Z kim gadałem na starym forum DDA?

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

Z kim gadałem na starym forum DDA?

Postprzez Orm Embar » 31 maja 2007, o 22:01

Siemaneczko,

Na starym forum - które wła¶nie gdzie¶ wsi±kło w niebyt (a szkoda: było tam mnóstwo ciekawych tematów) gadałem z dziewczyn± nt. Jej małżeństwa i nie skończyłem rozmowy.

Wracamy do niej tutaj?

Orm (Maks)
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Być może to o mnie...

Postprzez serendipity » 2 cze 2007, o 16:44

Witaj Orm:)
Mnie też zaskoczył nowy wizerunek forum i muszę przyznać,że jako¶ trudno mi się tu odnaleĽć:)
Piszesz, że pisałe¶ z "dziewczyn± o jej małżeństwie"... - nie wiem czy chodzi o mnie , bo ja mężatka nie jestem:)ale to ja rozmawiałam z Tob± na temat mojego zwi±zku.
(wi±zek symbiotyczny, on DDA, ona zatracila siebie, itd.)
Było tylko kilka postow...
Pamiętasz?
Pozdrawiam
serendipity
 
Posty: 4
Dołączył(a): 2 cze 2007, o 16:39

Postprzez Orm Embar » 2 cze 2007, o 23:02

Witaj,

Dokładnie o tę rozmowę mi chodziło - chciałem do niej wrócić, a tutaj stare forum poszło w eter. :-)

Okej - mój ostatni post z tego co pamiętam to był mniej więcej taki, żeby¶ zastanowiła się na ile Twój facet "uwiesił się" na ciebie, b±dĽ też oplata Ciebie jak bluszcz i robi sobie z ciebie zastępcz± matkę. Zaprotestowała¶ bardzo mocno (czyli spudłowałem, hehehehe).

Zastanawiaj± mnie jednak natychmiast dwie rzeczy:

1. skoro jest z Twoim facetem tak dobrze, to dlaczego jest tak Ľle? Piszesz, że jest samodzielny i rozwija się - co wobec tego tak bardzo Ciebie martwi, że aż wołasz o pomoc na jakim¶ forum wsparcia?

2. i drugie - dużo chyba ważniejsze - co takiego W TOBIE się dzieje, że TY się zatracasz? No bo skoro to nie on uzależnia Ciebie, ale to ty się (czyli TY SAMA SIEBIE) zatraciła¶ w tym zwi±zku, to co takiego w Tobie się dzieje, że "zdecydowała¶ się" na co¶ takiego?

Nie odbierz tego jako atak lub próba podważania warto¶ci twojego tzw. "dobrego serca" - to kompletnie nie o to chodzi. Zachodzę w głowę, co było dla Ciebie w tym wszystkim aż tak bardzo warto¶ciowe, że po¶więciła¶ dla tego czego¶ sam± siebie?

My¶lała¶ nad tym?

pozdrowienia

Orm (Maks)
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez serendipity » 3 cze 2007, o 14:45

Witam:)

Drogi Ormie...
Chciałabym żeby¶ wiedział, że w żadnym wypadku nie będę miała jakochkolwiek pretensji, żali, urazów z powodu Twego zwrócenia uwagi na co¶ ,co mnie nie zaprz±ta głowy, czego nie dostrzegam, a może nie chcę dostrzec...?.Innymi słowy, jestem otwarta na wszelkie sugestie odno¶nie mojej osoby, je¶li maj± one faktyczne uzasadnienie,zatem nie odbieram jako "atak lub próbę podważania warto¶ci mojego <dobrego serca> - bo wiem, że to kompletnie nie o to chodzi:))))
Poza tym , ja naprawdę szczerze pragne poznać prawdę o osobie samej by móc być sprawiedliw± dla siebie i innych...
Co mnie martwi , że wołam o pomoc na forum...
To czego nie wiem...
To co jest dla mnie w Nim tajemnic±...
To, że odejdzie...
To, że jestem dla Niego jedynie przystankiem na drodze ku czemu¶....
To, że pomimo dowodów miło¶ci (gestów, czynow, słów), ja nie wierzę w jej gwarancję....bo jest w Nim co¶, co nie pozwala mi na to...Jaka¶ chwiejno¶ć wewnętrzna, jakie¶ zagubienie, niewiedza tego, czego naprawdę chcę...
Wczoraj powiedział zupełnie w neutralnym kontek¶cie :
"Zawsze miałem co¶ takiego, że bardzo czego¶ pragn±łem, a kiedy już to zdobyłem , niezrozumiale dla siebie odpychałem to od siebie..."

