Niedopasowani

Problemy z partnerami.

Niedopasowani

Postprzez oldboy » 30 mar 2010, o 15:22

Witam. Jestem tu nowy, ale to nie ma znaczenia.

Trudno mi zebrać myśli, trudno wyrazić to wszystko, o czym chyba z nikim jeszcze nie rozmawiałem. To bardzo intymne i czuję się trochę pogubiony w tych sprawach.

Kiedy poznałem swoją pierwszą, byłem zupełnie innym człowiekiem. Wtedy od razu wiedziałem, że "to jest to". Byłem pewien. Kochałem ją. Ona, po tych wszystkich latach, razem i osobno, mówi, że stara miłość nie rdzewieje. Nigdy nie wybaczyłem jej tego, że odeszła. Nie potrafiłem. Czekałem przez rok, śniła mi się regularnie. Że wraca do mnie, że jesteśmy znowu razem. Jak ja nienawidziłem tych snów, a w zasadzie bardziej tego, że po obudzeniu rzeczywistość wyglądała inaczej. To była trauma. Mój świat wywrócił się do góry nogami. Coś co miało być miłością po grób okazało się czymś innym. Nie potrafiłem tego zaakceptować długo. Mało nie wpadłem w alkoholizm. Kiedy po latach chciała do mnie wrócić, powiedziałem nie.

Później poznałem inną kobietę. I wtedy pierwszy raz pojawił się ten problem. Ona kontra pierwsza. Jeśli byłem tak bardzo pewien, że zestarzeję się z pierwszą, jeśli była całym światem dla mnie - czy można tak samo kochać 2 osoby? Byłem pewien, że nie. Miałem mnóstwo rezerwy i dystansu. Nie byłem dla niej tak dobry, jakbym mógł. Ale minęły lata, a moje uczucie z czasem tylko rosło. Skończyło się jednak tak, że się minęliśmy. Kiedy ja pokochałem ją tak jak pierwszą, kiedy poczułem w końcu, że mógłbym z nią zostać do końca, ona zdecydowała się odejść. Kolejny "rozwód", życie w kawałkach jeszcze raz.

Powinienem się czegoś nauczyć. Zmądrzeć, gdyby tylko była to kwestia jakiejś mądrości. Bo w tych sprawach rozum przydaje się średnio. A może tylko średnio działa. W kolejnym związku też zadziałał "problem poprzedniej". Być może to zaważyło o tym, że stał się toksyczny. Jak bardzo toksyczny? Tak, że pomimo miłości byliśmy swoimi najgorszymi wrogami obwiniającymi się wzajemnie o całe zło tego świata.

W każdym z tych przypadków było tak, że poznaliśmy się w zasadzie przypadkiem. Polubiliśmy, szybko przyszło coś więcej, mieszkaliśmy razem (a to jest ciężka próba). Za każdym razem byliśmy w wielu aspektach skrajnie różnymi, żeby nie powiedzieć przeciwnymi charakterami. Kompletnie inne zainteresowania, inne podejście do życia. Niby nie przeszkadzało to jakoś szczególnie, ale może też był to powód, dla którego nie udało się utrzymać poprzednich związków.

Z moją "aktualną ex" jest tak: był czas, kiedy się nienawidzieliśmy. Był czas, kiedy żarlismy się codziennie. Nie było dnia bez karczemnej awantury. Nie mogliśmy się dogadać kompletnie. Rozstaliśmy się raz. A potem wróciliśmy do siebie. Krótko było cukierkowo, po czym problemy zaczęły się od nowa ze zdwojoną siłą. Nauczyłem się trochę innego podejścia, trochę dopasowałem się do niej. Przyszedł w końcu czas, że staliśmy się całkiem niezłymi przyjaciółmi, którzy na dodatek kompulsywnie sypiają ze sobą od czasu do czasu. Z tym że wiem jedno - nasze charaktery są nie do pogodzenia. Ja jestem niepoprawnym humanistą, ona uważa, że wszyscy humaniści są delikatnie mówiąc durniami. Ja mam pogodne i wyluzowane podejście do życia, ona jest spięta, nerwowa i depresyjna. Ja wszędzie szukam plusów, ona minusów. Dla mnie najważniejsza jest przygoda, dla niej wygoda. Ja kocham książkę i film, ona nie znosi. Ja jestem typem rodzinnym, ona średnio się dogaduje z własną rodziną, a mojej nie cierpi. Ja chcę mieć dzieci, ona w żadnym wypadku. I tak te różnice można wyliczać bez końca. Jeśli chodzi o "te" sprawy - też nie pasujemy. Tzn ona nie jest zadowolona z naszego pożycia. Mówi, że się nie staram, że jestem kiepski, kiedy ja wiem, że tak nie jest. Po prostu mamy kompletnie inne podejście, inne rzeczy nas kręcą, a poświęcenie w tej kwesti wydaje mi się mijać z celem. Nawet w tym się nie zgadzamy, bo ona jest gotowa się poświęcać i wypominać, natomiast ja idę na żywioł. Czasami jej to odpowiada, częściej nie - a od czego to zależy niestety nie mam pojęcia. Pomimo, że dość dużo o tym razem rozmawialiśmy - nadal nie rozumiem jej potrzeb, podobnie jak ona nie rozumie moich.

