zostac czy odejsc...

Problemy z partnerami.

zostac czy odejsc...

Postprzez anulka81 » 20 gru 2011, o 03:04

Witam,
Trafilam tutaj, bo czuje się za bardzo zagubiona, nie umiem sobie sama już poradzić... Nawet nie wiem od czego zacząć... Mieszkam w UK, tu poznałam swojego męża, pochodzi z bylego kraju Zssr, to nie mialo dla mnie znaczenia, jest dobrym człowiekiem, zawsze staram się oceniać człowieka po charakterze, nie po paszporcie. Bywało różnie między nami,jeśli sie klocilismy, po prostu myślałam,że się docieramy. On obiecywał, że będziemy dobrze żyli, niczego nie będzie brakowało, wzięliśmy kredy na biznes, który nie wypalił, mnóstwo kasy poszło na marne, już 3 lata spłacamy, ciągle mówi, że on JUZ cos PRZECIEZ robi,a ja sie czepiam, że jeszcze niedługo,żebym była cierpliwa. Ale jak długo można czekać? Wzięliśmy ślub, gdy jeszcze było dobrze, zaczęło się psuć, klocilismy się,za dużo innego podejścia do życia, pewnie odwolalibysmy ślub gdyby nie okazało się, że jestem w ciąży... Przerazilam się, bo w pewnym sensie czułam, że będę miała z nim zmarnowane życie... Ale on się bardzo cieszył z dziecka, myślałam, że będzie lepiej, że dziecko da mu kopa do działania, nie miałam wyboru... Dzień ślubu wspominam jako najpiękniejszy w moim życiu, on był taki kochany... Skakał koło mnie jak nigdy, było cudownie, miesiącami zylam tym ślubem! Sielanka skończyła się zaraz po urodzeniu dziecka, przynajmniej w moich oczach... Przezywalam depresję poporodowa, wszyscy jakby przymykali oczy na to, moja mama, mąż, przyjaciółki, lekarze, położne... W sumie to Ja się nie chciałam przyznać sama sobie, to ostatnia rzecz, do której chce się przyznać młoda matka... Recesja się zaczęła, do tej pory mąż stracił juz dwie prace, więc Ja wróciłam na swój pełny etat, 12 godzinne zmiany dzienne I nocne, myślałam popracuje kilka miesięcy dopóki pn nie znajdzie dobrej pracy I przejdę na po etatu... Minął rok, a on nawet nie kwapi się, żeby szukać cokolwiek,co mnie najbardziej wkurza! A kasy brakuje, bo jak z jednej, choć dosyć dobrej pensji, zapłacić rachunki I ten jego piep***ny kredyt,jedzenie,etc.. robiłam nadgodziny żeby zabrać dziecko na pierwsze wakacje...

Ostatnio miarka zaczęła się przebierać... Mówiłam mu czego chce I jak chce, oczywiście koknczylo się klotniami, groźbami rozwodem. I że zabierze syna... W duchu już wcześniej sama myślałam o rozstaniu I może podświadomie sama doprowadziłam do takiej sytuacji, bo nie jestem idealna... Ale nie sodziewalam że obudzi się w nim taka bestia jeśli chodzi o dziecko... Potem mówił, że jeśli mu nie dam dziecka, będziemy musieli go podzielić po połowie, pół roku że mną, najprawdopodobniej wrocilabym do polski, a pół roku u niego, w UK jeśli tu zostanie, a jak nie to w jego kraju. To jest jakieś chore... Jak można rozdzierac dziecko nie dosc że pomiędzy dwoma osobami, to jeszcze pomiędzy dwoma krajami o różnych kulturach? Nie zgodził się żeby święta I wakacje z nim spędzał... Chciał więcej. Uspokoilam się , on b kocha syna I naturalne jest to że chce p niego walczyć...

Jednak po jakimś czasie spięcia wróciły, czasem słowa same nam się wyrywają, których potem bardziej lub mniej zalujemy... Najbardziej cierpi dziecko, ma 2 lata,gdy się klocimy,siedzi cichutko, gdy uda nam się pogodzić, I się prztulamy, przybiega do nas, całuje I przytula obojga, pewnie wtedy wyglądamy na jedną szczęśliwa rodzinke

