Być jak wiecznie uciekający króliczek?

Problemy z partnerami.

Być jak wiecznie uciekający króliczek?

Postprzez patus83 » 25 sty 2014, o 22:33

Moi drodzy.
Wracam do Was ponieważ znowu potrzebuję Waszej porady w sytuacji, w jakiej się znalazłam.
Chodzi oczywiście o mężczyznę. A jak! ;)
Od początku…
Znamy się jakieś 3 m-ce. No krótko, niestety. Mieszkamy razem już prawie 2 m-ce.
Tak wiem, ekstremalnie szybko potoczyła się ta nowa znajomość. Choć nie wiem, czy to tempo miało jakiś wpływ na rozwój naszej relacji…
Ja 31 lat, on 2 lata starszy.
Ja mam za sobą 2 długoletnie związki, on 1 długoletni i przynajmniej jedną niezobowiązującą relację.
Myślę, że nie przesadzę jeśli stwierdzę, że mieszka nam się razem idealnie. Od początku współgramy ze sobą praktycznie bez spięć, bez kłótni, bez stresu. Jest naprawdę bardzo fajnie. Jestem tym zachwycona, jak układają nam się nasze relacje na płaszczyźnie wspólnego mieszkania.
Każdego dnia, kiedy wracam wieczorem po pracy do domu, cieszę się, że znowu go zobaczę. Witam go zawsze z radością, przyjemnością. Widzę, że on reaguje na mnie tak samo.
Temat wspólnego zamieszkania zainicjował on.
Kilka słów o nas..
Jestem osobą, która ceni sobie dużo swobody i przestrzeni w związku i to samo oferuję. Czyli mam swoje życie, swoje sprawy, swoje zajęcia. Nie narzucam się drugiej stronie, nie kontroluję, nie przypominam o sobie, nie pilnuję, nie pytam, nie sprawdzam. Jestem przeciwieństwem kobiety-bluszcz. Wiem, że partner nie powinien być kimś, kto stanie się dla mnie osobą przesłaniającą cały świat. I mimo, że często myślami jestem obok niego, staram się dawać mu o tym znać w takiej ilości, aby nie stało się to przytłaczające. Podsumowując – uważam siebie za osobę, która dojrzała do stworzenia prawdziwej, dorosłej relacji z mężczyzną, opartej na zaufaniu, wsparciu itp.
On? Na razie niewiele wiem na jego temat z takich poważnych kwestii.. Na pewno jest bardzo zadowolony z naszej relacji; z tej swobody, wolności jaką oboje mamy będąc razem. Że nie jest osaczany, kontrolowany. Że może swoje życie podzielić pomiędzy siebie i nas. Sam stwierdził, że ja w całokształcie bardzo mu pasuję. Jakiś czas temu wyraził się, że dla niego najważniejsze jest być sobą...
A teraz powód dla którego piszę.
On bardzo szybko przyzwyczaił się do mojej obecności; do tego, że jestem. Bardzo szybko spotkałam się z ponoć typową postawą u mężczyzn pt. „skoro już zdobyłem, nie muszę się starać”. Nie przesadzę twierdząc, że miesiąc czasu wystarczył mu na to, aby przywyknąć do mnie.
Choć wydaje mi się, że jeszcze przed naszym zamieszkaniem pojawiały się już symptomy tego, że on się do mnie przyzwyczaja..
Niestety zauważyłam, że idealnie pasuje w naszej relacji model myśliwego i uciekającego króliczka. Z początku, gdy byłam wręcz zachłyśnięta pozytywnymi emocjami, jakie on we mnie wywołuje, dawałam im upust. Szybko jednak zauważałam, że moje zaangażowanie nie spotyka się z taką samą siłą/ odzewem z jego strony. Zaczynałam wówczas hamować swoje zapędy i odczuwalnie dystansować się. I wtedy wkraczał do akcji on. W przeciągu ostatnich 2-3 tygodni zdarzyło się już kilka sytuacji (prowokowanych przeze mnie lub samoistnych), które wywołały w nim najpierw niepewność/ zwątpienie/ utratę poczucia bezpieczeństwa a następnie przypływ uczuć do mnie i zwiększone staranie się.
Ktoś kiedyś powiedział „ciastka są smaczne, są dobre. Ale kiedy jesz ciągle ciastka, chce Ci się po nich wymiotować”. I tak się zastanawiam... czy faktycznie problemem jest to, że brakuje między nami pieprzu? Że nie kłócimy się? Bo my się w ogóle nie kłócimy...Brakuje m u adrenaliny w naszej relacji?
Może mój dystans, który mam, wychodzi nam na złe? Może powinnam częściej się obrażać, strzelać fochy? Żeby facet musiał raz na jakiś czas poskakać wokół mnie..
Jest też inna opcja. Może mu zwyczajnie na mnie nie zależy. Ta myśl rozwija się u mnie od jakiegoś m-ca i kiełkuje coraz bardziej.
Prowadziliśmy już kilka razy rozmowy z kategorii „porozmawiajmy o nas”. Oczywiście inicjowane przeze mnie. Ponieważ jednak ani razu nie usłyszałam od niego, że mu na mnie zależy, że cokolwiek, cały czas czuję się po prostu niepewnie w tym związku. Choć z drugiej strony potrafi nazwać mnie skarbem. Czynił to nie raz.
Mam więc ambiwalentny stosunek do naszej znajomości. Z jednej strony wydaje mi się, że powinnam się całkowicie wycofać (bo mu nie zależy) a z drugiej, że powinnam kontrolować zaangażowanie (być ciągle uciekającym królikiem).
3 m-ce razem to bardzo krótko. Nie chcę męczyć go ciągłymi poważnymi rozmowami – sądzę, że wystarczająco dużo powiedziałam mu o swoich potrzebach emocjonalnych. Nie chcę też tkwić w układzie, który po prostu nie ma sensu.
Może ktoś z Was coś umie mi poradzić?
Będę wdzięczna :)
patus83
 
