Trudne chwile... mieszane uczucia, niespełnione pragnienia

Problemy z partnerami.

Trudne chwile... mieszane uczucia, niespełnione pragnienia

Postprzez szyszka » 9 cze 2009, o 23:46

Nie wiem czy to jeszcze jest problem mojego związku z moim partnerem czy już tylko mój indywidualny.

Generalnie wszystko jest dobrze. Wiem i widzę, że bardzo się stara, ale ja sobie chyba nie radzę z uczuciami, myślami i wspomnieniami. Jest we mnie mnóstwo miłości, ale również niesamowite pokłady gniewu :(
Bardzo kocham mojego partnera, ale dalej pojawiają się, nieprzyjemne myśli z przeszłości które są jak ukłucia prosto w serce. Stałam się zgorzkniała. Bardzo zależy mi na jego deklaracji, dalszego kroku, na dziecku z nim. Uważam za wielką niesprawiedliwość, to że kobieta której tak potwornie nienawidzę (koleżanka z pracy, która go uwiodła na wyjeździe służbowym) dostała wszystko o czym ja marzyłam, a ja nie mogę znieść tego, że jeszcze mnie to nie spotkało. Była już zaręczona, kiedy rozebrała się przed moim mężczyzną, narzeczony wybaczył jej zdradę, postarali się o dziecko, a w zeszłą sobotę był ślub. Wszystko to czego ja pragnęłam dostaje ona, kobieta którą tak potępiam. Mój partner strasznie się zmienił, bardzo się zaangażował w nasz związek, ale nie chce jeszcze małżeństwa, a z dzieckiem chciałby poczekać jeszcze kilka lat. Kocham go, ale ta myśl jest dla mnie nie do zniesienia. Każdy z nas chyba pamięta stwierdzenie "jak kocha to poczeka", ale czy na pewno. Same niedorzeczności... może moje pragnienia są jedynie desperackimi próbami ukojenia tej złości i bólu. Ciężko mi było i jest się pogodzić z faktem, że zostałam zdradzona... co z tego, że pod wpływem chwili, że to był błąd i tak dalej. Dalej mam wrażenie, że nie zrobiłam wszystkiego by temu zapobiec. Że gdyby mnie na prawdę kochał to by tego nie zrobił. Czy teraz kocha mnie na prawdę. Dlaczego ze wszystkim zwleka. Czuję, że popadam w jakąś paranoję. Kilka razy dziennie płaczę, z różnych powodów. Czasem po prostu mi się coś przypomni, czasem po prostu poczuję smutek. Nie wiem co ze sobą zrobić. Długo zbierałam się żeby Wam o tym napisać, ale nie umiałam pozbierać tego w całość.
Tak potwornie chcę być kochana :(
Avatar użytkownika
szyszka
 
Posty: 131
Dołączył(a): 28 lut 2009, o 21:49
Lokalizacja: Jaworzno

Postprzez wera » 10 cze 2009, o 12:02

Każdy z nas ma potrzebę bycia kochanym i chce kochać.
Zdradę jest bardzo ciężko wybaczyć. Podziwiam ludzi, którzy potrafią wybaczyć i zaufać.
Wiem z własnego doświadczenia, że po zdradzie mojego byłego ciężko było mi się otrząsną. Ciągle patrzyłam mu na ręce i o wszystko wypytywałam. Szyszko ja również wtedy czułam się tak jak Ty. Też pragnęłam dziecka, kochającego męża.
I tak samo było u mnie...ona miała dziecko, faceta, który ją kochał...a ja...pustkę i ból w sercu.
Pozdrawiam serdecznie :pocieszacz:
Avatar użytkownika
wera
 
Posty: 2932
Dołączył(a): 23 paź 2008, o 00:04
Lokalizacja: Szczecin

Postprzez szyszka » 10 cze 2009, o 19:54

wera napisał(a):Zdradę jest bardzo ciężko wybaczyć. Podziwiam ludzi, którzy potrafią wybaczyć i zaufać.
Wiem z własnego doświadczenia, że po zdradzie mojego byłego ciężko było mi się otrząsną. Ciągle patrzyłam mu na ręce i o wszystko wypytywałam. Szyszko ja również wtedy czułam się tak jak Ty. Też pragnęłam dziecka,


