cd.

Problemy z partnerami.

cd.

Postprzez czaarna » 21 lis 2009, o 12:49

Witajcie,

mam nadzieję że jest tu jeszcze ktoś kto pamięta moją historię, chciałabym napisać co się stało dalej i znów Was prosić o opinię :wink:

Na wakacje pojechałam do niego. Było naprawdę świetnie, super się dogadywaliśmy, a to co było przed wakacjami i o czym był poprzedni wątek on określił kryzysem, który zdarza się w wielu parach. Żyliśmy sobie spokojnie i dobrze te 3 miesiące i wakacje się skończyły. Były rozmowy nt, że boję się, że odległość znów między nami coś popsuję. On mówił że na pewno nie, będziemy często rozmawiać, dzwonić, pisać i jak się tylko da spotykać.
I tak było przez jakieś 3 tygodnie...jego częste telefony, rozmów bardzo dużo, spotkanie. Potem on zaczął coraz rzadziej się odzywać, były dni że w ogóle nie napisał. Na moje, przyznaje, dość natarczywe prośby o wytłumaczenie co się dzieję, reagował zamknięciem się w sobie i nie wiele mi powiedział. Miałam dość, nie chciałam po raz kolejny tej samej sytuacji, napisałam mu że to bez sensu i koniec skoro znów dzieje się to samo.
Dostałam od niego wtedy długą wiadomość m.in że: nie daje mu przestrzeni, której on potrzebuję, że jeśli ma jakieś problemy, ciężkie dni chcę zostać z tym sam. Uważa że się zmienił, a ja ciągle chcę więcej i więcej od niego, że jest tylko człowiekiem i nie zawsze będzie kochany, czuły itd a moje mówienie że jest mi źle i co mi nie do końca pasuje odpycha mnie tylko od niego i zniechęca. Z tymże ja naprawdę nie sądzę żebym wymagała wiele, prosiłam go o wiadomość chociaż rano gdy chce być sam żebym wiedziała że żyje (choć na początku umawialiśmy się inaczej). I od jakiś dwóch tygodni tak to wygląda, pisał rano, potem już prawie wcale. Na sms mi nie zawsze odpowie, a napisałam do niego może z 3 w sumie ; ) nie chce rozmawiać przez tel. A ostatnio nawet tej jednej wiadomości nie dostaje. Nie widzieliśmy się już miesiąc, jesteśmy umówieni na spotkanie u niego za tydzień. Ale to też ja pytałam kiedy się spotkamy. No i cóż nie rozmawiamy, ledwo pamiętam jego głos. Mam do niego jechać, ale gdy pomyśle że nie stać go na napisanie mi krótkiej wiadomości wszystkiego mi się odechciewa...
Czy ja wymagam za dużo? Czepiam się? I jak to wygląda w kontekście jego słów...ja czuję się ingorowana a moje potrzeby nieistotne. Czy jego zachowanie można wytłumaczyć odległością, brakiem konktaktu fiz czy to niedostatki uczuć?
gubię się w tym i nie wiem jak z nim postąpić
czaarna
 
Posty: 70
Dołączył(a): 19 maja 2009, o 15:54

Postprzez ewka » 22 lis 2009, o 10:53

Czyli jest mniej-więcej tak samo, jak wtedy. Odległość Wam jakby nie służy. Można coś zrobić, żeby ją zlikwidować?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez raziel » 22 lis 2009, o 11:19

Jakbym słyszał swoją dziewczynę... Na szczęście jej przeszło :P Nie wiem co się dzieje u twojego faceta dokładnie ale myślę, że ja czułem coś podobnego i dość podobnie się zachowywałem.

Moja dziewczyna studiuje w Poznaniu a ja we Wrocławiu. Kiedyś jak jeszcze była w liceum to miałem dalej bo ona jest z Bydgoszczy. Drugi koniec Polski... Właściwie to dupa Polski :) No ale trudno. Poznaliśmy się i pokochaliśmy. Jesteśmy ze sobą już 4 lata i jakoś nam się udaje wytrzymać no i dystans się skraca na różne sposoby. Coraz częstsze spotkania, moje myśli o wynajęciu mieszkania w Poznaniu w przyszłym roku. Jej plany dokończenia studiów we Wro. Jakoś to będzie.