Niestety to zazwyczaj nie trwa długo, Ja przechodzę rozczarowanie za rozczarowaniem I zaczyna we mnie wszystko pękać, resztki uczuć do męża zaczynają wysychac I boję się że już nie będą się w stanie odrodzić...
Po moim ostatniu załamaniu,chciałam wszystko opisać w pamiętniku ,w którym znalazłam listy z pięknymi wyznaniami od kolegi ze studiów... Nie przyjelam go wtedy bo ktoś I cos innego mi po głowie chodziło a on nie za bardzo mi sie podobal, uwazalam go za kumpla i tyle... Czasem rtacalam przez lata do tych listów,zawsze robiły na mnie ogromne wrażenie, nikt inny do tej pory tak pięknie się do mnie nie wyrażał, kilka razy chciałam mu napisać,że mi przykro że tak się potoczyło, przeprosić,jednak myslalam, że to niestosowne,pewnie ułożył sobie życie, przynajmniej taką mam,nadzieję, bo zasługuje na to . Jednak tym razem poprostu napisałam na jego starego maila. Tak naprawdę nie wiem dlacEgo I po co? Z jednej strony mam nadzieję że nie przeczYta tego maila, z drugiej strony chce żeby przeczytał I napisał że jest szczęśliwy, wtedy może skoncentruje się na swoim małżeństwie, albo żeby ot tak poprostu napisał że 10 lat czekał na mnie I przygarnie mnie i mojego dzieciaka I będziemy żyli szczęśliwie... Odpisal, jest b inteligentny i tak sie zachowal w stosunku do mnie, zaoferowal pomoc, pisal, ze juz rzadko wchodzi na tego starego maila, ktorego ja mialam, a jednak teraz codziennie sprawdza poczte ode mnie i zawsze cos napisze. Jest sam, wiec przez moment rozbudzily sie we mnie silne emocje do niego znalazlam jego profil na facebooku i codziennie ogladalam jego zdjecia, zadurzajac sie w nim coraz bardziej... Nie zachowuje sie rcjonalnie, boje sie , ze moglabym rozbudzic jego uczucia, za dzuzo mi napisalam o swoich problemach, ze najchetniej ucieklabym od meza, wiem, ze to wszystko bez sensu, bo raczej nie ma szansy na to , ze moglibysmy byc razem, poza tym ja mam poparane zycie, a on zaslugje na najlepsze. on jest dobrym czlowiekiem, po tylu latach, prawie bez koontaktu, tak po prostu chce ze mna rozmawiac, oferuje pomoc, martwi sie...

Nie chce jednak, zeby to mialo cos wspolnego z ewentualnym rozstaniem z mezem, chyba powinnam zerwac z nim znowu kontakt... ale jakos nie potrafie tak... Czuje sie zagubiona i nieszczesliwa, nie umiem wziac losu w swoje rece, chce rozstac sie z mezem i nie chce, bo sama nie wiem czego chce...

Ostatnio maz dorwal na kilka dni dosc dobra prace, z perspektywa przacy na stale od marca, ale juz mnie to jakos nie cieszy... czuje sie jakby moje rany byly zbyt glebokie...
Dzis po kolejnych klotniach, napomnknelam mu, gdy on niby przepraszal, ze ja nie chce sie klocic, ale nie czuje skruchy, zalu, upadlam zbyt gleboko z powodu rozczarowan i najchetniej chcialabym, zeby sobie poszedl... Potem on zaczal mnie przytulac, mowic, ze kocha mnie i syna, ze nikogo wiecej mu nie potrzeba i zrobi wszystko, zeby nas przy sobie zatrzymac... A ja po prostu nie czulam nic, tylko obojetnosc, bo slyszalam juz to wczesniej, ale wiekszych czynow nie widzialam... wybudowalam wokol siebie mur obronny, zeby juz nie krzywdzil moich uczuc... Dzisiaj prawie zmusilam go, zeby mi tez mowil, jak sie czuje, ze jesli jest mu zle, ja potrzebuje to wiedziec, bo wszyscy, mysla ze to taki wesolek i ze ja mam znim fantastycznie, bo wesolo, smiesznie, itp, powiedzial, ze jest mu ciezko jak cholera i robuje cos robic ale ja jakos tego nie widze...

Czuje, ze musze jakos uporzadkowac to swoje zycie, czuje sie niespelniona, wypalona...
W polsce skonczylam koledz angielskiego, arze o nauczaniu jezyka, ale ciezko mi jest... pracuje cale dnie lub noce, potem nie mam energii, czasem udzielam lekcji polskiej rodzinie, ale rzadko mam mozliwosc. chodze tez do podstawowki na wolontariat, zeby moze dostac jakas przace w szkole jak asystent nauczyciela ( w anglii kazda klasa ma nauczyciela i pomocnika nauczyciela) ale tez nie moge tam chodzic tak czesto jakbym chciala... a pracuje na lotnisku, nie powinnam narzekac, placa dobrze za to co robie, ale to nie jest to co chcialabym robic... poza tym nawet ta dobra pensja i dodaek jaki dostajemy z rzadu zaczynaja nie wystarczac na wiazanie konca z koncem... a w szkole jako pomoc zarabialabym polowe mniej... wiec nie mam wyboru w chwili obecnej...

To taki zarys tego jak ja sie czuje i co sie dzieje wokol mnie... Nie mam z kim pogadac, nie chce martwic rodziny, choc oni widza, jak nam jest ciezko, staraja mi sie nie wypominac, ale czasem mojej masie sie wypsnie kilka rzeczy, bola jej slowa jak cholera, wkurzam sie wtedy bo wiem ze ma racje a boje sie przyznac do zyciowej porazki...

nie potrafie znalezc radosci zycia, nawet w swoim dziecku... jestem samolubna...