Wam się udało? Ja co dzień się zastanawiam, czy tamtego wieczora dobrze zrobiłam wracając. Ale nie potrafiłam go zostawić, tym bardziej teraz. Tak bardzo go kocham, a on tak bardzo się stara, żeby teraz było nam lepiej i żeby mi wynagrodzić tą krzywdę. Wiem jaka jestem okropna czasem wytykając mu to. Chciałabym się otrząsnąć, jestem świadoma tego, że im bardziej pragnę, im bardziej tego potrzebuję tym bardziej on się opiera i odsuwa w czasie zaręczyny/ślub/dziecko. Oboje chcemy tych trzech rzeczy, ale ja bym chciała już, a on za jakiś czas 2-3 lata.

Nie sądziłam, że kiedyś będę miała takie myśli, problemy... Nie spodziewałam się kiedykolwiek, że nie będę umiała sobie z tym poradzić.
Avatar użytkownika
szyszka
 
Posty: 131
Dołączył(a): 28 lut 2009, o 21:49
Lokalizacja: Jaworzno

Postprzez wera » 10 cze 2009, o 21:10

Wiesz, wtedy z moim byłym w końcu się pogodziłam, wybaczyłam. Ale nigdy nie wybaczyłam dziewczynie, która się z nim przespała - mojej przyjaciółce.
Prawdę mówiąc mieliśmy wziąć ślub, ale daw miesiące przed ja uciekłam ( zasługa mojego przyjaciela a obecnie partnera). Dziś nie żałuje, że odeszłam od Bogdana i związałam się z Radkiem. Mój obecny mężczyzna też chce poczekać ześlubem i dzieckiem jeszcze jakiś czas a ja chcę już teraz.
Avatar użytkownika
wera
 
Posty: 2932
Dołączył(a): 23 paź 2008, o 00:04
Lokalizacja: Szczecin

Postprzez lili » 10 cze 2009, o 23:00

szyszko

nie czytam Twoim poprzednich postów bo jestem zbyt leniwa, więc jeśli powiem coś co już mówiłam albo zapytam o coś co wyjaśniasz w swoich postach, to wybacz.

w kwestii poradzenia sobie ze zdradą: czy byliście u psychologa? To był podstawowy błąd jaki ja popełniłam, że założyłam, że sama sobie to w głowie opracuję, sama sobie z tym poradzę, a poza tym to taki krępujący temat, jak tu o tym rozmawiać z jakąś obcą osobą. I dupa, nie poradziłam sobie. Cały czas siedziało mi to z tyłu głowy i trawiło mój związek przez jakiś rok, trochę dłużej. Zdrada to przede wszystkim zniszczenie zaufania a to jest podstawową kwestią w związku, więc należy ją tak traktować: nie jako fakt, że twój facet przespał się z jakąś inną kobietą, tylko że podważył fundament związku. to jest poważna sprawa i należy ją leczyć w poważny sposób.

W kwestii małżeństwa: dlaczego tak naprawdę Ty naciskasz i chcesz już a dlaczego on zwleka? Czy znasz powody?

li
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez biscuit » 10 cze 2009, o 23:52

Witaj,

Rozumiem Cię w twoich uczuciach i współczuję :(

Ponieżej gdzieś jest wątek, "gdy on mówi, że nie jest gotowy na związek". Twój parter nie jest gotowy na małżeństwo i dziecko. Wyczytałam w innym Twoim wątku, że jesteście ze soba 6 lat, a kilka miesięcy temu on Cię zdradził.

Rodzi mi sie w głowie automatycznie pytanie "Na co on jest w takim razie gotowy?"

