Witajcie.
Na wstepie chcialbym powiedziec: bylem psychofagiem. Nie takiego kalibru, jak w ksiazce Mai Friedrich "Moje dwie glowy", ale jednak... Ksiazke te przeczytalem jednym tchem. Ksiazka ta wytrzaskala mnie po ryju i przeciagnela po asfalcie za samochodem, na stalowej lince dobre kilka kilometrow. Przeczytalem kilka watkow o problemach w zwiazkach, i coz moge powiedziec. Zacytuje Maje - jestem w czanej dupie. Moja sytuacje wyglada niemalze identycznie, jak u Dantes1978.
Porzucilem syna i zone kilka lat temu dla mojej szkolnej milosci. Wiodlem wczesniej "dobre" psychofaże zycie. Imprezki, alkohol, dziewczyny. W domu xbox, nuda. Jednym slowem - sielanka. Odkad zblizylem sie do mojej (ex) partnerki zapragnalem sie naprawic. Tak bardzo chcialem stac sie w koncu dojrzalym i dobrym ojcem (tak, wiem, niektore zdania beda brzmialy jak absurd), ze postanowilem odjesc z domu i swoja naprawe zaczac u boku nowej partnerki. I wiecie co? Udalo sie (albo i nie). Od kilku lat nie pije. Zerwalem wszystkie podejrzane kontakty z kobietami, stalem sie odpowiedzialny, pracowity i "rodzinny". Niemal 2 lata temu urodzila nam sie corka. Dziecko - niespodzianka. Cudowna. Od tego czasu zaczal sie horror. Moglbym dlugo pisac tu o patologii w domu, w ktorym mieszkalem z partnerka i jej matka... Matka, ktora skrzywdzona za mlodu przez meza, postanowila (o czym moja ex niejednokrotnie wspominala glosno) niszczyc gatunek meski. Moge tylko krotko powiedziec. Moja ex ma wszystkie cechy psychofaga opisane w ksiazce. Zachowania tez sa ksiazkowe. Nie wiem tylko, czy mnie zdradzala. Nie mam sily tego sprawdzac. Wyprowadzilem sie 3 tyg temu (juz 4-ty raz). Cala wine za niepowodzenie naszego zwiazku zwalono na mnie. Ex jest bardzo agresywna i byle co wyprowadza ja z rownowagi. Bije mnie wtedy, gryzie, kopie, niszczy moj sprzet komputerowy (czesto trzymajac corke na rekach). Krytyka, ponizanie, wyszydzanie chocby z powodu nierowno pokrojonych ziemniakow to standard. Nie uwierzylibyscie z jakich powodow wybuchaly karczemne awantury. Zaczalem czuc sie winny, ze oddycham nie swoim powietrzem. Ona nie widzi w sobie zadnej winy i nieprawidlowosci. Niecaly miesiac temu zyczyla smierci mojemu synkowi z poprzedniego malzenstwa, ktoremu poswiecam swoj czas i pieniadze (czego ona nie moze zniesc). Tego bylo juz za wiele. Oczywiscie z jej strony nie ma mowy o naprawianiu zwiazku. To ja jestem ten zly, bo je zostawilem. Jest tylko agresja... Nie piszcie mi, ze musze z nia porozmawiac, bo rozmawialem milion razy i obiecywala poprawe (ale to tylko puste obietnice byly), ani, ze powinnismy sie wyprowadzic - to niemozliwe. Moje ex i jej matka sa od siebie toksycznie uzaleznione. Znow jestem na kozetce u psychologa. Tak, wiem, zasluzylem sobie. Ratunku