zakochasz się.. i przejebane.

Problemy z partnerami.

zakochasz się.. i przejebane.

Postprzez 27 » 22 lis 2014, o 21:56

czesc,

nie bylo mnie na forum przez kilka lat. wtedy pisalam o problemach ze soba, teraz - po raz pierwszy w zyciu - mam problem w zwiazku. nie wiem, od czego zaczac. nie mam z kim pogadac, tak powaznie, o tym wszystkim, co nie dziala. nie mam pomyslu na rozwiazanie sytuacji, w ktorej jestem. a wy jestescie madrzy ludzie, macie nie tak banalne problemy jak ja.. mam nadzieje, ze znajde tu troche madrosci, zdrowego spojrzenia. i juz samo pisanie jest okazja do przemyslenia, do ubrania w slowa tego, co sie dzieje.

wiec, poznalam go dwa lata temu. klasyczna, filmowa wrecz milosc od pierwszego spojrzenia. no burza z piorunami, wylaczasz myslenie, rozsadek. poznalismy sie na festiwalu, pracowalismy tam razem przez tydzien. ja konczylam wtedy osmioletni zwiazek, zamykalam sprawy w polsce i za trzy tygodnie wyjezdzalam na inny kontynent. festiwal skonczylismy w lozku. trzy tygodnie pozniej przyjechal do mnie, na jeden dzien, na dzien przed moim wylotem. chcialam to skonczyc zanim sie zacznie, zamknac jak zamykalam wtedy wszystkie sprawy - nie wyszlo. zakochalam sie.

wrocilam po czterech miesiacach.

przeprowadzilam sie do niego, na drugi koniec polski, do miasta, w ktorym oprocz niego nie znalam nikogo. wynajelismy mieszkanie. przenioslam do tego miasta firme, pracownie - caly bus mebli, rzeczy. nowe miejsce prowadzenia dzialalnosci zglosilam oczywiscie w odpowiednich urzedach, podpisalam umowy na wynajem.

i zaczelo sie psuc.

nie klocimy sie - z nim nie mozna sie klocic. kiedy zaczyna sie jakikolwiek konflikt miedzy nami, on wychodzi z domu. kiedy probuje z nim rozmawiac, wylacza sie, jakby mnie nie slyszal. i wychodzi. wraca, i zaczyna sie milczenie. mijamy sie calymi dniami w tym mieszkaniu, bez slowa, spimy osobno. ja nie wytrzymuje tej hustawki, znow probuje rozmawiac, czasem ponosza mnie emocje - on wychodzi. i cala historia sie powtarza. wraca - po kilku godzinach albo po kilku dniach. wiec znow wychodze do niego, przepraszam, probuje porozmawiac. czasem pozwala mi sie ze soba pogodzic i znow jest fajnie. do kolejnego nieporozumienia. po ktorym znow zaczyna mnie ignorowac, tak calkowicie, totalnie. jak teraz.

czasem nie wytrzymuje tej jego obojetnosci i wybucham. wtedy zaczynamy sie szarpac. przynajmniej jest jakas reakcja z jego strony! dokladnie tak - doczekuje sie jakiejkolwiek reakcji z jego strony dopiero wtedy, gdy wyprowadze go z rownowagi. a wtedy bywa roznie. zwykle kaze mi sie wyprowadzac. albo mowi, ze on sie wyprowadzi. 'wyprowadz sie', jakby to bylo takie proste! zobowiazania, firma.. no prosze was. czasem sie szarpiemy. kiedys wyrzucil mnie z mieszkania na klatke schodowa (wynajmujemy mieszkanie w bloku) w samej bieliznie.

zawsze do tej pory udawalo mi sie z nim pogodzic. inaczej: pozwalal mi sie ze soba pogodzic. za ktoras tam proba wyciagniecia do niego reki. pozniej mowi, ze mnie kocha.. i znow jest fajnie.

jestesmy razem od dwoch lat. mieszkamy razem. przenioslam tu firme, bo mu na tym zalezalo. zebym 'robila'. 'rozwijala sie'. to nie jest tak, ze firma to laptop pod pacha. to jest pracownia, wyposazenie, materialy, maszyny. wczoraj poprosil mnie o zaprojektowanie dla niego logo. zrobilam to, ale nie tak szybko jak chcial i nie do konca tak, jak chcial. jestem projektantem, wszystko przeksztalcam tworczo.. no tak mam. pokazalam mu te moje wersje, nie ta, o ktora prosil. chcialam podyskutowac na ten temat, przekonac do lepszego rozwiazania. wkurwil sie. od razu sie wylaczyl, pelna ignorancja, muzyka na maxa i on to 'sam zrobi'. prosze: 'chodz, pokaze ci na kompie, mam rozne wersje, te, o ktora prosiles rowniez'. nie. prosze znowu. rzucil w moja strone, tak po prostu, 'zamknij sie'.