Dlaczego to musi być takie skomplikowane? Bo skomplikowało się tak, że pomimo tych wszystkich różnic jesteśmy na prawdę dobrymi przyjaciółmi. Mimo wszystko czasem udaje nam się porozumieć na prawdę idealnie.

Jakby tego było mało, ona poznała kogoś, i ja poznałem kogoś. Bo jakoś się tak oficjalnie umówiliśmy - że zostaniemy przyjaciółmi. Czyli - niby nic złego. Ale chyba robi się tutaj jakoś dziwnie. Jak tylko zaczęlismy kręcić z kimś innym - im bardziej się oddalamy od siebie, tym bardziej na powrót nas do siebie ciągnie. Jestem skołowany. Z jednej strony jestem o nią zazdrosny, z drugiej strony myślę sobie, że tak będzie dla nas lepiej.

Tym bardziej, że osoba którą poznałem wydaje się mieć charakter pasujący do mojego idealnie. Te same zainteresowania, dążenia, upodobania. Zgodność, której brakowało mi przez całe życie. Z tym, że to znajmość na bardzo wczesnym etapie. Zdalna, przez neta. Nawet nigdy się jeszcze nie widzieliśmy, chociaż wymieniliśmy całą masę listów. Dzięki tej osobie czuję się inaczej. Po długiej depresji zaczynam czuć jakąś niesamowitą ekscytację na samą myśl o niej. Na poziomie czysto platonicznym to jest chyba to, czego od początku szukałem.

Tylko co dalej? Nie wiem, ona może mieć dokładnie ten sam problem co ja. Ale za wcześnie jeszcze na wnikanie. Wydaje mi się, że zdecydowanie powinienem zakończyć związek, który przez lata był dla nas toksyczny. Pomimo tego, że jest nam teraz szczególnie trudno to zrobić. Może to jakieś niezbyt zdrowe uzależnienie? Chyba najgorsze co mógłbym zrobić, to poświęcić nową, co prawda jeszcze świeżą i niepewną znajomość dla związku, który wielokrotnie chciałem zakończyć, prawda?

Nie wiem czy kiedykolwiek znajdę to czego szukam. Ale wydaje mi się, że chyba nie warto za wszelką cenę godzić przeciwieństw, jeśli na horyzoncie rysuje się mglista, ale niesamowicie obiecująca szansa na zmianę wszystkiego. Jak myślicie?
oldboy
 
Posty: 2
Dołączył(a): 26 mar 2010, o 18:47

Postprzez ewka » 30 mar 2010, o 16:01

Tak mi się wydaje, że chyba chciałabym odciąć ten sznurek (lub te sznurki) pod nazwą "ex"... (od ex1, ex2, ex3) - i iść w nowe. Tam jakby nie ma przyszłości... tutaj jest szansa. I to całkiem niezła (na pierwszy rzut oka).

;)
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez lili » 30 mar 2010, o 18:59

Oldboyu, witaj na forum

przede wszystkim napisze ze podoba mi sie bardzo co i jak piszesz. Piszesz w sposob bardzo skladny, ladny i przejrzysty, malo znam facetow ktorzy pisza w taki sposob bardzo dla mnie przystepny i zrozumialy. Albo tez wynika to z tego, ze jestes dojrzaly i umiesz w wywazony i jasny sposob analizowac to co sie wokol Ciebie dzieje i opisac to innym :)

Zasadniczo zgadzam sie z Ewka. Porownywanie kolejnych kobiet nie ma za bardzo sensu. Ma sens porownywanie to jak sie czules w zwiazkach bo to jest bardziej wymierne.
Plus, zawsze jednak jest tak, ze ta pierwsza milosc jest najbardziej taka jakas zapadajaca w pamiec, chyba mamy najwieksza sklonnosc zeby ja idealizowac. A kazda kolejna milosc jest juz chyba taka bardziej wywazona, mniej spontaniczna, bardziej opanowana, bo poprzednie doswiadczenia zabijaja w nas dziecieca radosc a ucza nas patrzec na zwiazek bardziej pragmatycznie, wlasnie pod katem na ile do siebie pasujemy, co jest w nas rozne, co nas do siebie zbliza.

Mysle, ze warto zakonczyc ta byla milosc-przyjazn po pierwsze po to, zeby zakonczyc i zaczac z czystym kontem. Mnie osobiscie trzymanie dwoch srok za ogon nie nastraja pozytywnie, Uwazam, ze jest to bardzo nie okej, choc oczywiscie w twoim przypadku jest to jak sam napisales "za porozumieniem stron". Ale jednak widac po tobie, ze jestes facetem, ktory przejmuje sie tym co robi, skoro znalazles sobie kogos nowego nie na boku, symultanicznie, tylko dopiero w fazie rozpadu zwiazku i w sytuacji kiedy twoja eks dala ci na to niejako przyzwolenie.

