Tym razem nie wytrzymam

Problemy z partnerami.

Tym razem nie wytrzymam

Postprzez Dzwoniec » 22 paź 2012, o 09:20

Witam,
chciałam tylko napisać że czytam was od dawien dawna. A dziś mam problem i chciałabym prosić o rady i wsparcie.
W moim życiu do tej pory trafiałam na samych popaprańców. Jednak nieco ponad 3 lata temu poznałam wreszcie wspaniałego, kochanego, cudownego, idealnego mężczyzne. Niestety mieszkaliśmy i uczyliśmy się w dwóch różnych oddalonych od siebie o 200km miastach. Był to więc związek na odległość. Myślałam że ten związek nie przetrwa. Stało się inaczej. Jeździłam do niego w każdy wolny weekend, lub on do mnie. Częściej ja do niego ze względu że ja mieszkałam z koleżanką w pokoju, a u niego na wsi mieliśmy co robić no i mieliśmy swój kąt. Ten związek był inny niż wszystkie moje zwiazki. Kochał mnie, okazywał to, opiekował się mną, dbał i pamiętał. Ideał. Praktycznie się nie kłóciliśmy. Marzyliśmy o wspólnym zamieszkaniu razem. Snuliśmy plany na przyszłość. Mieliśmy wyjechać za granicę zarobić na ewentualny ślub i dom. Żeby mieć coś na start w naszym wspólnym życiu. W maju skończyłam studia. Kosztowało mnie to sporo nerwów. Ale wreszcie mogłam sie wyprowadzić z miasta w którym studiowałam i mogłam spedzać czas z ukochanym. No i coś zaczęło się psuć. Jego rodzice sprzedali dom, by wybudować nowy dużo mniejszy. W miedzyczasie ukochany mieszka z rodzicami w domu siostry. Nie ma tam swojego pokoju. Ma w salonie swoj kąt - łóżko i 1 szafkę. Nie mieliśmy spokoju. Nawet swobodnie porozmawiać się nie dało, bo ciągle ktoś jest obok. W ciągu lata przebywałam tam w sumie z przerwami jakieś 2 miesiące a w tym czasie nie mieliśmy ani 1 dnia żebyśmy mogli spędzić go sami. On albo w pracy, albo na budowie. Jak miał wolny dzień to spedzaliśmy go ze znajomymi. Jego problemy zaczęły się (jak mi powiedział kilka dni temu) w maju. Zaczął obawiać się ze nie da sobie rady z językiem za granicą. My zaczęliśmy się więcej kłócic. I on zaczął mieć wątpliwości. Wiedziałam że coś zaczęło się dziać, mówił że nie wie co się z nim dzieje. Był smutny, nic mu się nie chciało, czuł się beznadziejny i widział że czasami mnie krzywdzi i to go dobijało. Ale doszłam do wniosku że to jakaś depresja. Jak wyjeżdżałam od niego to zawsze tęsknił i codziennie pytał kiedy przyjadę. Nie sądziłam ze to wszystko ma jakikolwiek związek ze mna. Bo do tej pory nasza miłość była niezachwiana. Dowiedziałam się od niego kilka dni temu że on nie wie co do mnie czuje, że nie może mi niczego obiecać, a widzi że ja to przeżywam i że mnie to rani i że może lepiej bedzie jak kilka dni nie bedziemy się kontaktować. Wstrząsneło to mną bo NIGDY wcześniej nic takiego sie nie działo. Mówił mi że cos sie z nim dzieje ale był na 100% pewny ze chce ze mną być. Jeszcze kilkanaście dni temu mówił ze mnie kocha, ze ja mam go kochać i jest tego pewny. A tu nagle on nić nie wie, niczego nie jest pewny i powiedział że czuje ze to wszystko się źle dla naszego związku skonczy. Że ma huśtawki nastrojów - raz kocha mnie strasznie a raz jest obojętny. Kazałam mu w ciągu tych kilku dni odpoczynku iść z depresją do psychologa. I to był chyba mój najwiekszy błąd. Po kilku dniach ciszy zadzwoniłam. Akurat szykował się na drugą wizytę psychologa. Powiedział mi że na 1 wizycie ona mu nic nie powiedziała, bardziej słuchała. I że dziś ma mu więcej powiedziec. Powiedziala tez ze dobrze ze mieliśmy mała przerwę i że ona widzi że to uczucie do mnie nie jest takie silne i bardziej wynika z jego charakteru i chęci opiekowania się. Załamałam się. Po drugiej wizycie zadzwonił. Powiedział ze będzie z psychologiem powoli układać sobie wszystko w głowie. Będą zajmować się jego niską samooceną i poczuciem beznadziejności. I powiedział ze mulepiej, bo wie co pokolei robić zeby sie tak źle nie czuć. Ma kierować się tym co on chce. I ma na kolejna wizytę do przemyślenia kilka rzeczy - i nie chce mi mówić jakie. Uszanowałam to. Cieszę się że ma kogoś kto pomaga mu wyjsc z depresji. Ale... on czuje że to wszystko dzieje się dlatego ze przestaje mnie kochać. Ma wyrzuty sumienia że mnie krzywdzi i stad depresja. Z naszych rozmów z ostatnich 3 dni dowiedziałam się kilku rzeczy:
- że nasze rozmowy (oststnio albo kłótnie, albo moje łzy i żale) tylko go denerwują
- że te rzeczy do przemyślenia to miedzy innymi czy chce ze mną być,
- że on juz raczej nie widzi szans na uratowanie związku,
- że przez te kilka dni tęsknił za mną ale tylko troche,

Jestem załamana. to dziwne co sie dzieje. Jeszcze kilka dni temu było ok. Kochał mnie. Powiedziałam mu wczoraj rano że to że nie chce mu sie ze mna gadac bo teraz albo ja płacze, albo kłócimy się i ma ostatnie same złe skojarzenia. I zaproponowałam żeby jednak pogadac o jakis pierdołach itd chociaż po 20 min dziennie. Wieczorem powiedział ze to przemyślał i mogę mieć rację. Że jak mamy się rozstać to powinniśy tą decyzję podjąć razem. Że nie warto tego poddawać bez walki. Ale że nie robi sobie wielkich nadziei. Że on jest chyba juz tym wszystkim zmęczony.

Co ja mam robić? Wreszcie w moim życiu jest bardzo wartościowy człowiek. Dałabym sobie za niego głowę uciąć, a tu w kilka dni wszystko się psuje.
Dzwoniec
 
Posty: 186
Dołączył(a): 22 paź 2012, o 08:28

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 278 gości