Witam wszystkich,
jestem nowy na tym forum, szczerze mówiąc nie wiem jak mam swoją sytuację opisać, ale może jakoś uda mi się przedstawić mój problem.
Sytuacja wygląda następująco. Najlepiej będzie jak zacznę od początku. Jestem dość młodym człowiekiem, ponieważ dopiero mam 20lat, moja partnerka również. Oboje pochodzimy z tego samego miasta, tam zaczęliśmy nasz związek w II klasie liceum. Po maturze przeprowadziliśmy się do Warszawy, wspólnie mieszkamy od ponad roku. Ja studiuję Ona również. Oboje pracujemy, a raczej pracowaliśmy - ja obecnie jestem bezrobotny (szukam pracy-może od grudnia coś będę miał), zajmuje się domem (obiadki, śniadania, kolacje, jedzenie szykowane do pracy dla Partnerki, jakieś sprzątanie). Generalnie od razu powiem, że lubię gotować i nie przeszkadza mi to ale czasem czuje się jak jakaś kura domowa albo nawet nie chce tego nazywać. Jest mi po prostu źle gdy ja robię wszystko a Ona praktycznie nic. Jak poruszę temat to już leci tekst z jej strony: "przecież ja ci nie każe tego robić, nie chce od ciebie kanapek do pracy nie proszę Cię o nie ty sam je robisz..." I wtedy przez najbliższe kilka dni jak robię obiad to mówi, że nie jest głodna albo jak gdyby nigdy nic sama jednego dnia z wielkim wyrzutem robi obiad. Kiedy np. zapytam czy coś mogę pomóc to od razu jest "ja zrobię, zostaw!" Tak to generalnie jest, że w naszym związku jak ja chce coś pomóc czy to na komputerze, czy coś na studia czy w kuchni przy gotowaniu to zaraz jest wielka afera, że ja Ją KRYTYKUJE. Ja po prostu chcę pomóc jak widzę, że sobie z czymś nie radzi - jestem takim typem człowieka po prostu, a Ona baaaaardzo rzadko prosi mnie o pomoc. Tak jakby to oznaczało, że jest jakaś gorsza bo sama nie daje rady. No ale bez przesady, dlaczego od razu mnie atakować i mówić, że ją krytykuje. Ogólnie jako para bardzo rzadko wychodzimy a nawet wgl, Jak od ponad roku mieszkamy w Warszawie ani razu nie byliśmy w klubie. Może z 7 razy w kinie, 4 w jakimś lokalu na kolacji, raz spacer po starym mieście i łazienkach. Jak proponuje jakieś wyjścia popołudniem po pracy, jakiś zwykły spacer kilka uliczek to mówi, że nie chce jej się, że nie dzisiaj, jest zmęczona po pracy (jak najbardziej to rozumiem ale chyba raz w tygodniu moglibyśmy przejść się przez 30 min.) Często mamy też kłótnie na tle seksualnym. Ja jestem dość wymagającym facetem, a jeśli chodzi o moją Partnerkę to 2 razy na miesiąc z Jej inicjatywy coś się dzieje (a jak już się coś dzieje to ja jestem stroną aktywną a ona tylko na początku). Jeśli chodzi o temat łóżka to według niej powinienem się leczyć - mówi, że wgl nie patrzę na jej uczucia. Oczywiście w tym wszystkim ja nie jestem bez winy. Czasami zdarza mi się wrócić w bardzo złym stanie po spotkaniu z kumplem z jakiegoś meczu. Raz zgubiłem telefon, wracając do domu pojechałem nie w tą stronę i wylądowałem za Warszawą potem oczywiście ratowała mnie moja kobieta. Ale takich sytuacji było łącznie może 7. Jeśli chodzi o jej np. wracanie z domu rodzinnego do Warszawy to jestem bardzo opiekuńczy, pewnie aż za bardzo. Sprawdzę jej pociąg, zadzwonię i zapytam czy już wyjechała żeby się przypadkiem nie spóźniła, pojadę na dworzec żeby sama nie wracała. Ale generalnie jak nie odbiera telefonu to jestem zły potem się okazuje, że po prostu nie słyszała mając telefon w kieszeni. Albo mówi, że zadzwoni jak będzie gdzieś tam na miejscu - sama z własnej inicjatywy; a potem mijają 2h gdzie ona tam powinna być od godziny a nie dzwoni. Potem oczywiście mówi że zapomniała - wiem że to może wyglądać jakbym ją kontrolował ale np. sama się zadeklarowała, że zadzwoni, albo ja po prostu nie chcę żeby się spóźniła na pociąg. W domu mamy częste kłótnie np. o to, że ja czasem bym chciał żeby mi zrobiła głupią herbatę, kolację to sama się nie domyśli, muszę poprosić noi oczywiście niekoniecnie zostanie moja prośba spełniona. A ona siedzi na fotelu i mówi: "Misiaczku zrobisz mi gorącej herbatki i jakąś kanapkę?" i oczywiście ja ją zrobie ale jak się czasem postawię to jest kłótnia że hoho... Pewnie widać w tym co powyżej napisałem, że siebie stawiam w lepszym świetle, ale zauważcie że o sobie też coś napisałem negatywnego. Sam twierdzę, że nie jestem święty, czasem bardzo potrafię skrzywdzić. Moja kobieta zawsze mówi, że kiedyś byłem inny lepszy... że teraz nie patrzę na jej uczucia, że liczę się tylko ja i że teraz wgl nie pokazuje, że ją kocham. Jest coraz gorzej, moja luba już kilkakrotnie przeglądała jakieś pokoje do wynajęcie i poważnie się zastanawia czy to ma sens. Ja nie chce się z nią rozstawać. Kocham ją, może faktycznie nie potrafię tego pokazać tak jak kiedyś, ale nie tylko ja jestem bez winy. A obecna sytuacja z jej punktu widzenia jest efektem mojego złego zachowania tylko i wyłącznie. Może macie jakieś rady, co mógłbym zrobić, jak pracować nad sobą efektywnie, żeby coś w sobie poprawić i żeby Ona też chciała coś poprawić.
Pozdrawiam