Jak w temacie.. taką sobie sama "funduję"...
Mimo prób.. Mimo pracy nad sobą.. wracam do punktu wyjścia..
Nie akceptuję siebie... Kompleksy i lęki nadwyrężają moją psychikę... i..
i nadal boję się mężczyzn.. mężczyzn zwłaszcza.. Kontaktów.. relacji.. więzi.. zależności..
Cięzko mi jest uwierzyć, zaufać, otworzyć się... ciezko jest mi pozwolić się poznać..
Cięzko udowadniać drugiej osobie, że jestem kimś dobrym.. wartościowym..
Brak wiary w siebie...
Co jesli to się nie zmieni?
Zawsze będę taka... pokręcona?
Zdałam sobie sprawę, że między innymi z powodów moich lęków... nie znajdę odwagi by się z kimś związać.. nie czuję się gotowa.. nie czuję się zdolna...
i niby nic.. da się przeżyć..
ale samotność.. ta faktyczna jak i sama jej świadomość.. jest czymś bolesnym...
wypełniać "luki" na siłę nie zamierzam...
pogodzić się?
(Młoda jestem.. tak.. ale nie głupiutka... znam siebie.. nie wyolbrzymiam... po prostu boję się tej mojej samotnosci.. czasem mi z nią dobrze.. a czasem jej nienawidzę.. bo potrafi dokuczyć..)
***
Głupoty..
***
Po prostu trochę mi smutno.. Nie miałam się komu wygadać..