Witam,
W innym wątku założyłam temat "jak zrozumieć narkomana" w którym opisałam mój problem.
W skrócie mój maż przebywa obecnie już 7 tydzień w MONARZE uzależnienie od heroiny. Problem spadł na mnie nagle mimo tego że mój mapąż bierze od 13 lat. Jesteśmy ze sobą ponad 8 lat i przez cały ten okres nie doświadczyłem cierpienia, które mozna doznać przy narkomanie. Nie było poniżania wyniszczenia psychicznego i tym podobnych rzeczy o których czytam...
Wszystko narazie układa sie dobrze. Jest w ośrodku dobrowolnie. Chce sie leczyć i zmienić. Przykłada sie do terapii realizuje plan. Nie mówi o powrocie chce wytrwać do końca aby tworzyć z nami nadal rodzine, bo wie ze tylko po zakończeniu leczenia ma szanse do nas wrócić.
Już sobie to wszystko jakoś poukladalam. Zostałam sama ze wszystkim i to ogarniam. Mimo tego ze nie jest łatwo nie łamie sie. Kozystam z pomocy terapeuty. Jednak pojawiły sie kolejne problemy... Tęsknota z nim za moim mężczyzna za jego bliskością zaczyna mnie przerastac. Teraz zaczyna byc trudniej. Codziennie płacze rozklejam sie poprosi zabija mnie to od środka. Rozmawiamy raz w tygodniu bo tak zdecydowaliśmy dla dobra terapii, chociaż mamy mozliwosc rozmów codziennie 10 min. Są to rozmowy kontrolowane wiec on nie mówi o swoich pragnieniach nie mamy na to czasu...
Jak sobie poradzić z tęsknota za ukochana osoba za jego brakiem. Jego leczenie musi trwać minimum 6 miesięcy. Widzieliśmy sie dopiero raz tylko przez godzinę. Następne spotkanie dopiero 9 lipca jeżeli zrealizuje dotychczasowe założenia. Ale tez nie wiem jaki czas dostaniemy.
Czy ktoś z Was był w podobnej sytuacji i jakoś sobie z tym radził.
Z góry dziękuje za odpowiedz ewentualne wsparcie...