Nie wiem czy ktos to przeczyta, zareaguje, ale choc samo wyrzycenie teog z siebie chocby w pusta przestrzen pomaga choc troche,
bede wdzieczna jesli ktos zechce spojrzec na to zimnym okiem i chocby nakrzyczec na mnie, nie oczekuje porad, bo nikt mi nie moze powiedziec czy mam zostac z mezem czy odejsc...

A.

Ps. przepraszam za literowki...
Avatar użytkownika
anulka81
 
Posty: 264
Dołączył(a): 20 gru 2011, o 02:34
Lokalizacja: uk

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez andrzej83 » 20 gru 2011, o 13:01

Witam, pisanie o problemach pomaga nam zapomnieć i jest lżej na sumieniu, bo zrzucamy z siebie, troszkę emocji czy też bólu, bo jak wiadomo nie każdy ma ułożone życie jak i czasem nie z naszej winy. Ale bez urazy, no namieszałaś sobie w życiu, ale musisz też po sobie posprzątać, tak jak i ja :lol:
Musisz sama się określić, co tak na prawdę oczekujesz od życia, czy chcesz żyć z mężem, czy może ów kolega, im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej będzie dla wszystkich.
Pamiętaj że już raz koledze namieszałaś, ale i on może nie być bez wad, nie widzieliście się. Ale robiąc mu nadzieje, na coś czego może nie być, skrzywdzisz go jeszcze bardziej, czy warto?.
Ja się rozwiodłem gdy dziecko miało około 2 lat, to nie była łatwa decyzja, ale nawet z perspektywy czasu wiem że to było mniejsze zło i postąpiłem słusznie.
Ale ta decyzja musi być podjęta jak zawiodą inne sposoby.
Więc może spróbujcie o tym porozmawiać, wyjaśnić sobie czy wam zależy na związku, może warto go ratować, ale do tego musi być inicjatywa obojgu stron,
Avatar użytkownika
andrzej83
 
Posty: 1248
Dołączył(a): 30 wrz 2011, o 13:35
Lokalizacja: Warszawa

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez anulka81 » 20 gru 2011, o 16:58

andrzej83, dziekuje za wypowiedzenie sie, kazde twoje slowo jest prawda...

Ktos mi powiedzial, ze to moze we mnie tkwi problem, i ze moze powinnam wybrac sie do lekarza, ze depresja, ktora zaczela sie po urodzeniu dziecka to choroba, wiec potrzeba ja leczyc... Bylam kiedys u lekarza, przepisala mi tabletki, powiedziala, zeby wrocic, ale gdy chcialam wrocic, ona odeszla, nie chcialam drugiemu lekarzowi od nowa sie spowiadac, poza tym, tak jakby sie polepszylo wtedy, wiec pomyslalam, ze nie potrzebuje juz lekarza...
Zapisalam sie na wizyte, we czwartek, zobaczymy co inny lekarz poradzi, czy od razu przepisze tabletki, ktorych nie za bardzo chce brac, czy moze skieruje na terapie, rozmowy... chcialabym, ale boje sie... glupio mi sie przyznac, ze moge cierpiec na depresje, z drugiej strony czuje, ze potrzebuje pomocy...
Avatar użytkownika
anulka81
 
Posty: 264
Dołączył(a): 20 gru 2011, o 02:34
Lokalizacja: uk

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez zajac » 20 gru 2011, o 20:08

