Poplątanie.

Problemy z partnerami.

Poplątanie.

Postprzez Nynaeve » 1 paź 2010, o 12:14

Witam, ciężko mi sklasyfikować konkretnie dział adekwatny do zamieszczenia tej wiadomości, ponieważ na mój problem składa się wiele aspektów.
Nie potrafię się odnaleźć. Mam 20 lat, jestem lesbijką. Od dwóch lat jestem w związku z kobietą, od roku mieszkamy razem, wyprowadziłam się z domu pod pretekstem studiów w innym mieście.
Kocham ją, tylko czy miłość jest wystarczającym budulcem związku? Nie mamy prawie żadnych wspólnych zainteresowań, dzieli nas bardzo dużo. Światopogląd, doświadczenia, kilka przeżytych lat. Ze względu na nią zerwałam kontakty ze wcześniejszymi znajomymi, ciągle ma do mnie pretensje, kiedy chcę wyjść z domu z kimkolwiek poza nią. Krzyczy, przeklina, kiedy się uspokoi, przychodzi, przytula się i wpatruje się we mnie swoimi ślicznymi oczkami, a ja nie potrafię się na nią gniewać. I czuję, że ona tego nadużywa. Czuję, że mnie ogranicza. Doszło do tego, że poza nią, nie mam z kim szczerze porozmawiać, nie mówiąc by spotkać się z kimś za jej przyzwoleniem. Rozmawiałam z nią o tym, ale ona myśli zupełnie na innych płaszczyznach, nie rozumie mojej potrzeby wolności, która bezpośrednio wiąże się z zaufaniem. Musi być tak jak ona chce.
Nigdy nie rozumiała jak mogłam się ciąć, brać narkotyki i nadużywać lekarstw. Dla niej to czysta głupota. Chyba myśli, że robiłam to z nudów i braku rozumu. Sądzi, że miałam za dobrze i wymyślałam. Takiego podejścia też ode mnie oczekuje. Ma strasznie uproszczoną wizję świata. Nie potrafię znaleźć z nią porozumienia, jednocześnie nie chciałabym jej stracić. Chciałabym, by była taka jak na początku. Wszystko się zmienia. W dodatku coraz częściej myślę o pewnej dziewczynie, która wyznała mi miłość, a ja ją odepchnęłam. Minął od tej pory rok, a ja nadal o niej myślę, zaczynam się bać, że coś do niej czuję.
Do tego wszystkiego dochodzą problemy z coming outem. Jestem cholernie zamknięta w osobistych kontaktach z ludźmi. Boję się ich spojrzeń, słów, ocen. Czasami nachodzą mnie myśli, z którymi nie umiem sobie poradzić. Wszystko zmierza ku temu, abym powróciła do dragów. Czasami czuję się tak jak czułam się pod ich wpływem, miewam nieuzasadnione niczym lęki, napady paniki. Nie chcę się bać. Nie chcę przed niczym uciekać. Chcę być szczęśliwa.
Nynaeve
 
Posty: 5
Dołączył(a): 30 wrz 2010, o 21:53
Lokalizacja: W-wa

Re: Poplątanie.

Postprzez blanka77 » 1 paź 2010, o 12:50

Nynaeve napisał(a):Kocham ją, tylko czy miłość jest wystarczającym budulcem związku? Nie mamy prawie żadnych wspólnych zainteresowań, dzieli nas bardzo dużo. Światopogląd, doświadczenia, kilka przeżytych lat. Ze względu na nią zerwałam kontakty ze wcześniejszymi znajomymi, ciągle ma do mnie pretensje, kiedy chcę wyjść z domu z kimkolwiek poza nią. Krzyczy, przeklina, kiedy się uspokoi, przychodzi, przytula się i wpatruje się we mnie swoimi ślicznymi oczkami, a ja nie potrafię się na nią gniewać. I czuję, że ona tego nadużywa. Czuję, że mnie ogranicza. Doszło do tego, że poza nią, nie mam z kim szczerze porozmawiać, nie mówiąc by spotkać się z kimś za jej przyzwoleniem. Rozmawiałam z nią o tym, ale ona myśli zupełnie na innych płaszczyznach, nie rozumie mojej potrzeby wolności, która bezpośrednio wiąże się z zaufaniem.


