Witam
Mam 41 lat i dwa miesiące temu rozstałam się ze swoim partnerem życiowym 43 lata(on mnie zostawił). Nasz związek trwał 7 lat. Nie był to związek idealny, a raczej jego farsa i wegetacja. Układ jednnostronny. Ja kochałam on nie. Z roku na rok coraz bardziej. Od czterech lat nie współżyliśmy ze sobą. Dziwne? Tłumaczyłam to sobie jego depresją, problemami emocjonalnymi, cukrzycą. Dostosowałam się i nadal kochałam, mając nadzieję, że wkrótce coś się zmieni. Miesiąc przed rozstaniem, próbował nawet robić podchody, ale go odrzuciłam. Pomyślałam sobie wtedy: dlaczego mamy to robić tylko wtedy gdy ty tego chcesz? W dzień rozstania powiedział do mnie wiele przykrych słów: że nie kocha, że go nie pociągam, dlatego nie chciał ze mną współżyć, że sytuacja w której musiał ze mną być przez te wszystkie lata spowodowała, że od 6 lat ma depresję i dostał cukrzycy. Nie umiałam go stymulować aby chciało mu się walczyć o ten związek. Spakował mnie i wywiózł do domu rodzinnego. Później dowiedziałam się, że spotyka się z 39 letnią rozwódką z 2 dzieci: 16 lat i 7 lat. Zadzwoniłam do niego, żeby się spotkać i poprosić o zejście się. Był bardzo chętny poodwoływał spotkanie, żeby się ze mną zobaczyć. Miałam nadzieję, że wszystko jest na dobrej drodze, że przemyśłał sprawę i uznał, że jestem jednak dla niego ważna. Spotkało mnie wielkie rozczarowanie, a spotkanie okazało się koszmarem. Zobaczyłam go uśmiechniętego, całego w skowronkach, zmienił swój styl ubierania, wszystko nowe, zapuścił sobie brodę, bo ma taką fantazję. Właśnie wtedy dowiedziałam się o tej kobiecie. Zaczął opowiadać jak mu z nią dobrze, że chce z nią być. Dzieci jeszcze nie poznał. Że jest inna niż ja, silna, pewna siebie kobieta. Że ja jestem przez całe życie ofiarą, jestem słaba, za wrażliwa dla niego, jestem kobietą, która nie może mu dać tego czego on chce. Że nawet jeśli byłby sam, a ja byłabym ostatnią kobietą na świecie to i tak by mnie nie chciał. Po 10 min wyszłam z lokalu zostawiając go samego, przy czym bardzo się zdziwił, że tak szybko chcę iść. Następnego dnia zadzwoniłam jeszcze do niego, żeby zapytać dlaczego mnie tak depcze, dlaczego stał się tak okrutnym i bezlitosnym człowiekiem, nawet głos mu się zmienił? Przecież ja znałam zupełnie innego człowieka? Powiedział wtedy, że jemu też jest przykro, że mówi mi takie rzeczy ale chce, żebym zrozumiała, że my nie będziemy już razem. Zaproponował kumplowanie i pomoc gdy będę potrzebowała. Oczywiście odrzuciłam taką możliwość i nie pozwoliłam mu się ze mną już nigdy kontaktować. Wykasowałam wszystkie jego numery i adresy e-mailowe, na wypadek gdyby przyszło mi do głowy ponowne żebranie o jego miłość. No i tu zaczyna się mój problem. Mimo, że mnie tak upokorzył, powiedział, że mnie nie kocha ja nadal go kocham, tęsknię i nie mogę tego zaakceptować. Przeszłam załamanie, mam bardzo silną depresję i nerwicę, strasznie schudłam, wymiotuję, boli mnie serce. Oddałam mu najlepsze lata swojego życia, oddałam serce, dostosowałam do niego, dbałam. Oczywiście nie uważam się za żadną ofiarę i nie nie jestem słaba. Jestem DDA, użerałam się przez większość życia ze swoim ojcem alkoholikiem, który znęcał się nad nami psychicznie i fizycznie, nigdy mu nie uległam, mimo, że byłam dzieckiem, potrafiłam się przed nim bronić, później mieszkając z byłym, prowadziłam cały dom, studiowałam, pracowałam, zajęłam się sama pogrzebem ojca, który zmarł, teraz użeram się z bratem alkoholikiem i nie popuszczam, zajmuję swoją bezradną matką, która przeżyła piekło z moim ojcem. Właśnie,że jestem silna. Ale słaba jestem jeśli chodzi o uczucia, wyrażanie swoich emocji. I jak kocham to na zabój bez opamiętania i dla miłości jestem w stanie zrobić wszystko i wszystko poświęcić. Niestety to mnie zgubiło. Mój były również pochodzi z rodziny dysfunkcyjnej. Gdy miał dwa lata powiesił się jego ojciec. Został z matką, żyjąc w slamsach. Matka wyżywała się na nim, biła, dziadkowie również bili. Gdy skończył studia wyjechał, uciekł od matki. Matka zachorowała, uznał, że szantażuje go emocjonalnie i wmówiła sobie chorobę. Matka umarła, nie załatwił pogrzebu, dał pieniądze rodzinie. Odciął się całkowicie i uciekł. Nie mógł znieść moich problemów i chciał, żebym wszystko robiła sama, nie wspierał. I kto tu jest słaby? Kiedyś powiedział, że on chyba nie potrafi kochać, nigdy nikogo nie kochał, nawet własnej matki. Opisuję go, bo może pomożecie mi zrozumieć, dlaczego zachował się wobec mnie tak podle? Nie tolerował mojej rodziny, a co z jego? Uważał się zawsze za lepszego ode mnie, mądrzejszego, a teraz jeszcze ta kobieta. Nie wiem co o tym wszystkim sądzić. Nie wiem jak przestać go kochać. Czy on zda sobie sprawę, że popełnił błąd? Czy on naprawdę nie potrafi kochać. Czy do mnie wróci? Czy zakocha się w tej kobiecie? Jestem o nią tak bardzo zazdrosna. Co ona ma czego ja nie mam? Pomóżcie mi zrozumieć, proszę