Współczuję Ci sytuacji, w jakiej się znalazłaś... Myślę, że aby to wszystko rozplątać, powinnaś zacząć od zadbania o siebie. Masz rację, że nie myślisz teraz racjonalnie. Myślisz emocjami, potrzebami, marzeniami... Kolega -- nic dziwnego, że w obecnej sytuacji potrzebujesz kogoś, kto kiedyś się Tobą zachwycał, być może gotów jest dalej to robić. Tylko pamiętaj, że kiedyś go jednak odrzuciłaś, za mało Cię do niego ciągnęło, by się nim bliżej zainteresować. Czy od tego czasu zaczął bardziej przypominać księcia z bajki? Prawdopodobnie nie. W dodatku nie wiesz, co się z nim działo przez te lata, jaki jest teraz. Twoje fantazje o rycerzu, który Cię uratuje, zabierze wraz z dzieckiem, to... tylko fantazje. Pragnienie, żeby ktoś Cię kochał, widział w Tobie wyjątkową kobietę. Nawiązałaś z nim kontakt, ale tak naprawdę nie wiesz, czy CIEBIE cokolwiek do niego ciągnie poza tą potrzebą, jaki to człowiek, czy chciałabyś z nim być... Możesz się bardzo mocno rozczarować, on również. Możesz wpakować się w znacznie większe kłopoty, rozdarcie emocjonalne, jeśli pójdziesz za tym pragnieniem. Bo prawdopodobnie tęsknota za innym facetem nie wpłynie na Twoją decyzję o rozstaniu z mężem, pozostanie Ci przecież problem jego relacji z dzieckiem, to się samo nie rozwiąże. Może Ci być tylko trudniej. Najpierw musisz uporządkować swoje sprawy.
Piszesz, że Twojemu mężowi zależy na dziecku. A czy rozumie, że dziecko potrzebuje matki? Że powinien zapewnić rodzinie utrzymanie, żebyście oboje mogli po prostu wychowywać dziecko, spędzać z nim czas? Jeśli pracujesz po 12 godzin dziennie, to z dzieckiem praktycznie się nie widujesz, czy on może na to spokojnie patrzeć i nic nie robić? Czy chociaż sensownie zajmuje się synkiem w czasie, kiedy Ty jesteś w pracy? Być może na Twoją depresję ma wpływ również to, że pracujesz ponad siły, zamiast wychowywać synka, może czujesz się niespełniona jako mama? Masz na głowie wszystkie możliwe problemy Waszej rodziny: małe dziecko, praca, długi. To Cię męczy, frustruje, wykańcza. Jeśli to możliwe, pomyśl o sobie, o tym, jak się utrzymać wraz z synkiem, nie pracując ponad siły, jak mieć dla niego czas, poczuć się fajną mamą. Porozmawiaj z mężem o tym, że po prostu musi Ci w tym pomóc, że Wasza rodzina po prostu nie może dalej tak funkcjonować. Pomyśl, co mogłabyś zrobić, jeśli nic się nie zmieni -- może wrócić do Polski? Może tu mogłabyś liczyć na pomoc rodziny? Być może rozłąka zmotywowałaby jakoś Twojego męża do wysiłku, żeby Was odzyskać, a z drugiej strony -- rozważasz rozstanie, ale ono w praktyce niesie ze sobą wiele konsekwencji, czy jesteś na nie gotowa w swoim obecnym położeniu, czy sama z dzieckiem w UK poradziłabyś sobie? Czy nadal musiałabyś spłacać kredyt? Wydaje mi się, że musisz sobie to wszystko przemyśleć, poukładać, żeby poczuć się jak najbardziej bezpiecznie, odzyskać panowanie nad swoim życiem.
Życzę wszystkiego dobrego i trzymam kciuki!
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez andrzej83 » 21 gru 2011, o 02:50

anulka81 napisał(a):andrzej83, dziekuje za wypowiedzenie sie, kazde twoje slowo jest prawda...

Ktos mi powiedzial, ze to moze we mnie tkwi problem, i ze moze powinnam wybrac sie do lekarza, ze depresja, ktora zaczela sie po urodzeniu dziecka to choroba, wiec potrzeba ja leczyc... Bylam kiedys u lekarza, przepisala mi tabletki, powiedziala, zeby wrocic, ale gdy chcialam wrocic, ona odeszla, nie chcialam drugiemu lekarzowi od nowa sie spowiadac, poza tym, tak jakby sie polepszylo wtedy, wiec pomyslalam, ze nie potrzebuje juz lekarza...
Zapisalam sie na wizyte, we czwartek, zobaczymy co inny lekarz poradzi, czy od razu przepisze tabletki, ktorych nie za bardzo chce brac, czy moze skieruje na terapie, rozmowy... chcialabym, ale boje sie... glupio mi sie przyznac, ze moge cierpiec na depresje, z drugiej strony czuje, ze potrzebuje pomocy...


No cóż jak słyszałbym siebie, odnośnie lekarza, ja sobie radzę, niby jest wszystko w porządku, czuję się nieźle.
Ale fakt że nie sypiam za długo, mówi za siebie, tego nie oszukam, ale to tak jest że szukamy wymówek, oby tylko nie iść do lekarza czy na terapię. Ale im dłużej się czeka, tym trudniej będzie się za to zabrać a przyda ci się pomoc specjalisty. Nie masz się czego obawiać bo na dzień dzisiejszy wielu ludzi z tego korzysta, ale lepiej później niż wcale, głowa do góry, będzie dobrze. Pozdrawiam.
Avatar użytkownika
andrzej83
 
Posty: 1248
Dołączył(a): 30 wrz 2011, o 13:35
Lokalizacja: Warszawa

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez ave » 21 gru 2011, o 03:57

anulka81 napisał(a):Witam,

Nie wiem czy ktos to przeczyta, zareaguje, ale choc samo wyrzycenie teog z siebie chocby w pusta przestrzen pomaga choc troche,
bede wdzieczna jesli ktos zechce spojrzec na to zimnym okiem i chocby nakrzyczec na mnie, nie oczekuje porad, bo nikt mi nie moze powiedziec czy mam zostac z mezem czy odejsc...

A.

Ps. przepraszam za literowki...



Hehe, cześć - literówki to nasz specjalność!! Nie dość że inna klawiatura to jeszcze czasem pośpiech, zdenerwowanie i takie tam.

Powiem Ci szczerze że wyjazdy i emigracja to jakby dolewanie oliwy na rozgrzany piec. Wcześniej czy później sie pali jak cholera. Samo to że jestes daleko od domu - to generuje jeden problem emocjonalny ale też i finansowy . Jak jesteście z innych krajów - to macie 2.
Kiedyś liczyłem ile zostaje kasy rocznie po odjęciu wyjazdów do Polski - oj słabo. Możesz zarabiać niewiadomo ile a tu probelm. Przy jednej osobie zarabiającej proste rachunki stają sie okrutne.
W UK jest tak niestety że przyzwyczajamy sie do pewnego poziomu i potem to tylko kosztuje. - Także zgadzam sie z Toba.