Posty: 49
Dołączył(a): 17 sie 2013, o 15:15

Re: Być jak wiecznie uciekający króliczek?

Postprzez Księżycowa » 25 sty 2014, o 23:52

Witaj :)

Wiesz, mi się wydaje, że jednak czyn jest bardziej znaczącym komunikatem niż słowo.
Decyzja o wspolnym zamieszkaniu wg mnie była za szybka. Ja po takim krótkim czasie nie zamieszkałabym z facetem, bo zwyczajnie nie zna sie kogos na tyle po 2- 3mies. żeby z nim zamieszkać.
Jaki komunikat mu tym dałaś trudno powiedzieć. Wątpię za to, żeby on był na Twoją korzyść.

To, ze "facet przyrasta do kanapy" z reguły,to też nie jest nic nowego. Myślę, że na każdego można znaleźć jakiś sposób, jeśli mu zalezy, to się włączy.
Ale tu znów, po tak krótkim czasie. Piszesz, że przed zamieszkaniem zauważyłaś, że odpuszcza... tym bardziej nie rozumiem dlaczego z nim zamieszkałaś. Tym bardziej wzbudziłoby to moją czujność.
Poza tym wydaje mi sie, że jak facetowi zalezy, to ne tak szybko z tą kanapą...

A jaka jest jego sytuacja mieszkaniowa? Czym on się zajmuje?

Brak kłótni, to nawet nie tyle, że jest nudne, bo trudno nazwać kłótnie atrakcją ale bez kłótni nie ma poznawania siebie nawzajem i jakby dogadywania wspólnych przyzwyczajeń.

A czy przypadkiem nie było tak, że jego zainteresowanie przygasło jak wyraziłaś zgodę na wspólne zamieszkanie?
Wynajęliście coś czy jedno z Was wprowadziło się do drugiego?
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Być jak wiecznie uciekający króliczek?