Tak było z nami...
Dopóki nie zamieszkali¶my razem i miło¶ć na odległo¶ć została cudownym wspomnieniem..
On nie jest typem pluszowego misia...
Jest dusz± towarzystwa i jednocze¶nie kim¶ kto zawsze pozostaje zdystansowany..
Kim¶ którego działań nie sposób przewidzieć..
Ludzie do niego lgn±...
Ma w sobie co¶ poci±gaj±cego...tajemnego...
I jest zarazem bardzo zwariowany, szalony, radosny...
Potrzebuje samotno¶ci na dłuższ± chwilę..
Potrafi w ¶rodku imprezy nagle powiedzieć: "Wszyscy do domu, ja chcę spać"...
I impreza się kończy, wszyscy wychodz± i nigdy nie odbija się to na jego relacjach z
tymi ludzmi...
To ja dłuuugo byłam obwiniana za wszystkie jego ekstrawaganckie zachowania...
To na mnie spadała z ato odpowiedzialno¶ć..
Ale to pewnie inna para kaloszy - ludzi , którzy chcieli mnie wyeliminować bo "zabrałam" im Jego..

Co takiego dzieje się we mnie , że się zatracam....?
Za dużo we mnie Jego , a za mało mnie...
Gdy czytam jaki¶ artykuł , który wydaje mi się być interesuj±cy od razu my¶lę , że na pewno Jemu mógłby pomóc...być przydatnym...
Gdy my¶lę o zorganizowaniu swojego czasu wolnego, zazwyczaj nie potrafię zrezygnować z możliwo¶ci spedzenia tego czasu z Nim..
Gdy zastanawiam się nad zmian± pracy , obawiam się harmonogramu godzin pracy ,w których by¶my się cały tydzień mijali...
Hmm...
Ale te obawy nie wynikaj± z mojej niemożno¶ci zostania samej, ale z niepokojów jak on i z kim będzie spędzał czas gdy mnie nie będzie...Z lęku, że beze mnie jest rownie szczę¶liwy...?
Dłuuugo...wydawało mi się, żę jest mnie "za dużo"...
I że Jemu lepiej gdy mnie nie ma...
Że potzrebuje mnie jedynie na deser...
Zatracam się bo czę¶ciej my¶lę co dla mnie jest dobre , niż to co dobre jest dla mnie...
Bo jestem nadwrażliwa na jego nastroje, ,martwię się o każdy grymas twarzy...
Bo wielokrotnie mnogo dawałam wyraz tego jak go kocham , tym samym podarowuj±c Mu wieczńa chyba pewno¶ć mojej miło¶ci..

Oj Orm...
Przyznaje , że w ci±gu 2 lat byciu ze sob±, realnym , codziennym, trochę się zmieniło..
Moje zatracenie stało się dla mnie ¶wiadomym problemem, i nawet jego stopień już nie jest tak wysoki...Mogę zrozumeić nawet powody tego, że tak się stało..
Tylko ile w tym mnie samej, a ile krętych dróg losu..?
Nigdy wcze¶niej bowiem, w żadnym zwi±zku, w żadnych relacjach z ludĽmi, nie miewałam przejawow takiego uzależnienia...
W poprzednim moim zwi±zku to ja byłam niemal taka jak mój obecny partner : chłodna, niepewna, chwiejna...
Trudnym jest to , że owa niepewno¶ć mojego partnera faktycznie istiej±ca przez pierwszy rok bycia ze sob±, może dawno już odeszł±, ale wci±ż JEST w mojej pod¶wiadomo¶ci...