Nynaeve napisał(a):Musi być tak jak ona chce.
Nie potrafię znaleźć z nią porozumienia, jednocześnie nie chciałabym jej stracić. Chciałabym, by była taka jak na początku. Wszystko się zmienia. W dodatku coraz częściej myślę o pewnej dziewczynie, która wyznała mi miłość, a ja ją odepchnęłam. Minął od tej pory rok, a ja nadal o niej myślę, zaczynam się bać, że coś do niej czuję.


Miłość prawdziwa nie polega na zniewoleniu, ograniczaniu, nakazach i zakazach. Kochać kogoś to także dać mu pewną swobodę w realizowaniu marzeń, pasji. Decydując się być razem zapewne widziałyście, że nie macie wspólnych zainteresowań. Ale to nie oznacza tragedii. Grunt to zrozumienie, to docenienie i cieszenie się ze swojej odmienności światopoglądowej czy jakiejś innej. W takich warunkach mozna się dogadać, pod warunkiem, że strony nie zaczną rywalizować o dominację w związku i nie zaczną narzucać swojego punktu widzenia.
Musisz poszukać przyczyn, z powodu których Wasz związek się rozlatuje. Dlaczego ona teraz tak bardzo się oburza gdy chcesz gdzieś wyjść, spotkać się z kimś? Może ona wyczuwa, że uciekasz myślami w kierunku tej drugiej dziewczyny, może przez to stałaś się bardziej apatyczna, mało w Tobie radości, zadowolenia.
Do narkotyków nie wracaj bo to nie rozwiąże problemów, pogrąży Cię jeszcze bardziej, ale Ty doskonale sobie zdajesz z tego sprawę, tak mniemam.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez Abssinth » 1 paź 2010, o 13:03

po pierwsze - sciski, wydaje mi sie ze tego potrzebujesz...

po drugie, jestes w klasycznym toksycznym zwiazku. Podam Ci link do forum o podobnych zwiazkach...sama kiedys w takim bylam i m. in. dzieki tamtemu forum z niego wyszlam (i dzieki psychotekstowi :) )...tam pisza glownie o toksycznych facetach, ale niestety toksycznosc, molestowanie psychiczne, chorobliwa zazdrosc nie maja plci...i moga zdarzyc sie wszedzie.

pozdrawiam cieplo,
A.

http://f.kafeteria.pl/temat.php?id_p=4458964&start=0
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Nynaeve » 1 paź 2010, o 13:11

Dziękuję za odpowiedzi.

To funkcjonuje w ten sposób, że ona czas wolny woli spędzać w domu. A kiedy ja chcę wyjść i uda mi się ją wyciągnąć ze sobą, to robi to z taką łaską i wrogością, że zawsze kończy się kłótnią. Wolę więc nie wychodzić. A kiedy postanowię, że wyjdę bez niej, zaczyna zgryźliwie wszystko komentować, że ja będę się dobrze bawić, podczas kiedy ona będzie sama. To trochę jak szantaż emocjonalny. Niestety nie potrafię się przed tym obronić.
Nie wydaje mi się, żeby wyczuwała, że myślę o kimś innym, doskonale wie, że ją kocham i nie potrafiłabym jej zostawić. Chyba na zbyt wiele jej pozwoliłam.
Z narkotykami to jest tak, że rzeczywiście zdaję sobie sprawę, że spowoduje to jeszcze większe problemy, jednocześnie jednak kiedy w mojej głowie zakiełkuje pewna chęć, myśl o nich, czuję jakby nie było od tego odwrotu. To jak coś nieuniknionego, coś co prędzej czy później nastąpić musi.

Zdaję sobie sprawę z pewnej toksyczności naszych relacji, jednak ona doskonale potrafi mi wytłumaczyć, że wszystko jest w porządku, a ja tylko szukam problemów. Poza tym wszystkim łączą nas przyziemne sprawy typu wspólne mieszkanie itp., dlatego nawet boję się mysleć o ewentualnym rozstaniu.

Pozdrawiam
Nynaeve
 
Posty: 5
Dołączył(a): 30 wrz 2010, o 21:53
Lokalizacja: W-wa

Postprzez Filemon » 1 paź 2010, o 13:25

wydaje mi się (na tyle, na ile opisałaś sytuację), że problem stwarza Twoja partnerka... Ty natomiast poszłaś z Nią na pewne zbyt daleko idące ustępstwa, swoim kosztem i coraz bardziej to czujesz...

