Spontaniczny post zainicjowany moimi własnymi kłopotami "sercowymi" jak i tymi zaobserwowanymi z bliskiego otoczenia a nawet z poszczególnych wypowiedzi na forum (np. sytuacja New*life...)
Co się dzieje, że tracimy kontrolę? Że nie zauważamy pewnych rzeczy... Wiemy, że niosą dla nas negatywne konsekwencje a jednak nie umiemy tego przerwać... (uogólniam by nabrało to empatycznego wyrazu..)
Co nami kieruje?
Nie potrafię pojąć...
Na przykład tego, że ludzie spotykają się... jest pięknie... a w pewnym momencie coś pęka... i zaczynają siebie nienawidzić... Nagłe oświecenie?
Albo chore związki... i nieszczęsny BRAK OŚWIECENIA...
Bo kocham... bo wybaczę... bo może się zmieni i zacznie szanować..
A nic się nie zmienia, tylko jest gorzej... Smutek, żal, szukanie winy...
***
Mam kuzynkę... Śliczna, zdolna, pracowita, otwarta... Ma przeuroczą córeczkę... Fajna dziewczyna, zasługująca na szczęście...
ale...
ale na własne życzenie pogrąża się w chorym związku... mając nadzieję, że on ją jednak kocha... że on się jednak zmieni.. dla niej i dla córki...
A on nie zmieni się nigdy... bo to taki typ człowieka... Casanova od siedmiu boleści...
I przykro jest patrzeć na to z boku...
To jej życie.. jej wybór... tylko jakim kosztem..
***
Nie pozjadałam wszystkich rozumów... więc też się przyznam...
...idealna nie jestem... także niekiedy nie umiem się wybronić - mam świadomość, że zaangazowanie jest jednostronne (nie mam na mysli tylko związków w tej chwili)... że nie warto.. że bez sensu... a jednak brnę...
I potem jest nauka na własnych błędach... lub długotrwałe zaślepienie...
***
Tak już odrywając... trochę "z innej beczki"...
Serce, hormony... kontra Rozum... Bardzo często tak jest...
Mysli się co innego.. czuje co innego.. i najczęsciej działania są także sprzeczne...
Uhm.. Ja mam obecnie z tym "mały" kłopot...
Nie chcę wdawać się w szczegóły... ale w jakiś sposób chcę coś z siebie wyrzucić... Nie musicie sie do tego odnosić... Po prostu - mnóstwo mysli w głowie, które trzeba gdzieś przelać...
***
I dylemat... odwieczny;)
Czy to przyjaźń jest, czy to już kochanie? (wersja romantyczna)
Czy to miłość a la piękna,duchowa, prawdziwa... czy może zwykłe napięcie seksualne? (wersja realistyczna, współczesna)
Nie wiem... nie wiem...
I to byłoby tyle.. z moich mądrości.