Gdy czytam Twoją historię, pierwsze moje wrażenie to chęć ochronienia Ciebie przed nim, bo jakoś mu nie ufam, że rzeczywiście traktuje Ciebie i Wasz związek równie poważnie, jak Ty jego. Mam wyobrażenie, że on nie jest pewny swoich uczuć do Ciebie (być może to spowodowało, że zdradził), stąd próba odciągnięcia decyzji w czasie. Jeśli tak jest, to nie wiem, co by musiało nastąpić, żeby tę pewność zyskał, jesteście z soba już długi czas... Coś mi się nie składa w jego postawie, niby deklaruje się na "tak" a wychodzi na to, że również na "nie" w poważnych kwestiach.

Wg mnie ważne jest, na co gotowy jest tu i teraz. Bo przyszłość, jak to przyszłość, patykiem pisana na wodzie jest...

Przepraszam, jeśli moja wypowiedź Cię zraniła, bo może oczekujesz przede wszystkim pocieszenia, nie wiem :(

Mam za sobą doświadczenie zdrady przez męża, który odszedł do innej kobiety. Z tą różnicą, że ja nie miałam i nie mam negatywnych uczuć wobec tej kobiety, nie upatrywałam winy w niej, zawiódł mnie mój mąż. Tu się różnimy.

Trzymaj się dziewczyno, nie daj się, myśl o sobie przede wszystkim i ufaj swoim uczuciom. Pzdr!
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Postprzez szyszka » 11 cze 2009, o 02:55

lili byłam u psychologa, ale sama jakiś tydzień lub dwa po tym kiedy mnie zdradził. Byłam wtedy zupełnie zdruzgotana i nawet nie potrafiłam z tą kobietą rozmawiać. W zasadzie zraziłam się. Milczała, obserwowała, a w połowie wizyty zaczęła ustalać następny termin, kiedy wyszłam zobaczyłam że miałam jeszcze 15 minut i uznałam, że już nie przyjdę.

W kwestii małżeństwa: dlaczego tak naprawdę Ty naciskasz i chcesz już a dlaczego on zwleka? Czy znasz powody?


Ja naciskam i chcę już, bo nie mam żadnych wątpliwości. Właściwie nie miałam ich nigdy i zawsze właśnie tego pragnęłam. Właściwie myślałam o tym już od 3 rocznicy którą spędziliśmy romantycznie za granicą - myślałam, że ma wtedy jakieś zamiary, ale to były tylko wakacje. Ale nigdy wcześniej nie naciskałam, nie rozmawialiśmy o tym, czekałam cierpliwie. Dopiero kiedy błagał o przebaczenie i prosił bym go nie opuszczała powiedział, że jeśli kogoś kocha to tylko mnie i chce się oświadczyć i mieć ze mną dzieci, bo teraz jest tego pewien.
Może dziwnie to zabrzmi: chwyciłam go za słowo!

Teraz gdy o to pytam prosi byśmy o tym nie rozmawiali. Że oświadczy się kiedy nie będę o to pytać. Że chce to zrobić jak należy. Najpierw mówił do końca roku, dziś że za rok. Mam poczucie, że chce się upewnić, że zapomniałam i mu wybaczyłam. Ja zaś chcę potwierdzenia jego pewności i zaangażowania.
Dochodzą jeszcze argumenty materialne: właśnie rozpoczęty remont, dziecko nie bo za mało czasu, w końcu pracuje w dwóch miejscach plus wspólny interes który prowadzimy, ja również pracuję, ale na zastępstwo. A moja praca inżynierska też się sama nie napisze.

Pisanie pracy też zostawiłam zupełnie porzuciłam. Temat dostałam w ostatnim tygodniu stycznia, tak jak pracę. Jednak 14 luty będzie dla mnie znienawidzonym dniem do końca życia i w zasadzie 2-3 tygodnie temu poczułam, że może już jestem w stanie się nad tym skupić.

Ja mam po prostu dość czekania na cokolwiek. Dość zastanawiania się czy będzie dobrze czy nie będzie. Czy zapomnę czy nie zapomnę. Zdeklaruje się czy się nie zdeklaruje.

