---------- 16:08 08.04.2009 ----------
Hmmmm....nigdy nie sadzilam, ze mam jakis problem w zwiazku z tym, ze jestem dzieckiem alkoholika...
Ale w tym roku koncze 30 lat i zaczelam sie zastanawiac dlaczego praktycznie moje zycie do dnia dzisiejszego jest uwiklane w stos problemow, komplikacji, niesamowitych dwuznacznosci, niepowodzen i cirpienia.... zaczelam szukac, czytac.... i dotarlam tutaj..... to niesamowite, ze tyle lat gdzies tam w srodku mnie siedzi jakis maly diabelek,ktory nie pozwala mi byc szczesliwa...ze tak naprawde, cale zycie walcze sama ze soba a nie z przeciwnosciami losu....
Ciesze sie, ze tu dotarlam, bo moze jakos wspolnie wyjdziemy na prosta... na co z reszta strasznie licze, bo mam wielka ochote byc w koncu wolna, kochac innych i siebie bez "toksyn"...
---------- 16:46 ----------
Kiedys ktos spytal mnie o moj dom, dziecinstwo....
Ciezko odpowiedziec na takie pytanie jesli widzialo sie tylko w domu alkohol, bijatyki, awantury i policje... bylam z rodzenstwa najstarsza wiec sadzilam, ze ja musze zrobic wszystko zeby bylo lepiej... super stopnie, chodzenie w jednych butach i tych samych ubraniach pare sezonow...nie wymagac niczego wiecej jak tylko kromke chleba...pracowac w domu za wszystkich... nie miec marzen, hobby... usmiechac sie ciagle i zawsze... nie czuc glodu kiedy w szkole wszyscy jedli...
choc nie bylismy biena rodzina ciagle nie bylo pieniedzy....
strasznie sie cieszylam, jak przychodzili do nas goscie. Ale jednoczesnie mialam lek,ze pare godzin i bedzie jak zawsze pieklo...
Jak dostalam 4 w szkole, to pytano mnie w domu dlaczego nie piatke... nigdy nie bylam wystarczajaco dobra...
W liceum postanowilam, ze musze moje zycie bedzie inaczej wygladalo... mialam dziewietnascie lat wyprowadzilam sie z domu z jedna torba...poszlam do pracy, zaczelam studia, slub, wynajete mieszkanie....
30 lat, a moje studia jeszcze nie skonczone, rozwiodlam sie po 1,5 roku, zmienilam prace 100 razy... generalnie czuje sie jak wtedy gdy mialam 19 lat... mimo iz minelo tyle lat od tamtego momentu, mam wrazenie, ze ciagle stoje na progu mojego rodzinnego domu i COS nie pozwala mi z niego wyjsc....
---------- 17:00 ----------
Nie palilam 23 lata teraz paczke dziennie... nie mam przyjaciol,zyje z dnia na dzien... najgorsze, ze nie mam celu w tym moim pogmatwanym zyciu... wszystko co zaplanuje legnie w gruzach... pomyslicie, ze sie nad soba uzalam...nie, to fakty... dotarlam do momentu w zyciu, w ktorym stwierdzilam, ze wcale nie jestem twarda kobieta, ktora sobie swietnie radzi w zyciu jak wszyscy mowia.... jestem slaba istotka, ktora walczy z wiatrakami i w koncu sobie to uswiadomila...
Uswiadomila sobie jeszcze cos... ze niczego nie da sie na sile... ze trzeba sobie "pozamiatac" w glowie zeby bylo lepiej...
Usiadomila sobie tez, ze nie ma zielonego pojecia jak to zrobic...
---------- 17:20 ----------
Czulosc....nie doznalam tego w domu...
Komplement...natychmiast jestem nieufna i zastanawiam sie o co mu chodzi...
Uczucia...nie potrafie o nich mowic, i to powoduje, ze trace znajomych, przyjaciol, kolejnych partnerow...
Nerwy... reaguje nimi na wszystko co sie w moim zyciu dzieje...raniac innych a najbardziej siebie...
Milosc... jeszcze nie odkrylam czym ona jest...
Pomoc...nie potrafie jej brac od innych, poniewaz ciagle uznaje, ze to okazanie bezradnosci, ze poradze sobie we wszystkim sama, bo tak trzeba...
Mezczyzna...to ten zly, nie mozna mu ufac...chce tylko jednego...wczesniej czy pozniej mnie zostawi...nigdy mnie nie rozumie...
Przyjaciele...pojawiaja sie tylko wtedy gdy czegos chca...
Zaufanie...mysle, ze nawet sobie przestaje ufac...
Matka... wiem jaka powinna byc, ale nie byla...
Przyszlosc... boje sie jej...
Dom... zymykam sie w nim bo mysle ze to rozwiaze moje problemy, da mi cisze i ukojenie...ale tak nie jest...
Samotnosc...przez dluzszy czas myslalam ze to rozwiazanie, ale dzis wiem, ze tak nie jest...
---------- 17:40 ----------
BOG... to wszystko co mam...