Pytasz co spowodwało, że zdecydowałam sie na taki zwi±zek...
A kto przewidział, że tak będzie?
Miało być wszak zupełnie inaczej..
On pokochał mnie od pierwszej chwili, nie znaj±c mnie , nic o mnie nie wiedz±c...
Od pierwszej chwili podarował tyle miło¶ci bezinteresownej, ot tak...że
Nie potrafilam się temu oprzeć...
A próbowałam, bo sprwdzalam na ile ta miło¶ć jest silna, prawdziwa, na ile trwała...
Sprawdzałam Go gdy byli¶my oddaleni od siebie...
Jakbym sama przed sob± uwierzyć nie mogłam...
On sprawiał , że czułam się najwspanialsza, wyj±tkowa, najpiękniejsza, nadzwyczajna...najm±drzejsza...
Byłam Jego marzeniem...
Często to powtarzał..dawał wyraz słowom...
To bylo niesamowite...
Miło¶ć o której marzy każdy..
I nawet o tym nie wiedz±c oddalam mu się cała..
Cala dusz±..Orm...
A potem...ta jego alienacja, oddalanie, ta samotnia, te ucieczki, ta obcosć,
Jego więcej nie było niż był...
Miałam wrażenie , że człowiek który rozmawiał ze mn± oddalony doe mnie od 2 tys, km był mi bliższy niż ten , który ¶pi obok mnie w tym samym łożku...
Był mi taki obcy...
I cala sw± energię , wszystko po¶więciłam wł±¶nie temu...
Zrozumieniu Jego...Zrozumieniu tego czemu tak się stało..co jest tego powodem...
Dotarciu do Niego...
Byłam zupełnie sama...
Wszyscy znajomi, byli Jego znajomymi...
Nie znali mnie i obarczali win± za wszystkie nasze niepowodzenia..
Za to , że On już nie byla taki szczęsliwy...
Za to , że nie spęzdał z nimi tyle czasu...
Za wszystko...

Ja się na to "nie zdecydowałam"...
To los zdecydował za mnie...
W momnecie gdy nie było już odwrotu...
Ja pokochalam bardzo...
Od pocz±tku tego "zatracania się" nie moglam się z tym pogodzic...
I nie potrafiłam odej¶ć...
Cierpiałam i trwałam...
Którego¶ dnia, pod wpływem odurzenia alkoholowego, wyrzuciłam z siebie : "ta miło¶c mnie boli, nie chcę jej, chcę przestać czuć.."
Przeszli¶my naprawdę ekstremalnie trudne chwile...
Oboje przypłacili¶my za tos wym wewnętzrnym , poukł±danym i spokojnym swiatem...
Teraz to już przeszło¶ć..ale mnei bardzo trudno wyrwać się z tych szponów uzależnienia...
Trudno mi żyć SOBˇ...
Wci±ż więcej we mnie Jego , niż mnie samej...



W tym zwi±zku u¶wiadomiłam sobie nagle (i do tej pory zcahodzę w glowę czy to efekt uboczny przeżyć , czy ja sama ujawniona?), że mam potzrebę ogromnje akceptacji...
W każdej sytuacji, wobec wszystkich...
Że wiele razy obwiniam siebie za co¶ na co nie mam wpływu...
Nigdy wcze¶niej nie zauważałam w sobie tego typu problemu...
Zatraciłam poczucie własnej wartosći...

To się odbija wci±ż echem...
A przecież bylam kiedy¶ szczę¶liwa...
Ze sam± sob±...
Choć zawsze od dziecka pragnęłam miło¶ci...


PS.Wybacz chaos...
Trudno tak w skrócie błyskawicznym zawrzeć wszystko to ,co ważne..
serendipity
 
Posty: 4
Dołączył(a): 2 cze 2007, o 16:39

Postprzez Orm Embar » 5 cze 2007, o 22:43

Cze¶ć,

Długiego maila napisała¶... Jaki¶ czas będę go trawił.

Rozumiem Twoj± obawę, że może odej¶ć. Nie sam fakt - bo nie znam Twojego faceta, i nie mi wyrokować, jak potoczy się ten zwi±zek - ale rozumiem zjawisko. Sam to przerabiałem. :-)

Problem polega na tym, że tak naprawdę NIGDY nie będziesz wiedziała, czy odejdzie czy nie. Tak to jest. Taka jest prawda. Całe to zaufanie, że nie odejdzie to jaki¶ taki rodzaj wiary, który wyrasta w nas w dużej mierze z powodu postępowania tego drugiego człowieka, ale w dużej mierze to wynik NASZEGO nastawienia. Takiej ci±głej obawy, że odejdzie, niezależnie jak mocno będzie zapewniał, że nie odejdzie. Choćby codziennie przynosil bukiet róż - to nam się wydaje, że to na pewno z powodu poczucia winy.