'zamknij sie'.

jak mozna tak powiedziec do osoby, ktora sie kocha? szanuje?

bylam w szoku. jakby przekroczyl granice, moja granice, ktorej juz dalej przesunac nie moge. bo boje sie tego, co moze byc dalej. skonczyl, wyszedl z domu. wrocil pozno w nocy, pijany.

dzisiaj rano, kiedy juz wstal, poszlam do niego do pokoju: 'chcialabym z toba porozmawiac'. jego odpowiedz, czego sie w sumie spodziewalam: 'nie mamy o czym'. 'wysluchaj mnie, prosze'. ok, no to mow. ale gry nie wylaczyl, caly czas gral wpatrzony w ekran. powiedzialam, ze wczoraj przekroczyl granice, ze nie zgadzam sie na takie traktowanie. ze tak nie moze byc. ze nikt nigdy do mnie nie mowil 'zamknij sie' i nikt nie bedzie tak mowil. ze przeciez mialam ten projekt, o ktory prosil, ze nie rozumiem dlaczego nawet nie chcial go zobaczyc, ze w ogole nie rozumiem, skad to jego wkurwienie i to milczenie, odsuniecie; znowu. przeciez nic nie zrobilam! poprosilam, zeby przemyslal to, co powiedzialam i zeby dal mi znac, jak sie do tego ustosunkuje. powiedzialam, ze jezeli tak ma wygladac nasze bycie razem, to ja naprawde jestem gotowa ten zwiazek zakonczyc. odpowiedzial, od razu: 'nie obchodzi mnie to. wyprowadz sie. daj mi znac, kiedy przyjedziesz po rzeczy'.

o tak o. tak po prostu. 'wyprowadz sie. mam to w dupie'.

spakowalam sie, sprawdzilam polaczenia pkp (nie mam prawa jazdy). z plecakiem przerzuconym przez ramie weszlam jeszcze na chwile do pokoju, i powiedzialam mu, ze dobrze, ze skoro taka jest jego decyzja, to rozstanmy sie; jezeli nie widzi naprawde szansy na to, zeby to jakos naprawic miedzy nami, to faktycznie nie ma to sensu.

i wtedy zaczal mowic. ze na mnie tez nigdy nie mozna liczyc. ze ja go tez nie szanuje. ze mnie kocha. ale ze nie chce juz rozmawiac, bo te rozmowy niczego nie zmieniaja.

nie wyjechalam, zostalam. skoro zaczal rozmawiac.. skoro powiedzial, ze kocha.. to jednak jest szansa, prawda?

po chwili uslyszalam 'no i co tu jeszcze stoisz? wyjezdzaj'.
powiedzialam, ze nie moge wyjechac. bo go kocham i ciagle widze szanse na naprawienie wszystkiego miedzy nami. probowalam go objac, odepchnal mnie. wyszlam sie przejsc.

kiedy wrocilam, siedzial zamkniety w pokoju. weszlam, objelam go. powiedzialam ze 'damy rade, prawda'? 'ta' - odpowiedzial. pocalowalam go, oddal pocalunek, i wrocil do gry.

wyszlam, zostawilam go samego. moze potrzebuje czasu? minelo kilka godzin. weszlam do niego i znow chcialam go przytulic, zblizyc sie, no to chyba najlepszy sposob. odepchnal mnie. wstal wyszedl z domu, wrocil z kilkoma piwami. teraz pije i gra.

a ja zaczynam watpic, czy jemu w ogole na nas zalezy. czy tak zachowuje sie osoba, ktora kocha? ktorej zalezy? moze mu nie zalezy? po prostu? wiec dlaczego jeszcze rano mowil, ze kocha?

ja wiem, co powiecie. ze te problemy sa smieszne. ze mam problemy dziewczynki z gimnazjum. prosze was, ja mam 32 lata. i naprawde kocham tego chlopaka. i naprawde mi zalezy. po tym wszystkim, co mi zrobil, i jak mnie traktuje, i jak potrafi skonczyc ten zwiazek z dnia na dzien - ja nie potrafie wyjechac. bo powiedzial, ze kocha. chociaz jego postepowanie naprawde temu przeczy :(
Avatar użytkownika
27
 
Posty: 58
Dołączył(a): 6 kwi 2010, o 12:24

Re: zakochasz się.. i przejebane.