Przeżyłem podobną sytuacje 3 lata temu , przeżywam podobną teraz. Nie pomoge Ci zbyt wiele - ale jedno Ci powiem : pisz! Moim zdaniem weszłaś w "tryb szukania" i jak tego nie zmienicie - będzie co raz gorzej. On musi sie zabrać za siebie a Ty? Ty musisz go pokochać znowu, nie jest już dla Ciebie tym co był... lub tym co TY myślałaś że BYL. Spróbuj mnie zrozumiec - moja kobieta miala tak samo :
trwała bo "tak jest" z "niewiadomego powodu miłość? NIE! przeszlości! "
co rtaz bardziej "nękała" mnie , co raz brutalniej
straciła zupełnie "cierpliwośc"
nie była w stanie zbuforować drobnych życiowych problemow
przypierdzielala sie o "cokolwiek"
weszła w tryb "czarnych kart" - tak nazywam szukanie guza i dziury w całym


jeśli masz takie symptomy... bądź rozważna! wcześniej czy później znajdziesz... "faceta, guza, i dziure w całym"....

prosze nie pogniewaj sie jeśli Cie to obraża - przepraszam.

Jeśli moge cokolwiek doradzić - pisz!!!, Na początej - pisz TUTAJ za każdym razem gdy chcesz mu zrobić wojne!! Wycisz sie!, poczytaj o innych problemach..
-Zyskasz spokój ducha,
-Uczucie że nie jestes sama (tak przydatne)
-oraz zyskasz magiczne
- zyskasz to że nie znajdziesz zbyt szybko "zastępcy"...
- jeśli Twoje emocje są TU to nie wywalasz ich na partnera - za jakąś chwile sam przyjdzie i zapyta: "co sie dzieje?", "czemu ucichłaś?" -Ty odpowiesz "nie mam już siły walczyć, nie chce!" i.... znowu zaczniesz przychodzić TU....

On sie obudzi! Razem coś ustalićie!
Porozmawiacie i Ty powiesz mu co czujesz - spokojnie!!! - może z kimś pogadacie razem ?
Wtedy przyjdzie taki jasny dzień że on będzie znów jasny i wspaniały .....

trzymam za Was kciuki!
ave
 
Posty: 103
Dołączył(a): 4 gru 2011, o 19:36
Lokalizacja: Londyn

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez anulka81 » 21 gru 2011, o 13:29

Tak sie ciesze, ze udalo mi sie znalezc wlasnie to forum, dziekuje za wszystkie odpowiedzi, wszystkie licza sie dla mnie i to bardzo, czesto daja do myslenia...

andrzej83, czy ty korzystasz z pomocy lekarza?

zajac - dziekuje za wspolczucie. Masz racje, jest mi zle i dlatego zyje tymi fantazjami, mysle, ze pomalu schodze na ziemie. Mysle, ze chcialabym byc sama. Mysle tez, ze kiedys, gdyby mi bylo tez dobrze to tez kiedys tam bym sie do tego kolegi odezwala, bo pamietam, ze nawet jesli bylo mi lepiej to czasem myslalam dosc cieplo i ze wspolczucie o tym koledze, zastanawialam sie jak ulozylo mu sie zycie. Jesli chodzi o powrot do Polski, to raczej odpada, przynajmniej na dzien dzisiejszy... Nie mam raczej dokad, to znaczy pewnie znalazlaby miejsce w miescie rodzinnym tak naprawde, ale ja nie chce tam wracac, tam w ogole nie ma przyszlosci, zbyt wiele przykrych wspomnien, zawsze jak jade do domu, ciesze sie ale po kilku dniach juz chce do siebie i wracam z lekka deprecha... Mysle, ze lepiej dalabym sobie rade w uk jako matka samotna, kredyt, splacilby maz. Przykro mi tylko, ze moje/nasze wszystkie oszczednosci sa zaprzepaszczone... dzis mamy same dlugi... kilka dni temu zadzwonil pan od gazu i pradu, pytal o zalegly rachunek i grozil kara, minelo tylko jakies dwa tygodnie, zaczelam mu tlumaczy ze ja wiem , ze nie zaplacilam, ize za trzy dni mam wyplate, wtedy od razu zaplace... on tam swoje, nie wytrzymalam, po prostu lzy same mi zaczely plynac... to raczej nie jest normalne... chyba troche go przestraszylam, bo zaczal mowic, zebym nie plakala i ze dopilnuje, zebym nie musilala placic kary bo wczesniej placilam na czas... ktos moze pomyslec, ze wymusilam to na nim, ale ja nie zapanowalam nad emocjami, bylo mi przykro ze przez nieodpowiedzialanosc meza ja musze byc stawiana w takich sytuacjach, a przeciez pracuje, i nie powinno tak byc. Gdy opowiedzialam o tym mezowi, on powiedzial, ze nie powinnam byla z nim gadac tylko sie rozlaczyc!!! bez komentarza...