Wiesz jakie jest z tego wyj¶cie? Trudne, ale jest:
- poczuć się dobrze sama ze sob±;
- pogodzić się, że życie i tak ułoży się jak zechce.
POGODZIĆ się to nie poddać się REZYGNACJI - to pogodnie przyj±ć do wiadomo¶ci fakt, że może być różnie, i wierzyć, że i tak sobie poradzimy.

Też się obawiałem bardzo mocno, że kto¶ odejdzie. A potem, jak przepracowałem pewne sprawy, dotarło do mnie jak gigantycznie i niesamowicie dużo ładowałem energii w utrzymywanie tego zwi±zku... Zobaczyłem, że przez wiele lat wydawało mi się, że to ja dostaję nie wiadomo ile, a w rzeczywisto¶ci sam dawałem wszystko co mogłem i nie mogłem... OtrzeĽwiałem, kiedy poprosiłem o trudn±, ale osi±galn± dla drugiej strony rzecz... i ... nie dostałem, hehehehe. Dojrzałem. Nienawi¶ci nie czuję i mnóstwo do mnie przyjaĽni dla tego drugiego człowieka - i jak się krzywda będzie działa, to popędzę na rumaku, hehehehe - ale to JA zaczynam odchodzić z tej relacji. :-)

Co do "zwi±zania" to być może cierpisz na jaki¶ rodzaj zwi±zku symbiotycznego. Czytała¶ co¶ o tym kiedy¶? Kojarzysz to z czym¶?

pozdrowienia

Orm (Maks)
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez serendipity » 7 cze 2007, o 22:55

Witam Orm:)

Od pewnego czasu dostrzegam w mym mężczyĽnie wiele zmian...:)
Jest bardziej otwarty...
Pewny i ¶wiadomy swej miło¶ci do mnie...
Już nie "ucieka"...:)
Jest bardzo czuły....

Gdy powiedziałam mu o swoich spostrzeżeniach odparł:
"Zmieniam sie , bo Ty sie zmieniasz..."
Tak , Orm...zmieniam sie:)
Wracam do Siebie:)
Znów zaczynam Być Sob±:)

Hmm...
Ostatnio często niby mimochodem, zupełnie niespodziewanie, tak niby w przestrzeń słyszę z ust Jego:
"Kochaj mnie..."

Ten mój silny, zdystansowany,tak zamknięty i tak zagubiony w sobie mężczyzna staje sie ( a może zawsze taki był?) kruch±, delikatn± istot± przeraĽliwie potrzebuj±c± mojej miło¶ci....
U¶miech....


Drogi Ormie....
Przestaje sie bać....
I wierzę , że kiedy¶ przestane zupełnie...
Czas zamkn±ć rozdział niestrudzonych ,nieustannych wyczerpuj±cych analiz i rozmy¶lań...
Kocham i jestem kochana - czegoż chcieć więcej?:)

PS.Zaskakuje mnie ci±głymi aluzjami odno¶nie dzieci, ¶lubu....
Hmmm...
Czyżbym zaprz±tnieta swymi nurtuj±cymi emocjami przeoczyła tak wiele....?


Dziekuje i pozdrawiam serdecznie
serendipity
 
Posty: 4
Dołączył(a): 2 cze 2007, o 16:39

Postprzez Orm Embar » 10 cze 2007, o 21:54

Siema,

No i fajnie. :) Niepokoi mnie tylko jedno: "kruch±, delikatn± istot± przeraĽliwie potrzebuj±c± mojej miło¶ci.... " wła¶nie to PRZERA¬LIWIE...

Kto¶ mi kiedy¶ powiedział, że jest wiele przepisów na dobry zwi±zek, ale zawsze obecna jest w nich jedna generalna zasada: dobry zwi±zek nie może być WSZYSTKIM.

Je¶li będziesz chciała pogapić się na to, czym jest zwi±zek symbiotyczny (a wyłaziłem z czego¶ takiego, znam się trochę, hehehehe), to zapraszam. Uważaj bowiem na jedn± rzecz: nie analizuj latami swoich stanów - to bez sensu - ale pomy¶l, czy nie UCIEKASZ. Je¶li będziesz walczyć o pełne "zrozumienie" - polegniesz w tysi±cach my¶li. Je¶li będziesz chciała uciec - to nie rozwi±żesz problemu. ;-)

Sztuka psychoterapii nie polega na tym, że przychodzi Pani/Pan, drobne "pstryk" palcami i problem znika. Na ogół rozwi±zywanie problemu zaczyna się od odkłamania samego siebie i od ¦WIADOMO¦CI.

