ratunku...

Problemy z partnerami.

ratunku...

Postprzez zdalnytata » 21 lip 2014, o 10:21

Witajcie.
Na wstepie chcialbym powiedziec: bylem psychofagiem. Nie takiego kalibru, jak w ksiazce Mai Friedrich "Moje dwie glowy", ale jednak... Ksiazke te przeczytalem jednym tchem. Ksiazka ta wytrzaskala mnie po ryju i przeciagnela po asfalcie za samochodem, na stalowej lince dobre kilka kilometrow. Przeczytalem kilka watkow o problemach w zwiazkach, i coz moge powiedziec. Zacytuje Maje - jestem w czanej dupie. Moja sytuacje wyglada niemalze identycznie, jak u Dantes1978.
Porzucilem syna i zone kilka lat temu dla mojej szkolnej milosci. Wiodlem wczesniej "dobre" psychofaże zycie. Imprezki, alkohol, dziewczyny. W domu xbox, nuda. Jednym slowem - sielanka. Odkad zblizylem sie do mojej (ex) partnerki zapragnalem sie naprawic. Tak bardzo chcialem stac sie w koncu dojrzalym i dobrym ojcem (tak, wiem, niektore zdania beda brzmialy jak absurd), ze postanowilem odjesc z domu i swoja naprawe zaczac u boku nowej partnerki. I wiecie co? Udalo sie (albo i nie). Od kilku lat nie pije. Zerwalem wszystkie podejrzane kontakty z kobietami, stalem sie odpowiedzialny, pracowity i "rodzinny". Niemal 2 lata temu urodzila nam sie corka. Dziecko - niespodzianka. Cudowna. Od tego czasu zaczal sie horror. Moglbym dlugo pisac tu o patologii w domu, w ktorym mieszkalem z partnerka i jej matka... Matka, ktora skrzywdzona za mlodu przez meza, postanowila (o czym moja ex niejednokrotnie wspominala glosno) niszczyc gatunek meski. Moge tylko krotko powiedziec. Moja ex ma wszystkie cechy psychofaga opisane w ksiazce. Zachowania tez sa ksiazkowe. Nie wiem tylko, czy mnie zdradzala. Nie mam sily tego sprawdzac. Wyprowadzilem sie 3 tyg temu (juz 4-ty raz). Cala wine za niepowodzenie naszego zwiazku zwalono na mnie. Ex jest bardzo agresywna i byle co wyprowadza ja z rownowagi. Bije mnie wtedy, gryzie, kopie, niszczy moj sprzet komputerowy (czesto trzymajac corke na rekach). Krytyka, ponizanie, wyszydzanie chocby z powodu nierowno pokrojonych ziemniakow to standard. Nie uwierzylibyscie z jakich powodow wybuchaly karczemne awantury. Zaczalem czuc sie winny, ze oddycham nie swoim powietrzem. Ona nie widzi w sobie zadnej winy i nieprawidlowosci. Niecaly miesiac temu zyczyla smierci mojemu synkowi z poprzedniego malzenstwa, ktoremu poswiecam swoj czas i pieniadze (czego ona nie moze zniesc). Tego bylo juz za wiele. Oczywiscie z jej strony nie ma mowy o naprawianiu zwiazku. To ja jestem ten zly, bo je zostawilem. Jest tylko agresja... Nie piszcie mi, ze musze z nia porozmawiac, bo rozmawialem milion razy i obiecywala poprawe (ale to tylko puste obietnice byly), ani, ze powinnismy sie wyprowadzic - to niemozliwe. Moje ex i jej matka sa od siebie toksycznie uzaleznione. Znow jestem na kozetce u psychologa. Tak, wiem, zasluzylem sobie. Ratunku :cry:
zdalnytata
 
Posty: 55
Dołączył(a): 21 lip 2014, o 09:57

Re: ratunku...