Nie zrazaj sie poprzednimi porazkami, bo w niczym ci to nie pomoze. Bylo, minelo, nie udalo sie kilka razy, wyciagnij z tego nauke. Ja wierze, ze kolejna milosc moze byc rownie piekna, moze nawet piekniejsza, choc oczywiscie nie bedzie taka jak poprzednie, bo kazda nowa milosc jest inna.

Trzymaj sie cieplo i powodzenia!

li
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez bunia » 30 mar 2010, o 23:05

Po co Ci ten caly coctail ?...nic nie wnosi....poza tym, ze sie szarpiesz.....masz jakies nowe doswiadczenie i jest okay....daj sobie przestrzen aby odnalesc siebie....wyluzowac i wyjsc na prosta w nowy ewentualnie zwiazek.

...no i witaj na Forum :wink:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Re: Niedopasowani

Postprzez Salome » 31 mar 2010, o 15:42

oldboy napisał(a):Później poznałem inną kobietę. I wtedy pierwszy raz pojawił się ten problem. Ona kontra pierwsza. Jeśli byłem tak bardzo pewien, że zestarzeję się z pierwszą, jeśli była całym światem dla mnie - czy można tak samo kochać 2 osoby? Byłem pewien, że nie. Miałem mnóstwo rezerwy i dystansu. Nie byłem dla niej tak dobry, jakbym mógł.


Strasznie mi się to nie podoba. ...a wiesz dlaczego? ...bo byłam tą drugą... a myślenie mojego partnera było takie jak Twoje. Po dzisiejszy dzien zbieram (y) plony tego myślenia.
Moj mężczyzna też był dla mnie tym "drugim", ale nigdy nie pomyślałam, że moge go mniej kochać. Jeśli myślałabym tak od poczatku, to nie brnełabym w to, żeby nikogo nie skrzywdzić.

Dla mnie każda miłość jest inna, piękniejsza i mądrzejsza o nowe doświadczenia. Jeśli swoje kolejne związki będziesz budował na podejściu, że nikogo nie pokochasz tak jak którąś ex, nigdy nie bedziesz szczęśliwym człowiekiem i nie pozwolisz na szczęście nowej kobiecie.
Avatar użytkownika
Salome
 
Posty: 783
Dołączył(a): 23 lip 2009, o 16:45

Postprzez marie89 » 31 mar 2010, o 16:41

Miłość ma to do tego że jest TRUDNA... Najłatwiej byłoby się zakochać i zyć długo i szczęśliwie.. happy end Chcielibyśmy.. ale życie to tak pokręcone zjawisko, że nic nie przychodzi tu z łatwością.

Wiem, że wspominasz dobre czasy z "ex".. Jak było dobrze. O złym sie wtedy nie pamieta (przynajmniej do jakiegoś czasu) Ale zastanów się czy warto? Czy warto wracać do przeszłości i żyć przeszłością?

Nikt nie powie Ci zrób to i to i będzie cacy.. Sam musisz podjąć decyzję. Porządnie wszystko przemyśleć i podjąć decyzję..

Porównywanie dziewcząt.. i "skali" uczucia do każdej z nich nie jest tu dobrym rozwiązaniem.. bo każdy związek jest inny.. za każdym razem kochamy inaczej. Nie licytuj uczuć.. Tamtą znam dłużej.. ale ta bardziej do mnie pasuje.. myśląc tak nic nie odkryjesz.

Przyznałeś że pierwszy związek był słodko-gorzki.. Zakończyłeś go. Sprawa zamknięta. Teraz poznałeś i obdarzyłeś uczuciem kogoś nowego.. ale nie jesteś pewny. Pewność przyjdzie albo nie.. zaangażujesz się albo wycofasz... Daj sobie szansę.. zrób krok w przód.. Nawet jeśli boisz się porażki..
marie89
 

Postprzez the hooded man » 1 kwi 2010, o 18:58

oldboy napisał(a):Za każdym razem byliśmy w wielu aspektach skrajnie różnymi, żeby nie powiedzieć przeciwnymi charakterami. Kompletnie inne zainteresowania, inne podejście do życia. Niby nie przeszkadzało to jakoś szczególnie, ale może też był to powód, dla którego nie udało się utrzymać poprzednich związków.

Może i to mogłoby być powodem... Nie trzeba być wcale wybitnie zbieżnym z partnerką. Można różnić się znacznie, ale kilka cech po prostu trzeba mieć wspólnych. Tak przynajmniej mówi psychologia. To podejście bardziej empiryczne, ale gdy popuścimy wodze fantazji i skierujemy się w stronę duszy, to nie wydaje się, by miłości mogło stanąć na przeszkodzie cokolwiek, nawet ogromne różnice między dwojgiem osób. Trudny temat...
the hooded man
 
Posty: 125
Dołączył(a): 1 sty 2010, o 20:47


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 75 gości

cron