Prośba o pomysły

Problemy z partnerami.

Prośba o pomysły

Postprzez Sansevieria » 23 paź 2010, o 19:54

Mam dość. Znaczy się moje małżeństwo utknęło w patowej sytuacji i mnie szlag trafia, a pomysły się wyczerpały. Jest wielce prawdopodobne, że nie wpadłam na coś znakomicie prostego... Nie ma nijakich wielkich burz (już) ani tragedii. Jest natomiast ewidentnie wku ... ustabilizowana patologia sytuacyjna. Bezsensowne kręcenie się w charakterze odchodu w przerębli.

Przybliżam temat. Małżeństwo z dwucyfrowym stażem. Małżonek rzecz jasna człek "z problemami", DDD ale dosyć ukryte, bez bicia i alkoholu, przemoc psychiczna. Jednym z mechanizmów obronnych jest bycie chorym. Nie na poziomie szukania w sobie dolegliwości. Raczej czuje się chory non stop i "cierpi w milczeniu", a czasem coś mu faktycznie jest, ale wtedy na poziomie zawału jest to coś, a nie grypy. Stanem stałym jest od pewnego czasu "boli mnie kręgosłup". Dyskopatia stwierdzona. Krzywiznę widać gołym okiem. Boleć znaczy prawo ma. I tu jest punkt mojej bezradności. Plecy bolą i to umożliwia wielce skuteczne wyłączenie się z życia. Poza pracą zawodową. W wymiarze niespecjalnie pracoholicznym. Po pracy po prostu "plecy mnie bolą".
Oczywiście mam szerg własnych "diagnoz" w tej sprawie. :) Nawet nie wykluczam, że mniej więcej trafionych. Ale potrzeba mi świeżości spojrzenia, nowych pomysłów, burzy mózgów.

Mam kolejny weekend z leżącym cały dzień obolałym facetem w tle. Bardzo nieszczęsliwym. Bo niestety ja mam zapalenie oskrzeli i wyraziłam jasno potrzebę bycia zaopiekowaną. Na poziomie minimum, ale wyraziłam. Co spowodowało dyskomfort bycia "najbardziej chorym" i "najbardziej cierpiącym". I teraz nie dość że leży i cierpi z bólu ciała, to jeszcze ból duszy się dołącza. Agresja mi rośnie.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Płącząca Perła » 23 paź 2010, o 22:19

Sansevieria, próbowałaś rozmawiać z mężem na ten temat? Co czujesz w takiej sytuacji i że nie tylko Twój mąż ma prawo do bycia chorym, bo dziwi mnie fakt, że w pracy jakoś daje rade, a w domu tylko leży i oczekuje ciągłego zainteresowania.
Nie da się tej choroby jakoś leczyć, może są środki, które zniwelują ból?
Płącząca Perła
 
Posty: 84
Dołączył(a): 18 wrz 2009, o 20:40
Lokalizacja: Kraków

Postprzez julkaa » 23 paź 2010, o 22:35

mnie natomiast dziwi ze dopiero po "dwucyfrowych" latach zaczelas dostrzegac problem i czuc potrzebe zmiany. wydaje mi sie ze moze byc za pozno na zmiane uksztaltowanego juz takiego męża
jak to mowia -jak sobie pościelesz tak sie wyśpisz
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez Sansevieria » 23 paź 2010, o 23:28

