Czy to koniec?

Problemy z partnerami.

Czy to koniec?

Postprzez marta. » 27 kwi 2009, o 16:57

Witam.
Piszę,bo mam problem i chcę, żeby ktoś obiektywnie na niego spojrzał. Nie mam siły.
Byłam ze swoim chłopakiem ponad dwa lata. Nie ukrywam,że był to bardzo burzliwy związek,często się kłóciliśmy,ale było też bardzo,bardzo dużo dobrych momentów-wspólne wakacje,wyjazdy. Jestesmy jeszcze mlodzi, mamy niecale 19 lat,przed nami matura. Snulismy plany co do wspólnych studiów.
Od samego początku byłam nieufna. Zdarzały mu się drobne kłamstwa, a po półtora roku zawiódł moje zaufanie bardzo dotkliwie. Strasznie to przeżyłam. Jednak wróciliśmy do siebie-przez przypadek wybrałam jego numer w telefonie, spotkaliśmy się, przeprosił, obiecał. Widzialam ze sie staral. Nie wychodzil na imprezy,bo mu nie pozwalalam, dzwonił żebym mogła kontrolować gdzie jest. Mimo to robiłam mu karczemne awantury, darłam się jak wariatka, cały czas potrzebowałam potwierdzeń że mnie kocha. Obrażałam się,kiedy nie mówił tego wtedy, kiedy chciałam, albo nie zadzwonił wtedy, kiedy tego oczekiwałam.
W ostatnich miesiącach zaprzyjaźnił się z koleżanką z klasy. Byłam i jestem pewna że nic między nimi nie było. Ta dziewczyna zresztą dla jasności rozmawiała ze mną szczerze, mówila mi jak jest i zapewniala. Ja z jednej strony rozmawialam z nia i wierzylam, a z drugiej,bylam wariacko zazdrosna. Kontrolowalam mu telefon, liczylam, ze rozmawial ze mna wiecej. Wytykalam, ze slucha o jej problemach,a o moich pewnie nie chce i zadawalam idiotyczne pytania, po co w ogole ze mna jest skoro z nia mu sie tak dobrze gada. Jednak spotykalismy sie i wydawalo mi sie,ze wzglednie pogodzil sie z moimi wiecznymi awanturami.... Przedwczoraj spotkaliśmy się w gronie znajomych,a potem mielismy jechac do niego. Wsrod znajomych zaczal mowic o jakiejs imprezie w tym dniu, ze sie wybiera. Wsiedlismy do samochodu, a ja zaczelam sie jak wariatka wydzierac, ze nawet mi tej imprezy nie zaproponowal,ze czemu po prostu sie nie przyzna ze chce byc chwile sam,ze czemu on mnie oszukuje i sie mna bawi.... Najpierw probowal mi tlumaczyc ze po dwoch latach to logiczne,ze idziemy tam razem. I ze chce tam isc ze mna... Gdy ja dalej wrzeszczalam jak opetana swoje,gwaltownie skrecil. Powiedzial ze juz dzisiaj ze mna nie wytrzyma,nie ma ochoty mnie ogladac i wiezie mnie na przystanek,zebym pojechala do domu. Dostalam spazmow... Zaczelam plakac,wyc,przepraszac. nie chcialam wysiac. Widzialam ze ma mnie dosc ale bylam pewna ze jest jeszcze jakas nadzieja...Kilkakrotnie kazal mi juz wysiadac,nie chcial ze mna w ogole dyskutowac, mowil, ze przesadzilam, ze tyle razy mu powtarzalam,ze mnie nie kocha,ze w koncu w to uwierzyl. Byl chamski i niemily. Nie poznawalam go. w koncu wyszlam zapytalam go jeszcze czy jest pewien,powiedzial ze tak.... wrocilam do domu. po trzech godzinach zadzwonilam do niego. to samo...pod byle pretekstem poprosilam go zeby przyjechal nastepnego dnia. przyjechal. poszlismy na spacer,smialismy sie jak zwykle...w koncu gdzies usiedlismy i zaczelam mowic na spokojnie. ze przepraszam. zeby dal mi jeszcze jedna szanse. mowil ze absolutnie,ze trzeba bylo doceniac to co mialam. ze nie bedzie znowu tak,ze ja sie bede darla,przeprosze i wszystko wroci do normy. ze wielokrotnie obiecywalam....ze potrzebuje spokoju. ze nie da mi juz szansy,bo swoja szanse mialam i ma tego wszystkiego dosyc. na pytanie 'kochasz mnie?' odpowiadal 'a jakie to ma znaczenie?', dalej byl strasznie chamski,niemily....pytalam czy jest jeszcze jakas szansa. mowil ze teraz na pewno nie. ze moze kiedys dojdzie do wniosku,ze mu mnie brakuje,to wtedy sie odezwie. powiedzialam mu,zeby odezwal sie jak zateskni. to bylo wczoraj...a dzisiaj caly dzien umieram. nie wiem co robi,czy mnie nie zdradza...chce go odzyskac. najbardziej na swiecie. wiem,ze jestem od niego uzalezniona i czuje jakby byl moja wlasnoscia,jestem wsciekla,ze nie mial prawa mnie zostawic....ale tak bardzo go kocham. jestem gotowa sie zmenic...byleby tylko mi pokazal,ze on jeszcze chce. ze mnie kochal. przeciez te wszystkie wspolne plany, dobre chwile...
myslicie,ze to juz na stale? ze juz sie nie odezwie?. ze naprawde przesadzilam? co mam teraz zrobic? czekac? boje sie,ze szybko zapomni jesli sie nie odezwe....
marta.
 
