Czy jestem na dnie?

Problemy z partnerami.

Czy jestem na dnie?

Postprzez afrykatwin » 1 wrz 2012, o 15:17

Ponoć od dna można się odbić. Kiedy myślałam, że gorzej być nie może - było. Czy może być gorzej niż teraz? Mam 38 lat, nie mam pracy, mieszkania(tracę) i opuścił mnie Mężczyzna Mego Życia. Nie wiem czy mogę tu napisać co mnie dręczy? Nie mam z kim porozmawiać. Przyjaciółka mówi, że wszystko będzie dobrze, ale ja w to nie wierzę.
Jesteśmy razem prawie 7 lat. Czyli mieszkamy razem. Poznaliśmy się, bo wynajęłam pokój w tym samym mieszkaniu gdzie on. Ja byłam sama od 8 lat, pracowałam, on miał dziewczynę z którą po kilku tygodniach się rozstał. I po prostu zaczął się do mnie dobierać, to nawet nie był podryw. Po przemyśleniu uznałam, że co mi zależy, seks może być przyjemny. Uzgodniliśmy, że "to tylko seks". Z czasem tworzyła się więź. On 8 lat młodszy ode mnie. Po pół roku znaleźliśmy wspólny pokój. Miałam wypadek i okazało się, że jestem zdana na siebie bo on długo pracuje. Zdarzało się, że nie miałam nic do jedzenia, picia. Postanowiłam poszukać starszego prawdziwego mężczyzny przez internet. zaczęłam się z nim widywać a mieszkałam dalej we wspólnym pokoju. Dojrzałam do budowania trwałego związku, a on młody, nie troszczył się o mnie, nie widziałam szans na wspólną przyszłość. Mieszkaliśmy razem już półtora roku. Powiedziałam, że odchodzę, poznałam kogoś komu na mnie zależy. Wtedy powiedział, że mnie kocha! Trudno mi było w to uwierzyć. Przeniosłam się do innego. Po trzech dniach wiedziałam, że to nie jest to i ja chcę tylko Mężczyzny Mego Życia! Spotkałam się z nim raz co oczywiście skończyło się seksem i sprzeczką. Przez 3 miesiące szukałam lokum dla siebie. Jak tylko się przeprowadziłam zadzwoniłam do Mężczyzny Mego Życia i się umówiłam na spotkanie. To była nasza pierwsza randka. Udana. Po kilku miesiącach udało nam się wspólnie wynająć mieszkanie. Awansował zaczął wyjeżdżać w delegacje. Tylko na początku byłam zazdrosna i nieufna. Nauczyłam się mu ufać. Żyłam z nim szczęśliwie.
Straciłam pracę, coś troszkę dorabiałam ale utrzymywał mnie Mężczyzna Mego Życia. Przez dwa i pół roku. Nadal mam problem ze znalezieniem pracy. Ostatni dyrektor tak mnie zgnoił, że brak mi pewności siebie i nie umiem się odnaleźć, już nic nie jestem warta. Z Mężczyzną Mego Życia było dobrze, bardzo dobrze. Prowadziłam, dom, dbałam o niego a on o mnie.
afrykatwin
 
Posty: 12
Dołączył(a): 1 wrz 2012, o 14:33

Re: Czy jestem na dnie?

Postprzez smerfetka0 » 1 wrz 2012, o 15:34

afrykatwin, z twojego wpisu nie wynika w ogole ze jestes na dnie. Glowa do gory. Wdech i wydech i powoli dojdziesz do tego co zrobic. Bardzo haotyczna wypowiedz, nie wiem czy ja dobrze zrozumialam. Ale pierwsze co mnie uderzylo to to ze chyba bardzo szybko, wrecz od razu od poznania juz mieszkasz z danym mezczyzna?

Malo napisalas.... czy ten twojego zycia podal jakis powod odejscia? Czy bez slowa wszystko sie odbylo?

Bo z twojej wypowiedzi ja zrozumialam - trafilam na dupka, trafilam na kolejnego dupka, trafilam na pracodawce dupka i przez to teraz mam problemy ze znalezieniem nowej pracy, trafilam na mezczyzne swojego zycia ktory okazal sie dupkiem pomimo ze utrzymywal mnie 2 i pol roku to ja przeciez o niego dbalam a teraz koniec i musze sie wyprowadzic.

Wybacz za bezposredniosc...

Kolezanka ma racje - wszystko bedzie dobrze, predzej czy pozniej na pewno.
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Re: Czy jestem na dnie?