Julkaa, ja nie mam sił ani czasu na zeznania, lista problemów moich i nie tylko plącze się po różnych wątkach. Całe moje życie to trauma/terapie - bezsensowne przed zajęciem się podstawowym acz nieco zakamuflowanym tematem, sensowne po zajęciu się tym, co trzeba. Ja jestem mocno terapeutycznie zaawansowana. Nie tyla sama sobie pościelilam ile mi zafundowano fatalny pakiet wejściowy. W związku tak ogólnie to terapia par ujawniła ponad wszelką wątpliwość iż mój mąż ma tzw. problem własny. Wykraczający poza to, co można zrobić w ramach terapii par. Powstał taki układ, że ja będąc jednocześnie w indywidualnej po prostu lepiej gorzej ale się mocno pozmieniałam, natomiast mój w pewnych aspektach i owszem podatny na zmiany, natomiast to uciekanie w bycie chorym po prostu sobie zostawił. Szczerze mówiąc ma ewidentne wskazania na pracę indywidualną, obiektywnie wszelkie warunki po temu, natomiast ma też jakąś tam barierę. Tego to ja nie ruszę. Ja po prostu jeśli coś mogę z sensem zrobić to jakoś dotrwać do momentu kiedy on się zajmie sobą nie rozpadłszy się sama ( tu jakoś mi idzie :) ) ale i nie znienawidziwszy jego.
Perła - z tym "ja czuję " to jest problem komunikacyjny. Jak stwierdzam "ja czuję" to jemu - sam przyznał - włącza się poczucie winy. Natomiast mam dosyć sytuacji, w której chorobę jak najbardziej da się leczyć pod warunkiem chęci pacjenta. Ja za niego do lekarza nie pójdę. I bezradność mnie wykańcza też. Ja i widzę, że obiektywnie go boli, i teoretycnie mogłabym mu załatwić lekarza, ale w praktyce wierzy on tylko takim lekarzom, co sobie sam załatwił i umówił. I co mi z tego, że ja psychologicznie rzecz biorąc mniej więcej wiem dlaczego on taki a nie inny. Ja potrzebuję pomysłu, co z tym zrobić dalej. Sama nie mam. W mądrych książkach sugerują (mądrale cholerne) skłonić do podjęcia terapii. Niech mi ktoś powie, jak mianowicie skłania się do podjęcia terapii kogoś stawiającego bierny opór???? Ja się czuję tak, jakbym nie umiała powstrzymać go od samobójstwa na raty. I to mnie gnębi najbardziej, tak naprawdę. Wiedza teoretyczna plus bezradność. A ciśnienie rośnie, bo bezradność niestety daje też agresję. Poza tym - właśnie to, że w pracy jest z nim inaczej - jakby tam uruchamiał mechanizmy, których albo nie ma siły, albo mozliwości uruchamiać w innych relacjach. Nie tylko małżeńskich. Po prostu jakby mu sił tylko na pracę starczało.
A, żeby nie było - jest teoretycznie pod opieką psychiatry - teoretycznie, bo opieka to po prostu nowa recepta raz na dwa miesiące. Ślepa uliczka.
I wiesz Julkaa, ja za stara jestem, żeby mieć potrzebę czy chęci na kształtowanie męża. Męczę się patrząc na to, co się z nim dzieje, smutno mi i szlag mnie trafia - bo jednak życie nie kończy się po 40 -ce. A moje właśnie w jakiejś części się kończy...
Ot - powiedziałam to i owo - ciśnienie już spada. Co nie znaczy, że na pomysły nie czekam. Bo powtórka z rozrywki w następny weekend.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez julkaa » 23 paź 2010, o 23:39

w takiej sytuacji pozostaje mi banalne: spróbój zaakceptowac go jaki jest z tymi jego 'ucieczkami w chorobe'. mowią ze to mozliwe. z wlasnego doswiadczenia wiem ze bardzo trudne, czasem nie do przeskoczenia-a w takiej sytuacji pozostaje tylko notoryczne wkurzanie sie, ktore bardzo wyczerpuje sily
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez Sansevieria » 23 paź 2010, o 23:55