Postprzez ona32 » 21 lip 2014, o 12:33

Zdalnytata,


tu nie ma co ratowac. Przykro mi, ale sam w pelni zdajesz sobie sprawe, ze to obraz patologiczny jakich malo.
Nie ma sensu szukac winy, zazwyczaj kazdy z nas odchodzac, lub stajac sie porzuconym odczuwa wine na swoich plecach i ugina sie pod jej ciezarem.
Chodzac do psychologa dotrzesz do tej prawdy, przejrzysz tez na oczy, ale niestety to kosztuje czasu. Nie bede prawic ci tu moralow, co masz robic a czego nie, bo ladujac na kanapie u psychoterapeuty sam sie zorientowales, ze to jedyny dobry drogowskaz w tym momencie. Ten zwiazek powinien zostac historia. Wiem, ze pomimo tego wszystkiego, ciagnie cie w "to miejsce", ale jezeli to zrobisz to stracisz tylko czas. Jezeli zachowanie twojej partnerki jest takie, jak opisujesz, ona tez definitywnie potrzebuje pomocy!!!!
ona32
 
Posty: 309
Dołączył(a): 14 lis 2012, o 20:17

Re: ratunku...

Postprzez zdalnytata » 21 lip 2014, o 13:12

Ona nie ma sobie nic do zarzucenia. Wg niej, to ja powinienem sie leczyc. W zimie odbylem 2 mies terapie, gdzie dowiedzialem sie wiele rzeczy o sobie. Terapeuta stwierdzil na koniec, ze ze mna wszystko ok. Niestety prosby i blagania o wspolna terapie kwitowane byly "sam sie lecz, ze mna wszystko ok"...
zdalnytata
 
Posty: 55
Dołączył(a): 21 lip 2014, o 09:57

Re: ratunku...

Postprzez impresja77 » 21 lip 2014, o 14:06

Juz był podobny wątek mężczyzny.
impresja77
 
Posty: 1997
Dołączył(a): 29 sie 2013, o 16:36

Re: ratunku...

Postprzez zdalnytata » 21 lip 2014, o 14:10

Tak. Przeczytalem go. Sytuacja niemalze analogiczna, jak u mnie. W ostatnim watku pisze (ten chlopak), ze doszli do jakiegos wstepnego porozumienia z zona. Niestety ja takich umow i porozumien mialem kilka i tylko ja bylem strona, ktora sie wywiazywala z paktu. Dodam, ze sam zawieralem "umowy", w ktorych nie bylo z drugiej strony powazniejszych deklaracji, a ja dawalem z siebie wiecej i wiecej, az mnie juz praktycznie samego nie zostalo. Wyzalam sie tylko... I mam pelna swiadomosc, ze jestem zaba, ktora dala sie - niestety ugotowac.
zdalnytata
 
Posty: 55
Dołączył(a): 21 lip 2014, o 09:57

Re: ratunku...

Postprzez ona32 » 21 lip 2014, o 14:25

Zdalnytata,

piszesz, ze psychoterapeuta stwierdzil, ze z toba jest wszystko ok a jednoczesnie twierdzisz osobiscie, ze z toba jest cos nie tak, a twoja partnerka zachowuje sie dobrze. Po tym, co opisujesz, w moich oczach jej zachowanie budzi conajmniej przerazenie i jezeli nawet jest ono wypadkowa twojego postepowania, to partnerka powinna isc do psychoterapeuty. Przy takim obrazie zdarzen w waszym zyciu nie sklanialabym sie do wspolnej terapii, szanse sa mniejsze niz zero, ale nie jestem od wydawania wyrokow, sama korzystam z tego forum,bo sama troche przeszlam. Z mojego doswiadczenia moge tylko rzecz,ze tego typu zachowania zarowno z jednej jak i z drugiej strony sa niepokojace, nie wroza dobrze na przyszlosc i trudno bedzie sie ich wyzbyc. Jaka jednak bedzie twoja/wasza decyzja to juz odrebna kwestia
ona32
 
Posty: 309
Dołączył(a): 14 lis 2012, o 20:17

Re: ratunku...