Postprzez afrykatwin » 1 wrz 2012, o 16:15

Jestem bezrobotna i od początku wakacji wyglądało tak, że mniej więcej tydzień byłam u mamy a tydzień w naszym mieszkaniu. Mężczyzna mego Życia też co jakiś czas wyjeżdżał w delegację. Zawsze się starałam żeby być z nim jak jest na miejscu. Tylko raz przedłużyłam pobyt u Mamy o drugi tydzień. Okazało się to brzemienne w skutkach. Przyjechałam, on miał za parę dni zacząć urlop, wrócił z delegacji. Sporo się nie widzieliśmy, niedługo mieliśmy się znów rozstać a dni takie mało seksowne były. Wyjechał na początek urlopu do rodziców. Do których nigdy mnie nie wziął. Znam tylko jego rodzeństwo bo bywali u nas. Po długich namowach na pozostałą część urlopu pojechaliśmy do mojej mamy. To były krótkie baardzo seksowne dni.
Ma taką pracę, że czasami wychodzi po południu lub na noc. Jestem do tego przyzwyczajona. Gdy ostatnio tak wychodził czułam niepokój. Zauważyłam, że zaczął pisać esemesy. Nienawidził tego i nieraz za niego odpisywałam do pracy czy rodzeństwu. Zauważyłam to po powrocie z Urlopu. Jego urlopu. Potrzebowałam pięciu dni, aby zacząć łączyć fakty. Esemesy, nie jadł obiadów które przygotowałam (dawniej zawsze wracał głodny) (nie był głodny nawet na swoje ulubione danie!), załatwianie czegoś wieczorkiem (wtedy zawsze wracał do 22 - nasza pora na "iście spać", nikt puszczający sygnały i piszący esemesy wymagające odpowiedzi, zapominanie naszego darmowego telefonu jak mnie nie było i nie chciał rozmawiać (o braku seksu nie wspomnę). W piątek nie wytrzymałam. Zrobiłam przegląd apteczki, przygotowałam sobie arsenał i siedziałam sama przed komputerem z winem i powoli łykałam co tam było. Mam straszne problemy z łykaniem pastylek i szło mi to opornie. Udało mi się zjeść trzy rodzaje przekraczając dopuszczalną dawkę wg ulotki mniej więcej o drugie tyle. Wrócił. Wszystko mi zabrał. Zapytał mnie dlaczego?! To ja pytam dlaczego? Co się dzieje? Kim ona jest? A Mężczyzna Mego Życia, tak, poznałem kogoś wyjątkowego, nie martw się będę Cię jeszcze przez jakiś czas utrzymywał, nie było Cie i tak wyszło. To się zaczęło wtedy gdy przedłużyłam nieobecność!!! Mogłam temu zapobiec!!!!!!!!!!!!! Ale uległam Mamie!
Na drugi dzień ja wymiotowałam a Mężczyzna Mego Życia był troskliwy i czuły. I starał się mnie uspokoić, że poradzę sobie i on mi nie da zginąć. Ale będzie z inną! Starałam się nie płakać ale słabo mi to wychodziło. Leciały nasze łzy. To była sobota. Ostrzeżenia na lekach można traktować z przymrużeniem oka. W niedzielę wyjechał w delegację. Ja obiecałam pojechać do Mamy. I starałam się przeżyć ten tydzień tak jak zwykle jak on wyjedzie i mamy ograniczony kontakt. W domu nic nie powiedziałam. Jeszcze się łudziłam (po rozmowie z pełną optymizmu przyjaciółką), że się jakoś ułoży, że on wróci.
Wróciliśmy do mieszkania (już przestałam mówić dom na to wynajęte mieszkanie). Dałam mu prezent urodzinowy, który długo nie mógł za nami trafić. Trzy tygodnie temu skończył 30 lat. Udało mi się zdobyć (z wielkim trudem) koszulki z wymarzonym samochodem Mężczyzny Mego Życia. Popłakał się ze wzruszenia jak je dostał. I poszedł na randkę. Nie ze mną. My poprzestaliśmy na tej jednej. Ten samochód to jego wielkie marzenie i coś dla niego najcenniejszego, dążenie do jego zakupu jest realizacją marzeń jeszcze z dzieciństwa. I wtedy po powrocie z randki
przypadkiem zobaczyłam w jego telefonie wiadomość opisaną modelem tego samochodu. Pomyślałam, że kontaktuje się ze sprzedawcą i przeczytałam czułe esemesy. Wtedy okazało się, że dno jest jeszcze niżej.
Odkąd się zorientowałam, że coś jest nie tak boli mnie głowa (to już 3 tygodnie). Ta informacja spowodowała problemy z jedzeniem. Zawsze na śniadanie jadałam 4 kanapki, teraz przez 2 godziny wmuszam w siebie jedną. Czasami mi się uda. Wiem, że muszę jeść, przypomina mi o tym nieustanny ból głowy i brzucha. Najwięcej uda mi się wepchnąć jak czasem jemy razem obiad.
afrykatwin
 
