Witam. Mam 26 lat. Od dłuższego czasu nie potrafię sobie sama ze sobą poradzić. Wychowywana byłam z matką i babcią ojca poznałam w wieku 15 lat ale mimo tego i tak nie utrzymuje z nim kontaktu. W domu nigdy nie zaznałam prawdziwego uczucia, matka coróż wybuchała nerwami, rzucając wszystkim, wyzywając. Od dawna mam problem ze sobą z matka nie potrafię się wogóle dogadać reaguje nerwami, nie panuje nad słowami, nie potrafię zapanować nad swoimi emocjami, płacze, gdy się zdenerwuje czasami mam wymioty, trzęsie mnie, poprostu to jest męczące i nie potrafię nad tym zapanować. Jest silniejsze ode mnie. Mam mysli samobójcze, nie mam dla kogo żyć, z żadnej strony nie mam wsparcia.
Dwa lata temu poznałam chłopaka rozwodnik z dzieckiem, wyjechałam za nim pół polski zostawiając wszystko.Oczywiście dziecko nie stanowiło dla mnie żadnego problemu. Na początku związku było cudownie, później horror, chciałam aby okazał mi uczucie, którego tak mi brakowało, przytulił, żebym wiedziała że kocha, on tłumaczył że nie potrafi ich okazywać. Były takie sytuacje że na prośbę przytulenia mówił że nie ma ochoty.. Nie czułam z jego strony tego, że kocha, że mu na mnie zależy. Moim marzeniem była kochająca się rodzina.. on o tym doskonale wiedział.. Jego zmiana o 180 stopni doprowadziła że znienawidziłam jego dziecko, bo dla niego liczyło się tylko dziecko a ja zostałam zepchnięta na margines. Później zaczeła się wtrącać w nasz związek jego ex, nocne wydzwananie, smsy, dobranocki, zaczęło mnie to irytować i prosiłam żeby coś z tym zrobił... zignorował to twierdząc że nic złego nie robi. Kłótnie były na porządku dziennym dochodziło między nami do rękoczynów, ostrej wymiany zdań nie potrafił panować nad sobą, nad tym co robi ja tak samo, chciałam skończyć ze sobą, ataki agresji, pakowałam się chciałam wracać do domu nieraz. To tak cholernie bolało... To że tak reaguje, to że nie potrafił mi pokazać jak mu zalezy.Wiedziałam że związek jest bez przyszłości ale miałam złudna nadzieję że on się zmieni że w końcu zobaczę że mu na mnie zalezy. Myliłam się Na początku września wróciłam do domu... z niczym, zostawiając pracę. Tabletki uspokajające biorę do dnia dzisiejszego, płacz u mnie jest na porządku dziennym, tęsknie za nim a jednocześnie go nienawidzę za ten horror, nie chcę już żyć. Teraz szukam pracy, jestem po studiach ale jest ciężko,ze strony matki nie mam żadnego wsparcia, ona ma swoje życie, nie zwraca na mnie uwagi twierdzi że jestem pasożytem nie mając pracy, a pasożyta utrzymywać nie bedzie. Dla niej liczą się pieniądze. Staram się jak najmniej przebywać w domu, spotykać się ze znajomymi, ale to pomaga na chwile, wracam do domu i znów kłótnie, awantury. Chcę leczyc się u psychoterapeuty ale teraz bez pracy nie mam szans a sama ze swoim problemem nie potrafie sobie poradzić. On, matka, brak pracy to mnie dobija... Potrzebuje czyjegoś wsparcia.