dylematy przed slubem

Problemy z partnerami.

dylematy przed slubem

Postprzez Giddy » 13 kwi 2009, o 01:30

Witam,

jestem na forum po raz pierwszy. Witam wszystkich bardzo serdecznie!

Muszę się wygadać, bo samej już nie bardzo mam sił.
Za dwa miesiące jest mój ślub, z facetem, z którym jestem od 6 lat. Jest wspaniałym człowiekiem, czułym, opiekuńczym, zaradnym… Czasem sobie o nim myślę, że jest aniołem. Jest nieludzko cierpliwy, zawsze przy mnie. Zawsze. Jednak ja mam wciąż wątpliwości. Ja po prostu panicznie boję się tego ślubu. Boje się nieodwracalności decyzji, cały czas uspakajam się ze są rozwody … ale przecież nie po to się bierze ślub! Budzę się w nocy, nie mogę się na niczym skupić… i wciąż kołacze się panika i tysiące pytań. Najbardziej boję się sama siebie, tego ze nie kocham go wystarczająco, że będę wewnętrznie pusta, smutna i tęskniąca za czymś …czymś nieokreślonym.

Rozmawialiśmy o tym wiele razy, zna doskonale mój stan i obawy. No
ale po prosty stawia sprawe jasno, albo ślub albo rozchodzimy się.
Rozumiem go i wiem, że dobrze robi. Nie ma sensu ciągnąć 6 letniego
związku skoro miałabym nie być pewna. On chce dzieci, pełnej
rodziny. A ja? A ja niby tego samego chcę. Choć już sama siebie nie rozumiem.

Aby sytuacja była bardziej skomplikowana, mam już dziecko z
pierwszego związku (nie było slubu), z facetem którego kochałam nad
życie. Zranił mnie bardzo, zostawił samą ...od dłuższego czasu jednak chce wracać i bardzo stara się zadośćuczynić dziecku swoją kilkuletnią nieobecność. Wiem, że mam dla niego nadal ciepłe uczucia, ale i nie chcę powrotów. Nie wierze mu i nie chcę nawet wystawiać się na próbę sprawdzenia "czy to możliwe, że ludzie tak się zmieniają". A przede wszystkim nie chcę wybierać między jednym, a drugim.
Mój wybór to tylko, czy chcę ślubu, czy nie.

Wydaje mi się, że w moich dylematach ze ślubem próby powrotu eksa
nie są aż tak istotne. Dylematy miałam zawsze, nawet zgadzając się
na zaręczyny. Może ja po prostu jestem niedojrzałą 30 latką, może nie umiem kochać. Zatraciłam zupełnie wiarę w swoją intuicję, głosy serca. Nie wiem zupełnie, co mam robić.
Rzucić się na głęboką wodę, czy wycofać
Strasznie boję się Go zranić (tak bardzo, jak kiedyś mnie zraniono) ale i strasznie boję się o siebie….. Giddy
Giddy
 
Posty: 3
Dołączył(a): 13 kwi 2009, o 01:10

Postprzez ten_z_przeciwka » 13 kwi 2009, o 02:15

Hej Giddy, witam na forum :)

Wiesz, czasami mam wrażenie, że nasze życie, to gra, a ten świat to jedno wielkie kasyno. Tyle decyzji podejmowanych w ciemno, bez najmniejszej wskazówki z zewnątrz. Bo na czym można się oprzeć, na rozsądku, czy głosie serca? Chyba nie ja jeden zawiodłem się na obu :)
Przepraszam, że nie odpowiadam wprost na Twoje pytanie, ale sam szukam podobnej odpowiedzi co Ty. Daj znać, jeżeli ją znajdziesz ;)

Pozdrawiam. Trzymaj się.
Avatar użytkownika
ten_z_przeciwka
 
Posty: 58
Dołączył(a): 26 sie 2008, o 09:14
Lokalizacja: Łódź

Postprzez zizi » 13 kwi 2009, o 08:02

Giddy

nie wiemy co będzie..........

ale to nie znaczy,że mamy poddać się....

nie boj się na zapas.....że zranisz.....że rozwód.....ze bedzie źle............

ehhhhh

każdy ma dylematy

a szczególnie ktoś z życiowym doświadczeniem

Ja jednak wierzę,że będzie dobrze..........że warto.......