Postprzez Sansevieria » 22 lis 2014, o 22:49

A o co właściwie są te konflikty między wami?
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: zakochasz się.. i przejebane.

Postprzez 27 » 22 lis 2014, o 23:17

o nic. wlasnie o nic. o to, ze logo zrobilam nie tak, jak chcial. albo nie usmiechalam sie na imprezie. albo nie rozmawialam z jego rodzina na jakims tam spotkaniu rodzinnym. albo nie chcialam ogladac filmu wieczorem. albo wrocilam z koncertu autobusem, a nie taksowka, jak chcial. albo nie mialam ochoty na to, co ugotowal. albo zazartowalam w zlym momencie. albo nie zazartowalam wlasnie. albo nie powiedzialam 'czesc' rano. albo nie usmiechalam sie, jak wrocil z pracy, tylko siedzialam zamyslona i patrzylam w okno. albo mu powiedzialam, ze sie go boje, w zlym momencie. albo nie przywitalam sie ze wszystkimi. albo nie podeszlam do nich, jak stali razem na koncercie, tylko stanelam sobie blizej/dalej sceny.

ale teraz to juz i tak niewazne.
poprosilam, zeby mnie przytulil i powiedzial, ze wszystko bedzie dobrze, zanim pojde spac, bo nie chce znowu plakac cala noc. odepchnal mnie. tak po prostu.
Avatar użytkownika
27
 
Posty: 58
Dołączył(a): 6 kwi 2010, o 12:24

Re: zakochasz się.. i przejebane.

Postprzez 27 » 22 lis 2014, o 23:18

to nie ma sensu.. on mowi, ze mnie kocha, a robi wszystko, jakby mu na nas w ogole nie zalezalo.
Avatar użytkownika
27
 
Posty: 58
Dołączył(a): 6 kwi 2010, o 12:24

Re: zakochasz się.. i przejebane.

Postprzez Sansevieria » 22 lis 2014, o 23:31

Hmm...w sumie do konfliktu to jednak trzeba dwojga :?
Z tego co piszesz to faktycznie chyba pan ma skłonność do czepiania się o duperele. Z drugiej strony to nie wiem czy Ty tego jego marudzenia czy czepiania się nie bierzesz zbyt serio i do siebie.
Od początku związku chyba taki marudny i czepliwy nie był?
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: zakochasz się.. i przejebane.

Postprzez Księżycowa » 22 lis 2014, o 23:34

A mnie Twój obecny przypomina mojego byłoego...
Jak dobrze, ze byłego....
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: zakochasz się.. i przejebane.

Postprzez 27 » 22 lis 2014, o 23:47

no nie byl. szczerze, to nie powiedzialabym o nim, ze jest 'czepliwy'. raczej.. nie pasuja mu pewne moje schematy, a i sam ma swoje. ja jestem z natury introwertyk, melancholijna, lubie jesien, lubie sie zastanowic nad zyciem, lubie sie czasem posmucic. on.. nigdy nie siedzi i nie mysli, nigdy nie siedzi w ciszy, nawet zasypia przy wlaczonym filmie albo telewizji.

kiedy sie czasem nie usmiecham, to mam powod jakis, zeby sie nie usmiechac.. on mowi, ze robie to specjalnie. ze nic mnie nie cieszy. ze dlaczego nie moge byc 'taka jak inni'. im dluzej jestesmy razem, tym wiecej takich nieporozumien charakterow zaistnialo, a on te sytuacje tak jakby dodaje do siebie. i kazda nastepna jest gorsza. bo potwierdza jakies tam jego wyobrazenie. i jeszcze, jesli raz o czyms porozmawialismy (bo kiedys rozmawialismy), to on uwaza, ze nie ma sensu wraca do tego problemu. i ze zadna nastepna rozmowa go nie rozwiaze, bo ta pierwsza nie rozwiazala. ja z kolei uwazam, ze czasem trzeba i kilkanascie, dziesiat razy o czyms rozmawiac, zanim obie strony sie zrozumieja i zmienia jakos ten schemat.

on sie otacza takim murem.. i ja nie potrafie sie przez niego przebic.

a jednoczesnie strasznie mi zalezy. bo kiedy jest fajnie miedzy nami, to jest fajnie tak na maksa. natomiast zle, i to tak naprawde zle, tak ze juz koniec i w ogole wez sie wyprowadz, robi sie miedzy nami w mgnieniu oka. i zawsze o pierdoly.
Avatar użytkownika
27
 
Posty: 58
Dołączył(a): 6 kwi 2010, o 12:24

Re: zakochasz się.. i przejebane.