No i gratulacje z powodu męża mówi±cego o uczuciach. :)

3m się i tak czy owak powodzenia

Orm
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez serendipity » 11 cze 2007, o 11:28

Witaj Maks:)

Malutkie wyja¶nienie : mój mężczyzna (nie jest moim mężem:) "przeraĽliwie potrzebuj±cy " mojej miło¶ci , jak napisałam, nie jest w stanie stanowić jak±kolwiek symbiozę.Wierz mi, nie znam bardziej samowystarczaj±cego człowieka.
Niedawno gdzie¶ przeczytałam , że DDA (zwłaszcza meĽczyĽni)maj± ogromnie dużo do zaoferowania kobiecie, nieograniczone pokłady miło¶ci...czasem większe niĽli Ci bez tak trudnych do¶wiadczeń za sob±...I wła¶nie owa niesamowita predyspozycja została odkryta, ja j± zaczęłam dostrzegać..Zapewne miała j± w sobie od zawsze, ale dopiero teraz ujawnił j±...
Wiesz Maks, mnie zawsze wydawało się , że on tej mojej miło¶ci nie potrzebuje...
A on tak bardzo był zamknięty w swoich obawach i swych lękach, że nawet nie u¶wiadamiał sobie jak bardzo tego pragnie..Jak bardzo sam potrafi kochać...
"PrzeraĽliwie potrzebuj±cy" nie miło¶ci w ogóle....ale chyba już mojej...Bo to przede mn± odkrył tę największ± słabo¶ć...
To ja spowodowałam, że zrozumiał siebie...i pozwolił sobie samemu kochać...
Z tym panicznym ryzykiem, że miło¶ć przynosi cierpienie...
My¶lę, że kto¶ kto przeszedł tak trudn± i dług± drogę w sobie samym , by kochać dwukrotnie bardziej cierpiałby gdyby okazało się , że te jego największe obawy sprawdziłyby się...gdyby został skrzywdzony...
Drogi Maksie...
On jest człowiekiem , który (jestem o tym przekonana)gdyby został przeze mnie kiedy¶ odrzucony (nie mam takiego zamiaru aoboslutnie - teorezuje)nie walczyłby, nie prosił, nawet nie pytał dlaczego....tylko odszedł dumnie z wielkim bólem w oczach...Wszak cierpienie jest jego towarzyszem podróży od pocz±tku....
On kocha miło¶ci± , która niczego nie oczekuje w zamian...
Z obawy, że owe oczekiwania mogłyby być powodem mego odejscia...
Daje mi wolno¶ć jakiej nawet nie potrzebuje...
Czasem chciałabym by powiedział :"nie"...
Ale nie, on tego nigdy nie zrobi...

Hmmm...
Przeczytałam bardzo m±dre zdanie:
"Każdy z nas kocha tak, jak sam chciałby być kochanym"....

Ileż w tym prawdy...
aż przeraża...:)


Pozdrawiam ciepło....
serendipity
 
Posty: 4
Dołączył(a): 2 cze 2007, o 16:39

Postprzez Pytajaca » 11 cze 2007, o 11:48

Serndipity, :D

Wiesz...Tak sobie mysle, ze ta Wasza milosc jest, chocby nie wiem, jak byla dziwna...Ale nalezy przede wszystkim miec ja w sobie. Jesli ja oboje macie, to razem czy osobno - latwiej jest zyc, byc, upasc, podniesc sie i isc dalej.

Czy on aby ma jej wystarczajaco w sobie, gdyby Ciebie przy nim nie bylo?
Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34

Postprzez Orm Embar » 16 cze 2007, o 21:48

Serendipity,

Pamiętam, że ten Men nie jest Twoim mężem - rozmawiali¶my już o tym kiedy¶.

Czy zauważyła¶, że napisała¶ całego posta O NIM, i że znowu jest w nim tak mało O TOBIE? ;-)

3m się

Maks
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59


Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 5 gości