No właśnie, granica akceptacji. Ja się nie poddałam tyle lat. Jak to do diaska zaakceptować tak w pratyce? Wszystko mi w środu wrzeszczy, że tak mu mało brakuje, żeby coś się zmieniło, są po temu warunki zewnętrzne. Nie chcę zaakceptować. Że się wykańcza. I przyokazyjnie to się robi oddzielne życie. Ja mam żyć a on egzystować? Czuję się z tym fatalnie. Ja się nawet nie wkurzam na niego, agresja mi rośnie taka bardziej ogólnorozwojowa. Teraz się zwyczajnie źle czuję, to mi w niego poszło, znaczy na forum, bo tak bezpieczniej. Ale do diabła, nie podoba mi się taki patent na dalsze życie. Już i tak wyładowuję tę agresję jak umiem walcząc z urzędami różnymi o tzw. słuszne sprawy w ramach działalności lokalnej i apolitycznej. W ramach sensownego użytkowania tejże agresji. Ale mi się tak nie podoba żyć i muszę się pożalić chociaż. Pewnie, że jakbym była z normalnego domu to bym się z moim nie związała. Jakby on był bez "problemu z dzieciństwa" to też by ode mnie sprzed lat uciekł wiedziony zdrowym instynktem samozachowawczym. No i co z tego? Jest jak jest. Chwilowo bardzo męcząco. Zapewne jak mi choroba odpuści wrócę do równowagi. Póki co jednak pozwalam sobie na niewównowagę. Bezpiecznie i nie raniąc bliźnich w miarę możności. Na forum znaczy się jęczę oraz się wyżywam. Mam dość. Powyżej wszystkiego. Uauuuu....wrrr....
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez julkaa » 24 paź 2010, o 00:06

Masz prawo 'nie wytrzymac', mieć dość na jakis czas. to normalne i zdrowe. o ile wkrótce przechodzi. Notabene gratuluje takiego długiego stażu. Od razu sie nasuwa, ze skoro tyyyle lat ze soba jestescie to juz Was nic nie rozdzieli i pokonacie kazdy kryzys.
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez caterpillar » 24 paź 2010, o 01:34

sansevieria przyznam ,ze troche mnie zaskoczylas tym problemem..moze dla tego ,ze pomimo tego co przeszlas odbieralam Cie za szczesliwa i poukladana z zyciem osobke..a to "gowno w przerembli" :wink: to dla mnie zaskoczenie..ale coz moze to prawo dlugotrwalych zwiazkow.

co do akceptacji ..rozwijajac te mysl ..to jesli ani "prosby ani grozby"

nie dzialaja na meze to faktycznie pozostaje zmienic cos w sobie

,znosic jego cierpienie do granicy rozsadku a potem zajac sie zwyczajnie soba.

to przykre ale chyba wyglada tak ,ze facet jest egoista

:?

latwo jest powiedziec "zostaw" ale nie o too w tym chodzi.

p.s. julkaa to bardzo subiektywne odczucie ale odbieram (wlasciewie zawsze) twoje wypowiedzi jako bardzo oceniajace i z gory krytykujace

zwroc uwage na to jaka jest Twoja intencja.

pozdrawiam!
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez julkaa » 24 paź 2010, o 08:57

caterpillar napisał(a):
latwo jest powiedziec "zostaw" ale nie o too w tym chodzi.

p.s. julkaa to bardzo subiektywne odczucie ale odbieram (wlasciewie zawsze) twoje wypowiedzi jako bardzo oceniajace i z gory krytykujace

zwroc uwage na to jaka jest Twoja intencja.

pozdrawiam!


alee sie uwziełyście! jak jeden mąż! do tego stopnia ze juz chyba nawet nie czytacie co piszę. Ktoras tylko przykleila mi etykietke -krytyk i cala reszta atakuje teraz. Bezpodstawienie. bo wyzej nie podstaw do takiego powtarzania mi w kolko jednej mantry!
autorka potrzebuje pomyslu wiec pomysl podałąm, z którym zreszta sama sie zgodziłas cat.
i niech kazdy pilnuje swoich wypowiedzi. bo sama swiete nie jestescie. Ja pisac bede jak uwazam i zadne takie gadanie niepotrzebne offtopowe nie zmusi mnie do zmiany opinii na zgodną a waszą. wiec darujcie sobie. jesli moderator uzna je za niezgodne z regulaminem to usunie-poki co nic takiego sie nie stało a zostałąm przeklęta bo mam inne zdanie od Was.
I nie zamierzam juz wracac do tego tematu i odpowiadac na Wasze zaczepki wiec darujcie sobie powtarzam dla swiętego spokoju. Z całym szacunkiem.
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Re: Prośba o pomysły

Postprzez ewka » 24 paź 2010, o 10:21

Sansevieria napisał(a):Mam kolejny weekend z leżącym cały dzień obolałym facetem w tle.