ave- ty tez masz racje, nie obrazam sie ale jest tak jak mowisz, tzn, moj maz tak mowi, ze szukam dziury w calym... ale moze dlatego , ze ja sie martwie... Dzieki za porade, bede pisac i czytac... Jak piszesz, ja go chyba jzu nie kocham, nie czuje nic, nawet nie weim czy bede w stanie pokochac go od nowa... on nie jest czlowiekiem jakim go poznalam i ja nie jestem juz taka sama, te wszystkie problemy sie nawarstwily i zmienily nas, zabily w nas uczucia...

jeszcze kilka moich przemyslen...
z kolega nadal pisuje maile, chyba powinnam przestac, ae nie wiem jak... nie ma w nich wyznan, sa po prostu przyjacielskie, ale za kazdym razem jak je czytam to serce mi szybciej bije, nie chce zeby to mna kierowalo w stosunku do meza, ale nie wiem jak mu delikatnie wytlumaczyc, ze musze przestac pisac, on wie o moich problemach, ale nie uczuciach...

przypomnialo mi sie dzisiaj, ze na poczatkach z mezem, ja z nim raz zerwalam, potem znowu bylismy para, ale mialam kilka snow, zawsze ktos mi podpowiadal, zeby nie wiazac sie z nim znowu... myslalam, ze to tylko takie sny, poza tym mmowia, ze sny sa zawsze na odwrot... nie wiem dlaczzego sie ich nie posluchalam...

czuje pustke w srodku, zero uczuc do meza, nawet gdy mnie przytula, caluje, ja nawet nie odwzajemniam jego pocalunkow, moje usta sa po prostu zamkniete, on pyta dlaczego mnie calujesz? nie potrafie mu odpowiedziec, mowie, zeby on mnie calowal... bez sensu... wczoraj kochalismy sie, a raczej uprawialismy sex, zawsze lubie romantycznie, itd, ostatnio bardzo agresywnie do tego podchodze, tak jak bym chciala cala swoja zlosc wyladowac, jemu sie to podoba, mnie tez, czuje sie troche rozladowana, nie jak poprzednio, nie chcialam sie znim kochac... a potem, znowu ta sama pustka...

nasza wczorajsza rozmowa, mniej wiecej... po tym jak byla klotnia o to ,z e on znowu siedzial na telefonie, podczas gdy ja sprzatalam, a on mial sie malym zajmowac, wykrzyczalam mu, ze skoro tak kocha gadac przez tel to powininien sobie znalezc prace w call centre. Potem przybiegl do mie zly , ze musial sie tlumaczyc przed kolega, co tam za krzyki byly, itp, a ja jemu, czy liczy sie to, ze jak rozmawiam z ludzmi, to musze sie tlumaczyc, ze ja musze pracwac i glupio mi sie przyznac, ze maz nie chce isc do byl jakiej pracy a oni pytaja, bo moze chca pomoc, dlaczego do rozwozenia pizzy, cos dorywczo itp... uciekl... potem nie wiem czy na serio c\y na zarty bylo tak: on - sluchaj, jesli sie rozwiedziemy to czy chcesz jechac do polski? ja-a co z malym? , on-maly zostanie ze mna tu w mieszkaniu, ja- a kto bedzie sie nim opiekowal jesli ty pojdziesz do pracy?, on- przywioze swoja mame. I wiecie co, nawet mnie taka perspektywa nieco ucieszyla... nie wiem czy na dluzsza mete, ale... chodzi tez o to, ze synka kocham ale chyba nie tak jak powinnam, chcialabym spedzac z nim wiecej czasu, on jest z ojcem, kocha go bardzo, czesm ucieka ode mnie do niego, wolii jego przytulance, maz nie pokazuje swoich uczuc przy nim jest zawsze wesoly, ja zawsze smutna, dziecko czuje, wiec pomyslalam, ze edzie mu lepiej z optymistycznym ojcem, dziecko potrzebuje spokoju... ja tak myse, a rzeczywistosc pewnie okazalaby sie bardziej okrutna...

chciaabym jeszcze popisac za rada eve, rzeczywiscie, lepiej sie tutaj wyzalic, zamiast do kogos, kto nie chce sluchac... ale maz zaraz wraca... to do pozniej i dziekuje :)
Avatar użytkownika
anulka81
 
Posty: 264
Dołączył(a): 20 gru 2011, o 02:34
Lokalizacja: uk

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez andrzej83 » 21 gru 2011, o 13:45

Korzystam tylko w skrajnych przypadkach ale dla tego że mam znajomego lekarza.
Ogólnie daję daję radę, nawet pisząc na forum :P
Avatar użytkownika
andrzej83
 
Posty: 1248
Dołączył(a): 30 wrz 2011, o 13:35
Lokalizacja: Warszawa

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez Abssinth » 21 gru 2011, o 14:10

no i ciagniesz ten wozek sama, dziewczyno....

wozek, na ktorym dom, praca, maz, jego dlugi, jego niechec do pracy, jego obwinianie Ciebie za problemy i niechec do przyjecia jakiejkolwiek odpowiedzialnosci etc etc...