:pocieszacz:
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez Justa » 13 kwi 2009, o 08:42

Ja mialam podobne leki przed zareczynami, slubem, konkretnym formalnym wiazaniem sie (dopiero za trzecim razem przyjelam oswiadczyny mojego chlopaka - co sie chlop wystaral, to jego ;-) - a ja sie po prostu balam uwiazania). I tez bylismy ze soba kilka lat (4). Wiec wiem, co przechodzisz.
Tygodnie przed slubem byly straszne, milion mysli na sekunde, ze ja nie jestem gotowa, ze jeszcze nie, ze czy na pewno?... Moj narzeczony angazowal sie w nas i zalezalo mu na nas mysle, ze bardziej niz mnie, bylam pewna, ze mnie kocha.
A ja doszlam w koncu do wniosku, ze jak sie powiedzialo A, to trzeba powiedziec B - skoro zdecydowalam sie z nim zwiazac, to nie bede go dluzej zwodzic i serwowac mu jazd.

Jak mowi mistrz Yoda: "Rob to albo nie rob, nie ma probowania!". ;-)

Wiesz, kto nie zaryzykuje w zyciu pewnych decyzji, nie pozna 'na sucho' co one znacza. Mysle, ze warto podjac ryzyko, choc pewnosci jak bedzie 'po' nikt Ci nie da. Jednak mam poczucie, ze dobre podstawy macie. Zycze powodzenia. :-)
Justa
 
Posty: 1884
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 18:06

Postprzez Giddy » 14 kwi 2009, o 00:57

---------- 13:21 13.04.2009 ----------

Witam,

dziękuję ze tak szybko odpisaliście. Nasz związek ma wiele dobrych podwalin, wiele razy mieliśmy okazję go przetestować i zawsze narzeczony się sprawdzał. Może to brzmi egoistycznie jakbym go jedynie wykorzystywała do testów;-) Ale w takich sytuacjach, w jakich my się znaleźliśmy mogliśmy sprawdzić się wzajemnie …. I wiem, ze na tego człowieka można liczyć. Jak mieć dziecko, rodzinę to tylko z nim… i czuję, ze tego nie umiem docenić. Bóg stawia mi na drodze skarb, a ja nie umiem….

Jestem w takiej rozsypce, jak chyba nigdy dotąd. Zupełnie wszystko wyszło spod kontroli. Czuje się jakbym wariowała, nie rozumiem siebie, nie widzę dobrego wyjścia. Eks cały czas wydzwania, bierze wciąż dziecko, które po każdej wizycie znów ma smutek w oczach, że rodzice nie są razem. Mój narzeczony był dla niej jak ojciec i pewnie nadal jest, ale odkąd wizyty eksa są tak intensywne, to ma mętlik w głowie. Eks nie namawia córki przeciwko nam, ale sama obecność, sam fakt, ze ma więcej czasu niż my…. rzucił całkowicie pracę, przeprowadził się do mojego miasta i twierdzi, że czeka… miałam chaos już bez jego obecności, ale teraz jest jeszcze gorzej.
Gdybym tylko wiedziała, czego ja tak naprawdę chcę, co zrobić by było dobrze, by jak najmniej zranić, a cokolwiek zrobię kogoś zranię ….i chyba to dusi najbardziej.

---------- 13:23 ----------

Justa, i jak teraz? Zakładam, ze jesteście już małżeństwem i jak odczucia?
pozdrawiam, G.

---------- 00:57 14.04.2009 ----------

Witam raz jeszcze,

znów nie mogę spać, napisałam do siebie list. Wyrzuciałam z siebie wszystko, co zalegało i truło mój mózg i duszę. Nie wiem, czy pomoże, ale chwilowo jest lżej.

To forum faktycznie wciąga, przeczytałam sporo wątków, trudniejszych niz moje.
Jednak doszłam do wniosku, że poczucie , ze cokolwiek zrobię to kogoś skrzywdze jest najistotniejsze dla mnie w tej sytuacji. Do tej pory, gdy nawet byłam w BARDZO zawiłych labiryntach zycia (np. decyzja o samodzielnej ciązy) to wybór był oczywisty, czarno-biały. Chyba jednak mam zanizone poczucie wartości i musze zyć tak, by jak najmniej ranić innych... mam zadanie do rozmyslania do rana:-)
Giddy
 
Posty: 3
Dołączył(a): 13 kwi 2009, o 01:10

Postprzez ewka » 14 kwi 2009, o 10:13

Giddy napisał(a):Jak mieć dziecko, rodzinę to tylko z nim… i czuję, ze tego nie umiem docenić. Bóg stawia mi na drodze skarb, a ja nie umiem….

A mnie się wydaje, że doskonale doceniasz. I że tam głęboko jesteś przekonana i pewna... Twoje wątpliwości pewnie stąd, że to coś nieodwracalnego i nigdy się nie wie, czy dostatecznie jesteśmy do tego gotowi. Nie wiem, czy warto AŻ TAK GŁĘBOKO wnikać... z drugiej strony taką gotowość "na dzisiaj" należałoby czuć - mimo ryzyka i niepewności. Ty jej nie czujesz albo się boisz poczuć, a obecność Ex za bardzo Ci nie pomaga.

