przez lili » 25 kwi 2009, o 17:53
hej smutasku
życie nauczyło mnie tego, ze najfajniejsze przyjaźnie się rozpadają, najtrwalsze więzy się zrywają, największe miłości kończą. Parę lat temu miałam taką ekipę znajomych z pracy, których traktowałam jak rodzinę. kilka z tych osób uratowało mnie w najtrudniejszym momencie życia. tak się ze sobą zżyliśmy, że przychodziliśmy do pracy przed ósmą, żeby pierwszą godzinę w pracy wspólnie przebąblować na słuchaniu muzyki, piciu kawy i wspólnej fajce. Tamte wakacje to jedna wielka impreza, jak na koloniach, do dzisiaj twierdze, że był to najszczęśliwszy okres w moim życiu.
I co?
Dzisiaj prawie z nikim z nich nie mam kontaktu. Każde poszło w swoją stronę, wyprowadziło się bądź założyło rodzinę. Łza się w oku kręci do dzisiaj kiedy to wszystko wspominam a do zdjęć wracam w chwilach najgorszej depresji żeby sobie poprawić humor.
Wiele takich przyjaźni przez całe życie mi się przewinęło. Przez podstawówkę, szkołę średnią, jedne studia, drugie studia, pracę, ale niewiele z tego dzisiaj zostało. Tak to chyba jest w życiu.
Aktualnie jestem na etapie, że wierzę, że tym co zostanie na całe życie będzie rodzina, facet i dziecko. Bardzo możliwe że i to nie daje stabilizacji na całe życie i też może się skończyć w okamgnieniu.
Ale w takich właśnie chwilach cieszę się, że umiem skupić się na sobie, że umiem być trochę egoistką, że lubię i potrafię pracować nad sobą. Bo przyjaciele są i odchodzą, my zostajemy. Dziś myślę, że prawdziwy przyjaciel to wieeeeelki skarb, i jak spotkam jednego w swoim życiu takiego prawdziwego, to będę bardzo szczęśliwym człowiekiem.
pozdrawiam
lili