Internet kością niezgody?

Problemy z partnerami.

Internet kością niezgody?

Postprzez Meegi » 21 mar 2009, o 13:20

Witam.
Jak widać to mój pierwszy temat i pierwszy post na tym forum, więc nie do końca wiem, od czego zacząć. Czasem człowiek stara się sam uporać z problemami. Myślałam, że tym razem też dam radę, ale są sprawy, które siedzą zbyt głęboko i mimo szczerych chęci nie jestem w stanie poradzić sobie z nimi w pojedynkę. Zapewne nie wyczytam tutaj żadnych złotych rad, więc nie wiem na co liczę. Może na jakieś obiektywne opinie, trafne komentarze lub coś, co pozwoli mi zmienić nieco punkt widzenia. Wątek pasowałby w zasadzie zarówno do działu o problemach seksualnych, jak i tutaj, jednak myślę, że w wielu przypadkach problemy te dotyczą jednocześnie tej pierwszej i drugiej sprawy. No nic, przechodząc do sedna...

Od sześciu lat jestem w związku. Nie wiem, czy udanym, czy nie. Tego chyba nie można określić tak jednoznacznie. Jak w każdym, były dobre i złe chwile. Przeżyliśmy razem sporo, pojawiały się też zdrady, kłamstwa i efekt tego wszystkiego - kilkumiesięczna przerwa. Oboje zatęskniliśmy do siebie. Miałam nadzieję, że wróciliśmy do związku mądrzejsi o kilka doświadczeń i przede wszystkim dojrzalsi. No i tutaj rozczarowanie...

W trakcie tej kilkumiesięcznej przerwy Robert (imię na potrzeby tematu) poznał kogoś. Trudno mi opisać to uczucie, gdy dowiedziałam się, że próbuje układać sobie od nowa życie z inną osobą. Świadomość tego, że dotyka, całuje i okazuje czułość obcej kobiecie doprowadzała mnie do skrajnej rozpaczy. Tak czy inaczej, przygodę tą zakończył i wrócił. Początkowo myślałam o tym, co się wydarzyło, nawet dużo. Rozum podpowiadał bym odpuściła i zaczęła żyć na nowo, a jakaś chora intuicja kusiła do ciągłego sprawdzania (posunęłam się nawet do przeglądania archiwum komunikatorów internetowych i historii pisanych smsów). Wiedziałam, że to, co robię jest głupie, ale z drugiej strony koszmarnie bałam się kolejnego rozczarowania.
Wyjściem z sytuacji mogła być dla mnie jedynie szczera rozmowa z Robertem. Obawiam się jednak, że takiej nie przeprowadzę z nim nigdy. Mam wrażenie, że to już nie ten człowiek, którego pokochałam kilka lat temu. Zrobił się niewrażliwy na smutek, łzy i prośby. Na pytanie, czy mnie kocha odpowiada "tak", ale cóż mi po tym, skoro nie daje mi tego poczuć. Czuję, że jest znudzony.
To wszystko odbija się na seksie. Dawniej zwykłe poczucie bliskości dawało mu satysfakcję. W tej chwili na każdym kroku szuka coraz mocniejszych wrażeń. Boję się, że to wina internetu. Wiem, że przeglądał pornograficzne strony. Nie wiem, na ile jest to normalne, gdy ma się u boku kobietę, z którą można przeżywać to w rzeczywistości. Pierwsza myśl, jaka przyszła do głowy to oczywiście ja... że za gruba, że źle ubrana, pewnie już mu się nie podobam. Cóż, zabrałam się za dietę, kupiłam kilka nowych ciuszków i bieliznę. Nie pomogło. Wręcz przeciwnie, stracił całkowicie ochotę na seks. Dawniej nie do pomyślenia było, aby kiedykolwiek "nie miał ochoty" bądź "był zmęczony". Z tego, co wiem to kobiety stosują tego typu wymówki. Może jestem za mało tolerancyjna? Boję się, że spotyka się z poznanymi w internecie dziewczynami, bądź spotkania takowe ma w planach. Wiem, że nie będę w stanie już tego wybaczyć. Wiem też, że nie powie mi prawdy, gdy zapytam. Nie chcę sprawdzać i inwigilować. Chcę ufać. Tylko jak ja mam zaufać człowiekowi, który za nic zaufania tego nie próbuje odzyskać?