Czuję, że coś jest ze mną nie tak :( Tracę nad sobą kontrolę. Za często poruszam ten temat i zniechęcam go do tego. Zniechęcam go do siebie. Płaczę i doszukuję się podtekstów w żartach, które mnie nie bawią.

Wg mnie ważne jest, na co gotowy jest tu i teraz. Bo przyszłość, jak to przyszłość, patykiem pisana na wodzie jest...


meanwhile na prawdę nie umiem pojąć dlaczego to by był taki wielki problem, żeby sobie razem powiedzieć i zadecydować. Na prawdę myślałam, że już jest gotowy i pewny po ostatnich doświadczeniach. Wiem, że chce, ale nie teraz, nie już...

Wybaczcie mi proszę moje nieskładne wypowiedzi. Mam w głowie pełno uczuć i pełno rzeczy do opisania, niestety nie wszystko da się poruszyć na raz.
Avatar użytkownika
szyszka
 
Posty: 131
Dołączył(a): 28 lut 2009, o 21:49
Lokalizacja: Jaworzno

Postprzez lili » 11 cze 2009, o 10:12

piszesz, że masz dość czekania na cokolwiek, czy zapomnisz czy nie zapomnisz, czy on się oświadczy czy nie oświadczy.

odnośnie zapomnienia: uważam, że to źle, że byłaś u psychologa tylko raz i jak wyczytałam z Twojego opisu niespecjalnie Ci pomógł... Jeśli raz a dobrze tego nie przepracujecie razem, Ty nie upewnisz się że on zdradził bo był głupi, że już nic go z nią nie łączy, że nie musisz się martwić o przyszłość, jeśli raz a dobrze sobie wszystkiego na ten temat nie powiecie, to to będzie wracać i psuć wszystko od środka.

nie miej do siebie winy że czasem go o to pytasz i wracasz do tego tematu, a on, że może czeka na oświadczyny aż Ty zapomnisz i wybaczysz. To jest jego psi obowiązek teraz się z tego tłumaczyć jeżeli zawiódł Twoje zaufanie a Ty nadal masz w sobie jakieś wątpliwości z tego płynące. A jeśli czeka z oświadczynami aż zapomnisz, to może się nie doczekać. Zdradę da się wybaczyć ale nigdy nie uda się tego zapomnieć, tego uczucia, tego momentu kiedy się o tym dowiedziało i nigdy już nie uda się pozbyć tego poczucia niepewności, tej zachowawczości gdzieś tam z tyłu głowy, tej potrzeby kontrolowania, nigdy nie wróci spontaniczność sprzed, koniec kropka. Można być nadal szczęśliwym , ale już w inny sposób. Człowiek po zdradzie się zmienia.

Mam wrażenie, że czekasz na coś czego się nie doczekasz. 6 lat to naprawdę długo. Patrząc racjonalnie z jego perspektywy: jeśli coś zepsuł a potem dostał szansę naprawienia tego, powinien ją wykorzystać jak najszybciej. To on powinien bać się czy Ty po tym wszystkim go przyjmiesz a nie Ty czekać na to, czy on się wreszcie zdecyduje czy nie!

pozdrawiam
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez wera » 11 cze 2009, o 12:24

"Mam wrażenie, że czekasz na coś czego się nie doczekasz. 6 lat to naprawdę długo. Patrząc racjonalnie z jego perspektywy: jeśli coś zepsuł a potem dostał szansę naprawienia tego, powinien ją wykorzystać jak najszybciej. To on powinien bać się czy Ty po tym wszystkim go przyjmiesz a nie Ty czekać na to, czy on się wreszcie zdecyduje czy nie!"[ lili]

Święta prawda, teraz to on powinien się starać i wykorzystać szansę, którą mu dałaś.