Postprzez 27 » 22 lis 2014, o 23:56

najgorsze jest to, ze znowu nie wiem, na czym stoje.

pogodzimy sie - nie pogodzimy sie. bedziemy razem - nie bedziemy razem. przyjmie moja wyciagnieta reke (bo znow bede probowala mu wytlumaczyc, ze potrzebuje, zeby byl, zeby mnie nie odrzucal, ze to wlasciwie chodzi tylko o to, zeby mnie przytulil i powiedzial, ze bedzie dobrze) - czy odrzuci, jak zrobil to juz tyle razy.
Avatar użytkownika
27
 
Posty: 58
Dołączył(a): 6 kwi 2010, o 12:24

Re: zakochasz się.. i przejebane.

Postprzez 27 » 22 lis 2014, o 23:58

i troche sie boje tutaj pisac.. bo wiekszosc watkow, ktore przeczytalam, konczylo sie tak, ze zwiazek sie rozpadl. nie chce w ten sposob kusic losu.
Avatar użytkownika
27
 
Posty: 58
Dołączył(a): 6 kwi 2010, o 12:24

Re: zakochasz się.. i przejebane.

Postprzez Księżycowa » 22 lis 2014, o 23:59

27 napisał(a):
i jeszcze, jesli raz o czyms porozmawialismy (bo kiedys rozmawialismy), to on uwaza, ze nie ma sensu wraca do tego problemu. i ze zadna nastepna rozmowa go nie rozwiaze, bo ta pierwsza nie rozwiazala. ja z kolei uwazam, ze czasem trzeba i kilkanascie, dziesiat razy o czyms rozmawiac, zanim obie strony sie zrozumieja i zmienia jakos ten schemat.



A ja uważam, ze sama rozmowa nie rozwiąże za wiele... rozmowa, to informacja, wymiana poglądów... po to się to robi, zeby wiedziec co CZYNAMI zmieniać.
Można sobie pogadać i robić dalej tak samo. Można porozmawiać i wprowadzać coś w czyn.

Czyny zmieniają sytuację a nie słowa. Rzeczywiście gadanie w kółko o tym samym nie zmieniając tego jest bez sensu. Ja bym zastanowiła się dlaczego po tej rozmowie nie wprowadzacie zmian czy po prostu dlaczego nie realizujecie tego o czym rozmawialiscie.

Czytam wszytstko i widzę, ze ty za nim biegasz i prosisz go o strzępek uwagi i wyciskasz z niego wysiłek.
Powiem Ci, że wg mnie jak tak stałaś z tym plecakiem gotowa do odejścia to trzeba było iść... jego reakcja na Twój CZYN byłaby jakimś krokiem... tymczasem znów zostało na gadaniu.
Jak dla mnie on po prostu wie, że i tak wrócisz, i tak nie odejdsziesz jakim tekstem by Cię nie poczęstował więc Cię nie szanuje.
Inna rzecz, ze wg mnie zdrowa relacja to nie jest...
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: zakochasz się.. i przejebane.

Postprzez 27 » 23 lis 2014, o 00:06

[quote="27"]Jak dla mnie on po prostu wie, że i tak wrócisz, i tak nie odejdsziesz jakim tekstem by Cię nie poczęstował więc Cię nie szanuje.[/quote]

czyli co.. juz pozamiatane? raz sie przekonal, ze wroce, i dupa?
i nie ma opcji, zeby odzyskac ten szacunek?
Avatar użytkownika
27
 
Posty: 58
Dołączył(a): 6 kwi 2010, o 12:24

Re: zakochasz się.. i przejebane.