W tej chwili to ja nie potrafię kochać się jak dawniej. Gdy Robert próbuje zbliżyć się do mnie od razu przed oczami mam widok jego, siedzącego przed komputerem, rozmawiającego z jakimiś panienkami i dogadzającego sobie w pojedynkę. Budzi to we mnie obrzydzenie. A przecież nie mogę brzydzić się własnego partnera... Nie chcę, by to robił. Chcę, by było jak dawniej. Boję się, że sama zacznę szukać bliskości gdzie indziej. Już teraz lgnę do osób, które potrafią przytulić mnie, pocieszyć i pogłaskać po głowie. To Robert miał być moim mężem i ojcem naszych dzieci. Da się to jeszcze jakoś naprawić? Bo na chwilę obecną nie wyobrażam sobie małżeństwa, w którym panują takie relacje...
Meegi
 
Posty: 2
Dołączył(a): 21 mar 2009, o 12:21

Postprzez kajunia » 21 mar 2009, o 13:34

Hej, witaj na forum :) To co piszesz jest mi bliskie, bo przeżywałam podobne rzeczy, jeszcze jakiś rok temu. Niestety u nas to nie wypaliło, w końcu się rozstaliśmy, ale oczywiście u Ciebie nie musi tak być. A co jakbyś odpuściła? Przestała się nim interesować, zajęła się sobą? Często mężczyźni widząc brak zainteresowania ze strony partnerki nagle dostają olśnienia. Takiego olśnienia doznał mój były, tylko odrobinę za późno, jak już podjęłam ostateczną decyzję. Poza tym odpowiedz sobie na pytanie... czy jesteś pewna, że go kochasz? Czy to może upór, albo strach przed samotnością? Jesteś z nim szczęśliwa? Ja pamiętam że mnie raz po raz ogarniało poczucie beznadziejności, że nic nie d arady już uratować, ale tkwiłam w tym bo nie umiałam podjąć konkretnej decyzji, też sprawdzałam go i jednocześnie czułam złość na siebie, też musiałam go wypytywać czy mnie kocha, też sprawiał wrażenie jakby przestało mu zależeć nawet na seksie (kiedyś było wręcz odwrotnie). Potem już po rozstaniu powiedział mi że zachowywał się tak bo był pewien że ja zostanę z nim cokolwiek by nie zrobił, że czuł że ma jakąś władzę nade mną i to wykorzystywał, moją słabość do niego. To tylko takie moje podobne doświadczenia, a moja propozycja w związku z tym- odpuścić, chociaż na tyle, żeby dać mu do myślenia, zamiast stosować diety, robić coś specjalnie dla niego, zmień nastawienie i zacznij robić coś tylko dla siebie.
Avatar użytkownika
kajunia
 
Posty: 517
Dołączył(a): 22 gru 2008, o 10:14

Postprzez Meegi » 21 mar 2009, o 13:58

Szczerze mówiąc to odpuściłam już jakiś czas temu. Też miałam nadzieję, że zadziała. Efekt całkowicie odwrotny. Zamiast zatęsknić za mną i zastanowić się nad wszystkim uciekł do komputera i wirtualnych znajomości. Czy go kocham? Kocham na pewno Roberta, którego poznałam sześć lat temu. Nie mogę nagle odkochać się, tylko dlatego, że się zmienił. Na decyzję o zakończeniu tego jestem chyba za słaba. Wiem jak źle było mi bez niego i nie chcę, aby historia się powtórzyła. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze presja jego i mojej rodziny. Ciągłe pytania o ślub, wspólną przyszłość. Nie mam pojęcia jak zachować się w tej sytuacji.

Czy jestem szczęśliwa? Teraz mogę powiedzieć z pewnością, że nie. Żyję nadzieją na to, że coś się zmieni. Tyle, że ja nie chcę bezczynnie czekać na cud. Gryzie mnie wiele rzeczy, a nie mam odwagi powiedzieć mu o nich, bo wiem, że spotkam się jedynie z atakiem (najlepszą metodą obrony jego zdaniem). Cały czas słyszę tylko, że wyolbrzymiam sprawę, że szukam problemów i jestem przewrażliwiona. Z początku buntowałam się przeciw temu, teraz zaczynam zastanawiać się, czy aby na pewno nie przesadzam. Z drugiej strony jednak, wydaje mi się normalne, że ludzie mają różne systemy wartości. Dla mnie zaufanie i poczucie bezpieczeństwa są niezwykle ważne w związku, jeśli nie najważniejsze. Skoro ja szanuję jego potrzeby to oczekuję uszanowania również moich. Na tym przecież polega bycie razem...
Meegi
 
Posty: 2
Dołączył(a): 21 mar 2009, o 12:21

Postprzez kajunia » 21 mar 2009, o 14:06

Mówisz jak ja jeszcze jakiś rok temu... Nie wiem co Ci poradzić. Może musisz odpowiedzieć sobie na pytanie szczerze w duchu, czy warto, czy to ma sens, bo dobre chęci rozumiem, że są tylko z Twojej strony? Czy może nie? A jakie są pozytywne aspekty bycia z nim? Co za tym przemawia, poza Twoimi obawami przed rozstaniem i presją ze strony rodziców? Jak on się zachowuje? Czujesz, że mu zależy, że kocha?
Avatar użytkownika
kajunia
 
Posty: 517
Dołączył(a): 22 gru 2008, o 10:14


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 341 gości

cron