Postprzez zdalnytata » 21 lip 2014, o 14:52

Ok. Ja moze troche chaotycznie i w skrocie. Wiec na terapie udalem sie swiadomy swoich deficytow. Wiem, ze z obawy przed odrzuceniem wiele razy w zyciu ustepowalem dla swietego spokoju. Dzis wiem, ze to moj najwiekszy zyciowy blad jaki popelnialem - poddawanie sie bez walki. Niestety nie zostalem tego nauczony w dziecinstwie, mimo, ze dziecinstwo wlasnie wspominam bardzo, bardzo dobrze. Normalny dom, kochajacy sie rodzice (41 lat razem), rodzenstwo, brak alkoholu i patologii wszelakich. Chcialem, by w procesie terapii odblokowano moja wole walki i to sie udalo, poniewaz teraz (choc za 4-tym razem) swiadomie opuscilem dom, w ktorym mieszkalem, by nie pozwolic na dalszy gwalt na moich uczuciach, godnosci, dzieciach z poprzednich zwiazkow, rodzicach itd. Teraz dopiero wiem, jak powinienem sie zachowac. Poniewaz moje poprzednie odejscia obfitowaly w kontakty z ex, oraz bycie u niej w domu "na zawolanie" niczego mnie nie nauczyly - to teraz jestem po prostu twardy. Spotykam sie z corka (a i tak ex zazadala, by spotkania odbywaly sie w te dni, gdy widze sie z synem - nakaz sadowy i porozumienie z ex zona - wiadomo, po zlosci) i nie kontaktuje sie z ex w ogole. Wciaz analizuje jak bardzo moj brak asertywnosci i stawiania zdrowych granic w zwiazku wplynal na totalna kleske. Szukam winy w sobie. Glupi ja pytam siebie sam, czy jestem az taki miekki, ze nie dalem rady zniesc kolejnych zadrapan i siniakow? Moze za kilka dni by jej przeszlo i by sie zmienila? Ale ona nie walczy. Jej moje odejscie jest na reke (a jej matce najbardziej). Tesknie za siedmioma miesiacami (bo tyle trwala nasza sielanka) razem. Dzis widze jednak ile w ciagu tych 7-miu miesiecy bylo teatru... Do psychologa wracam, poniewaz jestem swiadomy, ze czlowiek uczy sie cale zycie. Poniewaz chce byc wzorem dla moich dzieci, musze tam wrocic i dowiedziec sie o sobie jeszcze wiecej. Musze byc najlepsza wersja siebie.
zdalnytata
 
Posty: 55
Dołączył(a): 21 lip 2014, o 09:57

Re: ratunku...

Postprzez ona32 » 21 lip 2014, o 15:08

Zdalnytata,

czy o to w zwiaku chodzi, zeby ciagle dokrajac sie do drugiej osoby, pozwalac na najgorsze rzeczy tylko, zeby byla obok??? Ja sama niedawno zrozumialam, ze nie tedy droga i odazylam sie wystawic partnera za drzwi na zawsze.
Czy zestawiajac siedem miesiecy sielanki z calym czasem, jaki razem spedziliscie bilans wychodzi na plus??? Sam sobie odpowiedz na to pytanie. Ponadto skoro twojej partnerce na reke byla twoja wyprowadzka to tym bardziej twoj krok byl sluszny, bo to oznacza, ze nie darzyla cie uczuciem. Nie bylam sciana w waszym domu i nie wiem, jak i kto i na ile zawinil, jedno jest pewne, doszlo do zmutowania relacji, wkradl sie totalny brak szacunku, przemoc wszystko wbite w skrajne ramy patologii, tak nie mozna zyc!!!! Nie mam dla Ciebie panaceum na to, co sie stalo. Jednak

1. Dobrze, ze sie wyprowadziles
2. Dobrze, ze poszedles znowu na terapie
3. Utrzymoj kontakt z dziecmi za wszelka cene

Oczywistym jest, ze komus, kto nie zasmakowal danej sytuacji, nie jest w tym czy innym polozeniu, latwiej sypie sie rady z rekawa, ale zrob sobie liste zachowan, incydentow, ktore mialy miejsce w waszym zwiazku, zapytaj siebie jak sie z tym czujesz i czego teraz chcesz?? Czego oczekujesz na chwile obecna??
ona32
 
Posty: 309
Dołączył(a): 14 lis 2012, o 20:17

Re: ratunku...

Postprzez zdalnytata » 21 lip 2014, o 15:15

Choc wszystko, oprocz naszej coreczki jest na minus, to podobnie jak wiekszosc z takimi problemami jak ten - cierpie. Tak bardzo chcialem miec normalna, pelna rodzine. Jestem strasznie poturbowany. Momentami zyc mi sie nie chce. Mam zarchizowane wszystkie nasze maile (zalozylem do tego celu specjalna skrzynke pocztowa). Nie moge uwierzyc, ze moja ex dzis i kiedys to te same osoby. Naprawde. Jakby to wszystko pisal ktos inny. Ja sie po prostu nie moge z tym pogodzic.
zdalnytata
 
Posty: 55
Dołączył(a): 21 lip 2014, o 09:57

Re: ratunku...

