Witam
Nie za bardzo wiem jak zacząć, bo to mój pierwszy post. Nie wiedziałam czy powinnam do innego tematu się podłączyć i tam wylać swoje żale czy zacząć nowy wątek. Wybrałam to drugie.
Zaznaczę na wstępie, że nie leczę się, nie chodzę na terapię. Z pomocy psychologa skorzystałam kilka razy, ale przerwałam, bo zwyczajnie brakowało mi na to funduszy, poza tym terapii nie uważałam za coś mi niezbędnego, bo "wygadać" to się przecież mogę przed każdym.
Mam problem.
Mam masę problemów, problemów które mnie zwyczajnie przerastają i sprawiają, że nie potrafię poradzić sobie z własnym życiem.
Jestem mężatką, nieszczęśliwą mężatką.
Jestem kobietą, kobietą zależną, kobietą unikającą odpowiedzialności, unikającą konieczności decydowania o ważnych aspektach swojego życia.
Jestem córką, córką która zawsze była gorsza, nigdy nie potrafiła zadowolić rodziców, wszystko robiła źle i była "tępa".
Jestem "kimś" o samoocenie mniejszej niż zero.
I teraz JA mam podjąć decyzję, podejmować decyzje ważące na moim dalszym życiu....
Już samo to, że coś takiego piszę wydaje mi się po prostu śmieszne, nie mówiąc już o realnej możliwości odwrócenia całego swojego życia do góry nogami.
Jest ktoś kto się odważył??
Jak to się robi, podpowie ktoś??
bo do tej pory to kiedy byłam już o krok od oświadczenia światu, że ODCHODZĘ, to ogarniał mnie paniczny, paraliżujący strach i cichłam po prostu.
Doprowadza mnie to po prostu do szału i budzi coraz większą frustrację,a powiedzenie "każdy jest kowalem swego losu" wydaje się nie mieć zastosowania do mojej osoby.
Jak nauczyć się żyć?
Jak nauczyć się żyć w wieku 32 lat?