Posty: 15
Dołączył(a): 11 wrz 2008, o 09:53

Re: Czy to koniec?

Postprzez ewka » 27 kwi 2009, o 17:05

marta. napisał(a):co mam teraz zrobic? czekac? boje sie,ze szybko zapomni jesli sie nie odezwe....

To cóż wart Wasz związek, jeśli miałby za chwilę zapomnieć?

Wg mnie - w relacji on-Ty nie robić nic, a zająć się swoimi emocjami... jesteś strasznie rozlatana, a z tym ciężko będzie budować jakieś związki... z nim, czy z kimś innym. Popatrz na siebie trochę z boku, przeczytaj to, co napisałaś... przeczytaj tak, jakby to pisał ktoś obcy. I podziel się z nami wrażeniami.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez marta. » 27 kwi 2009, o 18:29

---------- 17:08 27.04.2009 ----------

JUZ to wiem. Wiem,ze bylam zaborcza wariatka. Switalo mi to czasem w glowie,ale dopiero teraz to do mnie doszlo.
wielokrotnie mowil mi,ze ma dosyc, ale zawsze wracalismy do siebie,po wspolnych obietnicach. myslalam ze nie zdarzy sie to juz tak 'na amen;.
po wszystkich obietnicach? po tym co dla mnie robil?
nie moge w to uwierzyc...
bol jest przeogromny.

---------- 18:29 ----------

bardzo prosze o pomoc.
zawalil mi sie swiat. wiem ze to brzmi zalosnie,ale nie wiem co ze soba zrobic. caly czas chodze i poplakuje.
marta.
 
Posty: 15
Dołączył(a): 11 wrz 2008, o 09:53

Postprzez ewka » 27 kwi 2009, o 18:40

To wszystko takie świeże Marta, więc i boli bardzo, i płakać się chce. Chciałoby się coś zrobić, działać, naprawiać... ja to rozumiem, ale niestety trzeba puścić, bo niepuszczenie nie działa. Spróbuj pójść na jakiś spacer, pooddychać głęboko... przykro mi, że tak cierpisz... jak mogę Ci pomóc?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez marta. » 27 kwi 2009, o 18:44

powiedziec,czy jest jeszcze cien szansy. czy to czekanie,nie dzwonienie,poplaci,czy bede cierpiec ot tak,bez sensu. chce miec jakis punkt zaczepienia,bo zwariuje.
marta.
 
Posty: 15
Dołączył(a): 11 wrz 2008, o 09:53

Postprzez ewka » 27 kwi 2009, o 18:51

Gdybym wiedziała, Marta, to na pewno bym Ci powiedziała. Nie wiem. Ty też nie wiesz i on zdaje się też nie wie... za dużo Wam się tego dnia wydarzyło i pewnie jeszcze nie ostygł. Wg mnie - jeśli będziesz chciała z nim porozmawiać tak bardziej na spokojnie... to niestety musisz dać i sobie i jemu czas. Najmniej tydzień... a najlepiej ze dwa. Ja wiem, że to długo, gdy się na coś czeka... ale tak na gorąco, gdy tyle emocji w Was buzuje, taka rozmowa raczej nikomu nic dobrego nie przyniesie.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Abssinth » 28 kwi 2009, o 09:24

Marto, nie potrafie powiedziec nic wiecej poza - nalezy ponosic konsekwencje swoich czynow. I ty je ponosisz wlasnie teraz.