Postprzez patus83 » 26 sty 2014, o 00:05

Nie sądzę, aby on doszukiwał się jakiegoś komunikatu w tym, że szybko razem zamieszkaliśmy.
Myślę, że każde z nas jest na tyle dobrym psychologiem, że oceniliśmy, że razem będzie się nam fajnie mieszkać. Po prostu. I tak jest :)
Wynajęliśmy razem mieszkanie.
Oboje jesteśmy finansowo niezależni. On prowadzi swoją firmę.
Kwestia finansowa, kariery zawodowej, rozwoju itp. w normie.
Nie, jego zainteresowanie nie spadło po wyrażeniu przeze mnie zgody na wspólne zamieszkanie. Oboje nie mogliśmy się doczekać wspólnego mieszkania.
***
Dopatruję przyczyn tej sytuacji w tzw. uzależnieniu od adrenaliny/ huśtawki nastrojów. Niestety na razie sama stawiam diagnozę. On pochodzi z rodziny dysfunkcjonalnej i mam coraz większe obawy, że po prostu nie jest w stanie odnaleźć się w zdrowym układzie,w którym nie ma jazd, scen, krzyków, cichych dni itp. Za to gdy pojawia się foch, dystans, on zaczyna się starać...
Jego poprzedni związek, z tego co mówił, był wieczną sinusoidą emocji. Był toksyczny. Miał też romans z kobietą, która prawdopodobnie wywoływała podobne emocje - huśtawki i skoki adrenaliny.
patus83
 
Posty: 49
Dołączył(a): 17 sie 2013, o 15:15

Re: Być jak wiecznie uciekający króliczek?

Postprzez Księżycowa » 26 sty 2014, o 00:10

No to może przekierować tą adrenalinę na jakis zdrowy sposób?
Skoro jesteście psychologami, to mozliwości i sposobów znacie mnóstwo. Poza tym jako psycholog wiesz, ze komunikaty w sporej mierze obiera się i wysyła podswiadomie.

I jedno co mnie zastanawia - on jest psychologiem i pracuje w zawodzie z niestrawionymi swoimi problemami?
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Być jak wiecznie uciekający króliczek?

Postprzez patus83 » 26 sty 2014, o 00:20

Nie nie. Nie jesteśmy z zawodu psychologami :)
Tylko takimi psychologami-amatorami. Interesujemy się psychologią, jakieś książki nt. temat mamy przeczytane itp. Wiesz, o co chodzi. ;)
patus83
 
Posty: 49
Dołączył(a): 17 sie 2013, o 15:15

Re: Być jak wiecznie uciekający króliczek?

Postprzez Księżycowa » 26 sty 2014, o 00:35

aaaa ok :)

A może po prostu terapia u specjalisty - nie amatora ;) jesli on ma takie a nie inne zaburzenia? No i przede wszystkim niech to zdiagnozuje specjalista.

Z tą potrzebą atrakcji, to ja tak miałam... związek normalny wydawał mi sie nudny ale miałam świadomość, że ta moja nuda i chęć "czegoś innego" to właśnie brak róznych ekstremalnych przypadków. Postanowiłam po prostu przyzwyczaić się do normalnego, co nie znaczy przyzwyczajenie do faceta. Męczyłam się wtedy i wtedy akurat nie chodziłam na terapię i było mi trudniej. Udało się, jużnie uważam, że jest mi nudno, to chyba jakiś skutek odniosłam.

Tak w sumie nie wiem czego szukasz. Najbardziej zapamiętałam, że brak Ci jego zapewnień o tym, że mu zalezy itp.
Wiadomo, że to jest miłe, ze chyba każda z nas chce cos takiego usłyszeć ale jakoś zauważyłam u siebie, że rzadziej mi tego trzeba, odkąd po prostu wiem, że mu zalezy i widze po czynach. Uzupełnia słowami to fakt, ale czyny sa dla mnie dowodem najbardziej zapewniającym.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Być jak wiecznie uciekający króliczek?