Ale nie zawsze było tak kolorowo. Ja jako facet, no cóż przyznam brutalnie mam pewne potrzeby związane z seksem. A odległość jakkolwiek zaspokaja potrzeby emocjonalne kobiety związane z bliskością tak potrzeb bardziej fizycznych nie zaspokoi... A kobiet jest wiele, trzeba się pilnować i być wiernym. We mnie to powodowało wkurw. Teraz już trochę mniejszy ale moją dziewczynę dużo nerwów to kosztowało i długo się buntowała przed zaakceptowaniem tego mojego "prymitywizmu" uczuciowego. Facet przynajmniej w moim odczuciu jest trochę bardziej ukierunkowany na przyjemność czysto biologiczną, na przyjemności z picia, ze snu, z seksu itp. Dlatego związki na odległość na typowego, prostego faceta to mordęga... Ale jak kocha i mu zależy to wytrzyma. Ważne, żeby mu w tym pomagać i zwyczajnie go w tym wszystkim wspierać.

Moja dziewczyna długo marudziła, że to na odległość itp. a mnie szlag trafiał bo mimo wszelkich prób nie udało się nam zamieszkać razem. Więc problem jeśli nie ma rozwiązania nie jest problemem ale faktem ale ona dalej jęczała i narzekała. Bóg mi świadkiem, że jak sobie przypomnę to mnie dalej krew zalewa taka była marudna.
Dodatkowo umyśliła sobie, że dopóki ja nie zadzwonię to ona się nie odezwie. A ja jak to facet mam dużo spraw na głowie, utrzymywanie kontaktu wirtualnego przez telefon nie jest potrzebne mi ale jej. No i się obrażała i znowu tworzyła teorię spiskowe.

Ostatnia sprawa. Odległość fizyczna nie ma kompletnie żadnego wpływu na odległość emocjonalną. To jak często jesteś z nim nie zależy nawet od tego czy z nim gadasz czy nie tylko jak często o nim myślisz robiąc najbardziej błahe rzeczy. Ja uciekam do swojej dziewczyny myślami co chwilę.
Biorąc pod uwagę przyrodzony dojrzałemu człowiekowi strach przed bliskością nazywany "kompleksem edypa" to związek na odległość jest dobrym początkiem dojrzałej relacji.

I krótki rachunek matematyczny na koniec. Pary mieszkające w jednym mieście widzą się powiedzmy 4 razy w tygodniu po 2 h. W miesiącu to daje 32h. Ja widzę Kasię dwa razy w miesiącu po jakieś 3 dni. Czyli jestem z nią 144h. Rachunek jest trochę naiwny ale może jak pomyślisz o ten sposób to będzie łatwiej :) Bo w takim związku bardzo ważna jest dojrzałość i umiejętność radzenia sobie ze swoimi emocjami wywołanymi na przemian, bliskością, rozłąką i zazdrością:)

Ale się rozpisałem. Widać, że mnie temat poniósł :)
raziel
 
Posty: 145
Dołączył(a): 8 paź 2009, o 11:12
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez czaarna » 22 lis 2009, o 13:47

ewka, tak planujemy obronić się i zamieszkać razem od czerwca.
Ale mam obawy że do tego czasu zwariuje jak tak dalej będzie.

miło Cię widzieć :)


raziel

sytuacja wydaję się dość podobna, z tymże ja mam wrażenie że ja próbuje jakoś zrozumieć mojego faceta,a on mnie to tak średnio raczej.
To kilka pytań, może mi to pozwoli spojrzeć na sprawę z męskiego punktu widzenia :wink:
Jak często kontaktujecie się z Twoją dziewczyną? Naprawdę nie odczuwasz potrzeby żeby z nią porozmawiać telefonicznie, skype?
Mój mówi że nie lubi rozmawiać, a mi to tak potrzebne, z tymże jeśli już to i tak sprowadza się do tego że głównie ja mówię. Wirtualnie też on nie potrzebuje się często kontaktować, bo 'jak mnie nie ma to on zajmuję się swoimi sprawami' a ja ponoć tego nie potrafię...co jest nie prawdą, po prostu potrzebuję z nim porozmawiać. Owszem, mówię mu o tym, bo wkrótce przestałby się zupełnie odzywać zapewne. Jak on tak milczy, czuję że mu na mnie nie zależy i wątpie w jego uczucia, niestety.

Pomagać mu i wspierać, ale jak? Staram się naprawdę nie marudzić, tylko piszę spokojnie czego potrzebuję, ale to daje niewielkie rezultaty.
czaarna
 
Posty: 70
Dołączył(a): 19 maja 2009, o 15:54

Postprzez raziel » 22 lis 2009, o 14:09

Wiesz co to jest pozycja Schizoidalno-paranoidalna? Melani Klein to wymyśliła, brzmi strasznie ale sprowadza się do czegoś prozaicznego. Na początku naszej znajomości z kimś, gdy wchodzimy w nową grupę czujemy się oceniani, ba w pewnym momencie czujemy, że ktoś chce nas skrzywdzić.