Ona ma problemy ze sobą a Ty dałaś w dużej mierze "przejść po Tobie" (po Twoich pragnieniach, potrzebach, po Twojej osobistej normalnej ludzkiej wolności, itp.) po to, żeby utrzymać Wasz związek i nie dopuścić do jego rozpadu...

niestety, taki koszt jest zbyt wysoki i czujesz to coraz silniej... zależy Ci na Niej, ale Twoja dusza (czy jak to nazwać... :) ) ucieka już z tego związku i szuka jakiegoś bardziej normalnego, zdrowego obszaru i przestrzeni, gdzie mogłabyś czuć się sobą, niezdominowaną, nie nadużytą, jak również nie osamotnioną - stąd prawdopodobnie Twoje pragnienia zaczynają się też w jakiejś mierze kierować ku innej osobie... (ale wydaje mi się to skutkiem tego co robi wobec Ciebie Twoja obecna dziewczyna i skutkiem tego, że pozwoliłaś Jej na zbyt wiele Twoim kosztem... :( )

następny efekt takiego stanu rzeczy jest taki, że powstaje w Tobie konflikt wewnętrzny - pomiędzy pragnieniem wiernego udanego związku, w którym czułabyś się dobrze z tą partnerką, z którą aktualnie jesteś... a jednocześnie coraz wyraźniej zdajesz sobie sprawę z tego, że czujesz się z Nią źle pod pewnymi ważnymi względami i że jest tak ponieważ Ona nie respektuje pewnych Twoich istotnych potrzeb i normalnych ludzkich granic a Ty za bardzo Jej uległaś swoim kosztem, więc jesteś już w pewnej mierze poszkodowana... chciałabyś się jakoś ratować - znaleźć jakieś inne "miejsce", inne warunki, bardziej sprawiedliwe dla Ciebie, korzystne, umożliwiające normalne życie i rozwój a nie bycie zniewolonym i agresywnie traktowanym i nawet już "wpadasz w lekki poślizg" w kierunku innej kobiety, ale czujesz przecież, że jest to sprzeczne z Twoim obecnym życiem i obecną relacją...

taki konflikt wewnętrzny może być bardzo trudny do uniesienia, bolesny i rozbijający psychicznie, rozwalający emocjonalnie - to jest przyczyna, która sprawia, że obciążona takim ciężarem zaczynasz myśleć o powrocie do narkotyków, itd... (sposób szukania ulgi, choćby na krótką metę - tylko że wiadomo niestety, jak to się kończy w dłuższej perspektywie czasowej... :( )

wygląda na to, że aby poczuć się lepiej, będziesz musiała rozwiązać najpierw wewnętrznie a potem praktycznie konflikt, który Ci wyżej opisałem i który według mnie nosisz w sobie i który rozbija, jak mi się zdaje, Twoją psychiczną równowagę... pewnie nie będzie to łatwe, ale może zmobilizuje Cię świadomość zagrożenia, jakie nad Tobą zawisło i o którym sama wspominasz...

siły i mądrych decyzji Ci życzę!

według mnie kontynuacja obecnego związku na takich zasadach jak dotąd jest dla Ciebie niszcząca i nie powinna mieć miejsca...

albo zdecydowanie muszą się zmienić zasady Waszej relacji - tylko czy Twoją partnerkę będzie na to stać...??? i Ty musisz przestać iść na szkodliwe kompromisy, które potem Cię niszczą...

albo trzeba będzie się rozstać, choć niekoniecznie od razu wtedy wskakiwać w kolejny związek z tą drugą, na przykład...

pozdrawiam!