Postprzez Margerytka » 26 sty 2014, o 00:44

Witam
- nie mnie oceniać czy dobrze zrobiłaś czy nie, nie jesteś dzieckiem ale jest takie baardzo stare powiedzenie-
bardziej szanuje się to nad czym trzeba się natrudzić niż to - co samo w ręce wchodzi.
Tak się zastanawiam nad istotą tego związku-
piszesz, że masz swoje życie, swoje sprawy, swoje zajęcia- swoje, swoje , swoje -
Pan również- ma swoje, może pozostać sobą - cokolwiek to znaczy-
a co macie wspólne. Co was cementuje jak związek?
Czy uważasz, że zbuduje się dobry związek na oszustwie wobec siebie, grze- jak to nazwałaś-"w łapanie zajączka"- no chyba coś nie tak- niestety- aktorstwo dobre jest w teatrze a nie wobec najbliższego człowieka- i kiedyś to się zemści- wprawdzie tak króciutka znajomość to praktycznie chyba jeszcze same " motyle".
Piszesz , że brak kłótni - w tym okresie - toż wszystko się podoba - jeszcze nosi się różowe okulary- jeszcze wierzy się- że jest- będzie cuudownie- no chyba, że właśnie prowadzi się grę aktorską wobec partnera. Albo decyduję się znosić wszystko , każdy wyskok, każde zachowanie nawet takie, które mnie boli - oby tylko Pan nie powiedział żegnaj, aby było wrażenie, że jest mężczyzna przy boku, nawet za cenę własnego ja, może tym spowodowana jest Twoja wyrozumiałość. Przecież z tego co piszesz to żyjecie nie razem - tylko obok siebie .
Fochów, dąsów nie radze stroić- wtedy dopiero możesz znudzić Pana i rozdrażnić. A chyba tego byś nie chciała.
Zastanawia mnie również- po co się zdecydowałaś na wspólne zamieszkanie- skoro jak piszesz nigdy nie usłyszałaś, że Mu zależy na Tobie, wprawdzie mówi do Ciebie "Skarbie" . Wiesz mam znajoma, która praktycznie do każdej osoby znajomej bądź nie- mówi " skarbie" , "skarbeńku" - czy według Ciebie świadczy to o gwałtownej miłości- do każdej spotkanej osoby ?
Z drugiej strony nie dziwię się, że jest niepewny- wiesz dostał wszystko za nic- bez żadnego starania, może robić co chce, nie musi się starać- przecież to idealna sytuacja- a wiadomo czy się drugi raz na taka trafi. Czy znajdzie się tak wyrozumiałą osobę ?
Margerytka
 
Posty: 127
Dołączył(a): 25 kwi 2010, o 00:50

Re: Być jak wiecznie uciekający króliczek?