Bylam w zwiazku z 'drugiej strony' - moj byly facet robil mi awantury, wrzaski, wyzwiska, wyrzuty...a potem przepraszal, powtarzal, ze kocha,zebym mu dala jeszcze jedna szanse... dawalam. Przez dlugi czas. Blad.

Teraz mam wrzody zoladka i resztki nerwicy - duzo mnie kosztowalo, zeby wydobyc sie z dolka wykopanego przez czlowieka zachowujacego sie tak, jak TY.

co moge poradzic? Tylko i wylacznie psychologa. Tobie. Bo bedac tak zaborcza i zazdrosna, niszczysz zycie sobie i innym. Terapia moze Ci pomoc poradzic sobie z sama soba...i nauczyc, w jaki sposob tworzyc zdrowe zwiazki w przyszlosci.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez agik » 28 kwi 2009, o 09:56

A ja powiem troszkę inaczej:
To mały pikuś, ze teraz płaczesz po rozstaniu, w porównaniu z tym, zę prawdopodobnie w takie związki będziesz wchodzić jeszcze nie raz.
Przecież nie urządałaś tych awantur specjalnie... co z tego, ze powstrzymasz się od kontrolowania, krzyków, jak będzie Cię żarło od środka?
Bedziesz miec chłopaka i związek, ale i tak będziesz nieszcześliwa i niepewna siebie...

Wiesz, ze chorobliwa zazdrość jest wpisana na listę WHO, jako zespól Otella?
Leczy się ją psychoterapią.
Podobnie, jak Abss- doradzam terapię bo bez niej będzie się cięzko dowiedzieć jakie są przyczyny tego braku pewności.

A co do obecnego rozstania, to obawiam się, ze dzwonieniem, przypominaniem o sobie uzyskasz efekt przeciwny, od zamierzonego.
Twój chłopak miał wazne powody, zeby zerwać - widocznie było coraz mniej jego w nim, a czuł coraz większy potrzask- jeśłi będziesz nachalna, to tylko potwierdzisz, ze nic sie nie zmieniło.

Wiem, ze dziś cięzko, ale minie... zawsze mija.
Jeśli sobie pomożesz- np zajmiesz się sobą, swoimi emocjami, albo swoimi zainteresowaniami- to minie szybciej.

Pozdrawiam ciepło
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez marta. » 28 kwi 2009, o 10:54

chodziłam na terapię od maja do grudnia zeszłego roku.
pani psycholog skupiła się bardziej na tym, że mam chorobliwie niską samoocenę i że cały czas potrzebuję potrwierdzeń,że wszystko jest w porządku i ktoś mnie kocha.
próbowała ze mną pracować bawiąc się w wypisywanie moich zalet na tablicy i kilkakrotnie ich odczytywanie i takie tam.
mowilam jej tez o swojej zazdrosci. caly czas jak mantre powtarzala ze to wszystko ma podloze w niskiej samoocenie.
nie pomogla mi ta terapia. ani trochę,a do psychologa skrajnie się zraziłam.

nie mogę zająć się sobą. wszystko maniakalnie krąży wokół jednej myśli.
od poniedziałku zaczynam maturę. ta myśl też mnie jescze bardziej przeraża.

wczoraj się odezwał. a propos tego,że miałam mu napisać jakąś pracę, a poza tym, byłam zaproszona do jego koleżanki na urodziny jako jego +1. pytał, czy 'idę',bo musi jej dać potwierdzenie.

potem,już leżąc, nie wytrzymałam. napisałam mu sms'a. napisałam, że dużo razy się zastanawiałam,czy ten moment przyjdzie i kiedy. i że się dziwie,żę tak szybko i łatwo. że z dnia na dzień nagle staliśmy się sobie obcy i czy to wszystko tak mało znaczyło,żeby moża było to ot tak wywalić z pamięci.
odpisał mi,że na pewno nie zostawił tego od tak i nigdy nie powiedział,ze jestem mu obca,i że to ja na siłe próbuję to zrobić. potem jeszcze raz zapytałam,czy to nie za łatwo jak na dwuletni związek,że jesteś z kimś,dzielisz świat,i nagle o,nie ma.
już mi nie odpisał.

co to może znaczyć? to jego całe zachowanie?
marta.
 