Postprzez zdalnytata » 21 lip 2014, o 15:35

W ogole czytam to forum z przerazeniem (jak i ksiazke "Moje dwie glowy"). Przeciez to niemozliwe, zeby zachowania ludzi wobec nas/ skrzywdzonych byly wrecz schematyczne! Do wczoraj moglbym powiedziec, ze ktos ma kamien zamiast serca, a dzis moge smialo stwierdzic, ze dziala wg jakiegos programu wgranego do mozgu dawno temu...
zdalnytata
 
Posty: 55
Dołączył(a): 21 lip 2014, o 09:57

Re: ratunku...

Postprzez zdalnytata » 21 lip 2014, o 15:47

ona32 napisał(a):Zdalnytata,

czy o to w zwiaku chodzi, zeby ciagle dokrajac sie do drugiej osoby, pozwalac na najgorsze rzeczy tylko, zeby byla obok??? Ja sama niedawno zrozumialam, ze nie tedy droga i odazylam sie wystawic partnera za drzwi na zawsze.
Czy zestawiajac siedem miesiecy sielanki z calym czasem, jaki razem spedziliscie bilans wychodzi na plus??? Sam sobie odpowiedz na to pytanie. Ponadto skoro twojej partnerce na reke byla twoja wyprowadzka to tym bardziej twoj krok byl sluszny, bo to oznacza, ze nie darzyla cie uczuciem. Nie bylam sciana w waszym domu i nie wiem, jak i kto i na ile zawinil, jedno jest pewne, doszlo do zmutowania relacji, wkradl sie totalny brak szacunku, przemoc wszystko wbite w skrajne ramy patologii, tak nie mozna zyc!!!! Nie mam dla Ciebie panaceum na to, co sie stalo. Jednak

1. Dobrze, ze sie wyprowadziles
2. Dobrze, ze poszedles znowu na terapie
3. Utrzymoj kontakt z dziecmi za wszelka cene

Oczywistym jest, ze komus, kto nie zasmakowal danej sytuacji, nie jest w tym czy innym polozeniu, latwiej sypie sie rady z rekawa, ale zrob sobie liste zachowan, incydentow, ktore mialy miejsce w waszym zwiazku, zapytaj siebie jak sie z tym czujesz i czego teraz chcesz?? Czego oczekujesz na chwile obecna??



Ja moge smialo powiedziec, ze zawinilem pozwalajac wejsc sobie, wrecz (przepraszam za wyrazenie) nasrac na glowe. Zrezygnowalem (jakie to typowe dla toksycznych zwiazkow), a wlasciwie zmuszono mnie do zrezygnowania z kontaktow z przyjaciolmi, wrecz naciskano na ograniczenie kontaktow z moimi dziecmi i rodzina (wiadomo - pasozyty, katole, brudasy itp.). Zawinilem, bo pozwolilem na czekanie jak pies na wydawanie polecen, a i tak kazdy moj uczynek nie byl dosc szybki w dzialaniu, dokladny, rowny, energiczny itd. Doszlo do tego, ze siegajac do szafki z naczyniami drzalem juz czy wyciagam odpowiednia miseczke do zupy (bo oczywiscie za te niewlasciwa byla zjeba). No coz... Wiem... Chcialem, to mam...
zdalnytata
 
Posty: 55
Dołączył(a): 21 lip 2014, o 09:57

Re: ratunku...

Postprzez impresja77 » 21 lip 2014, o 16:08

Piszesz ,.ze sam byłeś psychofagiem .A skąd wiesz ze juz nie jesteś? Tak szybko się zmienileś? . Bycie ppsychofagiem to nie katar .ze sam przechodzi .To toksyczne ,wieloletnie naleciałościami i skrzywienie osobowości. Nad zmianą pracuje się latami .
Poza tym piszesz,ze chcesz mieć normalny dom. Skoro byłeś (a sadze ze nadal jesteś) psychofagiem to jaki dom uwazasz za normalny ?
Jakie pojęcie o normalnym domu może mieć psychofag.
impresja77
 
Posty: 1997
Dołączył(a): 29 sie 2013, o 16:36

Re: ratunku...