Postprzez patus83 » 26 sty 2014, o 09:51

Ok, wiem, że z jednej strony wspólne zamieszkanie razem tak szybko mogło być złą decyzją. Ale po prostu tak się złożyło, że oboje mieliśmy taką sytuację życiową, że wspólne zamieszkanie było fajnym rozwiązaniem - ja mieszkałam u babci i chciałam jak najszybciej się od niej wyprowadzić. On mieszkał u mamy, ale też chciał pójść na swoje.
Nie sądzę, aby w tamtym momencie idealnym rozwiązaniem było, gdybym np. zamieszkała z obcą osobą tylko dlatego, bo jego znałam raptem m-c.
No był to skok na głęboką wodę. Ale tu akurat jestem przekonana, że tempo wspólnego zamieszkania razem nie ma wpływu na to, co się dzieje.
On już kilka razy zauważył, że się od niego emocjonalnie odsuwam. Przyznawał wtedy na głos, że się za mało o mnie stara. Czyli jest spostrzegawczy, coś tam rozumie i analizuje.
Każdego wieczora, przed snem, spędzamy kilka fajnych chwil (nie mówię o seksie;) i w tych momentach autentycznie czuję, że mu zależy. Wysyła liczne niewerbalne sygnały i myślę, że dobrze je interpretuję...
Co nas łączy? Na razie wspólne chwile, rozmowy, częściowo charaktery i priorytety. I myślę, że mimo wszystko to, że nam zależy na sobie.
Nie do końca chodzi mi o to, że on nie mówi, że mu zależy. Bardziej chciałam zwrócić uwagę, że zaczynam się zastanawiać, czy faktycznie mu na mnie zależy jeśli mi tego nie mówi a czyny czasami wskazują, że nie.
Nie chciałabym, aby on czuł, że mu zależy tylko w sytuacjach, gdy traci pewność co do mnie. Chciałabym czuć jego zaangażowanie, o ironio, także w chwilach, gdy między nami jest super dobrze. Gdy jest zajebiście miło i emocjonalnie fajnie. A ja coraz bardziej dochodzę do wniosku, że własnie wtedy on zaczyna się nudzić tym wszystkim...
PS co do zgadzania się "na wszystko". Nie, wiadomo, że nie za cenę swojego ja. Ale oboje jesteśmy bardzo ugodowi, mamy duży dystans do życia i do innych i jesteśmy wyluzowani. To pozwala po prostu nie czepiać się rzeczy mało ważnych, nie robić z igieł wideł itp. Myślę, że taka postawa jest bardzo pomocna przy współżyciu z każdym drugim człowiekiem.
patus83
 
Posty: 49
Dołączył(a): 17 sie 2013, o 15:15

Re: Być jak wiecznie uciekający króliczek?

Postprzez impresja77 » 26 sty 2014, o 10:15

Z TWOICH opisów wyłania mi się całkiem fajny związek,całkiem do rzeczy facet, całkiem dobre warunki do rozwoju związku.
Może jeżeli żyjecie tak swobodnie bez zbytniego przywiązania do drobiazgów to może sie przenosi też na Wasze osobiste stosunki.Facet wychodzi z założenia,że nie ma o co kruszyć kopii,bo Wam ze sobą dobrze i kochacie się.
Przeczytaj wszystkie pozytywy ,które napisałaś w kilu postach o Waszym związku.Dość dużo dobrych rzeczy w nim jest.
Nie warto cierpliwie czekać na rozwój wypadków i cieszyć się tym co jest? Moze samej zainicjować jakieś komplementy w Jego kierunku i patrzeć czy sie odwdzięcza. to tworzy miłą atmosferę i pozwala na wzajemne otwieranie sie na siebie. Może On też nie wie co Ty czujesz?To dość krótki czas na takie wymagania jakie stawiasz tutaj.
impresja77
 
Posty: 1997
Dołączył(a): 29 sie 2013, o 16:36

Re: Być jak wiecznie uciekający króliczek?

Postprzez biscuit » 26 sty 2014, o 13:35

patus83 napisał(a):Ale po prostu tak się złożyło, że oboje mieliśmy taką sytuację życiową, że wspólne zamieszkanie było fajnym rozwiązaniem - ja mieszkałam u babci i chciałam jak najszybciej się od niej wyprowadzić. On mieszkał u mamy, ale też chciał pójść na swoje.

być może PODSTAWĄ tego związku
w formie takiej jaką przybrał od początku - ze wspólnym zamieszkaniem
jest chęć USAMODZIELNIENIA SIĘ
nie mówię, że miłości czy innych uczuć nie ma
bo być może są - tylko się o nich nie mówi
(dlaczego? przecież to ważna rzecz mówić o swoich uczuciach
szczególnie odwzajemnionych)
ale też jest możliwość - że miłości nie ma
a usamodzielnienie się - jest faktem
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: Być jak wiecznie uciekający króliczek?