Przepraszam...nie potrafię teraz nic więcej napisać, spróbuję później.
Avatar użytkownika
wera
 
Posty: 2932
Dołączył(a): 23 paź 2008, o 00:04
Lokalizacja: Szczecin

Postprzez kasjopea » 11 cze 2009, o 23:34

Szyszko droga obawiam się ,ze On się poprostu zamotał,zastanawia się czy chce tego związku na stałe.Sam pewnie ma wątpliwości,tym bardziej ,że dopuścił się zdrady.To nie było w porządku wobec ciebie.Prawdziwa i trwała miłość nie dopuszcza takiej możliwości jak zdrada.Według mnie nie ma żadnego usprawiedliwienia.Wiem to przykre stwierdzenie ,ale uważam że jesli Cię zdradził,to coś jednak niedobrego dzieje się w waszym związku i nigdy nie będziesz miała pewności czy tego nie zrobi ponownie.Poważnie przemyśl czy napewno chcesz tego małżeństwa. :bezradny: Wiem nie pocieszyłam Cię ,przykro mi ale takie jast moje zdanie na ten temat. :(
Avatar użytkownika
kasjopea
 
Posty: 673
Dołączył(a): 17 maja 2009, o 11:39

Postprzez szyszka » 12 cze 2009, o 00:10

Dzisiejszy dzień należał do tych gorszych. Wczoraj nas zalało, dosłownie. Robotników, którzy nam zmieniają dach i będą przerabiać strych na magazyn naszego sklepu zaskoczyła burza i w naszej sypialni spadł deszcz. Kapało niemal z całego sufitu.
Dziś z samego rana zabrałam się za ogarnianie wszystkiego, wstawianie z powrotem wyniesionych mebli. Prosiłam się, żeby mi pomógł, ale on jest lewy w tych sprawach. W życiu nie miał żadnych obowiązków, nigdy nie zauważa bałaganu.
Prosiłam się, żeby pomógł mi sprzątać, ale do niego nie docierało. No i to rozpoczęło tą reakcję łańcuchową. Od sprzątania do wątpliwości. Krzyczałam, płakałam to ścierkę, to zaś o to że mnie nie kocha, a to zaś o kubek w zlewie, a w między czasie czułam jaka jestem żałosna, że tak się zachowuję.
Moją prośbę o pójście ze mną do psychologa wyśmiał. W zasadzie powiedział, że on do psychologa nie pójdzie, ale jak chce to mogę iść sama.
Później już była tylko kłótnia o samą kłótnię. O to czy jest sens być razem ze sobą, skoro się tak zachowujemy i czy któreś z nas jeszcze wierzy, że będzie nam dobrze i czy będziemy mogli stworzyć normalną rodzinę. Myślałam, że już nie dojdziemy do porozumienia. Ja wylewałam mu żale, a on najchętniej by mnie w ogóle nie słuchał. Chciałabym żeby nawet na siłę, ale CHCIAŁ mnie pocieszyć, pomimo tego, że się tak miotam i go obwiniam, żeby mnie pocieszył, pomimo że sądzi że się nie da.
Sam powiedział, że odkąd mi powiedział, że mnie zdradził strasznie się zmieniłam. Jestem ponurakiem, rzadko się śmieję, nie znam się na żartach, nie cieszę się życiem i ciągle płaczę. On ma tego dość.
Kiedy w końcu zbliżył się do mnie powiedział, że wierzy w nas, choć wcześniej twierdził inaczej. Powiedział, że mnie kocha i będzie dobrze. Zrobił się czuły i załagodził sytuacje. Teraz wszystko wygląda cacy, ale na liście mamy kolejną awanturę po której pozostał niesmak.
No i ten psycholog, nie mam co liczyć by ze mną poszedł.

Może z mojego opisu to nie wynika, ale on chce być ze mną. Ma tylko dość mojego zachowania i nie umie sobie uświadomić, że potrzebuję jest wsparcia, zainteresowania i zaangażowania w błahe sprawy bardziej niż zwykle. Wydaje mu się, że wybaczyć i zapomnieć to jak pstryknięcie palcami. Sądzi, że skoro on tak umie to ja też powinnam. On nie chce o tym mówić ani słyszeć, nie chce nic wyjaśniać ani zapewniać. On chce by wszystko toczyło się normalnie.