Pojawia się w nas fantazja, że jesteśmy w relacji z oprawcą. Z kimś kto chce zrobić nam krzywdę. Czujemy, że kieruje się w stosunku do nas złymi intencjami. To co robisz dzwoniąc do swojego faceta to próba poradzenia sobie z tymi emocjami ale nie w sobie ale poprzez jakieś działanie. Tak jakbyś chciała, żeby on zrobił coś co ci udowodni, że nie chce cię skrzywdzić. On się czuje w relacji z tobą bezpiecznie dlatego, nie potrzebuje takich potwierdzeń z twojej strony.

Ja się zastanawiam czemu czujesz się w tym związku niepewnie? Co sprawia, że potrzebujesz potwierdzenia jego uczuć i na dodatek robisz to tak, że koleś może to odbierać jakbyś zachowywała się irracjonalnie :)

Stąd może być też ten pomysł, że on cię średnio rozumie a ty go dobrze. Siedzisz w jego głowie?

A jak często się kontaktuje? To zależy. Jak mam dużo zajęć to rzadko. Ale staram się dla jej higieny psychicznej dzwonić codziennie chociaż na kilka minut. To też jest tak, że jak ona jest marudna to jest najbardziej wredną babą jaką znam... No dobra moja przyszła-teściowa jest odrobinę gorsza :P
raziel
 
Posty: 145
Dołączył(a): 8 paź 2009, o 11:12
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez czaarna » 22 lis 2009, o 20:07

Jest coś w tym co piszesz. Chyba rzeczywiście oczekuje od niego potwierdzenia uczuć i nie czuje się pewnie w tej relacji. Gdy on się dłużej nie odzywa (2,3 dni) panikuje i za wszelką cenę próbuje się dowiedzieć od niego o co chodzi. Z czego to wynika? Ano przed wakacjami nie widzieliśmy się około 2 miesięcy. Stopniowo pisał i odzywał się coraz mniej, aż pod koniec dowiedziałam się ze stałam się bardziej wirtualna niż realna, gotów był nawet zakończyć związek ( 3,5 roku) bo jego uczucia osłabły. Wakacje jednak spędziliśmy razem i wszystko się super układało, aż do czasu...rozmawialiśmy dużo, zmienił się...przez prawie cały październik, dzwonił, pisał do mnie bardzo dużo.
Dzisiejsza rozmowa (zadzwonił jak obiecał) wyglądała tak że praktycznie milczeliśmy, jak zadałam jakieś pytanie to nawet nie odpowie, jedynie mhmm czy coś w tym stylu. Zapytałam czy chce żebym przyjechała w pt, bo tak się umawialiśmy - też jakieś mruknięcie. Jakby był zły i zirytowany że musi ze mną porozmawiać, był zimny, żadnego miłego słowa.
Mam do niego jechać za parę dni na drugi koniec Polski, ale po takiej sytuacji czuję się jak natręt i naprawdę mi się wszystkiego odechciewa. Czuję się tam niechciana.
Nie sądzę żebym zachowywała się jakoś irracjonalnie, przecież chciałam tylko podstawowej komunikacji. I tak, mam obawy że historia sprzed wakacji się właśnie powtarza, niestety.
czaarna
 
Posty: 70
Dołączył(a): 19 maja 2009, o 15:54

Postprzez raziel » 22 lis 2009, o 21:21

Bliskość zawsze wywołuje negatywne odczucia a ona naszej dojrzałości świadczy fakt, że potrafimy sobie z tymi nieprzyjemnymi emocjami poradzić i wytrwać w związku. To jest wasza decyzja bo przecież poza emocjami nic się złego obiektywnie między wami nie dzieje?
Mam takie przypuszczenie, że jak się spotkacie to znowu przez jakiś czas będzie dobrze a potem trochę gorzej ale znowu się spotkacie i tak w kółko.

Ludzie jak są blisko siebie to się często kłócą, żeby zaznaczyć swoją odrębność. A wy tak mocno chcecie być ze sobą, że aż nie możecie wytrzymać tego napięcia i myślicie o ucieczce :)

Poza tym nie ściemniaj :P Przecież chcesz się z nim zobaczyć nawet jakby przez pierwszą godzinę(bo raczej nie dłużej) traktował cię jak intruza :P
raziel
 
Posty: 145
Dołączył(a): 8 paź 2009, o 11:12
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez czaarna » 12 gru 2009, o 02:03

---------- 22:42 22.11.2009 ----------

Tak, jak jesteśmy blisko siebie wszystko jest w porządku, dba o mnie, biega po cukierki w deszczu itd :wink: przynajmniej ostatnimi miesiącami tak było. Jest naprawdę świetnie, ale to co się teraz dzieje pomiędzy spotkaniami jest masakrycznie męczące dla mnie.