czy o takim zwiazku marzylas?
wyobraz sobie, ze tak samo jest przez nastepne 20, 30 , 40 lat...tak chcesz przezyc reszte swojego zycia? Harujac jako wol, nie widzac wlasnego dziecka, po to, zeby jasnie pan mial czas i mogl sie z dzieckiem radosnie bawic?
Pewnie, ze on jest radosny, a Ty smutna - przeciez on nie ma problemow, tylko TY. Problemy, ktore on wlozyl na Twoje barki.
On bedzie robil dlugi, Ty bedziesz placic, a jesli Tobie nie starczy - to bedziesz plakac, zeby Ci przelozyli na pozniej. Ty bedziesz zapierdzielac, on bedzie sie bawic. On bedzie gadal z ludzmi, Ty sie bedziesz tlumaczyc z kazdego slowa wypowiedzianego do innych. On sie bedzie opitalal w domu, bo przeciez pan sobie nie bedzie brudzil raczek, a Ty sie bedziesz wstydzic.

tak chcesz zyc?????? takiej chcesz dla siebie przyszlosci?
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez anulka81 » 22 gru 2011, o 03:56

andrzej83 - ciesze sie ze sobie dajesz rade :) ja jestem przed wizyta u lekarza ogolnego, stres na maksa... jak tu opowiadac obcym ludziom o swoich problemach?? nie wiem jak ona zareaguje, wysmieje, zrozumie, oleje?

Abbsinth- mysle, ze masz duzo racji w tym co piszesz... Przypomnialo mi sie gdy podczas wizyty w jego kraju, poszlysmy z jego mama na dzialke, na ktorej jego ojciec zaczal budowac dom jakies pewnie 15, 20 lat temu, zrobil piwnice i postawil mury i ... poprostu nie skonczyl! bo pieniadze sie skonczyly, bo to bo tamto... siedziala ta kobieta na murku niedokonczonym i takich lez nigdy w zyciu nie widzialam!!! z taka rozpacza mowila, ze tak chciala, zeby skonczyl ten dom, ze potem troche sie pieniedzy pojawilo i ze blagala zeby pomalu konczyl, pewnie tam by mieszkali a nie w malym mieszkaniu w bloku, gdzie w lecie jest goraco jak w tunelu ogrodniczym! To smutne, ale w penym momencie widzialm w niej sama siebie... ja tez ciagle blagam, slysze ze przeciez cos robi, juz niedlugo, blablabla, zrozummialam, ze ja tez pewnie tak skoncze, tez bede siedziala za 20 lat i tak samo rozpaczala, bo moj maz mnie sie nie sluchal i nie dazyl do tego co najlepsze... a ja jestem tylko kobieta i to dosc slaba, nie dam rady... jego mama jest silna kobieta, ona ich wszystkich jakos ciagnela, zeby noralnie funkcjonowali, popychala, ja jestem slabsza, pewnie bym wykorkowala o wiele wzesniej, tym bardziej, ze zaczyna mi brakowac milosci, ona chyba bardziej kochala...
Avatar użytkownika
anulka81
 
Posty: 264
Dołączył(a): 20 gru 2011, o 02:34
Lokalizacja: uk

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez Abssinth » 22 gru 2011, o 09:47

czyli, ze to u niego rodzinne jest... taki wzorzec wyniosl z domu i taki wzorzec bedzie realizowal....

zastanow sie, czy na pewno chcesz wygladac w przyszlosci jak jego matka na tym murku :(

w UK znajdziesz pomoc od panstwa dla samotnych matek...nie widze, zeby byl sens wracac do Polski.

gdzie jestes w UK jesli mozna wiedziec?
xxx
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez zajac » 22 gru 2011, o 10:33

Anulka, mnie jeszcze u Twojego męża uderzyła jedna rzecz: jaki to on będzie operatywny po rozwodzie -- pracować będzie, synkiem się zajmie, mamę ściągnie... Czyli że niby teraz Ty mu w tym przeszkadzasz? A może teraz nie musi?
Absolutnie nie myśl o zostawieniu z nim dziecka. Powodów jest co najmniej kilka. Ale chyba nie ma co rozwijać tematu, bo sądzę, że nie myślisz o tym poważnie, tylko tak Cię przez chwilę naszło...
Wszystko będzie dobrze, dasz radę!
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez anulka81 » 22 gru 2011, o 16:45

bylam u lekarza... stwierdzila, ze tak, wyglada na to , ze przechodze depresje, dala piguly i kazala wrocic za 2 tygodnie i potem zobaczymy jak bede sie czula, mooooozeee skieruje mnie dalej... nawet chciala zwolnienie z pracy na te dwa tygodnie dac, bardzo chetnie, bo akurat pracuje w swieta i nowy rok, ale zrezygnowalam, bo wtedy wszyscy by pytali dlaczego, musialabym gadac z menadzerem, a przecieki w firmie sa niezle i wszyscy by wiedzieli, no i rodzina tez, przyjezdzaja do nas na swieta bo ja pracuje... spytala czy dam rade w pracy, powiedzialam,ze do tej pory rade dawalam, to i dam jakos dalej bo innego wyjscia nie ma... potem pomyslalam, ze przeciez za swieta placa podwojnie, adodatkowe pieniadze sa przeciez potrzebne... ale wrocilam po to zwolnienie, tak na wszelik wypadek...

