---------- 17:11 15.01.2010 ----------
Orm Embar napisał(a):Wojtka E. tekst, który mi się bardzo podobał był taki: "nie mamy wpływu na to, jakie życie daje nam karty (geny, rodzina, kraj, dzieciństwo, ale jak tymi kartami w życiu gramy - to już nasza prywatna sprawa".
Hehe, rzeczywiście trochę mniej pokrętnie brzmią te słowa w oryginale niż moja ich interpretacja
W każdym razie bardzo mocno czuję sens tych sów.
Z tego, co my tu sobie piszemy (myślę też o Tobie, Carita) wyłania mi się takie spostrzeżenie, że nie ma szablonu, pod który można by podłożyć własny proces psychoterapii i uznać, że można ją już zakończyć, lub jeszcze nie. Jest to doświadczenie tak indywidualne, że nie sposób wytworzyć pewnych ogólnych wskaźników wskazujących na gotowość do zakończenia tego procesu, można co najwyżej spekulować. I dobrze. Niech każdy szuka swego
Kiedy ja zakończyłam swoją psychoterapię, to był to taki czas, kiedy wiedziałam, że są takie obszary we mnie, których nawet nie ruszyłam. Mało tego, ruszanie ich nie było mi wtedy potrzebne. Pewne trudności z paroma nie w pełni przepracowanymi sprawami odczułam dopiero wtedy, jak trafiłam na staż Gestalt, który był pierwszym etapem szkoły (drugi i ostatni zostawiłam na za jakiś czas, co by dojrzeć bardziej). W kontakcie z potencjalnym klientem, którego ktoś mi "podgrywał" wyłaziło to, co na co dzień mi nic "nie robiło", że tak powiem (
) I to spowodowało, że postanowiłam kontynuować jeszcze trochę ten swój terapeutyczny proces.
Teraz mam takie wrażenie, że zajrzałam za wszystkie drzwi, których istnienia byłam świadoma. No i znów stanęłam przed ochotą kolejnego zamknięcia, co lada moment uczynię. Jednocześnie nie uwłacza mi kiedyś znowu skorzystanie z psychoterapii.
Taktuję bowiem psychoterapię w taki też trochę duchowy sposób, jako filozofię życia i chwilowy powrót do psychoterapeuty w momencie gdy pojawia się zbyt duża ilość znaków zapytania, jest dla mnie chyba czymś podobnym, jak dla religijnych ludzi spotkanie z ich kapłanem/duchowym mistrzem. Wiecie o co mi chodzi? Jednym słowem - jestem tyko człowiekiem i aby móc być coraz bardziej i bardziej świadoma, to potrzebuję w rożnych momentach życia spotkań z kimś, kto jest bardziej świadomy ode mnie; kto mnie zainspiruje. No i właśnie, definicji psychoterapii jest wiele, a mnie uczono, że uczenie się do zawodu psychoterapeuty, to uczenie się człowieczeństwa. I powiem Wam, że do mnie to trafia. Jak i też uważam, że tego człowieczeństwa można uczyć się na mnóstwo innych sposobów (np. poprzez duchową praktykę)
Ciepło pozdrawiam!
mel.
---------- 17:39 ----------
PS. Mam jeszcze taki osobisty przykład na to, jaki charakter miała zmiana we mnie po latach psychoterapii.
Parę miesięcy temu przeszłam ostry kryzys związany z pewną stratą. I kiedy się ten kryzys dział, to przeżywałam na bieżąco wszystkie te uczucia, które wcześniej tak często "spychałam" gdzieś tam, co powodowało duży ból. Przeżywanie natomiast okazało się nieprzyjemne i jednocześnie przynoszące ulgę.
Byłam w pewien sposób spokojna w swojej rozpaczy, żalu, tzn. nie walczyłam z tym, co jest, tylko tego doświadczałam. Ktoś, patrząc na mnie z boku, mógł stwierdzić, że wyglądam jak kobieta w depresji, a ja nie byłam w depresji. Byłam w kryzysie, który uznaję za ludzką reakcję na ważną stratę. Gdyby po mnie to "spłynęło", to mogłabym mieć obawy, że jestem "psychopatką".
I to jest właśnie sedno tego, co nazywam osobistą zmianą.
No dobra, spadam, już