Rzeczywiście jak się spotykamy po jakimś czasie jest trochę dziwnie. Ja odzwyczajam się od jego bliskości fizycznej, a i on jest na dystans, na początku aż nie wiadomo co powiedzieć. Oczekuje ode mnie, że mu się rzuce w ramiona na tym peronie, a ja często unikam buziaka. Chciałam to tym razem zmienić i się przełamać, ale w obecnej sytuacji raczej się nie uda.
Trwa to tak nijak póki nie zrobi mi herbaty i się nie przytulimy
:wink:

Tęsknie za nim jak diabli! ; ) Jednak jak mam nie mieć ochoty na ucieczkę gdy nie widzę w nim tęsknoty i gdy zachowuję się jakby mu nie zależało? A może mu nie zależy (co mi usilnie wmawiają znajome, bo przecież nie dzwoni często, nie piszę że tęskni, kocha i w ogóle mało się odzywa) nie siedzę w jego głowie, nie wiem co myśli, a patrząc na jego zachowanie wnioski mam jakie mam.

On mi zarzuca że nie doceniam jak się zmienił, otworzył się przede mną, zaczął rozmawiać. Doceniam, tak było w wakacje i miesiąc później. A teraz mam wrażenie nastąpił regres. Mówi że marudzę, narzekam ciągle że jest źle, wypominam a to go odsuwa ode mnie. Ale ja nie uważam żebym tak robiła...chcę odrobinki, ociupinki kontaktu z nim, ciepłego słowa, a nie zimna, ciągłego milczenia i rozmowy jak pisałam wyżej. Gdy czuję że moje potrzeby są ignorowane mam milczeć? To też nie w porządku przecież. Naprawdę on mógłby się w ogóle nie odzywać, a i pewnie by o mnie zapomniał po miesiącu :mad:

Siedzi sobie tam, zamknął się w swojej zimnej oschłej skorupie i wypiera mnie ze świadomości, zajmuję się innymi rzeczami, bo tak mu łatwiej.
Naprawdę trudno mi pojąć żeby krótka rozmowa była aż takim problemem dla niego. Czuję się nieważna i ignorowana.

My się nie kłócimy, on nie potrafi się kłócić (a szkoda) tylko uparcie milczy, co mnie jeszcze bardziej irytuje. Potrafi tak parę godzin zachowywać się jakbym nie istniała, potem mu przejdzie i przyjdzie do mnie, ale o problemie który kłótnie wywołał rozmawiać już nie chce.

Czuję się niepewnie, po dzisiejszej nieudanej rozmowie przez tel on znów będzie milczał a ja się będę źle czuć. Powie że on się starał bo zadzwonił a że milczał i nie odpowiadał na moje pytania to już moje czepianie się będzie.I chcąc nie chcąc rozwija się we mnie poczucie winy że rozmawiałam z nim jakoś nie tak. Widzę ciemność i żadnego światełka w tunelu.

---------- 01:01 12.12.2009 ----------

Może ktoś przeczyta i podzieli się spostrzeżeniami :)

Spotkanie o którym wyżej pisałam było świetne, starał się bardzo, była bliskość, rozmowy. Rzadkie odzywanie się tłumaczył stresem i mnóstwem obowiązków które wtedy miał.
Teraz jest dobrze, dużo piszemy na gg, on dzwoni i jest kochany :wink:

Ale...są pewne kwestie które mnie niepokoją, zastanawiają i nie wiem co o tym do końca myśleć...

W najbliższym czasie, mam spotkanie (w sądzie) które mnie niezwykle stresuje. Na samą myśl mój organizm reaguję histerycznie. Otóż mówiłam mojemu chłopakowi że bardzo bym chciała żeby tam ze mną był, potrzebuje jego wsparcia. Jednak go nie będzie...ma zajęcia na uczelni, musiałby jednego dnia jechać ok 3 h pociągiem w jedną stronę, był już tam ze mną, będzie pod telefonem...to jego słowa. Ja chcąc nie chcąc jestem zawiedziona że nie będzie go przy mnie gdy jest mi tak potrzebny...myślę sobie że gdyby mu na mnie bardzo zależało opuściłby ten dzień na uczelni, wsiadł w pociąg i przyjechał...myślę o tym i myślę, nie zależy mu?
Czy jak będzie kolejna trudna sytuacja również zostawi mnie sobie samej?

:
czaarna
 
Posty: 70
Dołączył(a): 19 maja 2009, o 15:54


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 244 gości

cron