Fil
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Nynaeve » 1 paź 2010, o 14:05

Właśnie tego najbardziej bym chciała, aby moja partnerka zrozumiała mój punkt widzenia i zechciała zrobić coś w kierunku zmiany naszych relacji. Ciężko postępować wbrew osobie, którą się kocha, z którą się żyje. Nie potrafię zrozumieć dlaczego ona uważa, że ją krzywdzę, podczas kiedy staram się by było jej jak najlepiej, by się dobrze czuła.
Obawiam się, że jeśli nic się nie zmieni, nie będę potrafiła i tak się z nią rozstać. Jakiekolwiek postanowienia zmian z jej strony kończą się z chwilą kiedy wpada w złość. Wtedy nic się nie liczy.
Nie wyobrażam sobie związku z kimś innym.
Z dziewczyną, o której wspomniałam nie mam od miesięcy kontaktu, nie wiem gdzie mieszka, co się z nią dzieje, ewentualny związek z nią tak czy inaczej nie byłby możliwy. Nie potrafię jednak wyrzucić jej z pamięci.

pozdrawiam.
Nynaeve
 
Posty: 5
Dołączył(a): 30 wrz 2010, o 21:53
Lokalizacja: W-wa

Postprzez Filemon » 1 paź 2010, o 14:43

słuchaj, z tego co piszesz tu wyżej, to mam wrażenie jakbyś z góry stawiała się na przegranej pozycji... ale nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę!

odbieram w Twojej wypowiedzi bezsilność i rezygnację - ale przecież jednocześnie zdaje się, że obawiasz się o własne bezpieczeństwo i zdrowie, bo czujesz, że mogłabyś się ześlizgnąć z powrotem w narkotyki...

nie sądzisz zatem, że warto się jakoś ratować? a może nawet należy to zrobić, jeśli chcesz być fair... wobec samej siebie?!

skoro masz poczucie, że nie dasz sobie rady sama i popadasz w rezygnację, to czy nie warto poszukać w takim razie jakiejś formy pomocy i wsparcia?

psychoterapeuta? grupa wsparcia? mitingi dla osób współuzależnionych...? itp. no właśnie - bo to, co opisujesz (Twój stan ducha) bardzo mi przypomina to co można poczytać w literaturze o osobach "kochających za bardzo", uzależnionych emocjonalnie od swojego partnera/partnerki lub tak zwanych współuzależnionych, czyli żyjących z osobą, która sama jest od czegoś uzależniona (np. alkohol, itp.) - tak a propos, czy Twoja dziewczyna nie jest przypadkiem od czegoś uzależniona?

i jeszcze jedno? zależy Ci na samej sobie na tyle, żeby o siebie zawalczyć? mnie się wydaje, że skoro tu napisałaś, to czujesz w sobie jakieś impulsy, żeby się ratować i nie dopuścić chociażby do powrotu do skrajnie niszczącego nałogu...

jesteś zbyt młoda, żebyś sama siebie olała i zlekceważyła własne dobro i kawał przyszłego życia, które jeszcze przed Tobą... nie możesz sama siebie potraktować jak "śmiecia", którego chcesz skazać na cierpienie i ciężką chorobę nałogową... chyba drugiej osobie byś takiego świństwa nie zrobiła... prawda? zatem nie traktuj siebie gorzej od kogoś innego!

plan działania pora zrobić i szukać pomocy, bo tak jak teraz być dalej nie powinno, gdyż sama czujesz, że może się to bardzo źle skończyć a na dodatek nie jesteś szczęśliwa ani zadowolona z siebie i z życia, tylko masz poczucie, że coś jest mocno nie tak... zaufaj swoim odczuciom i okaż samej sobie przyjaźń i wsparcie - do dzieła i podziel się tutaj swoimi planami a potem dokonaniami...

jeśli nie zmobilizujesz się do niczego, to możemy sobie tutaj roztrząsać Twój problem na różne sposoby, tylko na ile Ci to pomoże i uchroni od ryzyka powrotu do narkotycznego nałogu? na ile pomoże Ci to poczuć się lepiej i być zadowoloną z własnego życia, jeżeli w żaden sposób nie zadziałasz...?

P.S

BĘDZIESZ CZEKAĆ AŻ ONA COŚ ZACZNIE ROBIĆ...? (ROZUMIEĆ CIEBIE, ZMIENIAĆ SIĘ, ITD...)

