Witajcie po dłuższej nieobecności
W tym roku skończę 30 lat. Abstrakcja. 10 lat temu nie wyobrażałam sobie, że dożyję takiego wieku i do ludzi w moim wieku mówiłam per "pan", "pani".
Z pewnością wyobrażałam sobie, że w wieku lat 30tu będę już miała męża i dzieci, a okazało się zupełnie inaczej.
Mieszkam też w innym mieście niż planowałam- zostałam tutaj gdzie studiowałam i bardzo się z tego cieszę.
Studia- to najfajniejsza część- najpierw skończyłam pierwsze, a ponieważ nie podobały mi się zupełnie, skończyłam też drugie, które podobały mi się znacznie bardziej.
Żadna z moich dotychczasowych prac nie była pracą, o jakiej myślałam, że mogłabym kiedykolwiek taką wykonywać, ale każda była fajna, sprawiała mi satysfakcję, zmuszała do nauki, wysiłku i współpracy z ciekawymi ludźmi.
Ludzie- właśnie... to chyba najważniejsze, co spotkało mnie przez ostatnie 10 lat. Kilka ważnych znajomości, przyjaźni, miłości, które spowodowały, że jestem tym, kim jestem dzisiaj.
Jedna osoba, która odeszła, jedna ważna osoba, której odejście zmieniło mnie z dziecka w dorosłą dziewczynę.
To co dzisiaj martwi mnie najbardziej, kiedyś nie stanowiło problemu; to co kiedyś było mega przerażające, dzisiaj jest ledwie problemikiem.
30 lat ma swoje zalety- czuję się dobrze w swojej skórze, nie chcę już nikomu na siłę udowadniać, że jednak jestem całkiem ładna, fajna, mądra i że warto się ze mną zadawać, bo Ci, którzy są tego warci, są dzisiaj obok mnie bez względu na to jaka jestem lub nie jestem. Czyli- osławiona pewność siebie.
Natomiast pojawiło się przerażenie na temat przyszłości, być może już niedalekiej.
Moi Rodzicie zaczęli chorować, aktualnie Tato, bardzo poważnie, rak, operacja, leczenie... Boję się, że umrze. Boję się, że mój świat się zmieni. Nie wiem, czy powinnam się aż tak bać- przecież jestem dorosła i w końcu całe życie nas uczą, że po to się rodzimy, żeby kiedyś umrzeć, i tak jest i być musi i nie da się tego zmienić.
Nagle przestało mnie cieszyć wszystko, co jeszcze przed chwilą sprawiało mi radość, czy satysfakcję czy dawało poczucie bezpieczeństwa lub zadowolenia z siebie, bo nie mogę tego wykorzystać, żeby pomóc najbliższej osobie. Czuję się bezsilna i zastanawiam się, czemu służy nasza codzienna gonitwa i dążenie do swoich mniejszych czy większych celów, skoro w najważniejszych życiowych kwestiach i tak nie możemy wykorzystać swoich umiejętności, wiedzy, bo "ktoś na górze" już dawno zapisał nasze życie...
lili