A gdyby na początek zmienić coś w weekendach? Gdzieś np. pojechać w ramach wycieczki? Lub w odwiedziny do rodziny?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Justa » 24 paź 2010, o 10:53

Sans, trudna sprawa.... sytuacja na dł€ższą metę zamęczająca. A może po prostu pogodzić się z tym, że on NIE CHCE, że się rozmijacie?
Justa
 
Posty: 1884
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 18:06

Postprzez Sansevieria » 24 paź 2010, o 13:19

Julkaa - ja akurat Twoich odpowiedzi tak nie odbieram, a temat jest mój, to może jednak mi nie znikaj :) A Twoja wizja, że po tyyylu latach "pokonacie każdy kryzys" wielce mi jet miła, bez wzgledu na to, co dalej z tego będzie. Czasem optmistyczna wizja nawet wbrew rozsądkowi czy trudno uzasadnialna pomaga też :)
Caterpillar - przykre, ale facet jest ewidentnym może nie tyle egoistą ile patologicznym egocentrykiem. Jak zwał tak zwał, skupiony na sobie. Tak w codzienności. Natychmiast mu to mija w sytuacjach dużego kryzysu - jakby nie istniało. Przypuszczam, że nadrabia deficyty z dzieciństwa, kiedy na nim nikt się nie był łaskaw skupić w zwykłych codziennych sprawach. Ja ewidentnie nie byłam w stanie tego najpiew dostrzegać (bo to proces wieloletni), a teraz jest jak jest. Trochę na zasadzie "daj palec a rękę urwie". Z moim w patologii ukształtowanym usposobieniem oddawanie palca jest normą i tego się raczej nie pozbędę, natomiast ręki (po terapii) nie dam za nic. Teoria znoszenia do granicy rozsądku jest mi znana. Teraz ewidentnie się miotam z wyznaczeniem tej granicy rozsądku. I to samo do Justy - kochane, ja po prostu znam teorię, a wprowadzanie w praktyke mnie męczy. Wykańcza. Dołuje. Wkurza, że w ogóle muszę akurat taką gimnastykę emocjonalną i praktyczną wykonywać. No wkurza mnie, że jest jak jest. Z dziecięcej pozycji - "a ja nie chcę !" we mnie wrzeszczy. Pozwalam sobie wobec Was pobyć tym dzieckiem, co nie chce. Poprotestować przeciw faktom. Mam nadzieję, że jak sobie poprotestuję to mi się lepiej zrobi. Macie troszkę cierpliwości do moich jękosmętów, nie musicie ich czytać ale możecie, a ja przynajmniej nie do ściany marudzę tyko do ludzi żywych.
Ewka - właśne te weekendy są osłabiające. Najwredniejsze jest w moim to, że (co jednoznacznie wiem od niedawna i co on sam przyznał, też niedawno), że wszystkie aktywności weekendowe to mu odpowiadają tylko jak ona sam wymysli i zorganizuje. Podobnie jak z tymi lekarzami. Przypuszczam, że nadrabia sytuacje, w których nikt go o zdanie nie pytał. Ale efekt jest taki, że żeby było miło i fajnie to on musi być inicjatorem czegokolwiek. Co mi o tyle nawet psuje, że dostosowywanie się mam wdrukowane niczym pies Pawłowa. Jak pisałam - oddawanie palca mnie nie robi. Koszmarne jest to, że on rzadko kiedy chce chcieć. Wyjazdy do rodziny odpadają - ja ze swojej jestem wyklęta totalnie, a on swoją znosi tylko w małych dawkach.
Ale jak tak sobie pisze to mi emocje powolutku się układają. Antybiotyk działa, Wy jesteście i słuchacie - sytuacja wraca do normy - dzięki :)