Nic odkrywczego nie napisałam, wiem... trzymam kciuki za dobre decyzje
:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez janiol » 15 kwi 2009, o 10:43

Witaj

Dla mnie sprawa jest prosta.
Eksa to bym sobie darował, nie umiał się sprawadzić kiedy go potrzebowałaś, dlaczego masz wierzyć, że teraz będzie lepiej - powiem Ci - nie będzie lepiej.

Jak sama opisujesz trafilaś na świetnego gościa, na kogoś komu możesz zaufać, kto Ciebie kocha i szanuje, na kogo możesz liczyć z kim chcesz mieć dzieci. Ja Ci szczerze zazdroszcze.
Zainwestuj w ten związek i ciesz się miłością juz po ślubie - to kolejny etap, a tych z kolei będzie jeszcze dużo.
Nikt nie da ci gwarancji czy będzie dobrze czy będzie źle to zależy od Was, od tego czego będziecie chcieli, jak pokierujecie Waszą miłością.

Jeszcze jedno... zauważ, że czas, który upływa jest nie powtażalny
- czy jeśli weźmiecie ślub to chcesz to własnie tak wspominać?
- ślub to (dla mnie) najpiękniejsze wspomnienie w życiu, nigdy bym tego na nic nie zamienil - więc podejmij decyzję albo w jedną albo w drugą i ciesz się z niej jak najbardziej potrafisz.
Ważne jest, za nim zaczniesz cos robić aby nastawić się na sukces i zakładać, że sie uda :) to pomaga - naprawdę.

Miłego dnia
Janiol
janiol
 
Posty: 30
Dołączył(a): 14 kwi 2009, o 22:44

Postprzez Justa » 23 kwi 2009, o 22:01

---------- 23:17 16.04.2009 ----------

Giddy,
tak, jestesmy malzenstwem - w maju mina 4 lata od slubu. Powiem Ci, ze na poczatku mialam lekkie schizy nieodwracalnosci pt. 'uwiazalam sie', ale mocno zaznaczalam wtedy swoja odrebnosc i niezaleznosc (o ktore zreszta dbalam i dbam przez caly czas). Moj malz zawsze to szanowal i szanuje, oboje zreszta szanujemy siebie jako odrebne jednostki, a nie tylko jako naczynia polaczone. ;-)

Patrzac z perspektywy czasu widze, ze duzo dobrego stalo sie w moim zyciu dzieki temu zwiazkowi. I wiem, ze warto bylo sie zdecydowac. Oczywiscie to nie jest tak, ze wszystko zawsze szlo jak po masle - czasem (szczegolnie w pierwszym roku) darlismy ze soba koty, ze az wiory lecialy.. oj tak, docieralismy sie ostro. :lol:

Ja mysle, ze pojawienie sie Twojego eksa mocno na Ciebie wplynelo - nawet jesli piszesz, ze nie. Moze nawet nie sam eks, tylko reakcja Twojej corki na niego. Widzisz... musisz odpowiedziec sobie na pytanie - czego tak naprawde od niego oczekujesz i jak sobie wyobrazasz swoje zycie w ogole.

Piszesz, ze cokolwiek postanowisz, to kogos zranisz. ok, jesli zrezygnujesz z planowanego slubu - zranisz swojego narzeczonego. Ale jesli wyjdziesz za niego, to KOGO zranisz? I czym dokladnie?


---------- 22:01 23.04.2009 ----------

Giddy, bywasz tu jeszcze? jak sie masz?
Justa
 
Posty: 1884
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 18:06

Postprzez ten_z_przeciwka » 26 kwi 2009, o 03:19

Tak jeszcze ogólnie, a'propos "eksów"...
Małżeństwo moich rodziców trwało 4 lata. Obecnie są 17 lat po rozwodzie. Mój ojciec wciąż jest zazdrosny o moją matkę do tego stopnia, że ona "dla świętego spokoju" ukrywa przed nim swoje inne związki... Taki to z niego pies ogrodnika.
Nie wiem co ta zabawa ma na celu, ale stwarza masę absurdalnych sytuacji i na pewno nie uprzyjemnia czasu jej uczestnikom...
Jeżeli "były" stał się "byłym" to niech nim pozostanie ze wszelkimi tego konsekwencjami.

Pozdrawiam.
Avatar użytkownika
ten_z_przeciwka
 
Posty: 58
Dołączył(a): 26 sie 2008, o 09:14
Lokalizacja: Łódź


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 366 gości

cron