Postprzez zdalnytata » 21 lip 2014, o 16:16

Tak - bylem. Nie - nie jestem. Moja ciezka praca nad soba (nad narcyzmem, nalogami itd.) przyniosla oczekiwany rezultat. Skad wiem, ze nie jestem psychofagiem? Ktoregos dnia spojrzalem wstecz i zobaczylem jakich zniszczen w imie zabawy, romansow i ogolnej zyciowej niedojrzalosci dokonalem. Jak bardzo skrzywdzilem bliskie mi osoby i ile musialy przeze mnie wycierpiec. Moich postanowien z tego dnia, kiedy poczulem autentyczny wstyd i bol z powodu popelnionych uczynkow trzymam sie do dzis i zamierzam w nich wytrwac do konca swoich dni (4 lata minely od momentu, gdy zorientowalem sie, ze jestem zwyklym bydlakiem).
Normalny dom? To taki, gdzie partnerzy PRZEDE wszystkim sie szanuja. Dzis widze, ze milosc "przegrywa" z szacunkiem i przyjaznia. W dojrzalym zwiazku milosc jest dopelnieniem szacunku i przyjazni wlasnie. Normalny dom to taki, gdzie kazdy jest soba, a partnerzy wspieraja sie nawzajem we wszystkich dziedzinach zycia. Normalny dom to taki, gdzie rano slyszysz "dzien dobry, jak spales/ spalas?". Normalny dom to taki, gdzie jest duzo usmiechu i ciepla. Normalny dom jest bezpieczny i chcesz tam wracac.
zdalnytata
 
Posty: 55
Dołączył(a): 21 lip 2014, o 09:57

Re: ratunku...

Postprzez zdalnytata » 21 lip 2014, o 18:16

Jutro sa jej urodziny. Nie wiem jak sie zachowac. Wysle wieczorem smsa. Krotkiego. Nie stac mnie na wiecej chyba...
zdalnytata
 
Posty: 55
Dołączył(a): 21 lip 2014, o 09:57

Re: ratunku...

Postprzez Honest » 21 lip 2014, o 19:18

zdalnytata napisał(a):
ona32 napisał(a):Zdalnytata,

czy o to w zwiaku chodzi, zeby ciagle dokrajac sie do drugiej osoby, pozwalac na najgorsze rzeczy tylko, zeby byla obok??? Ja sama niedawno zrozumialam, ze nie tedy droga i odazylam sie wystawic partnera za drzwi na zawsze.
Czy zestawiajac siedem miesiecy sielanki z calym czasem, jaki razem spedziliscie bilans wychodzi na plus??? Sam sobie odpowiedz na to pytanie. Ponadto skoro twojej partnerce na reke byla twoja wyprowadzka to tym bardziej twoj krok byl sluszny, bo to oznacza, ze nie darzyla cie uczuciem. Nie bylam sciana w waszym domu i nie wiem, jak i kto i na ile zawinil, jedno jest pewne, doszlo do zmutowania relacji, wkradl sie totalny brak szacunku, przemoc wszystko wbite w skrajne ramy patologii, tak nie mozna zyc!!!! Nie mam dla Ciebie panaceum na to, co sie stalo. Jednak

1. Dobrze, ze sie wyprowadziles
2. Dobrze, ze poszedles znowu na terapie
3. Utrzymoj kontakt z dziecmi za wszelka cene

Oczywistym jest, ze komus, kto nie zasmakowal danej sytuacji, nie jest w tym czy innym polozeniu, latwiej sypie sie rady z rekawa, ale zrob sobie liste zachowan, incydentow, ktore mialy miejsce w waszym zwiazku, zapytaj siebie jak sie z tym czujesz i czego teraz chcesz?? Czego oczekujesz na chwile obecna??


wrecz naciskano na ograniczenie kontaktow z moimi dziecmi i rodzina (wiadomo - pasozyty, katole, brudasy itp.).

I to ma być ta cudowna przemiana? :shock:
Chyba sam siebie chcesz o tym przekonać.
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 193 gości