Posty: 12
Dołączył(a): 1 wrz 2012, o 14:33

Re: Czy jestem na dnie?

Postprzez Księżycowa » 1 wrz 2012, o 16:21

Witaj!

Ja mam wrażenie, że wiele uwagi skupiasz na tych facetach.
Mało piszesz o sobie, swoich zajęciach... tym, czym zajmujesz się albo zajmowałaś (poza pracą) kiedy chłopa nie było w domu.

Myślę, ze fajnie by było dla odmiany skupić się na sobie, podbudować samoocenę, która nie jest zalezna od żadnego faceta.
Olej tych wszystkich dupków teraz i zrób coś dobrego dla siebie. Poza tym zazwyczaj działa to tak, że im lepsza jesteś dla siebie i pewniejsza siebie przyciągasz lepszych, zasługujących na Ciebie facetów.

Na złapanie dystansu polecam Ci książkę ,,Kobiety, które kochają za bardzo"

Jak czytałam Twój pierwszy wpis, to pomyślałam, że stało się w Twoi życiu wszystko, co pozwoli Ci zmienić jego jakoś na lepsze i poprawić, to co szwankuje. Takie miałam odczucie.

:kwiatek:
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Czy jestem na dnie?

Postprzez afrykatwin » 1 wrz 2012, o 16:45

A poprzedniego dnia nie było źle, nasze stosunki można uznać, za poprawne, nawet pożartowaliśmy. Stałe rytuały. I najczulszy seks w nocy. Mamy jedno łóżko. Kolejnego dnia naostrzyłam nóż. Sprawdziłam na stopie. Ciężko wykonać nim cięcie. Trzeba poszukać innej drogi.
Przedwczoraj zrozumiałam, że naraiła mu ją jego siostra. A więc i ona i on od początku wiedzieli co mi robią! Uważam, że nie jest jego warta. Nigdy nie potrafiłam szanować kobiet, które rozbijają czyjeś związki. Tym razem wrócił z randki po północy. Dostałam dziwnych dreszczy, niby nie było mi zimno a nogi albo cała drżałam co chwile. Tak jak się trzęsie noga psu jak się drapie. Kolejnego dnia zjadł obiad i poszedł na randkę. Wrócił o północy. Już spałam ale się obudziłam. Mam czujny sen bo byłam molestowana w dzieciństwie. Położył się. Znów mnie naszły dreszcze. Zabrał zapasową kołdrę i poszedł do drugiego pokoju (na razie nie ma współlokatora) bo nie może ze mną spać. Ja już nie nie usnęłam. Widziałam każdą godzinę kilka razy. Dno okazało się jeszcze niżej.
Ustaliliśmy, że jeszcze przez wrzesień mieszkamy razem w celu minimalizacji kosztów. W pierwszych dniach wydawało się, że będzie to łatwiejsze. Teraz jest na randce więc mogą spokojnie pisać. Muszę komuś się wygadać, chociaż wiem, że to nikogo nie zainteresuje. Internet daje złudne poczucie wspólnoty. Czuć cały czas napięcie. Nie mogę się powstrzymać od komentarzy. Na przykład dzisiaj wysiadając z samochodu zauważyłam damski parasol. Chciałam wyjść niby do sklepu i wyrzucić parasol do śmietnika. Ubiegł mnie bo zaraz pojechał na randkę. A mieliśmy zaplanowane jeszcze coś wspólnego na dzisiaj. Zapytałam o której wróci. Ciekawe czy tak będzie. Nie mogę się powstrzymać i mówię, że tego czy tamtego już nigdy nie zrobimy razem Powiedziałam Mężczyźnie Mego Życia, że na pewno nie chciała by go kilka lat temu. Bardzo się zmienił, dojrzał, wie już że skarpety, majtki i koszulkę zmienia się codziennie. I tylko jemu mogłam powiedzieć o zakradającej się i duszącej mnie zmorze z dzieciństwa.
Po godzinach w jakich wychodzi wynika że robi teraz "jako prywatny taksówkarz".
Myślałam, że znam go jak nikt. Pomyliłam się. Myślałam, że niedługo znajdę pracę. Pomyliłam się. Myślałam, że zawsze będziemy razem. Pomyliłam się.
A teraz nie znajduję żadnego powodu aby żyć. Nie czuję, że żyję tylko wegetuję. Po co? Nie mam na mieszkanie, ani jedzenie ani na nic. I już nigdy nie będzie lepiej.
afrykatwin
 
