Witam wszystkich,
podczytuję was od dłuższego czasu,ale jakoś zabranie do pisania było dla mnie ciezsze niż mogłam przypuszczać.
Od jakiegoś czasu zblokowałam się na ludzi,fora ponieważ zbyt wielkie skupienie na mojej osobie uniemożliwia mi normalny kontakt.
Mam 29 lat. Cudownego męża (przejścia juz za nami) i dwójkę maluszków. brzmi cukierkowo i od pewnego czasu jest, a dokładnie odkad nasza sytuacja finansowa sie wmiarę ustabilizowała i wreszcie nie musimy liczyć na ojca,który swoją kasą nas po rpostu omamił.
No i właśnie. Ten "brak problemów" uwidocznił punkt w którym sie znalazłam. Zawsze były inne zaczepne punkty - a to brak kasy, a to problemy z pracą, a to ciągłe uzależnienie od ojca....a teraz?
Zdecydowałam sie na grupę. Nie jest to łatwe,gdyż dwugodzinny cykl kosztuje mnie 4-5 godzin gdyż dojeżdząm (chodzi głównie o opiekę nad moimi bablami, bo pomocy nie mamy).
Moja matka alkoholiczka - obecnie na etapie chyba zapijania się na śmierć,bo ojciec 3 dni temu się wyprowadzil i chce rozwodu (nota bene ma dupę,która przysłoniła mu cały swiat i chyba też lubi golnać).
Ojciec alkoholik. Dotarło stosunkowo nie dawno,jakies parę miesiecy temu.
W chwili gdy zdecydowałam sie na terapię pojawiły się u mnie koszmary nocne,które wybudzają mnie o stalej porze ale totalnie nie pamietam zawartości snu.
Odebrałam to jako znak, jako jakis krok,reakcje mej "utajonej" części...z dzieciństwa pamietam neiwiele (wszystko co najgorsze), bo reszta jest pod dywanem...
Na chwilę obecną jestem totalnie pogubiona i rozchwiana emocjonalnie. Muszę coś zrobić ze swoją psychiką,bo boję sie ze w koncu wyląduję w wariatkowie.
Moje myślenie bezustanne i analiza wszystkiego, najprostzych czynności z oczernianiem swej osoby (to płynie od wewn ten wewn dialog) mnie wykańcza już po 2 godzinach od wstania. I staję przed lustrem i sobie wmawiam "piękna", madra....i nie rusza.
Upadek szklanki i słyszę "ty jesteś nienormalna" etc.
Na terapie udałam się głównie dlatego, ze zaczęło ze mnie wychodzić gówno na gruncie rodzinnym....głównie wobec moich dzieci. Jestem kochaną,przyjacielską i opiekuńczą matką,ale ,mama jakby dwie osobowosci (juz wiele zwalczyłam, tzn dla mnei sporo)...druga osobowość to ta władcza, apodyktyczna,podnosząca ton barytonow, dawniej w złosci wypowiadane słowa do dzieci przez zęby...wiecie. Sama się siebie boję wtedy. Nienawidzę, wiem ze robię xle i nie potrafię przestać (teraz po prostu próbuję nie zaczynac,bo wiem ze nie potrafię z tego wyjść jeśli wejdę).
Dom mój idealny czysty, to jednak częśto chaotyczny przez moje "stwarzanie problemów" i w kółko powtarzane błędy.
Zaczynam to widzieć coraz głębiej.
I im głębiej wsłuchuję się w siebie tym bardziej warjuję.
Nie potrafię chyba być szczera sama ze sobą.
Problem jaki dostrzegłam po pierwszej grupie to to, ze tracę większosć energii na tym jak inni mnie odbiorą, czy polubią, jak spostrzegą, czy docenia ubiór, czystość, czy zauważają moje ciagłe zmienianie nogi....mnie nie ma.
Są ludzie,ich potrzeby (przecież ich nie znam ale wydaje mi się inaczej)i zaspokojenie ich utrwala mnie na moment w przekonaniu, ze ktoś mnie jednak lubi, ze jestem normalna i mądra. To sa te 3 cehy na których mi chyba najbardziej zależy.
Nie wiem jak się odnieść do ludzi na grupie. Nota bene b.ciepli i zagubieni ludzie. Nie chce niekogo zranić,oceniać, radzić a to chyba jedyne co potrafię. RAdzić innym. Nie mam raczej spostrzeżeń, a jak mam to wydaje mi sie ze sa głupie,nic nie wnoszą...myślę, myslę, myślę....
To moje myślenie i ten przymus bycia idealną, madrą, albo choć normalną to efekt ciągłych wyzwisk matki w mą strone mimo samych sukcesów (szóstki, śpiew i taniec w zespołach, wokalistka, telewizja, studia*2 etc)i wieczne niedocenieni ojca. 5 a czemu nie 6?Patrz wyżej nei nizej....i pozostawanie samej z problemami,bolączkami,uciekanie w swiat iluzji,krzyżówek,ksiązek,listów...
Mam usilną potrzebe kontroli,co przy nie okiełznanych dzieciach doprowadza mnie często do szału i nerwicy. POtem obwinianie się za krzyk,płacz,samotnośc, proba ucieczki w ramiona męża w którym mam mega wsparcie ale moje uszy jakby nie słyszą tego co dobre...
Wiem, ze to wszystko co piszę jest chaotyczne. Inaczej nie potrafię sie wam ukazać....taka właśnie jestem na tym etapie. Siedzenia z dzieckiem w domu,choć przyjemne, powoduje, ze czuję się głupia,nierób,uwsteczniam się ....
Chciałabym znaleźć tu oparcie. Jakieś ciepło panuje tu między wami i taka chęć pomocy ale nie za wszelka cene.
Potrzebuję tego,bo po prostu nie radzę sobie z wytworami mej głowy i tym co odgrzebuje...