Nie wiem od czego zacząć. Wydaje mi się, że przydałby się drobny background o mnie na sam początek. Mam 24 lata i jestem bezrobotny. Przynajmniej na chwilę obecną. Podejrzewam, że zmieni się to w przeciągu następnych kilku dni bo mam już umówionych parę spotkań w sprawie pracy. Jestem Polakiem, który urodził się poza granicami kraju. Mam podwójne obywatelstwo. Jestem ze swoją dziewczyną już od 7 lat i mieliśmy swoje góry i doły w naszym związku. Poznaliśmy się w liceum. mieliśmy po 17 lat i jeszcze chyba nie do końca wiedzieliśmy jak wygląda życie. Zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia i do tej pory mnie trzyma mimo iż czasem zdarza mi się obejrzeć za innymi ładnymi dziewczynami. Oczywiście na tym się kończy, jestem wierny swojej kobiecie. Ale wracając do tematu. Pierwsze trzy lata były naprawdę piękne. Gdy przyszedł czas na egzamin maturalny i na podjęcie decyzji 'co dalej?' to zacząłem świrować. Tak bardzo kochałem swoją dziewczynę, że robiłem wszystko, aby ona czuła się szczęśliwa i żeby być przy niej jak najczęściej. Jako, że ona chciała iść na architekturę to i ja zdecydowałem, że spróbuję swoich sił w tym kierunku, oczywiście wbrew swoim preferencjom. Na studia dzienne w państwowych szkołach się nie dostałem, więc poszedłem na płatną, prywatną uczelnię. Długo się tam nie utrzymałem, wylali mnie po roku. Potem poszedłem na Filologię angielską, pod dyktando mamy. Powiedziała, że mam iść bo będzie mi łatwo, a muszę mieć papier, więc poszedłem. Zaniedbałem sprawę i olałem te studia więc po jednym semestrze też mnie skreślili z listy studentów. Od tamtej pory łapię pracę za pracą, kombinując jak by tu się utrzymać na powierzchni. Od ponad trzech lat mamy z dziewczyną taką huśtawkę, że zaczęło nas to męczyć. Rozstawaliśmy się i schodziliśmy tyle razy, że nie potrafię tego nawet zliczyć, a co najgorsze, po ostatnich przejściach związanych z moją pracą, a następnie jej utratą, wpędziłem się w depresję zdiagnozowaną przez lekarza specjalistę. Do tego wszystkiego zacząłem się zastanawiać czy aby na pewno 'jestem zakochany' w swojej drugiej połówce. Znaczy się kocham ją, cenię, uwielbiam, podziwiam. Ale chyba to nie jest taka miłość, której ona oczekuje ode mnie. Sama ostatnio powiedziała mi, że nie jest ze mną szczęśliwa, ale oczywiście dzień później wycofała się z tego i powiedziała, że 'już jej przeszło'. Obawiam się, że to może już być zwykłe przywiązanie, a nie gorące uczucie, które jawi się tak mocnym płomieniem jak przy naszym pierwszym spotkaniu. Nie czuję się przy niej tak jak kiedyś. Mam wrażenie, że nie jestem sobą, a my działamy na siebie na prawdę negatywnie. Wmawiam sobie, że ona jest dla mnie motywacją do wszystkiego, ale naprawdę tak się nie czuję. Przez chęć sprostania jej wymogom zmieniłem się, nie wiem czy na lepsze, czy na gorsze, ale czuję się raczej gorzej. Nie mówię, że ona robi to celowo, ale czuję, że coś wysysa ze mnie wszystko to co dobre gdy staram się być dla niej idealny. Zapominam o sobie i staję się wtedy zupełnie innym człowiekiem. Moi rodzice zauważyli to i powiedzieli mi, że ona mnie ściąga w dół zamiast budować i wspierać. Ja jej pomagam praktycznie we wszystkim. Zalicza na studiach wszystkie projekty na 5'ki dzięki mojej pomocy. Sama mi to ostatnio powiedziała, ale kulturalnie powiedziałem jej, żeby "przestała się wygłupiać, bo mój wkład jest znikomy". W rzeczywistości jednak wiem, że gdyby nie moja pomoc to by nie radziła sobie tak dobrze. Najgorsze jest to, że rodzice postawili mi pewnego rodzaju ultimatum. Od dłuższego czasu rozważali powrót do kraju, w którym się urodziłem bo sami mają drobne problemy finansowe, a poza tym na starość chcą być tam gdzie im jest najlepiej. Ja nie czuję w środowisku, w którym żyję najlepiej i dostałem od nich propozycję poniekąd nie do odrzucenia. Mama powiedziała, że widzi, że się męczę i chcą żebym zaczął żyć swoim życiem i wyjechał z nimi. Bardzo bym chciał podjąć taką decyzję i zacząć wszystko od nowa. Lekarz powiedział, że to bardzo odważny krok, ale sądzi, że może to przynieść więcej plusów niż minusów. Ja jestem rozdarty. Czuję się jakby ktoś ugodził mnie w serce strzałą, a ja bojąc się większego bólu nie chcę wyciągać jej, aby rana się zagoiła. Tak klęczę i nie wiem co zrobić. Nie jestem szczęśliwy i nigdy nie będę jeśli moje życie ma wyglądać tak jak wygląda teraz. Kocham i jestem przywiązany do swojej dziewczyny, ale wiem, że im dłużej to trwa tym bardziej prawdopodobne, że zranię ją mocniej przez ewentualną decyzję o rozstaniu. Przez ten związek przestałem być sobą i chyba już nigdy nie będę taki jak byłem kiedyś. Taki jakiego ona mnie kochała i z jakim była szczęśliwa parę lat temu. Nie wiem co mam zrobić. Jak na ironię to SERCE podpowiada mi żebym zakończył ten związek, a ROZUM mówi mi, że może jakoś to będzie. Może ja się poprawię, może ona się poprawi, może jakoś się dogadamy, może ona mnie będzie kochać, a ja ją. Jestem rozdarty na strzępy....
Proszę, powiedzcie mi co mam zrobić ?