Posty: 12
Dołączył(a): 1 wrz 2012, o 14:33

Re: Czy jestem na dnie?

Postprzez afrykatwin » 1 wrz 2012, o 16:50

Pisałam w częściach bo nie wiem jak długie mogą byc posty. Nie spodziewałam się odpowiedzi. Dziękuję. Przede wszystkim za Exuperiego. Lisek to mój ulubiony rozdział.
afrykatwin
 
Posty: 12
Dołączył(a): 1 wrz 2012, o 14:33

Re: Czy jestem na dnie?

Postprzez Księżycowa » 1 wrz 2012, o 17:05

afrykatwin napisał(a):Mam czujny sen bo byłam molestowana w dzieciństwie.


To zdanie mówi chyba najwięcej... dlaczego przyciągasz takich typów, dlaczego szef zarzucił Ci niepewność siebie. Być może wcale nie jest tak, że się mylil ale nie zmienia to faktu, że zachował sie jak cham.

Myślałaś o terapii? Wydaje mi się, że źródło Twoich kłpotów siedzi właśnie w dzieciństwie i rzutuje na teraźniejszość.

Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Czy jestem na dnie?

Postprzez afrykatwin » 1 wrz 2012, o 17:10

Smerfetko, napisałam, że poznaliśmy się w mieszkaniu w którym wynajmowaliśmy pokoje. Każdy dla siebie. Nie znaliśmy się wcześniej. Od mojego pierwszego rozstania minęło wtedy już 8 lat. Dlaczego nie miałam się zgodzić na seks. Już byłam po trzydziestce. Taki układ był wygodny. Jedno mieszkanie, każdy ma swój pokój i swoje życie.
Nie wierzyłam w trwały związek. Dzięki Mężczyźnie Mego Życia uwierzyłam. Zrozumiałam, że go kocham gdy odeszłam. I nie miało wtedy już dla mnie znaczenia, że nie wiadomo czy kiedykolwiek będzie w stanie dać rodzinie poczucie bezpieczeństwa. Na tym mi najbardziej zależało i zależy.
Zapewniał mi to bezpieczeństwo przez parę lat. Nie wiem jak wyrazić jak mocne uczucie było między nami. W czerwcu mieliśmy taką rozmowę i byłam pewna, że jestem kochana równie mocno jak kocham.
Nie rozumiem jak to się mogło stać? Co zrobiłam nie tak? poza odwleczeniem przyjazdu.
Jak mam się powstrzymać przed pocałunkiem gdy staje w drzwiach kuchni?
Co mam ze sobą począć?
Jak zarobić na życie?
Mam wiele dylematów, których bez zapisania kilku stron nie dałoby sie sformułować.
afrykatwin
 
Posty: 12
Dołączył(a): 1 wrz 2012, o 14:33

Re: Czy jestem na dnie?

Postprzez afrykatwin » 1 wrz 2012, o 17:13

Szefowi nie spodobała się moja zbyt duża pewność siebie. I chyba uczciwość. Ale do tego nie przyzna się żaden dyrektor szkoły.
afrykatwin
 
Posty: 12
Dołączył(a): 1 wrz 2012, o 14:33

Re: Czy jestem na dnie?

Postprzez afrykatwin » 1 wrz 2012, o 17:16

Próbowałam kilka lat temu dostać się na terapię. Wtedy gdy udało mi się otworzyć przed Mężczyzną Mego Życia. Przez 30 lat nikt nie wiedział. Niestety nie udało mi się.
afrykatwin
 
Posty: 12
Dołączył(a): 1 wrz 2012, o 14:33

Re: Czy jestem na dnie?

Postprzez smerfetka0 » 1 wrz 2012, o 21:06

Nawet nie wiesz jaki mnie smutek ogarnia czytajac twoje posty...

