 27 lip 2009, o 20:10

Witajcie
Od jakiegoś czasu problem poruszany w tym wątku wrócił do mnie, a raczej świadomość tego problemu. Miałam jednak problem ze znalezieniem ludzi o podobnych doświadczeniach - przeczytałam dziś ten temat i poczułam ulgę, że nie wymyśliłam sobie sprawy.
Sinuhe - podobnie jak Tobie, udało mi się dużo w sobie zmienić na lepsze, prócz, jak się okazuje, kwestii bliskości.
Myślę o tym wszystkim ostatnio bardzo dużo - czy sądzicie, że możliwe jest, aby podświadomość oddziaływalą na nas tak silnie, żeby tzw. "uczucia" mogły w nas wzbudzać tylko osoby, które raczej nie dadzą nam poczucia bezpieczeństwa, miłości, akceptacji - po prostu normalnego, zdrowego związku??? Nie wiem, czy to faktycznie możliwe? Czy to może tak być, że podświadomie szukam określonego typu osoby - nazwijmy ją "negatywnej", i człowiek "pozytywny" będzie mi zawsze obojętny???

?
Bibi
 
Posty: 61
Dołączył(a): 5 lip 2007, o 19:04

Postprzez Ai » 27 lip 2009, o 20:27

czy sądzicie, że możliwe jest, aby podświadomość oddziaływalą na nas tak silnie, żeby tzw. "uczucia" mogły w nas wzbudzać tylko osoby, które raczej nie dadzą nam poczucia bezpieczeństwa, miłości, akceptacji - po prostu normalnego, zdrowego związku???


wiesz, Bibi jest tak, ze sami sobie wybieramy partnerówa rola podświadomości w tym wyborze jest taka, ze szukamy kogoś kto pozwoli nam się wcielić w "swoją rolę"-bardzo często w rolę ofiary.
DDX wypracowały w sobie przez lata mechanizmy zachowań w takich sytuacjach - i mówiąc ogólnie: ciągnie je do tego co znają.
Czesto wchodzą w związek już z zamiarem "bycia skrzywdzoną"-muszą odegrać swoją role, Jesli partner nie ma w sobie kata, DDX potrafią tak pokierować sytuacją, zeby doznać ból.
Od początku manipulują i rozdają karty w związku-mimo, ze robią to w bardzo dyskretny sposób-wpędzają w poczucie winy, prowokują do działań o jakie sam partner w życiu by SIEBIE nie podejrzewał...

Oczywiście, ze w głebi serca chciały by być szcześliwe...ale nie potrafią. Czują się w takich sytuacjach ...niekomfortowo...(znajomy może być Ci problem jaki przedstawiła julka w tym temacie)

Oczywiście mam tu na mysli DDX przed terapią.
Ai
 
Posty: 53
Dołączył(a): 10 lip 2009, o 22:17

Postprzez Sinuhe » 3 sie 2009, o 19:51

Minęło trochę czasu...
Jakoś mija pół roku od kiedy jestem w związku - póki co jedynym, który tyle trwa... Wiele spraw jest kompletnie innych, niż kiedyś - przyjmuję wszystko na spokojnie... Nawet nie uciszam nerwów, bo nie ma czego...
Moja B. to też DDA - na szczęście obydwoje jesteśmy daleko w rozumieniu różnych spraw. Obywa się bez ran. Cóż - ileś lat temu pani psycholog powiedziała, że muszę mieć stabilną kobietę i to się sprawdza ha ha. I co, jak co - ale to jest niebywały komfort, gdy druga strona zachowuje równowagę... Jednak nie dla mnie nadmiar "przeszłości" i problemów, nie dla mnie frustracja i chimeryczność, jakie kiedyś mnie przyciągały...
Fantastyczne jest to, gdy nie muszę łamać siebie, by kogoś zaakceptować, gdy w osobie widzę wolę a nie mechanizmy obronne, gdy nie czuję się przesycony i znudzony po krótkim czasie...
Jest ok...
Avatar użytkownika
Sinuhe
 
Posty: 468
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:02

Postprzez Jaga » 4 sie 2009, o 09:22

"Dostaję strzał na jakiś czas i napawam się zauroczeniem a potem stwierdzam, że nie czuję nic.
Przeżywać potrafię wyłącznie straty.

Nie nauczyłem się być z drugą osobą.
Moc mojej miłości (?) do kogoś nigdy nie była tak silna, jak moc żalu...


Ale to odcinanie się to też nie jest metoda...

Tak mi się roi, że moje emocje są stricte jednoosobowe i nie dopuszczam do nich osób, tylko wyobrażone sobie przeze mnie postacie. Wszystko odbywa się tylko pomiędzy mną i moimi wyobrażeniami na temat związku, osoby itd." - miewałam bardzo podobnie, ciągle jeszcze miewam...


Przeczytałam właśnie Wasze posty. Mam 27 lat i kilka nieudanych związków za sobą... Każdy z nich oparty na relacji toksycznej, chorej, w których nie było szans na prawdziwą bliskość. Od 6 mies. chodzę na terapię i próbuję to zmienić, ale to takie cholernie trudne... Boję się bliskości, zupełnie nie wiem jak ją budować w zdrowy sposób. Terapia pomaga mi uświadomić sobie w pełni rozmiary problemu, przyjrzeć im się z bliska. Pewne rzeczy już przerobiłam, ale z mnóstwem rzeczy wciąż mam problemy. Wiem, że jeszcze wiele pracy przede mną.
Od jakiegoś czasu spotykam się z kimś, ale w miarę jak nasza znajomość rozwija się, we mnie uruchamiają się stare schematy, lęki. Co prawda nie tak intensywnie jak kiedyś, bo i tak w tej znajomości jestem o wiele spokojniejsza niż w poprzednich. Osoba, z którą się spotykam jest po prostu zrównoważona i daje mi poczucie bezpieczeństwa, spokój... Ja sama jednak nie radzę sobie do końca z emocjami, które się we mnie pojawiają. Często je kryję, wyłączam. Mam też dziwne "jazdy" myślowe, tzn. buduję swoje wyobrażenia, które później rzutują na moje zachowania i negatywnie wpływają na mój ogólny stan. Pracuję nad tym, staram się wszystko robić bez pośpiechu, przyglądam się sobie, ale jeszcze tyle przede mną, przeszłość jeszcze ciągle daje o sobie znać...
Sinuhe, gratuluję i życzę powodzenia!!
Jaga
 
Posty: 68
Dołączył(a): 6 kwi 2009, o 13:21
Lokalizacja: WLKP

Postprzez Bibi » 9 sie 2009, o 13:24

Nawiązując do mojego zapytania - czy może być tak, że "uczucia" wzbudzają w nas tylko ludzie, którzy nie będą dla nas dobrzy (oczywiście dot. to osób z rodzin dysfunkcyjnych) - znalazłam odpowiedź w książce Robin Norwood "Kobiety, które kochają za bardzo". Tytuł sugeruje, że problem dotyczy głównie kobiet, ale autorka pokazuje sprawę z obydwu perspektyw - męskiej i żeńskiej.
Jestem w trakcie lektury - polecam! - i wiele spraw mi się rozjaśnia.

Sądziłam, że kiedy się dowiem skąd mogą się brać moje problemy z bliskością, kiedy to zrozumiem, wszystko się ułoży. Wydaje mi się jednak, że nie będzie tak prosto. Mimo to taka samowiedza bardzo pomaga i daje jakiś drogowskaz.

Pozdrawiam wszystkich.
Bibi
 
Posty: 61
Dołączył(a): 5 lip 2007, o 19:04

Następna strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 44 gości

cron