Tak bardzo pragnę by znów było normalnie :(
Avatar użytkownika
szyszka
 
Posty: 131
Dołączył(a): 28 lut 2009, o 21:49
Lokalizacja: Jaworzno

Postprzez biscuit » 12 cze 2009, o 02:18

szyszko, opis twojej dzisiejszej awantury przypomina mi jedną moją, tuż przed rozstaniem (u mnie były one b. nieliczne).

Twój opis bardzo przypomina to, co czułam ja. Kłóciłam się niby o coś konkretnego, ale cała kłótnia przebiegała w atmosferze żalu, rozpaczy, poczucia odrzucenia i strachu, że on mnie już nie kocha.

I pamiętam też jego ówczesny dystans, przyjmowanie mojego miotania się na zimno, z pewnego rodzaju majestatycznym zamknięciem.

Ja wtedy czułam, że nasz status, jako partnerów, jest nierówny. Czułam się już odrzucona, słabsza w tym związku, przegrana. Nie czułam swojej siły, mocy jako kobiety, jako partnera, byłam jakaś wylękniona, przestraszona, gorsza. Był we mnie strach przed jego odrzuceniem.

Nie sposób być zadowolonym i szczęśliwym partnerem, jeżeli człowiek czuje się tak dalece niepewny siebie i swojej wartości w związku.

Nie podoba mi się jego postawa, że on ma dość tego, że po tym wszystkim, co przeszłaś, nie jesteś wesołkiem. Ale zostawię jego na boku, nie on mnie interesuje, tylko Ty.

I myślę sobie, że żebyś znowu mogła czuć się szczęśliwą w tym związku, musisz obudzić i poczuć w sobie moc, siłę i wartość jako kobiety. Bo w stanie takiego strachu przed odrzuceniem i jego utratą nic się nie uda. Wyobrażam sobie, jak trudno żyć w atmosferze pośpiechu, że muszę już być inna, radośniejsza, bo jak się to rychło nie zmieni, to zostanę oddalona, nici z małżeństwa i dziecka. Nie chodzi mi tu o przebieranie się w seksowne fatałaszki i kuszenie, ale o przemianę wewnętrzną. Jak tego dokonać? Jak z pozycji lęku przejść do pozycji siły i odwagi? Sama nad tym pracuję...

Obawiam się, że niecierpliwe, bierne oczekiwanie na jego gotowość wraz z usilnym staraniem się być optymistką smakująca życie z uśmiechem, żeby przestał miec dość, spowoduje tylko Twoją dalszą degradację psychiczną.

Lęk jest paraliżujący, spalający, wg mnie uniemożliwia wszelką aktywność, dlatego ja bym się najpierw zmierzyła w myślach z największym moim strachem, żeby dopuścić możliwość tego, czego się najbardziej boję, czyli faktem, że Cię zostawi, że nie będziecie razem.

Mnie pomaga też zastopowanie walki, złożenie broni i uznanie własnej bezsilności, słabości. Opuszczenie napiętych ramion powoduje, że budzi się we mnie jakaś wewnętrzna siła, która pomaga mi zaakceptować siebie taką jaką jestem. Siebie z trudnymi uczuciami, poranioną, pełną bólu i rozpaczy. Buduje to we mnie jakąś dumę i godność, która daje siłę.

Wiem jedno, jego i jego nastawienia do Ciebie nie zmienisz na siłę. Nie cofniesz trudnych faktów, które miały miejsce w przeszłości. Jedyne, co możesz zmienić w tej sytuacji, to swoje nastawienie do siebie i tego związku. Wg mnie, tak jak jest teraz, jest normalnie, nie ma co tęsknić i wzdychać za przeszła normalnością, bo moim zdaniem, takowa sprzed zdrady, już nie wróci. I jedyne co pozostaje, to zaakceptować nową normalność i w niej się odnaleźć. Ale czy on jest tego świadomy?