Jedno jest pewne, nie wyleczysz sie z tego jak bedziesz przy nim, widzac jego nowy zwiazek.

Czy nie masz mozliwosci sie wyprowadzic do rodzicow? Do rodzenstwa? Do kolezanki?

Na razie spokojnie przemysl, moze jest swiatelko co do wyprowadzki.

Ciezko jest powiedziec, nie martw sie, ulozy sie, widocznie to nie ten, nie warty ciebie, bo te slowa nie poprawia Ci tak wlasciwie nastroju.

Najwazniejsze jest abys nie postapila pochopnie i nic zlego sobie nie robila, pisz tutaj, wylewaj tu swoje zale, zlosci, wyladowuj sie w kazdy mozliwy sposob, ale prosze, co to za pomysly z ostrzeniem noza?

Do wszystkiego trzeba zabrac sie stopniowa, zrob sobie liste swoich celow np - wyprowadzka, praca (napisz gdzie musisz jeszcze sprawdzic ogloszenie, gdzie rozdac cv, do kogo zadzwonic zapytac czy cokolwiek), itp itd. Mi osobiscie takie plany i osiagnie tych malych celow pomaga trzymac rownowage jak sie juz calkowicie sypie.

Masz kogos z kim mogla bys wyjsc ? Na kawe, do kina...gdziekolwiek ?
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Re: Czy jestem na dnie?

Postprzez marie89 » 1 wrz 2012, o 22:31

Uwikłałaś się w bardzo dziwny, niezdrowy układ... A ten "Mężczyzna Twojego Życia" - chyba go mocno idealizujesz... Coś mi tu nie gra, mocno niepokoi.

Jesteś gdzieś ubezpieczona? Poszukaj terapii. Potrzebne tu spojrzenie specjalisty.

Czy masz możliwość przeprowadzki? Powrót do domu rodzinnego?
marie89
 

Re: Czy jestem na dnie?

Postprzez biscuit » 2 wrz 2012, o 01:59

wg mnie
opisujesz swoją historię w taki sposób
że mam wrażenie
jakbyś się upajała swoim tragizmem i rozpaczą
już samo wyrażenie
Mężczyzna Mojego Życia
jest takie poetycko-nihilistyczne
niby rozdzierasz szaty i żyły
ale odnoszę wrażenie
że taka poza Bo Ja Jestem Proszę Pana Na Zakręcie
jest dla Ciebie samej atrakcyjna
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: Czy jestem na dnie?

Postprzez afrykatwin » 2 wrz 2012, o 18:53

Piszę tak jak umiem. Staram się zostać zrozumianą. Widzę, że mi się nie udało.

Wiem, że problemów mieszkaniowych nie zrozumie nikt, kto nie tułał się od wynajętego pokoju do pokoju. Nie mam szans na stałe mieszkanie. Wynajęcie pokoju, jest rzeczą bardzo niepewną, i drogą. Do rodziców mogę wrócić, ale to dla mnie będzie koniec życia. Wiem, że to brzmi dramatycznie, ale tak czuję i czułam, gdy za wszelką cenę walczyłam o ukończenie studiów. Mała miejscowość przy wschodniej granicy, setki km stąd, brak perspektyw, brak znajomych. W mieście mogę chociaż odrobinę zarobić robiąc to, co daje mi satysfakcję.

Jestem ubezpieczona ale wizyta za 7 miesięcy u psychiatry jakoś nie podnosi mnie na duchu.
Przykro mi, że kogoś razi 'Mężczyzna Mego Życia'. Nie mam ochoty używać imion a tak właśnie czuję od paru lat. Nadawanie pseudonimów jest trudne bo mogą się pomieszać. Nieważne.

Wyjechał dzisiaj w delegację, spróbuję żyć jak zawsze gdy jest nieobecny.
afrykatwin
 
Posty: 12
Dołączył(a): 1 wrz 2012, o 14:33

Re: Czy jestem na dnie?

Postprzez biscuit » 2 wrz 2012, o 19:52

hej
nie moją intencją jest robić Ci przykrość
napisałam o swoim wrażeniu
ja też przeżyłam upajanie się rozpaczą po utraconym kochanku
takie mocne uczucia dają czasem pewną specyficzną przyjemność
w przeżywaniu ich jest coś emocjonującego, mistycznego
radość, zadowolenie jest taka płaskie
rozpacz to głębia, otchłań
można dać się jej uwieść...
ja przynajmniej bywałam na to podatna
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 348 gości