Piszę ten post jako formę oczyszczenia, nie liczę w sumie ani na oklaski, ani na pozytywny feedback. Wiem, że jedyne, co można byłoby usłyszećw ten sytuacji to "masz, co chciałaś".
13 lutego podjelam decyzję. Kazałam mu się wyprowadzić. Wszystko sypało się od dłuższego czasu. On zawsze wychodził na piwo, wracał, nie wracał. 13 lutego mieliśmy iść razem na usg moich nerek. Ponieważ od grudnia miałam bóle nie do wytrzymania, łącznie ze wzywaniem pogotowia, bałąm się, że to najgorsze i poprosiłąm go już tydzień wcześniej, żeby poszedł ze mną. Zrobiłąm to z takim wyprzedzeniem, ponieważ ciągle i nagminnie słyszałam, że on nie może, bo praca, praca i praca.... W ten dzień przyszedł wcześniej, ale nie omieszkał powiedzieć, ze zostawił niezrobione rzeczy. Odparałam, że świat się nie zawali, on na to, że co ja mogę wiedzieć o jego pracy. W dodatku nadmienił, że bierze go chyba choroba i najchętniej nigdzie by nie szedł, ja na to,żeby w taki ukłądzie nie wybierał się jutro do pracy on, że nie może. Na co odparłam, że widocznie nie jest chory. Zaczeło się: powiedział, że zycie ze mna jest nudne jak z emerytem, że nie wie w sumie czy mnie kocha i nie chce ze mną być. Podniesionym głosem odparłąm "to się wyprowadź!! nikt, a na pewno nie ty będziesz mówił mi, że jestem nudnym człowiekiem.
Do lekarza pojechałam sama. On napisał sms, że idzie na piwo i zebym sie ogarneła (widać jaki był chory).
Do domu w czwartek nie wrócił. Wyprowadził się w sobotę, ja wyszłam z domu, że się z nim nie widzieć.
Było mi cholernie ciężko, w niedzielę zaczełam pękać. Pisałam smsy do niego, on jak zwykle, że będę cudowna babcią, mamą, że jest ze mnie dumny, ale nie będziemy ze sobą. W końcu powiedziałąm dość, zrobiłam analizę całego związku, jego zachowań i to mi pomogło:
1. już na początku naszej znajomości chciał mnie zaprosić na pokaz redbulla w Poznaniu. Powiedział, że jeden bilet jak wygra to na drugi się złożymy. Kiedy odparłam, że myślałam,że jak ktoś zaprasza to placi, odparl, że jak szukam sponsoringu to niech szukam dalej
2. Już na samym poczatku znajomosci, szantazowal mnie wo milion razy wyprowadzkami w trakcie nieporozumien i klotni
3. poznalismy sie w czerwcu a juz we wrzesniu potrafil powiedziec na corke bachor w trakcie naszej klotni, ale jej przy tym nie bylo
4. potrafil mowic do mnie najgorsze slowa juz na samym poczatku (cyt. ze pierdole, ze jestem glupia kurwa). Na samym poczatku po pierwszym takim razie napisal mi maila z przeprosinami twierdzac, ze cytuje jest fiutem, ze tak mowi
5. oklamal mnie na samym poczatku mowiac, ze nie ma dlugow przyniosl zaswiadczenia z banku a po roku dowiedzialam sie od niego przy pierwszym powaznym rozstaniu, ze nadal je ma
6. raz w klotni powiedzial ze idzie na piwo i je na miescie, wkurzyalm sie i wywalilam jego obiad do smietnika. Przyszedl w nocy wzial ten smietnik obudzil mnie wyzywajac od K..... i wcierajac mi ten obiad ze smietnika w twarz, szarpiac mnie a resztki w kanape ----- nie przeprosil mnie za to
7. przy dziecku ostatnio zlapal mnie za gardlo a do corki powiedzial jak plakala, zeby wypierdalala do swojego pokoju.
Duzo tego by bylo, teraz wiem, ze bedzie nam lepiej jak bedziemy same.
A moze zdarzy sie dzien, ze ktos stwierdzi, ze moja coreczka i ja jestesmy fajnymi dziewczynami do zycia w trojke.
Ja tez oczywiscie mialam swoje odpaly, dowalalam sie czasami do czegos, ale wiem, ze to nie zwalnia nikogo z pewnych zasad....((
P.s. kupilam dobre buty do biegania i caly "osprzet" trzeba zyc dalej