Ja się wcale nie dziwię, że czujesz to co czujesz i zachowujesz się tak jak się zachowujesz, gdy Twój partner, nie dość że Cię zdradził, to jeszcze oczekuje teraz, żebyś była fajniejsza i przyjemniesza w codzienniej obsłudze, podczas gdy on sam dystansuje się brakiem gotowości, oferując jedynie swoją tymczasowość.

Pojawia mi się tez w głowie pytanie, po co Twój wiarołomny partner do Ciebie powrócił po zdradzie, skoro nie jest gotowy tworzyć z Tobą cokolwiek poważnego?

Życzę Ci wszystkiego dobrego.
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Postprzez wera » 12 cze 2009, o 10:45

Wiesz Szyszko, moim zdaniem nie powinnaś się czuć winna za swoje zachowanie. Przecież to on Cię zranił. Masz prawo czuć się źle. Potrzebujesz czasu by to wszystko sobie jakoś poukładać. Moim zdaniem on powinien Cię wspierać.
Im dłużej czytam Twoje wątki tym większą czuje złość na Twojego partnera.
Avatar użytkownika
wera
 
Posty: 2932
Dołączył(a): 23 paź 2008, o 00:04
Lokalizacja: Szczecin

Postprzez kasjopea » 12 cze 2009, o 12:07

Twój partner zachowuje się tak jakby nic się nie stało.Ciekawe jakby zareagował gdybyś Ty go zdradziła.Czy byłby taki w skowronkach i normalnie przeszedł do codzienności ,nie dość że Cię zranił to jeszcze wymaga natychmiastowego wybaczenia ,karygodne :paluszek: Porozmawiaj z nim zapytaj dla czego jego zdaniem doszło do zdrady,zapewne jest głębszy powód,może osłabły jego uczucia względem Ciebie.Wydaje mi się że jest zwykłym egoistą ,no ale większość facetów tak ma :( Niestety ale sama musisz to wszystko dokładnie przeanalizować i wyciągnąć wnioski na przyszłość.Zadaj sobie pytanie czy wogóle jesteś w stanie być z nim w stałym związku,czy możesz mu do końca wybaczyć zdradę,bo jeśli przez całe życie ma być zadrą w Twoim sercu ,to czy jest sens związać siez Nim na stałe.Niestety to smutne co teraz napiśzę, ale znam wiele związow właśnie tak długotrwałych jak Twój które nie wytrzymały próby czasu.Rozpadły się albo wkrótce po ślubie albo tuż przed ślubem ,to drugie chyba lepsze.U Ciebie oczywiście nie musi tak być ,każdy przypadek jest inny. :) Trzymam kciuki .Chyba Cię trochę zdołowałam.Przepraszam ale takie jest tylko moje skromne zdanie w odniesieniu do zdrady która już się zakradła do żwiązku.Pozdrawiam droga Szyszko :cmok:
Avatar użytkownika
kasjopea
 
Posty: 673
Dołączył(a): 17 maja 2009, o 11:39

Postprzez wera » 12 cze 2009, o 13:26

[quote="kasjopea"].Niestety to smutne co teraz napiśzę, ale znam wiele związow właśnie tak długotrwałych jak Twój które nie wytrzymały próby czasu.Rozpadły się albo wkrótce po ślubie albo tuż przed ślubem ,to drugie chyba lepsze.U Ciebie oczywiście nie musi tak być ,każdy przypadek jest inny. :)


W moim przypadku tak właśnie było. Zdałam sobie sprawę, że nic mnie nie łączy z moim facetem dwa miesiące przed ślubem. Dotarło do mnie, ze nie chcę żyć z facetem, który nie dość, że zdradził mnie z moja przyjaciółką, oszukał mnie to jeszcze wyparł się własnego dziecka. I odeszłam, choć wcale łatwo nie było. On miał jeszcze tupet powiedzieć mi po tym jak ich przyłapałam na gorącym uczynku, że oni wcale ze sobą nie spali i to nie jest tak jak ja myślę.
Avatar użytkownika
wera
 
Posty: 2932
Dołączył(a): 23 paź 2008, o 00:04
Lokalizacja: Szczecin

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 240 gości

cron