Posty: 15
Dołączył(a): 11 wrz 2008, o 09:53

Postprzez Abssinth » 28 kwi 2009, o 12:21

ok. chcesz cos z tym zrobic. plus.

zrazilas sie do terapii - powiem inaczej : nie do terapii, a do terapeuty. Wiele osob 'przechodzi' przez kilku terapeutow, zanim natrafi na takiego, ktory pomoze.

pododbnie jak ta terapeutka, z ktora pracowalas, mysle, ze podloze tkwi w Twojej niskiej samoocenie i tutaj przydaloby sie pogrzebac. Skad sie to wzielo? Dlaczego paranicznie sie boisz, ze facet odejdzie? Dlaczego uwazasz, ze kazda inna kobieta bedzie dla niego 'lepsza' na tyle, ze zmusi go to do odejscia? Dlaczego nie kochasz siebie?

pytasz, co to ostatnie ma znaczyc?
chcial facet z Toba porozmawiac jak z czlowiekiem, a Ty zaczelas drazyc temat i jechac po psychice. Spytalas raz - odpisal. Po co sie wglebiac w dyskusje? Facet zrobil dojrzala rzecz, nie dal sie wciagnac w manipulacje psychiczna - pomysl, na podstawie poprzednich swoich akcji, jak by sie zakonczyla ta dyskusja?

i jeszcze jedno - za bardzo sie uzalezniasz od tego, co on moze pomyslec, zrobic, zyjesz jego zyciem.
A gdzie jest Twoje? kolezanki, koledzy, zainteresowania? co Ci sprawia przyjemnosc? Co kiedys Ci sprawialo przyjemnosc, zanim zaczelas byc z tym chlopakiem?

pozdrawiam,
A.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Szafirowa » 28 kwi 2009, o 12:28

Marto,
Tak na "chłopski" rozum biorąc ... moim zdaniem oznacza to, że Twój chłopak został doprowadzony do ostateczności Twoim zachowaniem.
Miał do Ciebie jak sama zauważyłaś świętą cierpliwość.
Tylko, że nawet święta cierpliwość ma swoje granice.
I jak widać - teraz te granice zostały przekroczone.

Zachowanie Twojego chłopaka powinno Ci uzmysłowić, że jest zadręczony, zamęczony, wyczerpany i na chwilę obecną chce się po prostu odciąć od tych problemów, scen zazdrości, histerii i połajanek. On chce spokoju !

Nie można w takiej sytuacji nic zrobić, jak tylko dać ukochanej osobie czas. Czas absolutny - bez smsów, bez natrętnych pytań, bez telefonów ...

To bardzo dobrze, że chodziłaś na terapię, jednak przykre, że nie trafiłaś na psychologa który potrafiłby Ci pomóc. Nie zrażaj się tym jednak proszę - to podobnie jak z kupnem butów :wink: trzeba kilka par przymierzyć, zanim trafi się na wygodne. Czy masz możliwość kontynuowania terapii u innego specjalisty ?
Czy próbowałaś mówić swojemu psychologowi o tym, że nie jesteś zadowolona z efektów terapii ? Jak na to zareagował ?
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez marta. » 28 kwi 2009, o 14:29

Zacznę od końca. Nie miałam śmiałości mówić swojej psycholog, że terapia nie daje efektów. Byłam pewna, że jako specjalista wie co robi.

Tęsknię za nim. Za tym że przytuli,pocałuje. Nie mogę wytrzymać bez niego.
Niestety, chcąc nie chcąc muszę nas zmusić do spotkania.
Napisalam mu prace maturalna, musze zobaczyc,jak ja czyta,interpretuje itd.
Prawdopodobnie spotkanie odbedzie sie jutro.
Jak sie zachowywac? Dotykac tematu w jakikolwiek sposob?
Wiem,ze jak bede sie zachowywac normalnie, to on tez. Posmiejemy sie,pozartujemy jak to zwykle bywało. Nie będe drazyc tematu. Nie chce go zameczyc. Ale boje sie,ze jak wszystko bedzie miedzy nami jutro 'normanie', to zrobie sobie juz za duza nadzieje.

I zastanawiam sie,co z czwartkowa impreza u jego znajomej,na ktore dostalismy zaproszenie jeszce jako para. Wczoraj o to zapytal, czy 'ide'. Czy po prostu ide,a nie czy ide z nim,bo musi dac potwierdzenie.
Co mam zrobic? Czy moge mu powiedziec 'sluchaj,chce isc z toba na ta impreze. moge ci obiecac,ze bedziemy sie dobrze bawic.' ?
marta.
 
Posty: 15
Dołączył(a): 11 wrz 2008, o 09:53

Postprzez ewka » 28 kwi 2009, o 22:38

Po pół roku terapii powinny już być efekty, czy niekoniecznie?
marta. napisał(a):pani psycholog skupiła się bardziej na tym, że mam chorobliwie niską samoocenę i że cały czas potrzebuję potrwierdzeń,że wszystko jest w porządku i ktoś mnie kocha.

