Lęk przed bliskością

Problemy z partnerami.

Lęk przed bliskością

Postprzez Asik35 » 20 sie 2010, o 13:02

Temat rzeka, na kilka dobrych stron,ale spróbuję w skrócie... Paniczny strach przed odrzuceniem, który powoduje,że nie umiem budować zdrowych relacji, strach, który paraliżuje i każe uciekać. Ogromna potrzeba bliskości, bycia w związku,ale z drugiej strony jedna myśl,która siedzi w głowie "nie uda się,on Cię zostawi,uciekaj ".
Wiem,że budowanie bliskości wiąże się ZAWSZE z ryzykiem,że zostaniemy odrzuceni, ale ja już nie mam siły, kolejny raz. Ile jeszcze ??
Im bliżej emocjonalnie jestem z mężczyzną, im bardziej otwieram się i pokazuję,że jestem wrażliwa,bezbronna,tym lęk jest silniejszy. Oplata i dusi...
"Świetnie"wychodzą mi proste układy,w których jest tylko chemia i nic więcej...tam nie muszę pokazywać jaka jestem naprawdę.Tam mnie nikt nie skrzywdzi, najwyżej ja sama... Tylko,że prawdziwych uczuć, pragnień , nie da się zamieść pod dywan.Tego,że potrzebuję miłości,bliskości, ciepła, bliskości emocjonalnej....
Wiem co determinuje moje obecne zachowanie, znam przyczyny.Byłam kilka lat na terapii,ale w końcu poczułam przesyt,czułam,że stoję w miejscu,że tyle kasy i mojego zaangażowania poszło w błoto..bo ja nadal koszmarnie boję się odrzucenia...Nie mam siły już analizować tego co we mnie jest,ale teraz znowu to robię..Wiem jednocześnie,że chcąc coś zmienić muszę ruszyć przeszłość.
Nie wiem jak do tego podejść. Póki co terapia odpada.Zaakceptować to ,że jest jak jest też mi niezmiernie trudno...Zrezygnować z poszukiwań miłości nie chcę...Czy zostają mi jedynie powierzchowne relacje ??
Nie wiem czego od Was oczekuję...może obiektywnego spojrzenia na mój problem,może refleksji z własnych przeżyć...
pozdrawiam
Asik35
 
Posty: 165
Dołączył(a): 30 lip 2009, o 10:49
Lokalizacja: tak blisko tak daleko

Postprzez Sansevieria » 20 sie 2010, o 13:21

Znasz przyczyny i lęk jest nadal...czyli wiele lat mojego życia :( Obecnie mój lęk, w tym ten przed odrzuceniem, należy do przeszłości.
Analiza analizą, lęk to uczucie. Zmienianie uczuć za pomocą rozumu moim zdaniem jest ślepą uliczką. Przynajmniej i ja sama i całkiem sporo znanych mi osób utknęło w takim punkcie, że wszytko teoretycznie wiedzą, skąd lęk, dlaczego itd i za nic nie są w stanie z tego lęku wyjść. Ewentualnie w sprzyjających okolicznościach są w stanie go "wepchnąć pod dywan" czyli stłumić, ale ze świadomością, że wróci. Najchętniej w najmniej odpowiednim momencie. I z dużą skutecznością wszystko się (znowu) rozsypie.
Jak sama piszesz, Twój lęk ma źródło w przeszłości. Mozna chyba powiedzieć, że niejako boisz się tak, jak bałaś się kiedyś. I niewątpliwie miałaś czego się bać.. Tak jakbyś miała w sobie nagromadzone pokłady lęku, które zatruwają wszystko. Jeśli mniej więcej sensowne Ci się wydaje to, co napisałam dotychczas, to mogę kontynuować :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Asik35 » 20 sie 2010, o 13:42

Oczywiście, chętnie posłucham Cię dalej....
Asik35
 
Posty: 165
Dołączył(a): 30 lip 2009, o 10:49
Lokalizacja: tak blisko tak daleko

Postprzez marie89 » 20 sie 2010, o 14:05

och.. widzę bliski mi temat.. baaardzo bliski..

Strach przed byciem z kimś, przed odrzuceniem, ulotna pewność..

Gdy się otworzyłam.. to co się stało?
Natrafiłam na Osła, który też się boi.. Zero w tym logiki i ja rozumem tego nie wyjaśnię.. Może kiedyś komuś się uda to wytłumaczyć.. Jak to jest.. Człowiek chce kochać i boi się kochać.. Bać się Miłości. To przykre...
marie89
 

Postprzez Sansevieria » 20 sie 2010, o 14:10

Dlaczego "oczywiście" ? Ja tak sobie snuję i patentu na nieomylnośc nie mam.
Dalej to ze mną tak było, że trafiłam na terapię pracującą z uczuciami. I wróciłam do tej cholernej przeszłości i zmierzyłam się ze swoimi uczuciami. I z lękiem, i ze wściekłością i z innymi jeszcze. Nie było mówienia o uczuciach, było wyrażanie uczuć. Wiesz, ta powszechnie znana praca z "wewnętrznym dzieckiem". Na początku to mi się ta terapia wydawała dosyć idiotyczna, ale tkwienie bezradne w tym lęku mocno mi rozwaliło życie. No jak z bombą zegarową pod poduszką, i co gorsza diabli wiedzą, na kiedy nastawiona. Jedyne czego byłam pewna to to, że wybuch nastapi. Co z kolei było powodem do dodatkowego lęku i efekt się robił niespecjalnie sympatyczny. W tłumieniu byłam bardzo dobra, ale wybuchy rozwalały. Terapia...no czułam się jak debilka. "Poczuj się tą małą dziewczynką" - ja, racjonalnie myśląca analityczka :shock: Przy mnie w robieniu ćwiczeń to oślica Balaama wydaje się być wielce spolegliwa - koszmarnie musiałam ze sobą walczyć. Zeby pisać do "siebie małej", tworzyć "bajki terapeutyczne" i inne takie. Najciekawsze okazało się to, że o ile rozumem nie dałam rady, o tyle te "idiotyzmy" okazały się strzałem w dziesiątkę. Bo ruszyły we mnie to, co trzeba było ruszyć. Wyjęły z mojej puszki Pandory to, co w niej było. Uczucia wyjęły. A jak wiadomo po wyjęciu mamy już coś, z czym można pracować. Przypuszczam, że masz w sobie masę uczuć, które boisz się poczuć. Wiesz, że są, ale żeby do tego emocjami wrócić - za nic, przecież na szczęście to już przeszłość. Niestety, u mnie i nie tylko u mnie ta przeszłość (w sensie technicznym) była latami teraźniejszością - ujawniała się w postrzeganiu swiata, w relacjach z ludźmi. Rzecz jasna nie zawsze świadomie. I musiałam się w niej ponownie, z niechęcią, lękiem i obrzydzeniem zanurzyć. Coś w rodzaju nurkowania w kloace. Tak, jakby dnie był kurek, którym można spowodować, że ten syf wreszcie odpłynie w niebyt... Mój odpłynął z bulgotem wściekłym. Teraz się odczyszczam ze świadomością, że nowy nie napłynie.
Tak o mnie. Może coś dla siebie w tym znajdziesz :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: erioduquijm i 168 gości

cron