Przyznam szczerze, że to jest mój pierwszy raz na forum... Nie wiem co mam zrobić, jak sobie pomóc, nie wiem, czy problem tkwi we mnie, czy w nim. Nie wiem, czy nie jestem przykładem z syndromem ofiary. Może zacznę od początku, dwa lata temu poznałam mężczyznę, wydawał się idealny, ale bardzo tajemniczy i zamknięty w sobie, ale ja za ce postawiłam sobie, że dotrę do niego, że będę z nim. Problemy pojawiły się już na początku, kiedy dostał dziwnego ataku, nie wiedziałam co się dzieje, co robić wzywać pogotowie. Po tej sytuacji o prawie zerwał kontakt, ale przecież choroba to nie problem (problem w tym, że po 2 latach nie wiem nadal co mu jest), wiem tylko tyle, że w ważne wydarzenia dla mnie on zawsze źle się czuje. Było tak kiedy zaporosiłam go na wesele, powiedział, że będzie. Trzymał mnie do końca w niepewności i na 10 minut przed powiedział, że nie będzie go bo źle się czuje, ale następnego dnia był już w świetnej formie na spotkanie z kolegami, sytuacje takie powtarzały się. ale to jeszcze nie był szczyt, gdyż okazało się, po ponad roku, że miał dwie żony o których zapomniał mi powiedzieć, dowiedziałam się przypadkiem, gdy jedna z nich nas goniła. Po tym rozstaliśmy się, bo on nic mi nie chciał powiedzieć, dla niego to było normalne, powiedział, że to nie moja sprawa. Poza tym nigdzie nie wychodziliśmy razem nigdzie, wstydził się mnie (ja miałam takie uczucie). Gdy byliśmy w mieście to on szedł przede mną lub za mną, jakbyśmy nie byli razem. Zawsze miał wymagania wobec mnie i mówił, że powinnam być szczęśliwa, że taki facet chce być ze mną, że powinnam być dumna. Robimy zawsze to co on chce. Nie jest szczery. Ma dziwne poglądy - tzn. że kobieta z którą miałby dziecko po rozstaniu, gdyby miała nowego faceta powinna sama z tym mężczyzną to dziecko utrzymywać, bo to już nie jego problem. Poza tym kwestie finansowe niejednokrotnie stawiał mnie w sytuacji, gdy mówił wprost zapłać za to, kup to, zamów to. Wiem, że żadne racjonalne dane nie przemawiają za nim. Ja jestem strasznie o niego zazdrosna, zmieniłam się dla niego - zaczęłam robić wszystko to co on chciał - sprzątać, gotować, mimo, że on nic nie dawał. Mówił, że on mi w zamian daje swoją miłość - że mnie całuje przytula i że ja nie umiem docenić tego co mam. Do tej pory nie poznałam jego rodziny. Nie ufam mu. Rozstawaliśmy się chyba przez ten czas z 6 razy, teraz miała być ostatnia szansa kolejnej nie będzie. on wszystko zrzuca na mnie, mówi, że ja jestem rozchwiana emocjonalnie, że mu nie ufam, że zadaje pytania. jak mam ufać, jak do niego ciągle dzwonią kobiety i on nie mówi, że jest u dziewczyny, tylko, ze np jest zajęty. Czuję, że on przerzuca na mnie całą odpowiedzialność czuję się winna i nieszczęśliwa, ale boję się odejść, boję się, że nie będę miała siły wytrwać w tym postanowieniu, że znów za jakiś czas ja zapomnę co było złe i znów wrócę, będzie 2 miesiące sielanki i potem znów depresja, łzy i ten sam stan co teraz... Mam też wrażenie, że on chce bym go w przyszłości utrzymywała, że to ja powinnam się wszystkim zajmować, to ja powinnam dawać mu poczucie bezpieczeństwa, powinnam się nim zajmować, ale ja nie czuję wzajemności... Ja nie czuję się pewnie, nie czuję, że mogę na niego liczyć. Wiem, że nikt nie da mi recepty, potrzebuję chyba rozmowy.
Się rozpisałam... Będę wdzięczna za jakąkolwiek odpowiedz...