Uważasz Marta, że to nieprawda? I to Cię zraziło do niej?

A co do imprezy... a chcesz pójść? Jeśli tak - to idź, ale bez obiecywania czegokolwiek. I jeśli mogłabyś pokazać mu się od tej spokojniejszej strony, to pewnie dużo zyskasz. Myślę, że tak bardzo na luzie... o ile się uda.

:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez agik » 30 kwi 2009, o 09:23

Witaj Marta :)

Odszukaj sobie na forum temat Silence "zazdrość, zaborczość i nieskie poczucie własnej wartości".

Szkoda, zę się zraziłas do psychoterapii, bo właśnie ( tak na moje niefachowe oko) pani psycholog poruszyła kwestię kluczową.
Gdybys miała prawdłowy obraz siebie, nie wymyślałabyś różnych scenariuszy i nie traktowała ich, jak rzeczywistość.

Co do dzisiejszej imprezy- jeśli jesteś za siebie pewna, ze nie będziesz urządzać scen, że nie wybuchniesz ...niczym- ani płaczem, ani gniewem- to ja bym poszła na tę imprezę- skoro to on zadzwonił...Możesz to potraktować jako test- pytałaś, czy coś jeszcze z Waszego związku będzie- ja nie wiem, ale to okazja żeby się przekonać.

Pozdrawiam i trzymam kciuki
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez marta. » 1 maja 2009, o 15:06

Poszlam. To chyba była najstraszniejsza impreza w moim życiu.
Nie znałam prawie nikogo,sami ludzie od niego ze szkoły.
Wszyscy plotkujący-przyszli razem, ale się tak nie zachowują, on szaleje na parkiecie i to tak, że wcześniej dostałby po twarzy,ona siedzi przy stole.
Całą imprezę sakramencko mnie olewał. Np. gadał ze mną,a potem szedł sobie nagle gdzieś do ludzi. Nie wiem czy po to,żeby zobaczyć czy sie wsciekne,zrobie awanture.
Wytrzymalam do konca. Powiem szczerze-poszlam tam,bo sie balam. Balam sie ze zrobi cos,co bedzie bolec. Tak,tylko po to.
Co czterdziesci minut wpadalam do toalety i wybuchalam placzem. Modlilam sie zeby byla juz trzecia,bo do tej godziny wynajety byl lokal. Nie mialam najmniejszej ochoty tam siedziec.

Odporadzal mnie potem do taksowki. Nie wiem czy dlatego,ze go poprosilam,bo sie balam, czy chcial.Nagle mnie objal. Nic nie powiedzialam,bo tesknilam za tym.
W koncu przytulil i pocalowal. Powiedzial ze teskni, ze bardzo chce,ale nie tak,jak bylo do tej pory. Stalismy tak przytuleni,gadalismy o wszystkim,ze bedzie dobrze,ze chcemy,ze on chce,dwadziescia minut.
Bardzo sie balam,ze jest pijany i mnie po prpstu wykorzystuje,chce sie poprzytulac z kimkolwiek. Poprosilam wiec,zeby wrocil do tego jutro,jesli naprawde chce. Czyli dzisiaj. Obiecal tez,ze bedzie dobrze...Byl taki kochany.

Dzisiaj nie kursowały autobusy,a ze on ma samochod poprosilam zeby mnie zawiozl w jedno miejsce. Nie pocalowal mnie na dzien dobry. Nie byl jakos wybitnie mily...Cala dwudziestominutowa droge gadalismy o glupotach,byly tez chwile milczenia. Caly czas czekalam. W koncu,jak sie zatrzymalismy, powiedzialam wprost,ze co mialo znaczyc to wczoraj,ze czuje sie wykorzystana.... Zaczal mowic ze nie bedzie na moje zawolanie,ze o ja sobie wyobrazam,ze juz nagle wczoraj i wszystko bedzie ok. I skoro powiedzial,ze wroci do tego tematu,to wroci jak mu sie bedzie chcialo.
Poplakalam sie przez to wszystko. Ze wczoraj bylo tak pieknie i juz nagle dzisiaj mu sie odwidzialo... Czuje sie wykorzystana. A przeciez mowil,ze tesknil bardzo,ze nigdy nie bylo tak ze nie chcial naprawde. Ze bardzo chce.
Zapytalam,czy mam dzisiaj wieczorem do niego przyjechac,bo sie umawialismy wczoraj. Powiedzial 'jak chcesz'....
Chyba pojade. Ale nie wiem czy jest jeszcze po co.
marta.
 
Posty: 15
Dołączył(a): 11 wrz 2008, o 09:53

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 369 gości