Maz nie rozumie depresji... tlumaczylam mu dzisiaj znowu, powiedzialam, zeby ze mna juz nie gadal na ten temat, potem siedzial smutny wytlumaczylam mu, ze naprawde zle sie ze mna dzieje, i on mi nie pomaga taka postawa i doopki tego nie zrozumie nie bede z nim rozmawiac o tym, bo potrzebuje kogos kto mnie choc troche zrozumie... zrobil sie jakby milszy, dzis poszedl na dorywcza robote, na budowe...
wzielam te tabletke i nie wiem czy to ona , ale czuje sie jakby troche lepiej dzisiaj... nawet meza az tak bardzo nie nienawidze... mysle, ze musze sie troche podniesc do gory i wtedy z czystym sumieniem spojrzec na ten zwiazek...

Abssinth- ze wzgledu na bardzo delikatna nature tej calej sprawy, wolalabym zachowac pelna anonimowosc i nie zdradzac gdzie dokladnie mieszkam... masz racje, nie chce wyglada jak ta kobieta na murku... moze dostanie dobra prace w marcu, nie chce podejmowac waznych decyzji zbyt szybko, wiec jeszcze chwile poczekam...

zajac- ja to wiem, ze gdybysmy sie rozeszli to on by pracowal na maksa, zarabial dobrze i zyl dobrze... tylko sama nie potrafie zrozumiec, skoro nie chce tego robic dla mnie , ale dlaczego nie da dziecka, ktore tak barzo kocha??? on lubi jak ktos robi cos za niego...

on ma wiele wad, ale wiem , ze ma tez zalety, ale ja ich na razie nie widze, zapomnialam o nich...
Avatar użytkownika
anulka81
 
Posty: 264
Dołączył(a): 20 gru 2011, o 02:34
Lokalizacja: uk

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez anulka81 » 23 gru 2011, o 19:14

Napisałam znajomemu, żeby się nie obraził, że na jakiś czas przerwiemy kontakt, potrzebuje czasu I ciszy... Nie odpisał chociażby z życzeniami świątecznymi, coz przecież sama chciałam, czuje, że tak będzie lepiej...

Nie podjelam żadnych decyzji, nie jestem gotowa..
Narazie trzeba przebrnąć przez święta... Nawet lubię towarzstwo swojej siostry, z która kiedyś się nawet nienawidzialysmy... Ona mi pomaga, nie psychicznie bo nikomu o tym nie mówię, ale mi jest głupio ciągle pomoc dostawać, zawsze myślałam, że Ja będę w stanie pomagać innym...
Avatar użytkownika
anulka81
 
Posty: 264
Dołączył(a): 20 gru 2011, o 02:34
Lokalizacja: uk

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez kochamslonko » 23 gru 2011, o 23:59

Przeczytałam....
Pierwsza moja myśl...co za drań, jak można igrać uczuciami dizecka...
ale po przeczytaniu wszystkiego i pewnej refleksji stwierdziła, że może on zwyczajnie w ten sposób stara się Ciebie zatrzmać (grożąć separacja z decizkiem), choć jest to strasznie nieodpowiedzialne i niedorosłe :roll:
tak naparwdę z jego strony wystarczyłoby się poprostu postarać....co może faktycznie chce zrobić skoro znalazł tę pracę.
Myślę, ze bez szczresj, być moze "drastycznej" rozmowy się nie obędzie.
Inna rzecz o dziecko się bym aż tak bardzo nie martwiłą, bo sąd jest w duuuużej mierze po stornie matki. Pzrynjamniej w polsce. Nie wiem jak jest w UK, ale jeśli będziesz planowała jednak odejście skontaktuj się z prawnikiem...zawsze będziesz wiedziała na czym stoisz.
Co do kolegi...każdy z nas pragnie uczucia, miłości, szacunku i ciepła. On Ci to dawał. Choć dawno temu pamiętasz...przypuszczam, ze to platoniczna miłość bo zwyczajnie za tym tęsknisz. Jest to ludzkie i całkowicie zrozumiałe. Postaraj się jednak na chłodno przekalkulować tę znajomośc. Czy chodzi o niego czy o Ciebie? Bo jeśli o ciebie to zranisz go bardzo.
Chciałam coś jeszcze napisać ale kompletnie wyleciało mi z główy...mocno tzrymam kciuki za odpowiednią decyzję. Tak jak napisałaś, nikt nie moze Ci powiedzieć, czy masz być z mężem czy odejśc. Ja odeszłam. Nie żałuję, mimo , że nie był złym człowiekeim. Ja byłam nieszcześliwa a co za tym idie i on i przedewszystkim nasz synek. Trzymam kciuki
Avatar użytkownika
kochamslonko
 
Posty: 33
Dołączył(a): 6 lis 2011, o 19:19

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 319 gości