CZY MOŻE MOGŁABYŚ ZACZĄĆ OD SIEBIE... I ZROBIĆ COŚ DLA WŁASNEGO DOBRA NIE OGLĄDAJĄC SIĘ NA NIĄ...?
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Nynaeve » 1 paź 2010, o 15:13

Nie jest do końca tak, że stawiam się na przegranej pozycji. Nie wiem jak zmienić obecny stan rzeczy, natomiast na pewno nie chcę w dalszym ciągu bagatelizować tego co między nami zachodzi.
Myślałam o znalezieniu jakiegoś wsparcia/pomocy na zewnątrz, z tym że ciężko mi to zmieścić pośród studiów i pracy.
Moja dziewczyna nie jest od niczego uzależniona, co więcej nie toleruje używek, jakichkolwiek. Kłócimy się bardzo o moje palenie papierosów. Jest to jedna z niewielu rzeczy, których nie udało się jej we mnie zmienić.
Chcę walczyć o swoje szczęście, wiem, że całe życie przede mną, z tym, że chciałabym spędzić je z moją dziewczyną. Bardzo dużo jej zawdzięczam, w dużej mierze dzięki niej udało mi się jakoś wyprostować moje ścieżki.

Czasami zapominam kim jestem. Moje pragnienia gubią się gdzieś w chęci/powinności spełniania jej oczekiwań.
Chcę stawiać na swoim. Podejmować decyzje wynikające z moich własnych przekonań. I będę do tego dążyć. Przestać się uginać pod jej naciskiem. Tylko ona doskonale wie co powiedzieć abym z powrotem była potulna.
Przerabiałam już to kiedyś. Miałam w domu taką sytuację- ojciec pił, rozstawiał wszystkich po kątach, krzyknął, rzucił czymś, na jakąkolwiek inicjatywę ratowania rodziny ze strony mojej matki wygrażał się podpaleniem domu itp.
Może z tego powodu wplątałam się teraz w takie niezdrowe zależności i uległość.
Nynaeve
 
Posty: 5
Dołączył(a): 30 wrz 2010, o 21:53
Lokalizacja: W-wa

Postprzez blanka77 » 1 paź 2010, o 15:23

Skoro ona pomogła Ci wyjść kiedyś z przysłowiowego dołka, to teraz oczekuje wdzięczności i posłuszeństwa. Pomieszały jej się role. Nie jest Twoją matką, tylko partnerką.
Ty natomiast żyjąc pod presją swojego ojca, uzależniłaś się od osób, które są bardziej dominujące od Ciebie. Nie oznacza to, że nie masz swojego zdania, ale ulegasz kosztem siebie.
Być może to się stało dlatego, że będąc na życiowym zakręcie ona podała Ci rękę, ale nie przypuszczałaś, że to się tak skończy.

Może zaproponuj jej pójście na kompromis w kwestii wychodzenia z domu. Jeden tydzień spędzacie w domu, w drugim wychodzicie. Może zapraszajcie znajomych do domu? Zobaczy jak się zachowujesz, pozna ich i może wtedy będzie miała do Ciebie większe zaufanie. Albo zapytaj co spowodowało utratę tego zaufania?
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez Nynaeve » 1 paź 2010, o 15:38

Przerabiałyśmy takowe pójście na kompromis, jednak nic z tego nie wyszło. Ona nie lubi moich znajomych, nie ma ochoty spędzać z nimi czasu, za każdym razem okazywała mi jak to bardzo się poświęca i zmusza do tego. Od początku naszego związku nie podobało jej się, że spędzam czas nie tylko z nią. Wtedy jednak wydawało mi się to niegroźne, ot zwykła zazdrość. Ona natomiast tłumaczyła to troską, obawą, że będę ćpać, upijać się na umór. Wynika to poniekąd z mojej winy. Gdzieś tam kiedyś był czas, że ukrywałam przed nią pewne sprawy i problemy. Doskonale jednak wie, że od tamtej pory dużo się zmieniło. Mimo to jej chęć kontroli i ograniczania mnie się zwiększa.
Nynaeve
 
Posty: 5
Dołączył(a): 30 wrz 2010, o 21:53
Lokalizacja: W-wa

Postprzez Viki » 4 paź 2010, o 19:52

Błędem wielu ludzi jest okazywanie miłości w formach im odpowiadających, zamiast w formach oczekiwanych przez obdarowywanego, co prowadzi do obustronnych frustracji: jedno chełpi się, że tak dużo dało, drugie narzeka, że nic nie otrzymało...

Pomyśl jak jest w Twoim-waszym przypadku....

Viki
Viki
 
Posty: 41
Dołączył(a): 30 maja 2010, o 18:32


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: erioduquijm i 173 gości

cron