Tak ogólnie to ja jestem poukładana wcale nieźle jak na własny życiorys wcześniejszy i jestem z tego w sumie całkiem dumna :) Natomiast nie jestem, choć mogę niekiedy sprawiać takie wrażenie, osobą "z motorkiem w dupce" co to każdą górę przeniesie fachowo i z uśmiechem i jeszcze bliźniego wesprze. Ktoś w wątku "macierzyństwo" taką istotę opisał udatnie ostatnio. Aspirowałam latami do bycia takim kimś/czymś. Nie jestem i nie chcę być, bo to głupie oraz samobójcze. I może również dlatego napisałam ten wątek, żeby taki mój zakłamany obraz nie powstał na forum, bo dla mnie to upiór przeszłości.
Justa - słowo "zamęczająca sytuacja " idealnie oddaje mój stan. Choć właśnie czuję, że sytuacja opisana, wysłuchana przez życzliwych bliźnich i ponazywana odpowiednimi słowami staje się nie tyle łatwiejsza ile mniej wykańczająca emocjonalnie. Po ludzku zaś - lepiej mi :) Dzięki że jesteście.
Ale jakby co to nie zamykam tematu, bo tak naprawdę to za cholerę nie wiem jak tę teorię wprowadzać w życie, jak się pogodzić z faktami. Ale wiecie co, jakieś niejasne "odkrycia" w kwestii naszej z mężem komunikacji w związku zaczynają mi się lęgnąć, na razie jeszcze nie wiem, o co biega, ale najwyraźniej którać z Was coś napisała takiego, co zaczyna mi jakiś gustowny a rokujący procesik uruchamiać - nie wiem która i co, zatem ogólnie dzięki :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez julkaa » 24 paź 2010, o 13:58

Powiem Ci że moja teściowa ma podobną sytuację (tylko że ona ma staż związkowy ponad 40 lat :P) i męża chorego na raka, który siedzi całe dnie w domu, podczas gdy ją nosi. No cóż, jakos sie z tym pogodziła, choć są gorsze dni i sie wkurza, kiedy chce gdzies wyjechac, a nie może bo musi opiekować się mężem. Teraz sama wyjezdza lub z koleżankami. Np weekend nad morzem, jesli stan męża pozwala na samodzielnosc przez dwa dni (a pozwala czesto:P). No i pracuje- praca jest po czesci oderwaniem od szarosci domowej. i te podróze, wypady do kina, teatru, na zakupy z kolezankami, na dzialke. I wydaje sie byc szczescliwą kobietą. wiec chyba mozna
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez Sansevieria » 24 paź 2010, o 15:43

Julkaa, chyba można ale ja w tych gorszych dniach nie chcę tego modelu. Zapewne podobnie jak Twoja tesciowa. Jakoś na mnie wspierająco działa to, co do mnie piszesz w tym wątku. Do 40 letniego stażu małżeńskiego to mi brakuje a brakuje, zatem pojęczawszy po raz kolejny spróbuję się lepiej czyli zdrowiej ustawić do faktów.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez ewka » 24 paź 2010, o 17:31

Skoro poziom jego inicjatyw wynosi zero - pozostaje pozostać przy inicjatywach swoich własnych, San. On dołączy... lub (z powodu bólu pleców) nie dołączy. Jego broszka, powiedziałabym, a Ty dajesz sobie szansę na mniejszą weekendową szarość.

Tak się czepiłam tych weekendów, bo czasowo w tygodniu można się tak zorganizować, by mieć go dla siebie (lub Was, ewentualnie) i aby nie było "jak zawsze". No i na początek jakiś zmian nadają się wyśmienicie.

:buziaki:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: iagihakaga i 253 gości

cron