Witaj!
Rozumiem Cię doskonale. Mnie też jest przykro, kiedy czuję jak bardzo brak mi ojca, kiedy mam problem, kiedy jest mi źle. U mnie było tak, że nigdy go nie było przy mnie w moim życiu, nie uczestniczył ani nie uczestniczy w nim. Jesteśmy dla siebie właściewie obcy. Rozmawiamy ze sobą nic o sobie nie wiedząc i żyjemy pod jednym dachem, nie znając swoich uczuć i myśli. Nie wiedząc od siebie nawzajem czy się kochamy.
Kiedyś ni zdawałam sobie sprawy, że połowa mojego bólu i tego co rozszarpuje mnie od wewnątrz, to tęsknota i brak miłości ojca, jego bycia ze mną i uczestniczenia w moim życiu, poczucia bezpieczeństwa, akceptacji, uznania, brak poczucia bycia kochaną... Jakiś czas temu zdałam sobie z tego sprawę. Najpierw chciałam się oszukać, uciec od tego, ale potem przyjełam to do świadomości i w pewnym sensie mi ulżyło. Poczułam pewien swpokój, bo zrozumiałam co mnie boli.
Nie potrafię nic z tym zrobić. Ojciec nadal pije, często wiszę go w tym stanie. Wiem, że gdyby się leczył, to by się zmienił. Może wtedy miałabym odwagę podejść do niego i powiedzieć jak bardzo mi go brakowało...
Mnie najbardziej ciekawi tylko, co on zrobił by, jak poczułby się, gdyby dowiedział się ile mnie to wszysto co robił w życiu kosztowało i jak bardzo mi go brakowało i brakuje nadal...
Rozpisałam się, wybacz. Jakoś bardzo bliski mi jest ten temat. Pamiętaj, że nie jesteś sama. Pisz, jeśli masz potrzebę, tu zawsze ktoś jest
. Pozdrawiam...