Postprzez patus83 » 26 sty 2014, o 13:53

Biscuit. Nie sądzę. Ja jestem samodzielna od kilku lat. U babci mieszkałam chwilowo, 2 m-ce. On jest samodzielny jeszcze dłużej. Mieszkał u swojej mamy również chwilowo, - powiedzmy - przez jej sytuację zdrowotną.
Impresja77. Tak, zgadzam się, że warto korzystać i obserwować. Problem w tym, że zwątpienie, które mnie ogarnęło, nie zostało rozwiane. Mówiłam mu kilka razy o tym, że nie czuję się pewnie w naszym związku, że potrzebuję od niego trochę więcej uwagi i uczuć. Mówiłam, że oboje musimy się starać, jeśli z naszej relacji ma zrodzić się coś fajnego. I mimo tego, że on ma świadomość, że momentami przestaje się o mnie starać, to jednocześnie poprawę widać na moment. Dosłownie. Jeśli jednak mam dalej obserwować i korzystać to muszę zdobyć się na jeszcze większy dystans. Taki, który pozwoli nie przejmować się tym, że dostaję za mało uwagi, za mało starania, za mało uczuć. Niestety zbyt duży dystans prowadzi do całkowitego zamknięcia się na siebie. On stanie się dla mnie bardziej obcą niż bliską osobą. A stąd jedna droga do tego, abyśmy zostali współlokatorami, nie partnerami..
Dla przykładu. On wyleciał w delegacje na kilka dni. Przed wyjazdem poprosiłam go, aby dał mi znać, kiedy wyląduje. Tylko tyle potrzebowałam. Jestem trochę panikara i nie chciałam się zamartwiać, czy lot się udał. Niestety nawet o tym nie pamiętał.
Więc. Czy faktycznie to tylko przyzwyczajenie? Czy może jednak "nie zależy mi"...
patus83
 
Posty: 49
Dołączył(a): 17 sie 2013, o 15:15

Re: Być jak wiecznie uciekający króliczek?

Postprzez Księżycowa » 26 sty 2014, o 14:42

Trudno o poczucie pewność w związku, który trwa 3 mies. Po takim okresie tak na prawde nie wiadomo co z tego będzie i czy będzie.

Co do sytuacji z samolotem, to rozumiem i my mamy taki zwyczaj też, zwłaszcza po ostatnich zdarzeniach, że piszemy sobie, że dotaraliśmy do pracy o to już jest w odruchu. Czasem się zapomni, bo pośpiech ale nawet sobie o tym nie przypominamy,
Nie wiem czy to przyzwyczajenie, czy "zależy mi" ale jednak myśli się o tej drugiej osobie.

Mówiłam, że oboje musimy się starać, jeśli z naszej relacji ma zrodzić się coś fajnego. I mimo tego, że on ma świadomość, że momentami przestaje się o mnie starać, to jednocześnie poprawę widać na moment. Dosłownie.

Nie wiem ale czytając to mam wrażenie, że przytłaczające to wszystko. Ledwo się poznaliście, powinien być pełen luz i spontan a tu "musimy to, musimy tak, żeby było dobrze".
Sztywno strasznie...

Niestety zbyt duży dystans prowadzi do całkowitego zamknięcia się na siebie. On stanie się dla mnie bardziej obcą niż bliską osobą. A stąd jedna droga do tego, abyśmy zostali współlokatorami, nie partnerami..

A czemu tak skrajnie? Można mieć dystans i jednocześnie być razem blisko.
Mam wrażenie, że kazde z Was chciało się wyrwać od nie komfortowych warunków i poszliście w zamieszkanie. Ja nie raz miałam taką koncepcję i jak mój chłopak jeszcze nim nie był, to myślałam czy by nie wynająć mieszkania po prostu z kumplem czyli wtedy z nim. Nie zaproponowałam tego, bo sprawy się inaczej potoczyły ale lepsze byłoby to niż, w moim przypadku, męczenie się z rodizną. Nie widzę w tym nic złego i nawet jeśli bylibyście lokatorami to co? No teraz gdybyście ze związku na lokatorów przeszli, to było by Wam nie za bardzo komfortowo ale może właśnie takie rozwiązanie nie było by złe? Żeby zacząć od lokatorw a wtedy mogło by coś wyjść albo nie.
I ktoś napisał, że facet wszystko dostał, nie musiał się starać i myślę, ze może tak być...
Jako współlokator nie byłby partnerem i musiałby się nieco wysilić... ale to tylko takie rozważania.