Postprzez Sansevieria » 23 lis 2014, o 00:10

On dodaje ale i Ty dodajesz, przynajmniej zwykle tak to działa, że obie strony dodają.
Z rozmowami to wiesz, jeśli jest jakiś naprawdę serio problem do rozwiazania czasem faktycznie trzeba kilku rozmów. Ale to co opisałaś to nie są jakieś poważne problemy do rozwiązania ino duperele i zaiste, jeśli Ty masz zwyczaj do tematów takich jak opisałaś wracać z uporem celem ich dogłębnego przegadania to w moim odczuciu moze być mocno męczące. Oczywiście "jeśli", bo wszak ja wiem tyle co napisałaś. Ale tak z intuicji to bym Ci powiedziała "więcej luzu, uśmiechu a mniej gadania" jeśli Ci rzeczywiscie zależy.
Zmieniać jak wiadomo można tylko siebie, kogos sie nie da. :bezradny:
Los rzadko kiedy ma coś wspólnego z rozpadem związku, no chyba ze jakis kataklizm się trafi, ale nijakiego kataklizmu nie opisujesz, raczej dwoje ludzi mówi innymi językami.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: zakochasz się.. i przejebane.

Postprzez Księżycowa » 23 lis 2014, o 00:12

Nie wiem... każdy związek jest inny jakby nie było.

Jest opcja... bardzo skuteczna i przekonasz się wtedy natomiast efekty mogą być dwa.
Albo się weźmie, bo będzie się bał, że Cię straci albo usiądzie i dalej będzie grał na kompie i żłopał piwo.

Osobiście uważam, że jesli wypada ta ostatnia opcja, to jest to jasna odpowiedź jak drugiej osobie na nas zależy więc co by nie było wychodzisz na plus... bo chyba nie chcesz zyc z kimś komu na Tobie nie zależy i Cię nie szanuje?

Ogólnie ludzie wychodzą z różnych kryzysów tylko muszą chcieć oboje.... jak chce tylko jedno to jak to zrobić kiedy kazde idzie w inną stronę?
No nein da się...
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: zakochasz się.. i przejebane.

Postprzez biscuit » 23 lis 2014, o 08:14

aleś się go uczepiła
odkopuje Cię jak psa
a Ty i tak wiernie przy nim, jak pies

to facet z zaburzoną osobowością
a Ty pewnie też, skoro tak do niego lgniesz
coś Ci daje to upokorzenie skamlania o jego uczucie
odgrywacie zatem swój danse macabre
i... żywy stąd nie wyjdzie nikt :)

wiem wiem, ostra ocena, nieuprawniona w warunkach forum
zawsze można dojść do porozumienia, gdy obie strony chcą i się starają
bla bla bla
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: zakochasz się.. i przejebane.

Postprzez 27 » 23 lis 2014, o 11:14

[quote="Sansevieria"]jeśli Ty masz zwyczaj do tematów takich jak opisałaś wracać z uporem celem ich dogłębnego przegadania to w moim odczuciu moze być mocno męczące.[/quote]

nie mam takiego zwyczaju. uwazam po prostu, ze zadne z nas nie czyta w myslach i kiedy cos jest nie tak, warto o tym porozmawiac, zamiast zamiatac pod dywan i czekac, az ta druga strona sama zrozumie, o co chodzi. zgadzam sie, ze chodzi o dzialanie, a nie gadanie, ale czasem rozmowa nic nie zmienia, wnioski sie zapominaja, nie wprowadzamy ich w zycie - i wtedy trzeba znowu porozmawiac, przypomniec, zmotywowac sie nawzajem. ja po prostu uwazam, ze wiekszosc problemow w zwiazku wynika ze zlej komunikacji.

a on rozmawiac nie chce.

gdybym wczoraj nie poszla do niego i nie zaczela 'chcialabym z toba porozmawiac', podejrzewam - opierajac sie na wczesniejszych doswiadczeniach - ze nic by sie nie stalo. posiedzialby sobie z fochem godzine albo dwa dni i wszystko miedzy nami wrociloby do 'normy'. a tak przyparlam go do muru i mam klopot.

ale kiedy juz przyparlam go do tego muru, to powiedzial. 'bo ty zawsze', 'bo ty nigdy'.. wiec jednak cos wisi miedzy nami, ma do mnie jakis zal dawny, czy cos sie nalozylo. i jak to ogarnac bez rozmowy? przeciez nie czytam w myslach!

[quote="Sansevieria"]Ale tak z intuicji to bym Ci powiedziała "więcej luzu, uśmiechu a mniej gadania" jeśli Ci rzeczywiscie zależy[/quote]

oj wiem. to chyba najlepsza rada, jaka tu przeczytalam. jak to bylo w tym kawalku pidzamy porno? zeby 'z prostych rzeczy nie tworzyc intelektualnych labiryntow'?
Avatar użytkownika
27
 
Posty: 58
Dołączył(a): 6 kwi 2010, o 12:24

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 203 gości