Przede wszystkim witam wszystkich na forum
Od czego tu zacząć. Kilka dni temu skończył się mój 8 miesięczny związek z dziewczyną. Nie było by w tym nic dziwnego i nie skłoniło by mnie to do pisania na tym forum gdyby nie fakt ze historia powtarza się 3 raz w przeciągu kilku lat. Pierwsza dziewczyna zostawiła mnie po kilku miesiącach bycia razem gdy miałem 19 lat. Nie mogłem zapomnieć o niej przez 3 lata, ogólnie użalanie się nad sobą, jakieś stany depresyjne, odizolowanie się od innych. Do tego dość poważne problemy ze zdrowiem (perspektywa trwałego kalectwa) w wyniku których zaczołem poważnie myśleć o samobójstwie, gdy już doszedłem jako tako do siebie wszedłem w związek z następną dziewczyną, trwało to jakieś 7 miesięcy po czym bach i nie ma. Tym razem ostro wziołem się do pracy nad sobą, sport, drugi kierunek na studiach, imprezy. Ogólnie robiłem wszystko żeby ukarać się za to że pozwoliłem sobie się zakochać. Skończyło się to kilkoma nieciekawymi sytuacji połamanymi nosami i takie tam. Po 2 latach mi przeszło, jakim cudem nie wykończyłem swojego organizmu to nie mam pojęcia. I wreszcie ostatnio, kobieta która zostawiła mnie 3 dni temu. Teraz sam na mieszkaniu z dala od domu i od wszystkich, nie mam się do kogo odezwać i ogólnie rzecz biorąc nie wiem co z sobą zrobić. W pracy nie potrafię się na niczym skupić jak tak dalej będzie to mnie z niej wywalą i na tym się skończy. Jestem totalnie rozwalony psychiczne. Zaczynam znowu się karać za to że pozwoliłem sobie na utratę kontroli nad swoimi emocjami, za to że pozwoliłem sobie na to żeby kogoś pokochać. Przechodząc do sedna, to zaczynam się zastanawiać gdzie leży mój błąd, co robie źle? O każdy związek walczyłem jak mogłem, dawałem wszystko z siebie i po raz kolejny kończy się to fiaskiem i moją porażką. W efekcie czego dochodzę to tego że ja i miłość chodzimy innymi drogami. Za każdym razem słyszę na odchodne to samo: że bardzo dobrze nam ze sobą było ale niestety to nie jest "to"...juz mam tego dość.