Witam.
Mam pewien problem, przez który od kilku dni płaczę. Mam 18 lat, w przyszłym roku piszę maturę i zawsze marzyłam by pójść na studia. Nie chodzi tu tylko o bujne i imprezowe życie studenckie, ale o sam tytuł, o samo wykształcenie. Od ponad roku mam chłopaka. Jest on starszy o 5 lat, lubi dominować i by wszystko było po jego myśli. Moje zdanie zbytnio się nie liczy, zawsze robimy to na co on ma ochotę, zawsze jest mu za mało. Miałam też problem z rodzicami, bo nie byli przyzwyczajeni, by ich jeszcze wtedy niepełnoletnia córka wracała do domu po godzinie 24, ale jak chłopak chciał, tak miał, bo weekend, mimo że dostawałam w domu burę i karę. Byłam w nim strasznie zakochana, przestałam spotykać się z przyjaciółkami, spędzać święta z rodziną, starałam się jak najwięcej czasu poświęcać chłopakowi. Mogliśmy przegadać i przeleżeć całe godziny, wystarczyła nam tylko swoja obecność. Myślałam, że tak już będzie zawsze, że weźmiemy ślub, że to może być miłość życia, więc nie bardzo przejmowałam się rodzicami, którzy grozili że mnie po skończeniu pełnoletności wyrzucą z domu. Jednak mój chłopak, powiedział pewnego dnia, że chce szybko założyć rodzinę, że nie chce bym studiowała, tylko poszła po liceum do pracy, bo tam człowiek nauczy się życia. Jeszcze wtedy miałam dość rodziców i obiecałam mu, że nie pójdę na studia. Mój kochany chłopak, strzelał co chwilę fochy- że nie poszłam na ognisko, jak zadzwonił do mnie o 22 że zaraz bedzie a ja już spałam. Musiałam przez to pójść sama na osiemnastkę koleżanki, gdzie zobaczyłam tych wszystkich bawiących się ludzi w moim wieku, zapragnęłam też takiego życia dla siebie, pójścia na studia i młodości. Powiedziałam to chłopakowi po tygodniu od obiecania, a on od razu zarzucił mi, że go okłamałam, że nie może być ze mną, że on nie che takiego życia, że nie chce żebym była jak moja matka, która jest bo studiach i wszystkiego zabrania, że jeśli go kocham to się dla niego poświęcę i dotrzymam słowa. Ale ja zostałam nie ugięta, powiedziałam, że muszę być uparta, że gdyby mu na prawdę na mnie zależało, pozwolił by mi na studia, że to chyba fajnie mieć piękną, mądrą i wykształconą dziewczynę/ żonę, że nie trzeba pracować bo studiach, że ważne by je mieć. Powiedział, że on sam swoją żonę utrzyma, że nie ma pracować, że ma siedzieć w domu - sprzątać i gotować, wychowywać dzieci. Ja nie wyobrażam zbytnio siebie w takiej roli, bo to już nie te czasy, kiedy kobieta siedzi w domu, czułabym się samotna, a on uznał, że inne dziewczyny byłyby bardzo zadowolone gdyby coś takiego im zaproponował...
Teraz się bardzo źle z tym czuję, nie wiem co mam robić, od kilku dni płaczę, martwię się czy podjęłam dobrą decyzję. Wiem, że jestem jeszcze bardzo młoda, ale będzie mi ciężko żyć bez niego.