Ogólnie rzecz biorąc mam takie odczucie, że decyzja z tym zamieszkaniem była strzałem sobie w kolano.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Być jak wiecznie uciekający króliczek?

Postprzez patus83 » 26 sty 2014, o 15:34

Jeśli strzałem w kolano, to chyba nie moje;)
wbrew pozorom nie spędzamy ze sobą dużo czasu. Ja w tygodniu sporo pracuję (on też) a zdarza się, że pracuję 6 dni na 7.
Zatem zostają nam zazwyczaj wieczory pon-pt + czasami jeden dzień weekendowy. Chwila każdego poranka jest nasza i chwila przed snem. Wieczór zależy od tego, co każde z nas ma w planach ale ten czas dzielimy raczej pół na pół..
We wspólnym zamieszkaniu chodziło o to, aby mieć siebie trochę więcej niż ten 1-2 x na tydzień na kilka godzin..
Ok, on nie musiał się postarać, aby mnie zdobyć. Ale czy to znaczy, że to już nie ma sensu? Bo początek niby mamy spalony?
...
czasami mam wrażenie, że on nie jest przyzwyczajony do atmosfery, jaką ma ze mną. Staram się dawać dużo ciepła, prawić komplementy, doceniać, chwalić. Staram się, aby każdego dnia zdarzył się jakiś fajny, miły gest. Bo wierzę, że nasze życie składa się ze szczegółów. I czasem taki miły drobiazg jak przytulenie, komplement może dużo dobrego zdziałać.
A z tego co wiem, on wychowywał się w emocjonalnie odmiennych klimatach...
patus83
 
Posty: 49
Dołączył(a): 17 sie 2013, o 15:15

Re: Być jak wiecznie uciekający króliczek?

Postprzez Sansevieria » 26 sty 2014, o 15:55

Pierwsze co mi się nasunęło to powiedzenie "zagłaskać kota na śmierć" A drugie skojarzenie to książeczka "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy". Znasz?
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: Być jak wiecznie uciekający króliczek?

Postprzez patus83 » 26 sty 2014, o 17:32

Sansevieria. Znam i to i to. Dlatego właśnie obserwuję jego zachowanie i gdy stwierdzam, że zaczyna się nudzić, wycofuję się. Generalnie staram się zachowywać jak lustro - oddaję tylko tyle, ile dostaję.
Na razie to działa, ale jeśli tak ma wyglądać każdy związek to...sama nie wiem.
Póki znamy się krótko, zabawa w zołzę może i być fajna. Ale z czasem może zacząć męczyć...
Znam też fajne stwierdzenie "jeśli ktoś Cię olewa, zrób mu tak samo". To również praktykuję ;)
....
Pierwsze dwa-trzy tygodnie mieszkania razem były dla mnie emocjonalnym uniesieniem. Czułam mega ekscytację. Naprawdę fajne, rozpierające mnie emocje.
Przeszło mi wszystko, gdy uświadomiłam sobie diametralną różnicę natężenia emocji między nami.
Wiem, że jedynym rozwiązaniem dla mnie jest stać się mega zołzą;) i taki kierunek obrałam. Niestety nadal pozostaję z kiełkującym w głowie przeświadczeniem, że mu po prostu nie zależy...A taka świadomość działa na mnie baaardzo studząco :/
patus83
 
Posty: 49
Dołączył(a): 17 sie 2013, o 15:15

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 328 gości

cron