Bardzo mi smutno, jak czytam co piszesz Anonimowa,
ja swego czasu dla swojej mamy bym zycie oddała, byłam jej koleżanką, powierniczką, przyjaciółką, partnerką, a teraz?
Teraz jej nie odwiedzam, ani ona mnie. Nie jesteśmy rodziną. Okazało się, że jestem jej córką tylko i wyłącznie wtedy, gdy jestem jej do czegoś potrzebna. Choćby do wysłuchania, pocieszenia, potwierdzenia jaka to ona dzielna, wspaniała, czy po prostu do fizycznych prac.
Kiedy się okazało, że ja zaniemogłam i fizycznie i psychicznie (wypalenie życiem) i emocjonalnie (wylądowałam na terapii DDA) - cóż moja najukochańsza mama zrobiła? ODWRÓCIŁA się ode mnie z pretensjami, wyrzutami, niechęcią! Teraz ma przyjaciela, powiernika, kolegę, partnera w moim bracie.
Czuję się wykorzystana, wymięta, oszukana i zdradzona przez własdną matkę!
Dobrze, ze przeszłam terapię. Na niej dowiedziałam się, że tak naprawdę mam tylko siebie i o siebie w pierwszym rzędzie muszę się zatroszczyć, a dopiero potem o innych, choćby najdroższych.
Jeżeli nie będziesz miała siły to i o matkę nie będziesz miała siły się zatroszczyć.
Pewnie pomyślisz, że Twoja matka jest inna niż moja. Pewnie tak, ale ja swego czasu też swojej wierzyłam, ufałam bardziej niż sobie. Nigdy nie wiemy co nam los przyniesie. Aby stawić mu czoła musimy być silne(i), zdrowe(i) i żyć w zgodzie ze sobą.
Pozdrawiam cieplutko